Rozdział 8 - Tylko winni się tłumaczą

Początek następnego dnia nie należał do udanych. Mia została w domu z powodu bólu głowy, ja zaś musiałam do szkoły podjechać autobusem, na który rzecz jasna nie zdążyłam, więc skazana byłam jechać następnym. A los tak chciał, że prócz mnie jechał nim również Harry. Oczywiście nie obyło się bez docinek. Na domiar złego, w trakcie drogi przesiadł się tuż za moje siedzenie i niczym małe dziecko kopał w oparcie mojego fotela.

Raptem po przekroczeniu progu szkoły zdecydowałam, że namówię Cassy, aby przyjęła Mię do drużyny cheerleaderek. Jeśli w jakiś sposób miało jej to pomóc powiększyć samoocenę...

Cała szkoła tego dnia była jednak jakaś nerwowa. Wszyscy latali po korytarzach i nie wiedzieć czemu wielu uczniów było poddenerwowanych.

– Mówię ci, to wydarzyło się dzisiaj rano! – krzyczała jakaś dziewczyna do swojej przyjaciółki.

Zerknęłam niepewnie na Harry'ego, który szedł korytarzem szkolnym kilka kroków za mną. On najwyraźniej też nic z tego nie zrozumiał, gdyż pokiwał jedynie głową.

Wszyscy zebrali się w stołówce. Prawdopodobnie było to jedyne pomieszczenie zaraz po boisku szkolnym w którym mogła zmieścić się cała nasza szkoła.

W tłumie mamroczących do siebie ludzi w końcu dostrzegłam Cassy i Shawna. Stali blisko jakiegoś zamieszania i przysięgłabym, że w całym tym rozgardiaszu na przedzie, którego jeszcze nie widziałam dobrze, dostrzegłam białe kitle. Czy stała tam też policja? A może mi się zdawało?

– Tu jesteś! – uradowała się Cassy.

– Co się stało? – zapytałam zdezorientowana, wyciągając szyję, aby lepiej dostrzec co znajdowało się w utworzonym przez grupkę ludzi kole. Rzeczywiście stał tam jeden lekarz i dwóch kierowców pogotowia oraz jeden policjant.

– Ktoś pobił drugoklasistę – wyjaśnił Shawn. – Znaleźli go jego koledzy dzisiaj o 8 rano, właśnie tu w stołówce.

– Coś mu się stało?

– Byliśmy trochę za późno, żeby móc się mu przyjrzeć – powiedziała Cassy takim zafascynowanym tonem, jak gdyby mówiła o zwierzątku w zoo.

– Podobno został dotkliwie pobity. A ten tłum w stołówce jest dlatego, że dyrektor jest dopiero w drodze do szkoły. A nikt, prócz niego, nie potrafi opanować tłumu gapiów – wytłumaczył mój przyjaciel. Wzięłam głębszy oddech, nie mogąc uwierzyć, że takie rzeczy dzieją się w naszej szkole.

– A widział kto mu to zrobił? – dociekałam.

– Nie wiem. Słyszeliśmy tylko, jak coś mamrotał w odpowiedzi na pytania lekarza. Zaraz zabierają go do szpitala.

– To on! To on! – zawył nagle zmęczony głos, a ja aż podskoczyłam. Wszyscy spojrzeliśmy w stronę dochodzącego krzyku i prędko spostrzegłam, że między mną, a pobitym chłopakiem utworzył się wolny korytarz. Opuchnięty i cały we krwi drugoklasista wskazywał na mnie swoim palcem.

– Ja? – wybuchnęłam panicznie.

– Nie ty. – Ktoś odsunął mnie w bok, czułam, jak Cassy łapie mnie za rękę. – Chodzi mu o niego!

Tuż za mną stał Harry.

– To on mnie pobił! – wrzasnął ponownie pobity chłopak. – To był on. Miał na sobie białą maskę z czerwonymi liniami na policzkach... później ją ściągnął... i tak... pamiętam... to jego twarz!

Harry stał, jak wmurowany w ziemię. Jego twarz zbladła i przypominała teraz kartkę papieru. Wyglądał na przerażonego, ale na pewno nie na winnego.

Tłum zaczął obrzucać go wrogimi słowami. Leciały przekleństwa i groźby śmierci, nad którymi nikt nie potrafił zapanować. Głosy nauczycieli nikły w jednym wielkim gwarze.

Spojrzałam w jego oczy, a on w moje. Nie wyglądał na winnego. Poza tym, przecież jechał ze mną drugim busem. To nie było możliwe, żeby był w dwóch miejscach naraz. Ponadto widziałam w jego oczach coś co sprawiło, że krzyknęłam najgłośniej, jak potrafiłam:

– To nie on! To do cholery nie był Harry!

Tłum uczniów zamilkł.

– Ten chłopak mówi, że go widział. – Nick, kolega Froya stanął mi przed twarzą. – Przecież nie kłamałby w takiej sytuacji.

– Tak, widziałem go... to był on – potwierdził pobity chłopak.

Poczułam wzrok wszystkich na mnie. Przełknęłam ślinę, nie mając w zanadrzu konkretnych dowodów na niewinność Harry'ego. Ale po prostu wiedziałam to...

– Kiedy to się stało? – zapytałam głośno, wpatrując się w podłogę. Musiałam coś wymyślić, zanim tłum zacznie wyzywać i mnie. – Kiedy dokładnie to się stało? – Zerknęłam na pobitego chłopaka, któremu założono już ochronny kołnierz. – O której przyszedłeś do szkoły?

– Byłem tu za dziesięć ósma.

Odszukałam wzrokiem zegar na ścianie. Była 8:20. Cały incydent stał się 30 minut temu. Harry miał więcej przystanków do szkoły, niż ja. A nawet jeśli, zrobiłby to... nie zdążyłby wrócić, by jechać innym busem ze mną. Myśli plątały mi się w głowie.

– To nie był on. Jechał ze mną autobusem – powiedziałam stanowczo, a mój zdanie spotkało się z falą wulgaryzmów i odmiennego toku myślenia.

– To może pobił go, a później wrócił do domu? Nie wzięłaś tego pod uwagę? – ruszył na mnie dziko Nick. Miał strasznie przekrwione oczy. Co mu się stało?

– To niemożliwe – powtórzyłam przez zęby, dodając: – Może też tu byłeś, jak taki pewny jesteś winy Harry'ego?

Oddalił się ode mnie, obgryzając wściekle dolną wargę.

– Ja nie zrobiłbym takiej rzeczy. Nie było mnie tu. Byłem razem z Froyem. Jechaliśmy razem moim autem do szkoły – tłumaczył się, a zdenerwowanie coraz bardziej widać było na żyłce jego skroni. Nie przepadałam jakoś za tym człowiekiem.

– Cisza! – Na stołówce pojawił się dyrektor. – Proszę wszystkich o rozejście się do swoich klas! Trwają już lekcje!

– I po co go bronisz? – usłyszałam nagle. Podniosłam wzrok, żeby zobaczyć Froya. – Przecież wiesz, że byłby do tego zdolny.

Kilku jego kolegów potwierdziło głośnymi krzykami. Był na mnie zły.

– Bo to nie był on! Nie dałby rady dostać się tutaj w tak krótkim czasie! Nawet jeśli zaatakowałby tego chłopaka, musiałby dostać się w okolice mojego domu, by wsiąść do autobusu przede mną! Kiedy ja wsiadałam, on już w nim siedział! A z mojego domu mam 20 minut do szkoły, czyli nawet jeśli byłoby to jakimś cudem możliwe, i by to sobie tak to ciekawie zaplanował, musiałby być w dwóch miejscach naraz. Bus odjeżdża z mojego przystanku o 7:58, poprzedni przystanek jest oddalony o raptem dwie minuty. Czyli w najgorszym dla Harry'ego wypadku, jeśli założymy w ogóle, że to był on i że jego plan miał założyć szybkie cofnięcie się z miejsca ataku, wsiadł o 7:56 do autobusu. Ale w to nie wierzę.

– Wyjechałem spod mojego domu o 7:49 – oznajmił Harry.

– Jest to niemożliwe, żeby dostał się spod swojego domu do szkoły w tak krótkim czasie i jeszcze cofnął się w nim, aby ze mną jechać autobusem – spuentowałam moją pomieszaną teorię. – To musiał być ktoś inny.

– Spokojnie, pani Luca. – Poczułam na ramieniu dłoń dyrektora. – Myślę, że jeśli pan Styles jest niewinny prędko wróci do szkoły po przesłuchaniu go przez policję.

– Ale po co ma być przesłuchiwany? Przecież go tu nie było. – Trzymałam się swojego.

– Odsuń się od tego, Ciara. Nie broń go – wtrącił Froy. Posłałam mu wściekłe spojrzenie.

– Jest podejrzanym, więc policja z zasady musi go przesłuchać – rzekł dyrektor. – Proszę resztę młodzieży o rozejście się do swoich klas!

Harry został zatrzymany przez policję, która wyprowadziła go tylnymi drzwiami, aż do radiowozu. Patrzyłam przez okno, jak wóz odjeżdża.

– Chodźmy już. – Cassy pociągnęła mnie za rękę.

Większość lekcji przeleciała sprawnie, chociaż raptem na połowie z nich byłam w stanie się skupić. Moja głowa zapełniona była myślami o Harrym. Czy rzeczywiście byłby do tego zdolny? Tak twierdził Froy, lecz jak wiadomo obydwoje nienawidzili się. O ile Froy był Harremu obojętny, o tyle Harry Froyowi już niekoniecznie. Często słyszałam, jak o nim plotuje ze swoimi kolegami z drużyny. Bóg wiedział, co mówił, kiedy nie byłam w pobliżu.

Wkopanie Harry'ego było by Froyowi na rękę i doskonale o ty wiedziałam.

Na przerwie, jak zwykle chcieliśmy usiąść na stołówce, lecz pomieszczenie zostało zamknięte przez policję, która prowadziła tam śledztwo. Zbierali wszystkie dowody, które mogłyby pomóc zdemaskować winnego za pobicie chłopaka.

– Ej! Ciara! I jak tam twój kolega? Został już skazany za pobicie? – słyszałam przez cały dzień.

Usiedliśmy więc w trojkę w bibliotece, gdzie niewielu lubiło spędzać swój czas wolny.

– Zwariuję – jęknęłam, rozkładając się na wytartej sofie, która stała na samiutkim końcu biblioteki. – Czemu tak trudno im pojąć, że Harry jest niewinny.

– Muszą to sprawdzić, Ciara.

– Ale on jechał ze mną autobusem...

– Wiem, wierzę ci, że masz rację – przyznał Shawn. – Harry z pewnością nie mógł być w dwóch miejscach jednocześnie.

– Ale przyznać musicie, że ten cały Harry jest dziwny – wtrąciła Cassy. W ręku trzymała jakąś książkę o tematyce romansu. – Poza tym jestem zdania takiego co Froy. Harry mógł to zrobić, w końcu Froy wie co mówi, mam rację?

– O czym mówicie? – zapytał Shawn, niepewny tego, czy wiedział cokolwiek na ten temat. Prawdę mówiąc Shawn nie wiedział, więc nie zdziwiła mnie jego zszokowana mina. Nie mieszkał z nami, kiedy to się wydarzyło, a później, po latach nie było to już istotne.

– Harry kiedyś pobił Froya – wyjaśniła Cassy. – Ale nie mnie o to pytać. Ciara przy tym była. – Shawn swoją zdumioną twarz obrócił w moją stronę.

– Tak, to prawda. Ale Harry nie miał teraz motywu, aby to zrobić. Po co miałby bić, jakiegoś drugoklasistę?

– A ostatnim razem? – Cassy spojrzała na mnie z ponad książki.

– Ostatnim razem poszło o zabawkę. Pistolecik na wodę.

– Nie sądzisz, że też był to słaby motyw, jak na bójkę?

– Byliśmy dziećmi! – wściekłam się. Czemu wszyscy byli przeciwni Harry'emu?

– Ćś! Nie krzyczcie tak. Moi drodzy jesteście w bibliotece. – Zza ogromnego regału wynurzyła się nagle pani Garcia. Nauczycielka języka Hiszpańskiego i opiekunka biblioteki.

– Słyszała pani o tym co się stało? – spytała Cassandra.

Pani Garcia była prawdopodobnie najbardziej lubianą nauczycielką w szkole. Zawsze pomocna i miła, z reguły nie krzyczała na uczniów, ale swoim głosem i gadaną potrafiła uciszyć niejednego rozbrykanego młodzieńca. Była wysoka, miała ciemne, długie włosy zawsze zwinięte w grubego koczka. Pochodziła z Hiszpanii, a każdy w szkole uwielbiał jej akcent, który dało słyszeć się nawet, gdy mówiła po angielsku.

– Słyszałam właśnie, że zabrali Harry'ego na przesłuchanie. – Dosiadła się do nas.

– Ale to nie był on – burknęłam niezrozumiale.

– Myśli pani, że mógł to zrobić? – zapytała przyjaciółka.

Pani Garcia spoglądała na mnie, lecz ja próbowałam nie patrzeć w jej oczy. Byłam zbyt wkurzona.

– Nie, myślę tak, jak Ciara, że Harry jest niewinny.

– Wreszcie ktoś, kto myśli tak, jak ja – ucieszyłam się, na co kobieta się uśmiechnęła. – Nikt mi nie wierzy w to co mówię. – Shawn zmrużył oczy. – No oprócz ciebie Shawn. W każdym razie, nawet gdyby nie było niepodważalnych dowodów na jego niewinność, ale takie są, Cassy – zwróciłam się bardziej do niej, niż do innych. – to ja po prostu wiem, że on tego nie zrobił.

– Ale skąd! – Cassy podniosła głos, na co pani Garcia uciszyła ją dłonią.

– Bo wiem.

– Ale co kazało ci wysunąć takie wnioski, Ciara? Prawda jest taka, że broniłabyś go nawet wtedy gdyby był winny pobicia tego chłopaka.

– Nie robiłabym tego.

– Tak, właśnie, że zrobiłabyś to. A to dlatego, że on ci się podoba, Ciara.

Zakrztusiłam się własną śliną, słysząc to zdanie, które wypłynęło z jej ust. Odchrząknęłam spokojnie, gdy Cassy kontynuowała:

– Wiem od dawna, że często na siebie zerkacie. To widać, Ciara. Widzę to ja, widzi to Shawn i obawiam się, że powoli zaczyna widzieć to Froy. Dlatego kazał ci go nie bronić.

– Wiesz o tym, że Froy zrobiłby wszystko, aby dokopać Harry'emu.

– Wątpię w to szczerze, natomiast wiem, że w przeciwieństwie do Harry'ego, Froy chce cię bronić. Harry za to wepchnąłby cię w najczarniejsze gówno i tam pozostawił, abyś zgniła.

Nie odpowiedziałam.

– Widzisz, Ciara. Doskonale o tym wiesz, dlatego milczysz. – Potrząsnęłam głową. – My tylko chcemy dla ciebie dobrze, więc proszę trzymaj się od niego z daleka. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top