Rozdział 12 - Biała gorączka
Nasz ojciec aktualnie przebywał gdzieś w południowej Ameryce. Właściwie mało kto nadążał za jego wyjazdami. Zdawało mi się czasem, że nawet nasza matka przestała go wypytywać o dokładne miejsca jego pobytu. Chyba mu ufała i wierzyła, że po czasie wróci cały i zdrowy z garstką nowych kompanów chcących zainwestować we wspólną firmę pana Snydera i jego.
A może też wiedziała coś, czego my nie wiedziałyśmy? Z reguły spokojnie podchodziła do ciągłych wyjazdów ojca. Ale nie dało się ukryć, że to pod jego nieobecność stawała się prawdziwą kobietą z krwi i kości. Kiedy bywał w domu, była jedynie jego prawą ręką i kurą domową.
Po cichu zamknęłam za sobą okno od biura ojca. Jego mały pokoik zazwyczaj stał zamknięty, nawet wtedy, kiedy przebywał w domu. W zwyczaju miał zaszywać się tu na długie godziny i pracować w ciszy nad tym, nad czym akurat pracował – choć mało kogo to zawsze obchodziło.
Rozejrzałam się po zapełnionych książkami półkach. Wiele tytułów było w języku Hiszpańskim, którym nasz ojciec władał perfekcyjnie. Nauczył się go mieszkając przez kilka dobrych lat na Kubie.
Podeszłam do drzwi i jednym ruchem je otwarłam, dostając się na korytarz. Szloch Mii dobiegał gdzieś z salonu, albo z kuchni? Nie wiedziałam. Ruszyłam cicho w stronę największego pomieszczenia w domu.
Mia siedziała na schodach. Cały czas ubrana w obłocone ciuchy, płakała. Twarz skrytą miała dłońmi, więc nie dostrzegła, kiedy znacząco się do niej zbliżyłam.
– Mia?
– Co?! Jak ty się tu dostałaś! – wrzasnęła. – Wynoś się stąd, Ciara!
Rzuciła mnie swoim butem. Prędko zrobiłam unik, aby nie dostać nim w twarz.
– Ej! Przestań! – ryknęłam.
Ściągnęła drugiego buta, a następnie i nim cisnęła w moją stronę. Brudne obuwie obiło się o jasnożółtą ścianę za moimi plecami.
– Przestań do cholery! – krzyknęłam ponownie. – Powiem wszystko matce, jeżeli się nie uspokoisz.
– Pieprz się – wypaliła i prędko wbiegła po schodach. Po chwili usłyszałam, jak trzaska drzwiami od swojego pokoju.
Zajęłam się sobą. Bo co miałam innego zrobić?
Po spędzeniu godziny przed telewizorem, postanowiłam zajrzeć ponownie do pokoju ojca.
Nasza mama zazwyczaj nie pozwalała nam tu zaglądać w obawie, że ruszymy ojcowskie dokumenty, albo co gorsza coś zepsujemy, pogubimy, poplamimy – używała różnych synonimów na nasze ogólne niedbalstwo. Ale teraz jej nie było, a książki na półkach taty zachęciły mnie swoimi tytułami.
Wślizgnęłam się do pomieszczenia i starając się nie zainteresować wieloma ekscytującymi pierdołami stojącymi na jego komodzie podeszłam od razu do biblioteczki.
Wiele książek było o tematyce naukowej. Przez archeologię, po finanse. Prędko zdałam sobie sprawę, że nie znajdę w nich ciekawej powieści kryminalnej. Wybrałam więc coś z archeologi, na dodatek napisane w języku Hiszpańskim. Na jej grzbiecie w szeregu naniesione graficznie były różne afrykańskie maski.
Książka była bardzo szeroka, ostrożnie więc wyciągnęłam ją spomiędzy innych. Nie dałam jednak rady zapobiec przewróceniu się pozostałych stojących w rzędzie. Wywróciły się, jak domino, kurz przysłonił na moment moje pole widzenia, a kilkanaście kartek naraz wyfrunęło, choć nawet nie wiedziałam skąd.
Myślałam, że moja mama tu częściej zagląda...
Prędko schyliłam się po dokumenty, które teraz leżały rozrzucone na ozdobnym bordowym dywanie ojca. Zebrałam je do kupy, chcąc wcisnąć je gdziekolwiek, a w późniejszym czasie, ewentualnie kłamać, że kompletnie nie wiem, jak trafiły w zupełnie inne miejsce. Tymczasem pogrubiany nagłówek przykuł moją uwagę.
– Protokół przesłuchania świadka – przeczytałam pod nosem. Dokument miał już 10 lat, a na nim widniało moje imię i nazwisko. Zmarszczyłam brwi, czytając dalej. – Przesłuchano świadka Ciarę Lucę w sprawie aktu przemocy z dnia 20 czerwca.
Doskonale pamiętałam tę datę i dzień w którym wymiotowałam od nadmiaru stresu. Byłam raptem 7-latką, a przesłuchiwali mnie, jak osobę dorosłą. Pamiętam, jak mój ojciec burzył się, że chce wejść ze mną na salę przesłuchań – nie pozwolili mu jednak. Musiałam być sama. Pytali o wszystko co zdarzyło się tydzień wcześniej w starym teatrze. Pytali o Harry'ego, pytali o Froya. Pytali o to, jak zostałam skrzywdzona przez Harry'ego, pomimo że wciąż powtarzałam, że Harry mnie nawet nie dotknął. Trochę mnie to denerwowało, ale mama wytłumaczyła mi później, że był to specjalny zabieg, gdyż dzieci często coś utajniają.
Następne linijki zawierały informacje odnośnie pełnomocników. Przeleciałam wzrokiem wszystko, aż zatrzymałam się na opisie zeznania.
– Uprzedzona o prawie odmowy zeznań, bla, bla, bla – czytałam. – W dniu 27 czerwca Ciara Luca zeznaje iż doświadczyła przemocy ze strony nieletniego Harry'ego Stylesa. Świadek zeznaje, że był bity i poniżany.
Nie było mi one obce, a przynajmniej nie powinno. Pomimo że minęło 10 lat dobrze pamiętałam co wtedy im mówiłam i byłam pewna, że takie słowa nigdy nie wypłynęły z moich ust. Harry mnie nie pobił. Sprzeczka wybuchnęła tylko pomiędzy nim, a Froyem. Praktycznie nie miałam z tym nic wspólnego, prócz tego, że byłam naocznym świadkiem.
Przeczytałam cały dokument. Reszta zeznania się zgadzała.
Usłyszałam nagle, jak drzwi wejściowe otwierają się. Szybko ukryłam papiery w byle jakiej książce i wszystkie odłożyłam na swoje miejsce.
Na palcach opuściłam biuro ojca i czym prędzej poszłam korytarzem, aby powitać mamę.
– Cześć mamo! – zawołałam radośnie.
– Cześć Ciara, jak w szkole? Mia już w domu? – zapytała, widząc ubrudzone buty leżące na ziemi.
– Dzisiaj się z nią nie dogadasz – powiedziałam cicho, opierając się o ladę w kuchni.
Kobieta spojrzała na mnie pytająco, a ja jedynie wzruszyłam ramionami. Pomogłam wypakować jej torbę z zakupami.
– A co to jest?! – uniosła głos, widząc plamę błota na ścianie. Miałabym ją na twarzy, gdybym się w porę nie przesunęła, pomyślałam.
– Mia odpowiada na wszystko przemocą – wyjaśniłam.
– Mia! – krzyknęła. – Zaraz tu do mnie, młoda panno!
Słyszałyśmy, jak trzaska czymś w swoim pokoju, jęczy głośno w poduszkę, aż wreszcie jej drzwi otwarły się obijając z trzaskiem o ścianę. Z wściekłością zwlokła się schodami w dół.
– Mia, czy możesz mi wytłumaczyć, co oznaczają te buty?! – Mama podparła się pod boki, patrząc gniewnie na moją młodszą siostrę.
Mia nie odpowiedziała. Zerknęła na mnie niechętnie. Schyliła się, sprzątnęła buty, zanosząc je do korytarza.
Nasza mama średnio rozumiała jej zachowanie.
– Rzuciła mnie butami – oznajmiłam cicho.
– Mia! Możemy porozmawiać? Dlaczego rzucasz Ciarę butami? – Mia nie odpowiedziała. Stała ze spuszczoną głową i ściągniętymi brwiami. – Proszę odpowiedź mi.
Wzruszyła tylko apatycznie ramionami.
– Coś się stało? – drążyła dalej mama. Mia potrząsnęła głową. – To dlaczego rzuciłaś siostrę brudnymi butami. I do diaska, dlaczego one były tak brudne, że pozostawiły mokre błoto na ścianie?
Mama wzięła ścierkę i zaczęła szorować plamę.
– Mii dzisiaj nie poszedł trening na cheerleaderkę – zaczęłam. Mia zmierzyła mnie piorunującym wzrokiem. – Przewróciła się i kilka osób się z niej śmiało.
– Kochanie, pójdzie ci lepiej następnym razem. Nie martw się. – Mama przytuliła ją, lecz dziewczyna ją odtrąciła.
– Cała szkoła się ze mnie śmiała! – warknęła przez zaciśnięte zęby. – Cała, do cholery!
– Mia zważaj na słowa!
– Nie cała, nie przesadzaj – zaśmiałam się. – Śmiała się garstka, która akurat siedziała na trybunach. No i ten twój Josh. Jakbyś nie była w nim tak naiwnie zakochana, to nawet byś go nie dostrzegła, że tam w ogóle siedział.
– Nienawidzę cię! – krzyknęła Mia.
– Ciara, przestań. – Nasza mama próbowała nas uspokoić. – Nie pamiętasz, jak ty byłaś nieszczęśliwie zakochana.
– Ale bez przesady, aby latać za kimś, kto ma cię w dupie – kierowałam to bardziej do siostry. – Trzeba się czasem opamiętać i dać sobie spokój.
– Obiecałaś, że przy mnie będziesz w czasie rekrutacji – ryknęła. – Obiecałaś, ale wolałaś siedzieć z tym Harrym.
– Co? Ciara! Znowu z nim rozmawiałaś?!
– Nie, mamo – zaczęłam się szybko tłumaczyć. – Po prostu spotkaliśmy się na korytarzu i dziękował mi, że wtedy za nim stanęłam. To tyle... my nie lubimy się nawet... to znaczy, nie rozmawiamy nawet ze sobą. To było...
– Mhm... oczywiście... ciekawe, dlaczego cię tak długo nie było na trybunach – kontynuowała Mia. – I ciekawe, dlaczego nagle pojawiłaś się z nim na boisku... – Pokiwałam z przerażeniem głową, widząc, że na język Mii ciśnie się coś więcej. – Mamo, my uciekłyśmy ostatnio z domu!
– Co zrobiłyście?!
– Mia! – krzyknęłam panicznie, kryjąc się w dłoniach. Nie chciałam widzieć wkurzenia na twarzy naszej matki.
– Ciara zabrała mnie do tego osiedla za miastem. Chciała dowiedzieć się, czy z Harrym wszystko w porządku. Poszłam z nią. Uciekłyśmy balkonem, kiedy kazałaś mi się uczyć matmy... i jacyś faceci nas ścigali, chyba chcieli nas pobić. Później pojawił się Harry i Ciara się z nim całowała.
– Nie całowałam się z nim! Przestań kłamać!
Nasza mama wyglądała na zagubioną w tym wszystkim. Prawdopodobnie próbowała powstrzymać się od furii i nie dostać białej gorączki.
– Mamo, ja się z nim nie całowałam. My się nawet nie lubimy – powtórzyłam.
– Ale uciekłyśmy z domu? – zapytała.
Przez kilka dłuższych sekund milczałam.
– Tak. Ale...
–Żadnego „ale" Ciara... – ryknęła. – Obydwie, macie szlaban! Obydwie siedzicie w Halloween w domu!
– Mamo, jutro jest impreza szkolna! Wszyscy na nią pójdą! – oznajmiłam. – Ja muszę tam być!
– Nie, Ciara! Nigdzie stąd nie wychodzicie! A na dodatek zero telewizji! Zero komputerów!
– Mamo! – wrzasnęła Mia.
– Żadnego „ale" i żadnego „mamo". Zawiodłam się na was strasznie, dziewczyny. Cały weekend spędzicie na nauce i będziecie mi pomagać sprzątać dom na przyjazd waszego ojca. A jeżeli się do tego nie dostosujecie to później będziecie rozmawiać o tym z waszym ojcem! A teraz na górę i odrabiać lekcje!
Kobieta mrucząc coś jeszcze pod nosem, zajęła się przygotowywaniem obiadu.
– Zadowolona jesteś z siebie, idiotko – szepnęłam w złości do Mii, której kilka łez spłynęło po policzkach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top