V. Dwa złamane serca
Leila zostaje w domu, bo wie, że już dłużej tak nie może.
Ta noc wydaje jej się bardziej samotna, niż kiedykolwiek. Zasłania wszystkie okna, żeby nie patrzeć na ten cholerny księżyc. Je lody, których nawet nie lubi, bo tylko takie były w przystępnej cenie. Ogląda Pamiętniki Wampirów, do których przez cały czas jakoś nie mogła się zmusić i stara się po prostu nie myśleć.
To wszystko jest bez sensu, a ona jest bezsensownie, beznadziejnie zakochana i nienawidzi tego uczucia. Nienawidzi.
Nie rozumie samej siebie. To wszystko jej wina, bo powinna zakończyć to już dawno temu, ale nie potrafiła. I teraz ma za swoje.
Nie może się na niczym skupić, bo jej myśli za każdym razem wracają do niego. Do jego włosów, zapachu, głosu, dotyku, słów, tego głupiego uśmieszku. Wszystkiego.
Kiedy już ma zamiar się poddać i spróbować zasnąć, w jej mieszkaniu rozlega się dźwięk dzwonka do drzwi.
Arche stoi przed jej drzwiami, nonszalancko trzymając dłonie w kieszeniach spodni. Przepycha się przez szparę, którą zostawiła i wchodzi do jej mieszkania, jakby tak naprawdę należało do niego.
— Nie przypominam sobie, żebym cię zapraszała.
— Dlaczego nie przyszłaś? — zadaje pytanie, kompletnie ignorując to, co powiedziała, a Leila wzdycha lekko pod nosem.
— Nie chciałam, nie miałam ochoty — odpowiada. — Czy teraz możesz już sobie iść?
— Nie. Chcę usłyszeć, dlaczego naprawdę nie przyszłaś.
— Wiesz dlaczego. — Jej głos jest słaby, zmęczony i trochę podłamany.
— Leila — mówi po prostu.
To tylko jej imię, ale za każdym, kiedy to mówi, Leila rozpada się na milion kawałków.
— Dlaczego? — pyta ponownie, mimo że wie.
Każdy wie. I każdy wie, że pyta o to tylko dlatego, że chce to usłyszeć. Nie dlatego, że on czuje to samo, po prostu chce to od niej usłyszeć. A ona zawsze robi wszystko, czego on od niej oczekuje.
— Bo cię kocham — mówi w końcu. To słowo odbija się echem w tych czterech ścianach. Teraz wydaje się o wiele głośniejsze, niż wydawało się w jej myślach. Kocham, kocham, kocham. — Ale ty nigdy nie pokochasz mnie.
To boli jeszcze bardziej, kiedy w końcu mówi to na głos. Zupełnie, jakby urzeczywistniła te słowa. Teraz, kiedy to powiedziała, nie ma już odwrotu.
Arche nic nie mówi. Leila jest już tym wszystkim zmęczona.
— Dlaczego tutaj jesteś, Arche? Po co przyszedłeś.
Chłopak wzrusza ramionami.
— Nie wiem — mówi słabo. Przez chwilę nie wydaje się taki arogancki, jak zawsze.
— Nie wiesz? — prycha niedowierzająco Leila. — Chcę, żebyś wyszedł, słyszysz? Wyjdź.
— Przestań. Wiesz, na co się pisałaś, Leila. Nigdy ci niczego nie obiecywałem. — Patrzy na nią ze złością. — Nie masz prawa być na mnie zła dlatego, że cię nie kocham.
— I nie jestem! Zdaję sobie sprawę z tego, że nie można zmusić kogoś do miłości, więc nie jestem zła o to, że mnie nie kochasz — mówi wściekła. — Sęk w tym, że to, że ja kocham ciebie, nie daje ci prawa do traktowania mnie jak śmiecia!
— O czym ty mówisz? — Marszczy brwi.
— Po co przyszedłeś, Arche? Po co? — pyta ponownie. — Obydwoje wiemy dlaczego tutaj jesteś. Chcę, żebyś wyszedł, rozumiesz? Proszę.
— Nawet jeśli wyjdę — zaczyna — to obydwoje wiemy, że i tak do mnie wrócisz. Tak, jak zawsze. Bo lgniesz do miłości, jak zranione zwierzę. Dajesz sobą pomiatać, bo ślepo wierzysz, że ktoś w końcu pokocha cię tak mocno, jak ty kochasz innych. To żałosne, Leila.
Zamrugała kilka razy ze zdziwieniem.
— Ja lgnę do miłości? — parska, unosząc brwi. — Przychodzisz do mnie dlatego, że cię kocham. Bo choć nie potrafisz tego przyznać i choć sam nie chcesz kochać innych, to ty chcesz być kochany. Taka jest między nami różnica. Ja kocham, a ty chcesz być kochany. — Kręci z rozbawieniem głową. — Wszystko niszczysz, Arche. Wszystko i wszystkich. Nawet tych, których tak bardzo kochałeś.
— Zamknij się — przerwał jej podchodząc do niej.
— Spalasz za sobą miasta, ale to mnie nazywasz żałosną? Kiedy jedyną taką osobą, w tym pomieszczeniu, jesteś ty? — Poczuła na swoim gardle jego zaciskającą się dłoń, jego wzrok jest tak wściekły, jak nigdy dotąd. Leila wie, że nie powinna tego wszystkiego mówić, ale nie może przestać. — Jesteśmy całkiem podobni, Arche. Przyznaj to — wykrztusza. — Oboje nie potrafimy kochać.
— Przestań, Leila. Kurwa, przestań.
— Ale jest między nami jeszcze jedna różnica, jeszcze jeden powód, dla którego tutaj przychodzisz, prawda? — pyta, starając się nie zwracać uwagi na ból. — Lilith. Nawet imię mamy podobne.
Chłopak zamiera, ucisk na jej gardle trochę się zacieśnia, a ona próbuje odsunąć jego dłoń.
— Co powiedziałaś? — pyta powoli.
— Lilith — mówi z trudem, a chłopak luzuje lekko uścisk, Leila nie wie, czy robi to celowo, czy z szoku. — Przychodzisz tutaj dlatego, że ci ją przypominam. Dlatego, że wyglądam jak ona. Bo wydaje ci się, że możesz patrzeć tylko w moje oczy i wtedy wcale nie zauważysz, że nie jestem nią.
Puszcza ją, odsuwając się. Wygląda na dalej wściekłego, ale tym razem górującą emocją jest szok.
— Skąd o niej wiesz?
Leila spogląda na niego z lekkim, smutnym uśmiechem, masując obolałe gardło.
— To nieistotne. — Wzrusza ramionami. — Tak, jak mówiłam; jesteśmy podobni. Oboje beznadziejnie lgniemy do miłości i oboje nie potrafimy kochać.
Arche nic nie mówi. Patrzy na nią w ciszy, aż w końcu decyduję się spełnić jej wcześniejsze żądanie, podchodząc do drzwi.
— Och, Arche? — Chłopak zatrzymuje się w połowie. — W jednej rzeczy miałeś rację. Wrócę do ciebie, bo ty zawsze będziesz na mnie czekał.
— Nigdy nie pokocham cię tak, jak kochałem ją — mówi jedynie.
Wraz z trzaskiem drzwi, pękają również dwa serca.
Leila szuka go każdej nocy, wpatrując się w księżyc, jednak Arche nigdy nie musi jej szukać; ciemność zawsze gdzieś tam z nim jest.
***
Hej, mam nadzieję, że się podobało!! Jeśli chcecie, możecie dać znać, co myślicie
aha no i dedykacja dla klemeentyna
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top