Rozdział 2
Dzień mijał jak zwykle. Pracowałem do późnego popołudnia, a Tobias spędzał czas w przedszkolu. Po odebraniu go i krótkiej zabawie w parku, wróciliśmy do domu. Rozpakowywałem jeszcze zakupy, kiedy Tobby siedział przy stole, śmiejąc się i opowiadając o tym, co robił z kolegami. Wydawał się szczęśliwy i pełen energii, jak zwykle. Jednak chwilę później, coś w jego twarzy się zmieniło – wesołość ustąpiła miejsca zmęczeniu, którego wcześniej u niego nie widziałem.
– Mamo, – zaczął, jakby niepewnie, trzymając swoją prawą rękę. – Rączka mnie boli...
Unosząc wzrok, od razu zwróciłem uwagę na to, że Tobias trzyma przedramię, zaciskając na nim palce. Jego twarz była lekko skrzywiona, choć próbował to ukryć. Podszedłem do niego, odstawiając resztę zakupów na bok.
– Co się stało? – zapytałem, kucając przy nim, żeby lepiej przyjrzeć się jego ręce.
– Nie wiem... – powiedział cicho, patrząc gdzieś w bok. – Mozie się udeziłem na zium? – zaczął wspominać o naszej wizycie na placu zabaw, a w jego głosie usłyszałem niepewność, której wcześniej u niego nie było.
Wziąłem jego rączkę delikatnie w swoje dłonie i przyjrzałem się jej dokładnie, szukając jakichś oznak urazu, siniaka lub opuchlizny. Na pierwszy rzut oka nic nie wskazywało na to, że coś mogło być nie tak. Ale gdy lekko nacisnąłem jedno miejsce na przedramieniu, Tobias skrzywił się i wstrzymał oddech.
– Boli? – zapytałem, starając się nie pokazywać po sobie niepokoju.
Pokiwał głową, nieco zawstydzony.
– Tylko tlochę mamo, nie maltw się... – szepnął, starając się zachować pogodny wyraz twarzy, choć jego oczy mówiły co innego. Widziałem, jak duży dyskomfort sprawia mu każdy dotyk w tym miejscu.
Starałem się nie wpadać w panikę, choć coś w moim wnętrzu już szeptało, że powinienem być czujny. Tobias, zwykle pełen życia, zaczął się niespokojnie wiercić, jakby siedzenie przy stole nagle wymagało od niego więcej wysiłku niż zwykle. Kiedy na dodatek zobaczyłem, że jego policzki zaczynają się lekko rumienić, a czoło robi się ciepłe, w mojej głowie zaczęły się układać obawy.
– Wilczku, chyba masz gorączkę, – powiedziałem łagodnie, sięgając po termometr, choć serce już przyspieszało mi niepokojąco.
Gdy termometr potwierdził moje przypuszczenia, poczułem, jak napięcie w moich barkach wzrasta. Z trudem zachowałem spokój, mając nadzieję, że to tylko przejściowe zmęczenie. Mimo to nie mogłem się pozbyć lęku – wiedziałem, że muszę coś zrobić.
Zebrałem się w sobie, aby wykonać telefon, którego nie chciałem robić. Moje dłonie były spocone, a w głowie krążyły myśli o Tobiasie, który nie wyglądał najlepiej. Przełknąłem nerwowo ślinę i wybrałem numer Nialla.
Gdy usłyszałem dźwięk sygnału, poczułem narastający niepokój. Po chwili mój przyjaciel odebrał.
– Harry? Co się dzieje? Rzadko dzwonisz bez powodu... – jego głos był pełen troski.
– Cześć, Niall. To... to Tobias. Ma ból ręki, a potem zaczęła mu rosnąć gorączka – powiedziałem, starając się nie brzmieć zbyt panikarsko, ale wiedziałem, że nie uda mi się to do końca.
– Oj... biedny mały wilczek– odparł, a w jego głosie słychać było smutek. – Gdzie jesteście?
– W domu. Myślałem, że mógłbyś pojechać z nami do szpitala. Nie chcę być tam sam, a Tobias... – zaciąłem się, czując, że moje emocje zaczynają mnie przytłaczać. – Chciałbym, żeby był z nami ktoś, kogo obaj znamy.
Niall na chwilę zamilkł, a ja czułem, jak w moim sercu rośnie ulga na myśl, że ma to sens. Chciałem, żeby był obok. Ja w panice mogłem zrobić wiele rzeczy, a mój blondyn był zawsze bardziej opanowany w takich sytuacjach.
– Jasne, będę za pięć minut – powiedział w końcu. – Trzymajcie się.
Rozłączyłem się, a moje serce znowu się uspokoiło. Niall był jak brat – zawsze przy mnie, zawsze gotowy wspierać. Czułem się nieco lepiej, wiedząc, że nie będę musiał przechodzić przez to sam.
Wkrótce po przybyciu drugiej omegi pojechaliśmy prosto do szpitala. Pierwsi wysiedliśmy z samochodu, a mój blond włosy przyjaciel pojechał zaparkować swój samochód. Po przejściu kilku metrów dotarliśmy na izbę przyjęć i znalazłem się w poczekalni razem z Tobiasem. Wysoka, jasna przestrzeń była wypełniona dźwiękiem niskich rozmów i dziecięcego płaczu. Czułem, jak serce mi bije, gdy przyglądałem się synowi, który wciąż trzymał moją rękę. Zrobiłem wszystko, aby wyglądał na spokojnego, ale sam miałem mnóstwo zmartwień.
– Mamo, ciemu musimy tu być? – zapytał, a w jego głosie słychać było dziecinny niepokój.
– Po prostu chcę, żebyś się poczuł lepiej, Tobby – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego, choć w głębi duszy czułem narastający niepokój.
Zaraz po moich słowach do poczekalni wszedł Niall, uśmiechając się od ucha do ucha, jak zwykle promienny i pełen energii. Jego obecność wprowadziła do pomieszczenia nieco więcej radości.
– Hej, hej! – zawołał, zbliżając się do nas. – Co się stało? - Dopiero teraz po uspokojeniu wszelkich emocji związanych z podróżą zdawał się odzyskać racjonalne myślenie. Wcześniej wyglądał, jakby działał na autopilocie.
– Tobias ma ból ręki i gorączkę – wyjaśniłem, wskazując na syna.
Niall natychmiast usiadł obok nas, wyciągając rękę, by poklepać Tobby'ego po plecach.
– Wilczku, jesteś moim małym wojownikiem, prawda? – powiedział z uśmiechem, a Tobias lekko się zaśmiał, co sprawiło, że na chwilę poczułem, jak napięcie w moim ciele zaczyna ustępować.
Nie trwało to jednak długo. Czułem, jak napięcie rośnie w moim żołądku, gdy siedziałem w poczekalni przychodni i wypełniałem odpowiednie dokumenty do rejestracji. Tobias, siedząc obok mnie, ścisnął moją rękę z taką siłą, że prawie nie czułem palców. Jego blada twarz była dla mnie znakiem alarmowym, którego nie mogłem zignorować. Z każdą chwilą moje obawy rosły, a wspomnienia o obecności Liama w trudnych chwilach wróciły. Nie mogłem w to uwierzyć, ale to właśnie jego brak dawał mi najwięcej do myślenia – jak radziłem sobie bez niego w momentach, gdy mój syn potrzebował mnie najbardziej?
Wspólnie siedzieliśmy w poczekalni, a rozmowy Nialla z Tobiasem wypełniały przestrzeń, rozpraszając moje zmartwienia. Niall opowiadał różne zabawne historie, które zawsze miały moc poprawiania humoru. Choć byłem zmartwiony, czułem, że przy nim i Tobiasie w końcu czuję się lepiej.
Kiedy w końcu nadszedł nasz czas, a pielęgniarka wywołała nazwisko mojego syna, wstałem z miejsca z uczuciem ulgi, ale i niepokoju, gotowy stawić czoła temu, co nas czeka. Niall spojrzał na mnie, a ja dostrzegłem w jego oczach to samo zrozumienie, które zawsze wprowadzało mnie w spokój. Razem z Tobiasem weszliśmy do gabinetu.
Serce biło mi szybciej. Przed wejściem widniał napis „Dr. Louis Tomlinson" z wielkim, kolorowym uśmiechem. Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem drzwi, prowadząc Tobiasa za sobą. W środku stał młody mężczyzna, który wyglądał na pewnego siebie, z ciemnymi włosami i wyrazistym spojrzeniem. Jego postawa emanowała spokojem, co wydało mi się niezwykle kojące w tym momencie.
Wchodząc do gabinetu, natychmiast uderzył mnie zapach. Był intrygujący i jednocześnie kojący, tworząc złożoną mieszankę, która zdawała się przenikać przez powietrze. Zapach lekarza miał w sobie nuty słodkiego piżma, które podkreślały orzeźwiającą bryzę oceanu, a także subtelne, owocowe akcenty, jakby w powietrzu unosiły się świeżo zerwane owoce – być może brzoskwinie i cytryny. Każdy oddech, który brałem, sprawiał, że czułem się niesamowicie zafascynowany, ale też niespokojny.
Zdarzało się, że w moim świecie zapachy miały swoją moc – potrafiły przenieść mnie w przeszłość, do chwil, które chciałem zapomnieć. Czułem, jak zmysły grają na moim umyśle, wywołując obrazy wspólnego życia z Liamem, mężczyzną, którego miałem już tylko w pamięci. Jego zapach, z każdym dniem, oddalał się od mnie, a to, co teraz odczuwałem, było jak powrót do rzeczywistości – zbyt bolesny, zbyt nieosiągalny. W końcu to nie możliwe, żebym poczuł zapach innej alfy, bo oznaczał on odnalezienie swojego przeznaczonego. Mój mózg musiał plątać mi figle.
Zacisnąłem palce na ręce Tobiasa, próbując odwrócić uwagę od przyjemnego zapachu, który był w opozycji do emocji, jakie mi towarzyszyły. Mężczyzna przede mną był lekarzem, młodym i pełnym życia alfa, a ja byłem matką, która wciąż nosi blizny po stracie. Myśl, że mógłbym być na nowo otwarty na takie połączenie, była dla mnie wręcz przerażająca. Wilki miewały tylko jedną bratnią duszę na całe życie, a ja już pochowałem swoją.
Każdy krok, który stawiałem, zdawał się przypominać mi o Liamie. Chciałem, by mój syn czuł się bezpiecznie, a nie mogłem znieść myśli, że w moim sercu mogłoby być miejsce na kogoś innego. Gdyby Louisiten mężczyzna wiedział, co przeszedłem, czy miałby chęć się ze mną zaprzyjaźnić? Wątpiłem.
Doktor zbliżył się do Tobiasa, a jego ciepły, otwarty uśmiech przypomniał mi o tym, co mogło być, ale nie było. Patrzył na nas z taką troską, jakby naprawdę chciał pomóc. Ale coś mnie nadal niepokoiło. Mimo że w moim umyśle wciąż tliły się wspomnienia, jego zapach wciąż unosił się w powietrzu, kręcił mi w głowie i wywoływał dreszcze na skórze.
Złapałem oddech, starając się skupić na małym alfie, a nie na tym, co tak skutecznie zaciągało mnie do emocjonalnych głębin, które chciałem na zawsze zostawić za sobą. Mój syn patrzył na mnie, z oczami pełnymi ufności, a ja wiedziałem, że muszę być silny. Cokolwiek działo się w moim sercu, musiałem to odrzucić.
Odwróciłem wzrok od małego wilczka i spojrzałem na doktora. W jego oczach dostrzegłem coś, co sprawiło, że serce zabiło mi mocniej. Nie mogłem jednak tego zaakceptować. Musiałem zachować dystans, nie pozwolić sobie na to, by dać się ponieść emocjom. Spojrzenie na mojego syna utwierdziło mnie w przekonaniu, że to on był moim jedynym priorytetem.
W tym momencie nie miałem pojęcia, jak skomplikowane będzie nasze życia i relacje w przyszłości, ale wiedziałem jedno – musiałem strzec mojego serca i małego wilczka, a zapach tego mężczyzny miałby być tylko wspomnieniem, którego postaram się nie wciągać w moje życie.
– Cześć, Tobby! – powiedział alfa, schylając się, by spojrzeć mu w oczy. – Jak się masz, mały?
Tobias, choć nieco niepewny, odpowiedział:
– Boli mnie lączka...
Doktor wziął to na poważnie. Zbliżył się do mojego syna, zachowując delikatność, której brakowało innym lekarzom, których widzieliśmy w przeszłości. Kiedy tak stał, dostrzegłem, że jego uśmiech miał w sobie coś więcej – coś, co wydawało się wykraczać poza zwykłe zawodowe podejście. Zauważyłem, jak przyszedł do nas z pełnym zrozumieniem, jakby wiedział, co przeżywamy.
Szybko podszedł do mnie i położył rękę na ramieniu, a ta niewielka, lekka czułość sprawiła, że przeniknęły mnie dreszcze. Starałem się oddychać jak najpłycej, aby jego zapach nie mieszał mi w głowie. Jednak mimo wszystko walczyłem z myślami, które podpowiadały mi, że być może znowu mógłbym poczuć to wyjątkowe połączenie z kimś, choć tak bardzo starałem się tego unikać. Chciałem być silny dla swojego dziecka, ale ta chwila sprawiała, że moje serce biło nieco szybciej.
Mężczyzna zaczął badać rączkę małego alfy, zwracając uwagę na każdy detal, a Tobias, czując jego ciepło, powoli odprężał się.
– Wygląda na to, że masz lekkie zapalenie stawów, co nie jest rzadkie u młodych wilków – wyjaśnił, podczas gdy jego oczy skrzyżowały się z moimi. – Może być to spowodowane infekcją wirusową, którą nazywamy „wilczym zapaleniem stawów".
Zmartwiłem się, bo nigdy wcześniej nie słyszałem o tej chorobie. Moje serce na chwilę zamarło, ale doktor kontynuował, widząc moje zaniepokojenie.
– Nie martw się. Z odpowiednim leczeniem przejdzie to bez szwanku – dodał, a jego ton był pełen pewności. – Ta choroba objawia się bólem w stawach oraz gorączką, ale na szczęście można ją leczyć antybiotykami, a dzieci szybko wracają do zdrowia.
– Antybiotyki? – zapytałem, czując, że z każdym jego słowem narasta we mnie ulga.
– Tak, dokładnie, – odparł, patrząc mi w oczy. – Zajmę się tym. Przepiszę odpowiednie leki i w ciągu kilku dni wszystko wróci do normy.
Gdy starszy alfa kontynuował badanie, czułem, jak napięcie w moim ciele zaczyna ustępować. Zauważyłem, jak Tobias się odpręża, a jego wyraz twarzy zmienia się z przerażenia na ulgę.
Lekarz skończył badanie i uśmiechnął się do mnie, gdy mówił:
– Będzie dobrze. W ciągu najbliższych kilku dni powinien czuć się znacznie lepiej.
Czułem, że w powietrzu wisi delikatne napięcie – zarówno z jego strony, jak i mojej. Choć starałem się to ignorować, czułem, że coś między nami się dzieje. Nie wiem, czy to była tylko profesjonalna troska, czy coś więcej, ale poczułem, jak moja dawno nieużywana nadzieja zaczyna budzić się w sercu.
Zaraz po zakończeniu wizyty, gdy wychodziliśmy z gabinetu, mężczyzna jeszcze raz spojrzał na nas z ciepłym uśmiechem.
– Będę trzymał kciuki za Twoje szybkie wyzdrowienie, Tobby! – powiedział, a Tobias uśmiechnął się w odpowiedzi.
Kiedy wracaliśmy do domu opowiedziałem drugiej omedze szczegóły wizyty, zostawiając tylko dla siebie niejasne dla mnie szczegóły. Ciągle wracałem myślami do chwili, gdy wyczułem ten piękny zapach. Cały czas myślałem tylko o tym, że z tęsknoty za mężem mój umysł plątał mi figle. To przecież nie było możliwe, żebym drugi raz spotkał swoją bratnią duszę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top