Rozdział 18
Po wyjściu z piekarni czułem, jak ekscytacja miesza się z odrobiną nerwów. Wiedziałem, że wyjazd do rodziny Louisa to dla nas duży krok, zwłaszcza z Tobiasem. Samo myślenie o tym sprawiało, że odczuwałem lekki ucisk w żołądku. Jednocześnie jednak chciałem, żeby wszystko poszło jak najlepiej — dla Louisa, dla mnie, i przede wszystkim dla Tobiasa.
Odebrałem synka z przedszkola, a on od razu wtulił się we mnie, ciepło wpychając głowę w moje ramię. Widać było, że po całym dniu pełnym wrażeń potrzebował odrobiny spokoju i bliskości.
— Hej, wilczku — powiedziałem, całując go w czoło. — Jak minął dzień? Dobrze się bawiłeś?
— Mhm, bawiliśmy się klockami! — odpowiedział entuzjastycznie, pokazując rękami rozmiary konstrukcji, którą zbudował. — Zrobiliśmy wieżę aż do sufitu!
Uśmiechnąłem się, słysząc jego opowieść, i poczułem, że z takim samym entuzjazmem chciałbym mu opowiedzieć o naszym weekendzie. Wiedziałem jednak, że muszę to zrobić delikatnie, żeby nie przestraszył się przed podróżą.
Po powrocie do domu zdjąłem z niego kurtkę i buty, po czym usiedliśmy razem na kanapie. Tobias zaczął bawić się swoimi zabawkami, ale co chwilę zerkał na mnie, jakby wyczuwając, że chyba chcę mu coś ważnego powiedzieć.
— Tobby, skarbie, mamy niespodziankę na ten weekend. — Zacząłem spokojnie, patrząc na jego zaciekawioną buzię.
Podniósł na mnie wzrok, a jego oczy od razu zabłysły.
— Niespodzianka?
— Tak, pamiętasz, jak Louis wspominał o swojej rodzinie? — zapytałem, starając się, by mój ton był spokojny, ale jednocześnie zachęcający.
— Rodzina wujka Louisa? — powtórzył, marszcząc czoło, jakby starał się wszystko sobie poukładać w głowie.
— Tak, dokładnie — przytaknąłem, gładząc go po włoskach. — Louis zaprosił nas na weekend do swojego rodzinnego domu. Będziemy mogli poznać jego rodzinę, pobawić się z nowymi dziećmi, a może nawet zobaczyć jakieś fajne miejsca.
Mały alfą wpatrywał się we mnie z wielkim zainteresowaniem, ale widziałem, że w jego spojrzeniu pojawiło się też trochę niepewności.
— A czy ja będę mógł się tam pobawi? — zapytał cicho, jakby bał się odpowiedzi.
Zaśmiałem się, zaskoczony jego pytaniem, i przytuliłem go mocno.
— Kochanie oczywiście, po prostu bądź sobą. Louis na pewno przekazał im, jaki jesteś wyjątkowy. Po prostu baw się dobrze, i wiem, że oni na pewno cię polubią. A może nawet będziemy mieć szczęście i spotkasz tam Lukasa.
Tobias przytaknął, uśmiechając się z ulgą, a potem zaczął skakać po kanapie, pełen ekscytacji.
— Czy to znaczy, że teraz musimy się spakować? — zapytał z ogromnym entuzjazmem.
— Właśnie tak, wilczku. — Wstałem, podając mu rękę. — Idziemy przygotować nasze rzeczy na wyjazd!
Poszliśmy razem do sypialni, a ja zacząłem wyciągać torby podróżne i układać ubrania. Tobias siedział obok i z dziecięcą ciekawością przyglądał się wszystkiemu, co wkładałem do walizki, czasem sięgając po ulubione zabawki i prosząc, żebym je spakował.
— Mamusiu, a gdzie będziemy spać? — zapytał, podając mi swoją ukochaną maskotkę, którą wcisnął między nasze ubrania.
— Nie wiem kochanie, ale to się okaże, kiedy dojedziemy. Na pewno będzie wygodnie i przytulnie — odpowiedziałem, czując, jak jego pytania w jakiś sposób łagodzą moje własne obawy.
Zajęci pakowaniem i przygotowaniami, powoli zaczynałem czuć, jak moje nerwy ustępują miejsca ekscytacji. Z Tobiasem u boku wszystko wydawało się prostsze. Kiedy już spakowaliśmy ubrania i najpotrzebniejsze rzeczy, usiadłem z nim jeszcze raz na kanapie.
Tobias spojrzał na mnie z uśmiechem, przytulając pluszaka.
— Ale wujek Lou będzie z nami cały czas, prawda?
— Tak, kochanie. Cały czas.
Przytuliłem go do siebie, ciesząc się z tej chwili i poczucia, że nasza rodzina naprawdę się rozszerza. Czułem, jak ciepło i wdzięczność rozlewa się w moim sercu na myśl, że mamy przy sobie Louisa oraz, że Tobias tak naturalnie przyjmuje jego obecność w naszym życiu.
Jakiś czas później byliśmy już gotowi, czekaliśmy tylko na Louisa, który miał przyjechać po nas, byśmy wspólnie wyruszyli w drogę. Każda minuta dłużyła się niesamowicie, a Tobias co chwilę zaglądał przez okno, wyczekując przyjazdu jego samochodu.
Kiedy w końcu usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, Tobby zerwał się z kanapy i pobiegł do wejścia, krzycząc z radości.
— Wujek Louis przyszedł!
Uśmiechnąłem się, widząc jego podekscytowanie i poczułem, że moje własne obawy powoli rozpływają się w tej atmosferze radości i oczekiwania. W końcu to był nasz wspólny wyjazd, nasza szansa na stworzenie jeszcze większej bliskości oraz na pokazanie, że naprawdę tworzymy coś trwałego i pięknego.
Siedząc w aucie, w drodze do domu rodziny Louisa, czułem narastające napięcie, choć z całych sił starałem się je ukryć. Z początku rozmowa płynęła swobodnie – wymienialiśmy się anegdotami z pracy, słuchaliśmy radia, Tobias zasnął w swoim foteliku na tylnym siedzeniu. Jednak im bardziej zbliżaliśmy się do celu, tym trudniej było mi udawać, że nie jestem zdenerwowany. W końcu zebrałem się na odwagę, bo wiedziałem, że jeśli nie poruszę tego tematu teraz, to już nigdy się tego nie pozbędę.
— Lou... — zacząłem, ale mój głos brzmiał niepewnie.
Louis oderwał wzrok od drogi na chwilę, rzucając mi szybkie spojrzenie pełne troski.
— Tak, kochanie?
Westchnąłem głęboko, szukając odpowiednich słów. Czułem się trochę głupio, zwłaszcza że nie chciałem wydawać się niepewny w oczach Louisa, ale potrzebowałem szczerości i zapewnienia, że wszystko będzie dobrze.
— Myślisz... — zawahałem się, zanim w końcu dokończyłem. — Myślisz, że twoja rodzina nas zaakceptuje? Mnie i Tobiasa? Wiesz, jak to jest... z tym wszystkim. Wiem, że to nietypowa sytuacja.
Louis spojrzał na mnie uważnie, choć na moment przeniósł spojrzenie z powrotem na drogę. Na jego twarzy nie widziałem żadnego śladu zaskoczenia ani niepokoju, raczej coś w rodzaju zrozumienia i ciepła. W końcu położył swoją dłoń na mojej, ściskając ją delikatnie.
— Harry, rozumiem, skąd te obawy. To naturalne, że chcesz, aby nasza relacja była akceptowana. — Uśmiechnął się delikatnie, wracając wzrokiem na drogę. — Ale musisz wiedzieć, że moja mama... była w podobnej sytuacji.
Spojrzałem na niego zaskoczony. Nigdy wcześniej nie mówił o tym aspekcie swojego życia rodzinnego.
— Naprawdę? — zapytałem, nie kryjąc zdziwienia.
Louis skinął głową, jego uśmiech stawał się coraz bardziej ciepły i pokrzepiający.
— Mój tata zmarł, kiedy byłem jeszcze młody. — Zaczął spokojnie, głos mu nieco zadrżał, ale szybko wrócił do opanowanego tonu. — Mama była dla mnie wszystkim. Przez długi czas była sama, a potem poznała Dana. Nie są bratnimi duszami, ale są szczęśliwi i bardzo się kochają. Dan traktuje naszą rodzinę jak swoją własną i jest dla mnie jak drugi ojciec.
Czułem, jak moje serce łagodnieje na te słowa, a jednocześnie poczułem ulgę. Louis mówił o tym z takim przekonaniem i spokojem, że moje wcześniejsze obawy zaczynały blednąć.
— Więc... twoja mama nie ma problemu z tym... wszystkim? — zapytałem cicho, wciąż nie dowierzając.
Louis roześmiał się krótko, jego śmiech był ciepły i pełen zrozumienia.
— Harry, moja mama to najbardziej kochająca osoba, jaką znam. Jest wdzięczna za to, że mamy możliwość miłości, bez względu na to, jak ona wygląda. Nigdy nie oceni ciebie ani mnie za to, że mamy taką historię, jaką mamy. Wręcz przeciwnie, na pewno ucieszy się, widząc, że jesteśmy razem szczęśliwi.
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, który rozlał się na mojej twarzy. Jego słowa brzmiały tak autentycznie, tak prawdziwie, że moje obawy zaczęły powoli rozpływać się w powietrzu. Czułem, jak jego pewność siebie i ciepło wpływają na mnie kojąco.
— Czasami boję się, że to wszystko jest zbyt piękne, żeby było prawdziwe — przyznałem, ściskając jego dłoń mocniej. — Tobby'ego i mnie czekało tyle trudnych chwil, a teraz... to wszystko wydaje się takie nowe i... aż wydaje się niemożliwe.
Louis uśmiechnął się jeszcze szerzej, a jego kciuk delikatnie przesunął się po mojej dłoni, co było dla mnie ogromnym wsparciem.
— Kochanie, zasługujesz na to szczęście. Ty i Tobias zasługujecie na to, by być kochanymi, bezwarunkowo. I obiecuję ci, że moja rodzina z otwartymi ramionami przyjmie was do swojego życia. Oni też to rozumieją.
Opuściłem głowę, czując, jak emocje narastają we mnie, choć były to uczucia ciepła i ulgi. Nawet nie zauważyłem, kiedy Tobias przebudził się na tylnym siedzeniu, przeciągając się zaspany i patrząc na nas przez lekko przymrużone oczy.
— Jesteśmy już? — zapytał ziewając, wpatrując się w drogę przed nami.
Louis obejrzał się na niego z uśmiechem, a ja czujłem, że moje serce napełnia się spokojem.
— Jeszcze chwilka, Tobby. A potem poznasz całą rodzinę Louisa — odpowiedziałem, starając się, by mój głos brzmiał pewnie i spokojnie.
Chłopiec uśmiechnął się nieco niepewnie, ale wyczuł nasz entuzjazm i ponownie oparł się wygodnie, z ekscytacją obserwując krajobrazy za oknem.
Złapałem Louisa za dłoń i poczułem, że to, co wcześniej wydawało się nieosiągalnym marzeniem, właśnie stało się rzeczywistością. Dzięki jego wsparciu i miłości byłem gotów na wszystko, co miało nas czekać – zarówno na radość, jak i na wyzwania, które czekały na nas w jego rodzinnym domu.
Mijały kolejne minuty naszej podróży. Siedziałem wygodnie w fotelu pasażera, wpatrując się w mijane krajobrazy i nie mogłem powstrzymać uczucia zafascynowania. Dopiero teraz zaczynało do mnie docierać, jak bardzo Louisowi zależało, żebym poznał jego rodzinę – całą, rozbudowaną rodzinę. Właśnie skończyliśmy rozmowę o moich obawach, a Louis, widząc moją ulgową reakcję, postanowił opowiedzieć mi trochę więcej o najbliższych. Wyczułem, że ten temat sprawia mu autentyczną radość.
– Większość mojej rodziny mieszka w Doncaster – zaczął z uśmiechem. – No, mama i rodzeństwo. Mój ojczym, Dan, też.
– Czym zajmuje się Dan? – zapytałem, zainteresowany.
– Jest architektem – wyjaśnił Louis, zerkając na mnie, zanim ponownie skierował wzrok na drogę. – Uwielbia projektować domy, ma ogromną pasję do tego, co robi. Czasem nawet żartujemy, że planuje przebudować cały nasz dom na nowo. Dom, w którym mieszkam w Londynie, jest jego projektem. Niebawem zabiorę was w swoje skromne progi, gdy tylko skończy się remont.
Wyobraziłem sobie wysokiego, skupionego mężczyznę w okularach, pochylonego nad rysunkami domów. Może odrobinę podobnego do Louisa? Ten wyobrażony obraz wywołał u mnie lekki uśmiech.
– A twoja mama? – zapytałem, choć wiedziałem już, że była pielęgniarką.
Louis uśmiechnął się szerzej, a jego głos nabrał ciepłego tonu, kiedy mówił o mamie.
– Mama jest pielęgniarką w szpitalu. To niesamowita kobieta, Harry. Zawsze gotowa pomóc, z niespożytą energią. I mimo że ma na głowie tyle osób i obowiązków, zawsze znajduje czas dla każdego z nas. Przez nią nauczyłem się, jak ważne jest wsparcie, bez względu na sytuację. To ona mi powtarzała, że w rodzinie nie ma rzeczy niemożliwych do pokonania.
Z każdym jego słowem czułem, że jego rodzina jest naprawdę wyjątkowa. Zdawało się, że każdy członek tej rodziny wnosił coś niezwykłego, co scalało ich wszystkich. Louis kontynuował, widząc moje zainteresowanie.
– Nie przeraź się Hazz, ale moje rodzeństwo jest bardzo liczne. Mam pięć sióstr i jednego brata. Lottie to najstarsza z mojego rodzeństwa, ale nadal młodsza ode mnie. Jest omegą, mieszka za granicą ze swoim mężem, Martinem i synem Lukasem.
– Lukas? – zapytałem, przypominając sobie imię. – To ten, którego poznaliśmy ostatnim razem, prawda?
– Tak, to on. – Louis zaśmiał się ciepło. – Lottie jest naprawdę wspaniała. Mimo że mieszka tak daleko, zawsze stara się utrzymywać kontakt z resztą rodziny. I muszę przyznać, że Lukas rośnie na małego łobuza, ale to z pewnością coś, co odziedziczył po mamie.
Uśmiechnąłem się na tę myśl, czując ciepło, jakie Louis wkładał w opowieści o swojej rodzinie. Z każdą chwilą byłem coraz bardziej ciekaw, co jeszcze skrywały te rodzinne więzi.
– A Felicite? – zapytałem, przypominając sobie kolejne imię, które Louis wcześniej wymienił.
– Fizzy to alfa i nasza rodzinna buntowniczka – odpowiedział, choć jego ton głosu zdradzał, że mówi to z ogromną sympatią. – Jest studentką psychologii, marzy o tym, żeby kiedyś pracować z młodzieżą. Ma w sobie taki naturalny zmysł do wyczuwania emocji innych ludzi i chęć pomagania im, ale w nieco... specyficzny sposób. Jest niezależna, twarda i uwielbia przekomarzać się z resztą rodzeństwa.
Poczułem, jak mój uśmiech się poszerza. Rodzeństwo Louisa było tak różnorodne, każdy z własną, niepowtarzalną osobowością. Słuchanie o nich sprawiało, że czułem się, jakbym poznawał ich po raz pierwszy, mimo że żadnego z nich jeszcze nie spotkałem.
– Później są Phoebe i Daisy. Bliźniaczki, obie bety – powiedział Louis z uśmiechem pełnym ciepła. – Chodzą do liceum, mają swoje małe tajemnice i są praktycznie nierozłączne. Daisy jest bardziej artystyczna, rysuje i maluje, a Phoebe to prawdziwa miłośniczka sportu, zwłaszcza piłki nożnej. Choć mają różne zainteresowania, są jak jedna dusza w dwóch ciałach.
– To niesamowite – wymamrotałem, wyobrażając sobie ich zawiłe relacje.
– I na koniec są najmłodsi – dorzucił Louis, a jego głos nabrał łagodniejszego tonu. – Doris i Ernest. Mają po dziesięć lat. Doris jest omegą, a Ernest alfy. To takie nasze małe słoneczka, zawsze pełne energii. Doris potrafi rozjaśnić dzień jednym uśmiechem, a Ernest to typowy mały lider, już teraz widać, że kiedyś będzie z niego twardy, ale dobry człowiek.
Kiedy Louis opowiadał, poczułem nagły przypływ emocji. W jego głosie kryło się tyle miłości, czułości i duma. Nie sposób było nie zauważyć, że rodzina była dla niego niezwykle ważna. Czułem wdzięczność, że chciał się tym wszystkim ze mną podzielić.
– Lou – zacząłem cicho, szukając odpowiednich słów. – To wszystko brzmi tak... wyjątkowo. Wasza rodzina... Czuję, że jesteście naprawdę blisko.
Louis na chwilę oderwał wzrok od drogi i spojrzał na mnie.
– Tak, Harry, jesteśmy. I to dlatego tak bardzo chcę, żebyście z Tobiasem ich poznali. Wiem, że to może być trochę przytłaczające, ale dla mnie, to ważne.
Poczułem, jak jego słowa wypełniają mnie ciepłem. Z każdą kolejną chwilą nie tylko czułem się coraz bardziej podekscytowany, ale też poczułem, że może rzeczywiście znajdę swoje miejsce w tej rodzinie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top