Rozdział 6
Poranek po nocy u Nialla i Zayna przyniósł ze sobą świeży oddech ulgi. Rozmowa z przyjaciółmi była jak zimny prysznic dla moich uczuć i myśli, pozwalając spojrzeć na wszystko z dystansu. Nadal czułem tę dziwną mieszankę niepewności i ciepła, którą wywoływała we mnie myśl o Louisie, ale spotkanie z przyjaciółmi pomogło mi nieco oswoić te emocje. Zamiast się im opierać, zaczynałem je powoli akceptować, nawet jeśli wciąż nie miałem na nie pełnej odpowiedzi, chociaż przez kolejne dni natrętne myśli nadal nie potrafiły opuścić mojej głowy.
Przez chwilę zatrzymałem się w korytarzu przedszkola, gdzie jak co rano zaprowadziłem Tobby'ego, obserwując, jak odbiega do swojej grupy, wykrzykując coś wesoło na pożegnanie. Pomachałem mu, czując, jak narasta we mnie uczucie dumy. Był moim całym światem, podporą, na której opierałem swoje dni. Każdy jego uśmiech i każda nowa zabawna historyjka, którą opowiadał, były tym, co napędzało mnie do działania.
Po drodze do piekarni pozwoliłem myślom odpłynąć. Praca była moją ostoją, miejscem, w którym mogłem się wyciszyć, skupić na tym, co było tu i teraz. Kiedy tylko przekroczyłem próg zaplecza i poczułem ciepło piekarnika oraz zapach świeżo wypiekanego chleba, od razu poczułem, jak stres ustępuje. Zayn był już na miejscu, przygotowując pierwsze wypieki. Jego obecność dodawała mi spokoju; był solidnym wsparciem, jakim zawsze się dla mnie starał być.
– Hej, stary – powiedział, zerkając na mnie przez ramię. – Jak tam? Mały w przedszkolu?
– Jak zawsze – uśmiechnąłem się. – A ty? Jak twoja noc?
Zayn tylko uśmiechnął się tajemniczo i wzruszył ramionami.
Pomagając mu przy przygotowaniach, czułem, że wracam do swojej codziennej rutyny, która działała jak balsam na moje myśli.
Dzień w piekarni upływał w miłej atmosferze, a zapach świeżo pieczonych bułek wypełniał pomieszczenie. Zayn i ja pracowaliśmy w rytmie codziennych obowiązków, rozmawiając przy okazji o bzdurach, które wywoływały u nas śmiech. Jednak nagle do piekarni wszedł nowy klient, a w powietrzu poczułem dziwną energię, która od razu przykuła moją uwagę. To był Alfa.
Wysoki, pewny siebie, z wyraźnym zainteresowaniem malującym się na twarzy. Jego pewność siebie była zbyt intensywna. Od razu wiedziałem, że nie zamierza odejść bez zagadnięcia mnie. I choć jego spojrzenie miało w sobie coś magnetycznego, ja czułem, jak nieprzyjemny dreszcz przebiega mi po plecach.
Zaczęło mnie to irytować. Po ostatnich dniach walki z własnymi emocjami i otwieraniem się na nowe relacje, nie miałem zamiaru bawić się w gry, które mi nie odpowiadały. Miałem na głowie zbyt wiele, żeby jeszcze musieć zajmować się nachalnymi adoratorami. Zdecydowanie potrzebowałem pomocy.
– Dzień dobry, w czym mogę Panu pomóc? – zapytałem, próbując zignorować jego intensywne spojrzenie.
– Cześć – odpowiedział, zbliżając się do lady, co tylko potęgowało moje zniecierpliwienie. – Widziałem cię z daleka. Pracujesz tutaj?
Zacząłem szukać Zayna wzrokiem, czując, jak narasta we mnie nieprzyjemne uczucie. W końcu dostrzegłem go w kącie pomieszczenia, gdzie przygotowywał kolejny wypiek. Szybko zrobiłem krok w jego stronę, udając, że przerywam rozmowę.
– Zayn! – zawołałem, starając się, by mój ton brzmiał jak najnaturalniej. – Może pomożesz mi z... – spojrzałem w stronę Alfy, który teraz przyglądał mi się z wyraźnym zainteresowaniem – ... z zamówieniem?
Zayn odwrócił się w moją stronę, a w jego oczach pojawiła się iskra zrozumienia. Na pewno zauważył, że coś mi nie pasowało.
– Oczywiście! – powiedział, a jego głos był przesycony energią. Podszedł bliżej, a ja rzuciłem mu znaczące spojrzenie, które miało mu zakomunikować, że muszę się pozbyć tego gościa. – Jakie zamówienie, Harry?
– To ten nowy klient... – zacząłem, wskazując głową na Alfy, który zdawał się nie być zrażony moim wycofaniem. – Nie jestem jestem w stanie wykonać jego zamówienia.
Zayn zrozumiał od razu, to co miałem na myśli. Uśmiechając się, zwrócił się w stronę Alfy z grzecznością, której nie potrafiłem sobie wyobrazić, ale w tej chwili było mi to potrzebne.
– Hej, przepraszam, ale Harry ma teraz pełne ręce roboty. Może możesz wrócić później? – zapytał, zbijając nieco pewność siebie Alfy, która przed chwilą była tak wyraźna.
Zacisnąłem zęby, czując, jak ulga ogarnia moje ciało, gdy obcy mężczyzna w końcu się wycofał. W tej chwili zdałem sobie sprawę, że mam dość tego, że ktokolwiek mógłby pomyśleć, że jest w stanie mnie wyprowadzić z równowagi. Skupiłem się na swojej pracy, wciąż czując, jak emocje krążą we mnie, ale przynajmniej miałem przy sobie Zayna, który rozumiał moją sytuację.
Reszta dnia zapowiadała się spokojnie. Dzień w piekarni mijał już w dość zwyczajny sposób, chociaż miałem wrażenie, że po ostatnich wydarzeniach to, co dla mnie kiedyś było rutyną, zaczynało mnie przytłaczać. Zayn i ja rozmawialiśmy o nowych przepisach, a zapach świeżo pieczonych bułek unosił się w powietrzu. W pewnym momencie jednak moje myśli zaczęły błądzić, głównie wokół Tobby'ego i Louisa. To, co stało się między nami w ostatnim czasie, wciąż budziło we mnie mieszane uczucia. I nagle przerwał mi telefon.
Wzrok mi przeskoczył na ekran, a serce zamarło, gdy zobaczyłem, że dzwoni przedszkole. Zawsze byłem czujny, kiedy dostawałem od nich telefon, ale tym razem czułem, że coś jest nie tak.
– Pan Styles? – usłyszałem głos nauczycielki, a w jej tonie było coś, co sprawiło, że natychmiast poczułem niepokój. – Tu pani Rogers z przedszkola. Musimy porozmawiać o Tobbym.
– Zgadza się, to ja. Coś się stało z Tobiasem? – zapytałem, czując, jak adrenalina zaczyna krążyć w moich żyłach.
– Miał wypadek. Bawił się z innymi dziećmi i niestety, wygląda na to, że może mieć złamaną rękę. Karetka już jedzie, zabiorą go do najbliższego szpitala – powiedziała, a jej głos był spokojny, ale ja czułem, jak świat wokół mnie zaczyna się rozpadać.
Nie czekając ani chwili dłużej, zakończyłem połączenie i pobiegłem w stronę drzwi. Zayn spojrzał na mnie z zaniepokojeniem, ale nie miałem czasu na wyjaśnienia.
Karetka. Złamanie. Tobby.
Jak na ścięcie, wsiadłem do samochodu i pędziłem do szpitala. Serce biło mi jak szalone, a myśli plątały się w mojej głowie. Jak to się mogło stać? Przecież Tobby był taki ostrożny. Wciąż miałem w pamięci jego uśmiech i radość, kiedy wracał z przedszkola. Teraz miałam tylko nadzieję, że jego stan nie jest poważny.
Po kilku minutach intensywnej jazdy w końcu dotarłem do szpitala. Szybko znalazłem się w poczekalni, gdzie zastałem tłum ludzi, ale jednocześnie moje oczy zaczęły przeszukiwać pomieszczenie w poszukiwaniu Tobiasa lub kogoś z personelu z przedszkola. W momencie, gdy tylko chodząc po korytarzu ujrzałem Tobiasa przez jedne z drzwi, serce mi zadrżało i szybko wszedłem do środka chcąc, jak najszybciej pozbyć się opiekunki z placówki, do której uczęszczał mój syn.
Tobby siedział na łóżku szpitalnym, a na jego twarzy malowała się radość, gdy zobaczył wchodzącego do sali doktora Louisa.
– Doktol Louis! – krzyknął, wyciągając do niego rączki.
Jednak w momencie, gdy spojrzałem na Louisa, zauważyłem coś, co mnie zaniepokoiło. Jego wyraz twarzy był bardziej oschły, niż zwykle. Widziałem w jego oczach coś, co przypomniało mi o niepewności, która towarzyszyła mi w ostatnich tygodniach.
– Cześć, Tobby – powiedział Louis, próbując zapanować nad swoim tonem, ale ja wyczułem w nim coś innego. Dzisiaj nie był tym samym, ciepłym lekarzem, którym zazwyczaj był. Dziś w jego głosie brzmiała nuta chłodu, jakby nie potrafił ukryć swoich uczuć.
– Co się wydarzyło wilczku. Słyszałem, że masz złamaną rękę? – zapytał, kucając przy łóżku. Tobby skinął głową, a jego oczy błyszczały. – Ale to nic wielkiego, zaraz naprawimy to – dodał Louis, nieco cieplej, ale ja wciąż czułem tę napiętą atmosferę.
Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że Louis był zły, albo zazdrosny. Ale o co? O mnie? O Tobiasa? Chciałem zapytać, ale wolałem nie psuć chwili, kiedy mój syn był tak szczęśliwy, widząc swojego ulubionego lekarza. A jednak, w miarę jak Louis badał małego alfę, czułem, jak we mnie narastają emocje, które sprawiały, że miałem ochotę krzyknąć.
– Dobrze, Tobby, teraz sprawdzimy, co się stało – powiedział Louis, a ja stałem z boku, nie mogąc odwrócić wzroku od tego, jak sprawnie zajmował się moim synem. Widziałem, jak jego dłonie były pewne, a sposób, w jaki rozmawiał z Tobbym, był pełen czułości. Jak mógł być tak opiekuńczy, a zarazem trzymać mnie na dystans?
W miarę jak wypełniał formularze, a ja stałem w cieniu, czułem, że narastająca wściekłość Louisa wobec mojej sytuacji zmuszała mnie do przyjrzenia się temu, co między nami się działo. Zmieszany, zdeterminowany, by dowiedzieć się, co tak naprawdę czuje, z cichym niepokojem obserwowałem, jak mój syn opowiadał Louisowi o swojej ulubionej zabawie w przedszkolu, w której tym razem został poszkodowany.
– Doktoze, a ty tes mas ulubioną zabawę? – zapytał Tobby, a ja poczułem, jak moje serce topnieje na dźwięk jego niewinnego głosu.
Louis uśmiechnął się lekko, ale ja zauważyłem, że jego oczy zdradzały coś innego. Był nieco rozproszony, a jego myśli zdawały się błądzić gdzie indziej. I wtedy zrozumiałem, że w tej chwili myśli Louisa mogą być tak złożone, jak moje własne.
– Wiesz, Tobby, ja w zasadzie uwielbiam wszystkie zabawy z dziećmi – odpowiedział, a ja poczułem, jak napięcie między nami rośnie. – Ale najbardziej lubię te, w których trzeba się ruszać. Jakbym miał wybrać to chyba najfajniejsza dla mnie zawsze była piłka nożna. Do tej pory gram z Lukasem lub swoim rodzeństwem. Wiesz, jak chodziłem do szkoły, to sam złamałem rękę... – zaczął, ale ja w tym momencie już nie słuchałem.
Przyglądałem się, jak ten młody lekarz z entuzjazmem i radością rozmawia z moim synem, a jednocześnie nie potrafiłem wyprzeć się wrażenia, że w tym wszystkim jest coś więcej. Louis był ewidentnie zły, o coś, czego nie mógł kontrolować, a ja nie wiedziałem, co z tym zrobić. Czyżby to, co czuliśmy, miało znaczenie? I jak miałem stawić czoła temu wszystkiemu, gdy wciąż byłem w cieniu przeszłości?
Tobias był taki dzielny, kiedy pielęgniarka poprowadziła go do pokoju zabiegowego. Miał na sobie dużą, niebieską koszulę szpitalną, która sprawiała, że wyglądał jak mały, przestraszony astronauta. Jego małe rączki drżały nieco, ale starał się być silny. Zanim wszedł do innego pomieszczenia, spojrzałem na niego jeszcze raz, a jego uśmiech zredukował moje napięcie. Czułem, jak moje serce się łamie, ale wiedziałem, że jest w dobrych rękach.
– Wszystko będzie dobrze, Tobby – powiedziałem, próbując dodać mu otuchy, a on skinął głową, choć w jego oczach czaiła się obawa.
Kiedy pielęgniarka zamknęła za sobą drzwi, poczułem, że w brzuchu mam motyle. Na wcześniejszą prośbę Louisa wszedłem do jego gabinetu, gdzie unosił się zapach szpitalnych środków dezynfekcyjnych wymieszany z tym należącym do lekarza. Louis siedział za biurkiem, a jego spojrzenie od razu na mnie padło. Wyglądał na zestresowanego, ale zarazem zdeterminowanego, jakby chciał mi coś przekazać.
– Dziękuję, że przyszedłeś, Harry – powiedział, wstając. Jego głos brzmiał cicho, jakby obawiał się, że nie powinien tego mówić. – Tobby jest w dobrych rękach. Zaraz nastawią mu rękę, pochodzi jakiś czas w gipsie i wszystko będzie w porządku. Chciałem z tobą porozmawiać.
Moje serce zabiło mocniej. Wziąłem głęboki oddech, przysuwając się bliżej. W jego oczach widziałem coś, co sprawiało, że czułem się zaniepokojony. To było coś intensywnego, niemal palącego. Zanim jednak zdążyłem zapytać, co się dzieje, Louis kontynuował:
– To, co czuję... to, co się między nami dzieje... – zaczął, a ja odczułem, że się waha. – To... to nie jest normalne. Dla mnie, dla nas.
– Co masz na myśli? – spytałem, starając się ukryć napięcie w moim głosie. Niepewność w moim sercu rosła z każdą chwilą.
– Jestem zazdrosny – przyznał nagle, a jego wyznanie uderzyło mnie jak cios w brzuch. – Jestem o Ciebie cholernie zazdrosny, bo czuję, że jesteś moją bratnią duszą. To coś, na co czekałem całe życie. Byłem okropnie wściekły, gdy przyjaciel siedzący w twojej piekarni powiedział mi, że ktoś próbował Cię podrywać. A mój wilk... Mój alfa czuję, że to Ty jestem tym, o czym zawsze marzyłem.
Moje serce zamarło, a w głowie krążyły mi myśli. Nie wiedziałem, jak zareagować. Przez chwilę stałem w milczeniu, próbując zrozumieć, co oznaczają jego słowa. Czułem się, jakbym był w samym sercu burzy emocjonalnej.
– Louis, ja... nie wiem... – zacząłem, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. – Nie jestem pewien, czy... czy to możliwe. Przecież bratnie dusze spotykają się tylko raz w życiu.
Zauważyłem, jak Louis przesunął się bliżej, a jego spojrzenie stało się intensywniejsze.
– Harry, ja nie chcę cię naciskać, ale nie mogę dłużej milczeć. Czuję to w każdym kawałku siebie – powiedział, a jego głos stał się bardziej zdecydowany. – Tobby mnie uwielbia, a ja widzę w was dwojgu coś wyjątkowego. To, co jest między nami, jest prawdziwe.
Czułem, jak serce mi bije mocniej, ale jednocześnie ogarniał mnie lęk. Jak mogłem odważyć się przyjąć to, co mówił? Czy to, co czułem do niego, mogło być tym samym?
– Ale ja... ja już pochowałem Liama – wyznałem, czując, jak moje oczy wilgotnieją. – Byłem pewny, że to on był moim przeznaczeniem, że już nigdy nie znajdę nikogo innego. Jak mogę tak po prostu... otworzyć się na kogoś nowego?
Louis przybliżył się jeszcze bardziej, a jego oczy spojrzały mi głęboko w duszę.
– Nie musisz zapominać o Liamie. Możesz go kochać i jednocześnie otworzyć się na nowe uczucia. Harry, to nie oznacza, że musisz porzucić przeszłość.
Jego słowa były jak ciepły blask słońca, ale równocześnie wywołały we mnie sprzeczne emocje. Z jednej strony chciałem uwierzyć, że to, co czuję do Louisa, jest realne i prawdziwe. Z drugiej strony nie mogłem uciec od poczucia winy, które mnie przytłaczało.
– Louis... ja... – zaczynałem, ale słowa znów ugrzęzły w moim gardle.
– Nie musisz nic mówić teraz – przerwał mi, wciąż wpatrując się w mnie z taką intensywnością, że czułem, jakby mógł czytać moje myśli. – Ale chcę, żebyś wiedział, że jestem tutaj. I że czuję, że moglibyśmy być dla siebie tym, na co czekaliśmy.
To była najbardziej szalona rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałem. Mój umysł eksplodował od sprzecznych myśli, a serce nie mogło zdecydować, czy uciekać, czy przyjąć tę nową rzeczywistość.
Zaraz potem usłyszałem, jak drzwi pokoju zabiegowego otworzyły się, a Tobby wyleciał z uśmiechem na twarzy, jakby nie miał pojęcia o powadze sytuacji. Z jego ręką w gipsie wyglądał jak mały wojownik, gotowy do kolejnej przygody.
Widziałem, jak Louis automatycznie zareagował na jego obecność, a w jego oczach pojawił się blask, który nie pozostawiał wątpliwości, że czuje coś więcej. Kiedy Tobby podszedł do nas, czułem, że ta chwila była przełomowa. Pomogłem przebrać się małemu alfie i pełen emocji i myśli opuściłem jego gabinet trzymając w ręku kartkę z zaleceniami.
Jak miałem pogodzić to, co czułem, z lojalnością wobec przeszłości? Jak mogłem zaakceptować, że może być ktoś inny, kto mógłby wypełnić pustkę w moim sercu? A jednak w obliczu małego wilczka i Louisa, czułem, że moje życie mogło się wreszcie zmienić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top