Rozdział 13

     Dni mijały spokojnie, a moja relacja z Louisem z każdym kolejnym dniem wydawała się jeszcze bardziej naturalna. Czasem łapałem się na tym, że czekam, aż nagle obudzę się i okaże się, że to wszystko było tylko snem. Jednak każde popołudnie, gdy Louis uśmiechał się do mnie, stojąc obok w kuchni lub przychodził do piekarni pod pretekstem kupienia kilku bułek lub kawałka ciasta podczas swojej przerwy w przychodni lub przed dyżurem w szpitalu, przypominał mi, że to dzieje się naprawdę.

    Mały Tobias uwielbiał Louisa. Początkowo byłem nieco zaskoczony, jak szybko zaakceptował nowego „wujka Louisa" i jak naturalnie traktował jego obecność w naszym życiu. Widywał go wcześniej głównie jako doktora, który czasem go odwiedzał sprawdzając jego postępy w leczeniu czy rehabilitacji, lecz teraz ich więź była zupełnie inna, pełna ciepła i radości. Tobias cieszył się każdą chwilą spędzoną z Louisem, a mnie napawało to spokojem, bo wiedziałem, że obaj czerpią z tej relacji to, czego im brakowało.

    – Mamo, a Zahir też będzie dziś na spotkaniu? – Tobias wbiegł do pokoju z roziskrzonymi oczami, przerywając mi przygotowania do wyjścia.

    Z dumą obserwowałem, jak mój syn się rozwija i z każdym dniem poprawia swoją mowę coraz mniej się sepleniąc.

    – Tak, synku, Zahir będzie. W końcu idziemy do wujka Nialla i wujka Zayna, a oni nie wspominali, aby twój przyjaciel wybierał się do dziadków – odpowiedziałem z uśmiechem, głaszcząc go po głowie.

    Cieszyło mnie, że Tobias tak dobrze dogaduje się z dzieckiem moich przyjaciół. Widząc jego podekscytowanie, poczułem ciepło w sercu – dziś miał być dla nas szczególny wieczór.

    Wszedłem do sypialni, gdzie Louis krążył między szafą z wielkim lustrem a łazienką, przyglądając się swojemu odbiciu z nerwowym skupieniem. Widok tego silnego, pewnego siebie alfy w takim stanie był dla mnie dość niespodziewany, ale i uroczy. Wyglądał, jakby chciał za wszelką cenę wypaść przed moimi przyjaciółmi jak najlepiej.

    – Harry, myślisz, że ta koszula jest odpowiednia? A może ta granatowa? – spytał, odwracając się do mnie z dwoma różnymi koszulami, które rano przyniósł ze sobą, a każda z nich była starannie wyprasowana, ale on nadal wydawał się nieusatysfakcjonowany.

    Z uśmiechem podszedłem do niego i delikatnie wyjąłem mu koszule z rąk.

    – Lou, spokojnie. Niall i Zayn są tylko moimi przyjaciółmi, a nie komisją oceniającą – powiedziałem, patrząc mu prosto w oczy. – Dla nich liczy się to, że jesteś ze mną, że cieszysz się z tego, że jesteśmy razem. A Tobias cię uwielbia, więc masz ich wszystkich po swojej stronie.

    Louis spojrzał na mnie z wdzięcznością, ale w jego oczach wciąż widziałem cień niepokoju.

    – Wiem, Harry, po prostu... chciałbym zrobić na nich dobre wrażenie. W końcu to twoi przyjaciele – odpowiedział, zerkając na siebie w lustrze. – Chcę, żeby widzieli we mnie kogoś, kto dba o was tak, jak na to zasługujecie.

    Słysząc te słowa, poczułem, jak serce zaczyna mi mocniej bić. Louis naprawdę dbał o tę relację, o mnie i o Tobby'ego, a to wszystko wydawało mi się wciąż jak cud. Pochyliłem się i pocałowałem go lekko w policzek, chcąc w ten sposób zapewnić, że jest wystarczający taki, jaki jest.

    – Wiem, Louis. I jestem pewien, że oni to zobaczą – powiedziałem cicho. – Zaufaj mi, nie musisz nikogo przekonywać, bo wystarczy, że jesteś sobą.

    Louis w końcu uśmiechnął się szerzej, odkładając obie koszule na bok i wybierając jedną z nich, bardziej od niechcenia niż z rzeczywistej decyzji. Tymczasem Tobias wbiegł z powrotem do pokoju, ubrany w swoją najlepszą koszulę i z radością w oczach.

    – Gotowi? – spytał, podskakując z podekscytowania. – Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć Zahira!

    Louis zaśmiał się, patrząc na Tobiasa z ciepłem w oczach.

    – Gotowi, mały wilczku – odpowiedział, a ja poczułem, jak ciepło rozpływa się w moim sercu. Byłem otoczony przez tych, którzy znaczyli dla mnie wszystko, i to poczucie przyniosło mi ukojenie, jakiego szukałem od dawna.

    Gdy weszliśmy do domu Nialla i Zayna, od razu poczułem tę znajomą, przytulną atmosferę, która zawsze tu panowała. To miejsce było świadkiem niejednej ważnej rozmowy i chwil, w których zbieraliśmy się, by podnieść się na duchu, dać sobie wsparcie. Tobias, pełen energii, jak tylko zobaczył swojego przyjaciela, natychmiast wybiegł w stronę pokoju Zahira, nawet się nie oglądając. Spojrzałem za nim z uśmiechem, ciesząc się jego radością i tą niewinnością, którą miał w sobie.

    Zerkając na Louisa, zauważyłem, że jest wyraźnie spięty, choć próbował to ukryć za uśmiechem i wymuszoną swobodą. Poczułem ciepło w sercu, widząc, jak bardzo zależy mu na dobrym wrażeniu, jak troszczy się o to, jak odbiorą go moi najbliżsi przyjaciele. Wziąłem go delikatnie za rękę, co wywołało lekki błysk w jego oczach.

    – Spokojnie, Louis. Oni już cię lubią, a jak jeszcze nie, to pokochają – szepnąłem mu cicho, chcąc dodać mu otuchy.

    Nie zdążył odpowiedzieć, bo Zayn już był przy nas, uśmiechnięty, ale z tym wyrazem twarzy, który mówił, że czeka nas rozmowa w cztery oczy. Spojrzałem na niego z lekką nutą rozbawienia i przywitałem się, zanim jeszcze miał szansę nas zaprosić do salonu.

    – Harry! Louis! Cieszę się, że w końcu się spotkaliśmy – Zayn przywitał nas entuzjastycznie, lecz kiedy spojrzał na Louisa, wyraz jego twarzy stał się poważniejszy.

    Zawsze miał tę swoją troskliwą stronę, a odkąd Liam odszedł, czułem, że bardziej niż kiedykolwiek przyjął sobie za cel dbać o mnie i Tobiasa. 

    – Louis – zaczął, wciąż z uśmiechem, lecz z nutą, którą znałem aż za dobrze. – Jak się masz? – Zadał to pytanie, jednocześnie wskazując nam miejsce na sofie. Gdy usiedliśmy, Zayn nachylił się lekko, jakby w geście troski. – Więc... jakie są twoje dalsze plany? Wiesz, o co mi chodzi – dodał znacząco, kierując spojrzenie na Louisa.

    Louis, choć początkowo wyraźnie spięty, zachował spokój i uśmiechnął się, ale już swobodniej. Widziałem, że zdaje sobie sprawę, że te pytania nie są testem, lecz wyrazem prawdziwej troski.

    – Zayn, nie martw się, nie mam zamiaru iść na skróty. Wiem, że Harry i Tobias przeszli bardzo trudne chwile, i naprawdę chcę... chcę być tutaj dla nich. Nie na chwilę, nie przelotnie. – Mówił to tak spokojnie, z przekonaniem, które mnie tylko utwierdzało w tym, co ostatnio czułem. – Chcę, żebyście mogli mi zaufać, że nie zniknę, że moje uczucia są prawdziwe.

    Zayn, słuchając Louisa, od czasu do czasu zerkał na mnie, jakby sprawdzając, czy naprawdę jestem zadowolony, spokojny. Uśmiechnąłem się tylko, dając mu znak, że wszystko jest w porządku.

    Niall, przysłuchujący się rozmowie zza kuchennego blatu, rzucił w końcu wesoło:

    – Daj mu odetchnąć, Zee. Louis, cieszę się, że tu jesteś. Harry wygląda na szczęśliwego jak nigdy wcześniej – zauważył, co sprawiło, że poczułem przyjemne ciepło na twarzy. Te słowa, choć proste, znaczyły dla mnie naprawdę wiele.

    Louis posłał mi ciepłe spojrzenie, w którym czułem wyrazy jego uczuć i troski, jaką miał dla mnie i Tobiasa. Ten moment uświadomił mi, że jestem na dobrej drodze.

    Odetchnąłem z ulgą. Czułem, że moi przyjaciele zaakceptowali Louisa, co dawało mi spokój i poczucie, że teraz wszystko naprawdę zmierza ku dobremu. Byłem gotowy na tę zmianę – gotowy, by na nowo otworzyć serce. I wiedziałem, że nie tylko ja na to czekałem.

    Podczas kolejnych luźnych już rozmów zauważyłem, jak Zayn rzuca mi ukradkowe spojrzenia, jakby szukał w moich oczach jakiejś odpowiedzi. W końcu odchrząknął i odezwał się nieco ciszej niż zazwyczaj, choć z wyraźnym tonem troski:

    – Harry, możemy... na chwilę? – zapytał, wskazując dyskretnie głową na taras.

    Przytaknąłem z lekkim uśmiechem, choć wiedziałem, o co chodzi. Zayn wciąż brał sobie za punkt honoru, by czuwać nad mną i Tobiasem, odkąd zostaliśmy sami. Byłem mu wdzięczny, ale i trochę rozbawiony, widząc, jak wręcz w nadopiekuńczy sposób traktuje sprawy mojego serca. Posłałem Louisowi szeroki uśmiech, a potem ruszyłem za Zaynem na taras.

    Gdy tylko zamknąłem za nami drzwi, Zayn oparł się o barierkę i spojrzał na mnie z miną, którą doskonale znałem – poważną, ale i pełną ciepła.

    – Słuchaj, Hazza... – zaczął, patrząc mi prosto w oczy. – Wiesz, że po prostu chcę się upewnić, że jesteś szczęśliwy. Ty i Tobias, obaj. – Westchnął, jakby układając w głowie kolejne zdanie. – Louis to dobry facet, naprawdę. Ale, no wiesz, muszę mieć pewność, że on traktuje cię tak, jak zasługujesz.

    Jego słowa były delikatne, ale zdecydowane. Wiedziałem, że troszczy się o nas z całego serca, że każde jego pytanie miało na celu tylko jedno – ochronę mnie i Tobiasa. Położyłem rękę na jego ramieniu, próbując rozwiać jego obawy.

    – Zayn, rozumiem cię, naprawdę – zacząłem spokojnie. – I doceniam, że zawsze byłeś przy mnie, że czuwasz nad nami. Ale Louis... – zawahałem się na moment, czując ciepło w sercu, które rosło z każdym słowem. – Louis jest dla nas dobry. Chyba nie wiedziałem, że mogę czuć coś takiego drugi raz w życiu. A on... po prostu jest cierpliwy i troskliwy.

    Zayn słuchał mnie z uwagą, a jego wyraz twarzy nieco złagodniał. Skinął głową, jakby przetrawiał to, co powiedziałem, ale wciąż miał w sobie cień powagi.

    – Chodzi o to, że... – kontynuował cicho – ja po prostu chcę mieć pewność, że nikt nie zrani was po tym wszystkim, co przeszliście. Wiem, że Louis to dobry człowiek, ale chcę być pewien, że on rozumie, jak cenny jesteś.

    Uśmiechnąłem się i poczułem nagły przypływ wdzięczności, że mam kogoś takiego jak Zayn u swego boku. Spojrzałem mu w oczy, próbując przekazać, że nie ma się czym martwić.

    – Obiecuję, Zayn, że to nie jest przelotne, niepewne. Jestem pewny Louisa – odpowiedziałem szczerze. – Wiem, że mnie i Tobiasa nie zawiedzie.

    Na te słowa jego twarz w końcu rozjaśniła się w uśmiechu. Przytulił mnie krótko, po swojemu – mocno i zdecydowanie – a potem poklepał po ramieniu.

    – W porządku, Hazza. Wystarcza mi na razie to, co powiedziałeś. – Roześmiał się cicho i odetchnął z wyraźną ulgą.

    Gdy wracaliśmy do salonu, czułem, że zrzucił ze swoich barków ciężar, a ja... miałem poczucie spokoju. Zawsze wiedziałem, że Zayn chciał dla mnie jak najlepiej, ale teraz czułem, że mamy błogosławieństwo jego czujnego oka. Louis siedział, spokojnie rozmawiając z Niallem, a gdy tylko wróciliśmy, spojrzał na mnie z ciepłym uśmiechem, który mówił wszystko.

    Usiadłem obok niego, a cała ta chwila wydawała mi się jedną z tych, których się nie zapomina. Wiedziałem, że teraz naprawdę wszystko będzie dobrze.

    Siedzieliśmy razem w salonie, śmiejąc się z jakiejś historyjki Nialla, kiedy wymienił spojrzenia z Zaynem, jakby obaj czekali na idealny moment, by coś powiedzieć. Zayn delikatnie ścisnął rękę Nialla, a jego oczy rozbłysły z ekscytacji.

    – Chyba nadszedł czas, by powiedzieć wam coś ważnego – zaczął Zayn, nie kryjąc radości.

    Spojrzałem na nich z zaciekawieniem, a serce przyspieszyło mi z ekscytacji. Obok mnie Louis również nachylił się do przodu, z wyraźnym zainteresowaniem, domyślając się, że będzie to coś wyjątkowego.

    – Spodziewamy się drugiego dziecka – powiedział w końcu Niall, uśmiechając się szeroko, a w jego oczach zabłysły łzy wzruszenia. – To początek czwartego miesiąca. Na razie wszystko jest dobrze, ale wcześniej woleliśmy nikomu nie mówić, żeby nie zapeszyć.

    Cisza trwała zaledwie sekundę, zanim eksplodowałem z radości.

    – O mój Boże, Niall! Zayn! To niesamowite! – Zanim się obejrzałem, już ich oboje obejmowałem.

    – Jestem taki szczęśliwy, tak bardzo się cieszę z waszego szczęścia!

    Louis śmiał się obok mnie, gratulując im z ogromną radością, a ja z każdym kolejnym gratulacyjnym słowem czułem, jak to ciepło i radość wypełniają mi serce. Tobias i Zahir, jak tylko wyczuli, że coś ważnego się dzieje, przybiegli do nas i zaraz wszyscy razem świętowaliśmy tę wspaniałą wiadomość. W tamtej chwili cała przestrzeń wypełniła się radością, a ja wiedziałem, że mam przy sobie nie tylko rodzinę, ale i prawdziwych przyjaciół, którzy razem dzielą się każdym szczęściem i każdym smutkiem.

    Reszta spotkania minęła nam już spokojnie i wesoło. Louis postanowił, że odwiezie nas do domu. Nie chciałem się z nim jeszcze rozstawać, ale do tej pory nigdy nie rozmawialiśmy o nocowaniu. Chyba sam nie byłem jeszcze na to gotowy.

    Kiedy wróciłem do domu, a Tobias już spał spokojnie w swoim łóżku, poczułem, jak  chwila, kiedy moi przyjaciele podzielili się z nami szczęśliwą informacją o powiększeniu się ich rodziny, jeszcze we mnie rezonuje. Przemknąłem wzrokiem po pustej sypialni, gdzie leżałem sam pośrodku miliona myśli. Cieszyłem się ich szczęściem, a jednocześnie... w środku odezwało się pragnienie, które gdzieś przez ostatnie lata zdążyłem zagłuszyć.

    Leżąc na poduszce, przyłożyłem dłonie do twarzy, uśmiechając się do siebie. Myśl o kolejnym dziecku, o dużej rodzinie... zawsze tego pragnąłem. Marzyłem, żeby Tobias miał rodzeństwo, by mógł dorastać wśród śmiechu, przygód, i żeby nigdy nie czuł się samotny. Mimo że Louis jeszcze nie wiedział o moich skrytych marzeniach, poczułem ciepło na samą myśl, że może kiedyś, kiedy wszystko w końcu się ułoży, moglibyśmy razem zbudować rodzinę pełną dziecięcych śmiechów i chaosu.

    Zamknąłem oczy, czując dziwną, ale kojącą pewność – miałem przy sobie ludzi, którzy mnie kochali, a Louis... on również był przy mnie. Być może to marzenie o dużej rodzinie jeszcze kiedyś się spełni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top