rozdział 7
- Coco, dawaj tu! Gramy! - zawołał Daniel, siadając na wyznaczonym wcześniej miejscu. Colette odwróciła się w jego stronę, odstawiając pusty kubek na stolik.
- No już, spokojnie. Dajcie mi się napić porządnie.
- Butelkę weź! - krzyknął Corbyn, wskazując w jej stronę. Dziewczyna otworzyła usta, oburzona, że tak ją wykorzystywali.
- Bozia rączek nie dała? - spytała głośno, mimo wszystko biorąc butelkę do rąk. Co innego mogła wtedy zrobić? Oni i tak pewnie by się nie ruszyli. - Już idę!
Colette, kręcąc głową sama do siebie, skierowała się w stronę pozostałej piątki. Wszyscy siedzieli nieopodal ogniska, na wcześniej uszykowanych siedzeniach, by było im wygodnie. Jedyne wolne miejsce było już tylko koło Jacka i Jonah, więc tam też Coco zasiadła, stawiając butelkę na ziemi.
- Jak już butelkę przyniosłaś, to zaczynaj. - oznajmił Jonah, zerkając na siadającą obok dziewczynę. Colette po raz kolejny w ciągu zaledwie kilku minut spojrzała na nich, nie dowierzając.
- Cwaniaki. No dobra, zaczynajmy.
Butelka zaczęła kręcić się między całą szóstką, aż w końcu spowolniła i zatrzymała się na Colette. Dziewczyna zaśmiała się, po czym zakręciła ponownie i tym razem butelka wskazała Corbyna. Chłopak zatarł dłonie, gotowy by przyjąć od niej jakieś wyzwanie.
- Dobra, mam. - oznajmiła Coco, uśmiechając się tajemniczo. Tamten uśmiech był zdecydowanie inny od reszty i sami nie wiedzieli, czego się spodziewać.
- Dawaj. - powiedział twardo Corbyn, gotowy przyjąć na klatę wszystko. Spojrzenie Coco nic mu nie mówiło, a to tym bardziej go rozpierało od środka.
- Daj się spoliczkować przez wybraną przez siebie osobę. Nie musi być mocno.
- Mogę se wybrać kogo chcę? - spytał, unosząc brew do góry. Dziewczyna spojrzała na niego, niezbyt okazując swoje emocje, choć się uśmiechała.
- Dokładnie tak. - przytaknęła, bawiąc się sznurówką swoich butów. Patrzyła na niego, w te jego hipnotyzujące oczy.
- No to dawaj ty.
Colette zdziwiła się, ale nie zamierzała protestować. Skoro wybrał właśnie ją, to nie mogła zawieść i dlatego też nachyliła się w jego stronę i uderzyła go delikatnie w policzek, po czym wróciła na swoje wcześniejsze miejsce.
Corbyn zakręcił. Wystarczyła chwila, by butelka wskazała Jacka, który spojrzał na swojego przyjaciela, gotowy by wykonać zadanie.
- Udawaj, że jesteś osobą po twojej prawej stronie przez 10 minut.
Jack spojrzał na Colette, bo to właśnie ona siedziała po jego prawej stronie. Uśmiechnął się krótko, przełykając ślinę gdzieś w międzyczasie. Nie mógł aż tak bardzo udawać dziewczyny, bo oni na pewno zaczęliby coś podejrzewać. Mimo wszystko miał w planach zrobienie tamtego wyzwania, bo nie chciał wyjść źle przed przyjaciółmi.
I takim też sposobem udawał Coco przez kolejne dziesięć minut, a kolejka szła dalej przez kolejne pół godziny.
Cała grupa obserwowała, jak Daniel musiał wykonać aż sto przysiadów, jak Corbyn musiał oddać komuś swój telefon - a oddał go Coco - i pozwolić jej wysłać jednego esemesa do każdego z jego kontaktów. Zach musiał podskakiwać przez minutę, a kiedy usiadł, od razu stwierdził, że już więcej nie wstanie, co skwitowali śmiechem. Później Jack musiał ściągnąć dwie części swojej garderoby - padło na czapkę, którą miał wtedy na sobie i buty. Zach, który został wylosowany ponownie, miał za zadanie jak najszybciej rozśmieszyć całą grupę, co wyjątkowo szybko mu się udało. Zaraz po nim Daniel musiał trzymać aż trzy kostki lodu w ustach, do czasu aż się rozpuszczą. Później narzekał, że może być przez to chory i że mu zimno, ale po jakimś czasie nikt już nie zwracał na niego uwagi, więc przestał. Następny był Jonah, po raz pierwszy tak naprawdę. Chłopak próbował żonglować trzema przedmiotami, które wybrali mu jego przyjaciele.
Aż w końcu, ponownie z resztą, przyszedł czas na Zacha, który dostał zadanie wypicia kubeczka z miksturą, którą miała mu stworzyć reszta grupy.
- Tylko nie szalejcie za bardzo, co? - odezwał się, patrząc na swoich przyjaciół, którzy stali przy jednym ze stołów, przyrządzając mu "drinka". Nie ufał im w tamtej chwili.
- Boisz się? - spytał Jack, po czym wrócił wzrokiem do pozostałych, obserwując poczynania Colette.
- Nie bój żaby. - powiedział Daniel, uśmiechając się szeroko, co nie spodobało się Zachowi w żadnym stopniu.
- Po was się wszystkiego można spodziewać.
- Przypilnuję ich, spokojnie. - odezwała się ponownie Coco, odwracając się w jego stronę. Zach przełknął ślinę, nie do końca jej wtedy wierząc. Choć zdążył ją trochę poznać, to nie wzbudzała w nim wtedy przyjaznych odczuć.
- Właściwe ciebie boję się chyba najbardziej. - stwierdził, przełykając głośno ślinę. Colette spojrzała na niego, opierając się dłonią o ramię Daniela, koło którego stała.
- Nie jestem taka straszna. - stwierdziła, ale tamto zapewnienie wcale nie pomogło. Zaraz złapała przygotowaną miksturę i podała kubeczek chłopakowi. - Dobra, pij do dna. Nie ma nic, czego tu nie było na stołach. Jesteśmy tak mili, że masz same ciecze, także nie dziękuj.
Zach spojrzał po całej piątce z obawą, bo mógł się spodziewać dosłownie wszystkiego. Choć Coco zapewniała go, że nie znajdzie tam nic innego, niż alkohol i różnego rodzaju napoje, to i tak miał obawy, co do tego, co znajdowało się w tamtej miksturze. Widząc jednak ponaglający wzrok wszystkich, wypił zawartość całego kubeczka, krzywiąc się przy tym na koniec. Coco prychnęła, natomiast pozostali zaśmiali się z reakcji chłopaka.
Butelka już po chwili znów się kręciła, spowalniając z każdą kolejną sekundą, aż wreszcie zatrzymała się na Colette. Dziewczyna spojrzała na Zacha i przełknęła ślinę, widząc jego złowieszczy uśmiech, który nie zwiastował nic dobrego.
- Pocałuj osobę po swojej lewej. Najlepiej w usta. - powiedział, unosząc dumnie głowę do góry, a dziewczynę jakby sparaliżowało, gdy uświadomiła sobie, co miała zrobić.
- Żartujesz?
Nie żartował, wiedziała to.
Ponownie przełknęła ślinę i odwróciła się Jacka przodem. To on był po jej lewej, to jego miała pocałować, to on był jej chłopakiem i to pozostali o niczym nie wiedzieli.
Jack nie miał szans zareagować, gdy Coco zaatakowała jego usta. Przywarła do niego, niczym pijawka. Jej dłoń dotykała jego rozgrzanego policzka, a usta całowały te jego. Tamten pocałunek był krótki, ale oboje czuli się jak w niebie, mogąc pocałować się pierwszy raz od kilku dni.
- Nie spodziewałem się, że naprawdę to zrobisz. - skomentował Zach, patrząc na Coco i Jacka wielkimi oczami. Nie tylko on był zdziwiony tamtą sytuacją, nie sądził, że dziewczyna tak po prostu pocałuje jego przyjaciela.
- Nie miałam nic do stracenia. - odparła zgodnie z prawdą, wzruszając ramionami i uśmiechając się pod nosem.
Avery był tak oszołomiony, że nawet nie zorientował się, kiedy Colette przypadkiem dotknęła jego nogi, biorąc butelkę w dłoń, by zakręcić. A zrobiła to specjalnie, widząc, że musiała sprowadzić go na ziemię po tamtym pocałunku.
- Corbyn, świetnie. - powiedziała, pocierając dłonie, ale nie w złowieszczym tonie, a dlatego że było jej już chłodno. - Znajdź osobę, której imię ma taką samą literę jak twoje imię lub której pierwsza litera imienia jest najbliższa twojemu, a później poliż tą osobę w twarz.
Coco nie przemyślała za bardzo tamtego wyzwania, bo Corbyn podszedł właśnie do niej. Uśmiechnął się i, nim zdążyła się zorientować, chłopak polizał jej policzek, po czym wrócił na swoje wcześniejsze.
- To było... Dziwne. - stwierdziła, na co chłopak wzruszył jedynie ramionami, nic nie mówiąc. On sam czuł się dziwnie, ale nie zamierzał tego przyznawać na głos. - Nie przemyślałam tego za dobrze.
Nikt się nie odezwał, więc Besson zakręcił, a butelka wskazała Jacka. Chłopak spojrzał na swojego przyjaciela, oczekując wyzwania, ale też nie spodziewał się słów Corbyna.
- Powiedz coś brudnego osobie po twojej prawej stronie.
Colette westchnęła ciężko, bo zdawała sobie sprawę, że to ona była po prawej stronie Jacka. Sama już nie wiedziała, czy to przez tamten pocałunek, czy przez to, że może zorientowali się, że ona i Avery byli parą, czy może to przez alkohol... Wiedziała jednak, że chłopak musiał wykonać zadanie i że to, co miał jej powiedzieć, już na zawsze będzie ich słodką tajemnicą, o której nikt miał się nie dowiedzieć.
- Jeśli oni w końcu wyjadą, zrobię z tobą, co zechcę. Czekam od kilku dni, więc się przyszykuj na intensywny dzień niedługo.
Coco zaczerwieniła się, choć sama nie wiedziała dlaczego. To były tylko słowa, a on nie powiedział tego wprost, ale wiedziała, co miał na myśli. Sama już nie kontrolowała swojego ciała przez nadmiar alkoholu w krwi, ale ostatnimi siłami powstrzymywała się, by niczego nie odpowiedzieć albo zareagować w nieodpowiedni sposób. Spuściła tylko głowę, nie przejmując się już tamtą rozgrywką. Nie słuchała wstydliwej historii Zacha, nie patrzyła, gdy Jonah tańczył przez minutę bez muzyki. Nie pamiętała już drogi do domu ani tego, kiedy zasnęła.
Wiedziała jedynie, że ukrywanie związku z Jackiem przed chłopakami było cholernie trudnym zadaniem w ich obecnej sytuacji.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top