prolog

- Musisz wyjeżdżać? - spytała dziewczyna, kreśląc wzorki na nagim torsie swojego ukochanego. Jego gęste, jasne, kręcone włosy łaskotały ją, ale ignorowała to.

- Dobrze wiesz, że tak, Colette. - odpowiedział od razu, zdając sobie sprawę, że dziewczyna nie lubiła, kiedy wyjeżdżał. Zaraz pocałował ją w głowę, na co uśmiechnęła się delikatnie pod nosem. - Wrócę niedługo, obiecuję.

- Znowu po miesiącu? - spytała, ale prędko westchnęła zdając sobie sprawę, jak mogło to zabrzmieć. Oparła się na łokciu i spojrzała na chłopaka ze smutkiem. - Wiem, jaką masz pracę i naprawdę cieszę się, że spełniasz się zawodowo, ale nie lubię, kiedy wyjeżdżasz na tak długo.

- Przecież ty też dość często jeździsz. - powiedział, jakby to miało wtedy jakieś znaczenie. Fakt, wyjeżdżała, ale nigdy nie na tak długo.

- Ale wracam jeszcze tego samego dnia, góra dwa dni później. Z resztą, ja tylko robię zdjęcia ludziom. Ty dla nich śpiewasz z chłopakami, jeździcie w trasy, udzielacie wywiadów, nagrywacie...

Jack nie odezwał się, a jedynie przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej, o ile było to w ogóle jeszcze możliwe. Colette westchnęła cicho, ostatecznie wtulając się w jego ciało. Była dumna z pasji swojego ukochanego, a z drugiej strony tak bardzo go za to nienawidziła. Może była samolubna i chciała mieć go tylko dla siebie, ale kto by się jej dziwił? Faceci zostawiali ją po naprawdę krótkim czasie i dopiero ktoś postawił na jej drodze Jacka, z którym była już prawie rok.

Rok ukrywania przed światem, przed znajomymi... Intensywny rok.

- Samolot mam dopiero wieczorem. Zostajemy w łóżku do tego czasu, czy spędzamy go w inny sposób, poza domem? - zagadnął po chwili, otwierając oczy, by na nią spojrzeć. W jego oczach była taka piękna, drobna, bezbronna... Idealna.

- A co wolisz? - spytała, bo każda chwila z nim spędzona była cenna, niezależnie od tego, co robili. Kochała go naprawdę szczerze i żałowała, że nie mogli spędzać czasu tak dużo, jak by chcieli.

- Możesz wybrać do woli, dostosuję się.

- Wybierz ty, a ja idę do łazienki. - stwierdziła ostatecznie, pomału podnosząc się do siadu. Nachyliła się jednak jeszcze nad nim i złączyła ich usta razem w krótkim, aczkolwiek szczerym pocałunku. - Kocham cię. - wyszeptała, uśmiechając się delikatnie. Jack machinalnie również się uśmiechnął.

- Kocham cię mocniej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top