rozdział 31
Kilka tygodni później
- Jack! Szybciej! Ja nie mogę się spóźnić! Jestem świadkową! - zawołała Colette, czekając już w przedpokoju. Była zdenerwowana, bo powinna już dawno wyjść z domu i pojechać do swojej przyjaciółki.
- Już idę! Chwilę! - odkrzyknął, wychodząc z pokoju. Prędko, prawie jak na złamanie karku, zszedł po schodach i stanął tuż przy niej. - Już jestem. Możemy iść.
- Wreszcie.
- Nie narzekaj. - powiedział, podchodząc do niej bliżej. Dotknął jej policzka dłonią, odwracając jej głowę w swoją stronę. - Piękne wyglądasz.
- Dzięki. Ty też niczego sobie. - odparła od razu, mimo wszystko uśmiechając się na tamten komplement. - Ale teraz musimy już iść.
Jack jeszcze raz spojrzał na Colette, która skierowała się ku wyjściu. Nie mógł wyjść z podziwu, jak pięknie wyglądała w sukienkach, które nosiła tak rzadko. Tamtego dnia miała na sobie szykowną sukienkę maxi w kolorze ciemnej butelkowej zieleni wykonanej z materiałów wysokiej jakości. Góra sukienki posiadała kopertowy dekolt podkreślający biust Coco i trzymała się na cieniutkich, podwójnych ramiączkach. W talii znajdował się pasek z tej samej tkaniny, która dopasowywała się idealnie do sylwetki. Spódnica natomiast uszyta była z koła, która tworzyła fantastyczny rozkloszowany dół, dodatkowo posiadała zmysłowe rozcięcie eksponujące nogi.
- Idziesz? Spieszy mi się.
Chłopak nie odezwał się, a jedynie podbiegł do dziewczyny, już po chwili kierując się z nią do domu Nancy.
~*~
- Dobry, przepraszam bardzo. Rozmawiałam ostatnio z panem odnośnie tego pierwszego tańca pary młodej. - odezwała się Colette, podchodząc do DJ-a, który miał grać na weselu Nancy. Tuż obok niej stał Jack, który był dla niej pewnego rodzaju wsparciem w tamtym momencie.
- A, tak, tak. Pamiętam. - powiedział mężczyzna, przypominając sobie, że coś takiego rzeczywiście miało miejsce. - Zaraz będziecie mogli się tym zająć. Sami macie wykonać tą piosenkę, prawda? - spytał dla upewnienia, grzebiąc w swoich rzeczach w poszukiwaniach mikrofonów.
- Tak, tak. - przytaknęła od razu, kiwając głową na potwierdzenie swoich słów. Stresowała się, szczególnie że to miał być pierwszy raz, kiedy miała wystąpić przed tak dużą publicznością.
- Macie tu mikrofony, zaraz będziecie mogli zacząć. - oznajmił, podając im ów przedmioty. Coco i Jack natychmiast je od niego odebrali.
- Dziękujemy.
Mężczyzna uśmiechnął się, po czym sam wziął do ręki jeden z mikrofonów i zaczął mówić do zgromadzonych gości. Wszyscy w skupieniu obserwowali parę młodą, która ustawiła się, by zacząć tańczyć.
A Jack i Coco zaczęli śpiewać wcześniej uszykowany utwór, który przygotowali Nancy i Nathan na swój pierwszy taniec.
Kiedy twoje nogi nie działają tak jak kiedyś
When your legs don't work like they used to before
I nie mogę zwalić cię z nóg
And I can't sweep you off of your feet
Czy twoje usta wciąż będą pamiętać smak mojej miłości
Will your mouth still remember the taste of my love
Czy twoje oczy wciąż będą się uśmiechać z twoich policzków
Will your eyes still smile from your cheeks
I kochanie, będę cię kochać, dopóki nie skończymy 70 lat
And darling I will be loving you 'til we're 70
I kochanie, moje serce wciąż może paść równie mocno w wieku 23 lat
And baby my heart could still fall as hard at 23
I myślę o tym, jak ludzie zakochują się w tajemniczy sposób
And I'm thinking 'bout how people fall in love in mysterious ways
Może tylko dotyk dłoni
Maybe just the touch of a hand
O ja, zakochuję się w tobie każdego dnia
Oh me I fall in love with you every single day
I chcę ci tylko powiedzieć, że jestem
And I just wanna tell you I am
Więc kochanie teraz
So honey now
Weź mnie w swoje kochające ramiona
Take me into your loving arms
Pocałuj mnie w świetle tysiąca gwiazd
Kiss me under the light of a thousand stars
Połóż głowę na moim bijącym sercu
Place your head on my beating heart
Myślę na głos
I'm thinking out loud
Może znaleźliśmy miłość tam, gdzie jesteśmy
Maybe we found love right where we are
Kiedy moje włosy prawie zniknęły, a moja pamięć blaknie
When my hair's all but gone and my memory fades
A tłumy nie pamiętają mojego imienia
And the crowds don't remember my name
Kiedy moje ręce nie grają na strunach w ten sam sposób, mm
When my hands don't play the strings the same way, mm
Wiem, że nadal będziesz mnie kochać tak samo
I know you will still love me the same
Ponieważ kochanie, twoja dusza nigdy się nie zestarzeje, jest wiecznie zielona
'Cause honey your soul can never grow old, it's evergreen
Kochanie, twój uśmiech jest na zawsze w moim umyśle i pamięci
Baby your smile's forever in my mind and memory
Myślę o tym, jak ludzie zakochują się w tajemniczy sposób
I'm thinking 'bout how people fall in love in mysterious ways
Może to wszystko jest częścią planu
Maybe it's all part of a plan
Będę dalej popełniał te same błędy
I'll just keep on making the same mistakes
Mając nadzieję, że zrozumiesz
Hoping that you'll understand
Ale kochanie teraz
But baby now
Weź mnie w swoje kochające ramiona
Take me into your loving arms
Pocałuj mnie w świetle tysiąca gwiazd
Kiss me under the light of a thousand stars
Połóż głowę na moim bijącym sercu
Place your head on my beating heart
Myślę na głos
I'm thinking out loud
Że może znaleźliśmy miłość dokładnie tam, gdzie jesteśmy, och
That maybe we found love right where we are, oh
Więc kochanie teraz
So baby now
Weź mnie w swoje kochające ramiona
Take me into your loving arms
Pocałuj mnie w świetle tysiąca gwiazd
Kiss me under the light of a thousand stars
Och kochanie, połóż swoją głowę na moim bijącym sercu
Oh darling, place your head on my beating heart
Myślę na głos
I'm thinking out loud
Że może znaleźliśmy miłość tam, gdzie jesteśmy
That maybe we found love right where we are
Och, kochanie, znaleźliśmy miłość dokładnie tam, gdzie jesteśmy (być może)
Oh baby, we found love right where we are (maybe)
I znaleźliśmy miłość dokładnie tam, gdzie jesteśmy
And we found love right where we are
Wszyscy zaczęli nagle klaskać, ale ani Jack, ani Colette nie wiedzieli, czy tamte brawa były dla nich, czy dla ich przyjaciół. Oboje patrzyli na siebie nawzajem, wciąż trzymając w dłoniach mikrofony. Ich serca biły jednym rytmem, oddechy mieszały się ze sobą...
- Kocham cię.
Colette nie musiała odpowiadać, bo najzwyczajniej w świecie złączyła ich usta razem. Jack położył dłoń na jej policzku, a drugą w talii, rozkoszując się tamtą chwilą. Nie obchodziło ich nic więcej, tamto wesele, goście, para młoda, ich znajomi... Czuli się, jakby byli tam sami i nic więcej się nie liczyło.
- Oby to nie był ostatni raz, kiedy tak ze mną śpiewasz. Masz talent, Colette. - wyszeptał Jack zaledwie centymetry od jej twarzy. Jego ciepły oddech drażnił jej skórę, wywołując na ciele przyjemne dreszcze.
- To nie dla mnie. Wolę porobić ci zdjęcia, niż śpiewać. - powiedziała cicho, mimo to uśmiechając się szeroko. Tamta piosenka i miejsce, w jakim się znajdowali działała na nią w jakiś dziwny sposób. - Ale jestem w stanie to zrobić raz na jakiś czas.
- Na to liczę. - oznajmił, odbierając od niej mikrofon. Prędko je odłożył, po czym wrócił do niej z wyciągniętą dłonią, która znaczyła tylko jedno. - Zatańczysz?
- Z przyjemnością.
~*~
- Colette! Wreszcie mogę z tobą porozmawiać. - powiedziała matka Nancy, dopadając Coco na zewnątrz, kiedy dziewczyna postanowiła się trochę przewietrzyć.
- O, dobry, proszę pani. Coś się stało? - spytała zaskoczona Colette, odwracając się do kobiety przodem. Zdziwiła się, że ta w ogóle chciała z nią porozmawiać, mając wokoło prawie całą rodzinę.
- Jak ty pięknie wyglądasz, kochanie. - pochwaliła kobieta, przyglądając się dziewczynie z bliska. Zawsze uważała ją za ładną, ale teraz, w tamtej sukience, z ułożonymi włosami i delikatnym makijażem, wyglądała o wiele lepiej.
- Dziękuję ślicznie.
- Widziałam i słyszałam, że śpiewałaś z tym chłopakiem. Kto to jest? Nancy nic nie mówiła. A ja widzę, że jest tu dość sporo waszych znajomych. - zagadnęła kobieta, ale nie dała nawet odpowiedzieć dziewczynie. Położyła dłoń na jej ramieniu i spojrzała na nią z rozczuleniem, niczym matka. - I ślicznie śpiewasz, kochana.
- Dziękuję jeszcze raz. - odpowiedziała Colette grzecznie, ciesząc się, że ktoś ją chwalił. Chociaż uważała, że nie miała zbytniego talentu, to słyszenie takich komplementów było jak miód na jej serce. - A ten chłopak, który ze mną śpiewał, to mój chłopak, Jack. A ci chłopcy, którzy stoją tam w rogu razem z nim, to nasi przyjaciele. Jack należy do zespołu, który razem tworzą.
- Oo, a tego nie wiedziałam. - westchnęła matka Nancy, patrząc w odpowiednim kierunku. Zaraz jednak wróciła wzrokiem do swojej rozmówczyni. - Nie wiedziałam, że jesteś też w związku. Kiedy ślub? Nie widzę pierścionka.
- Pytanie proszę kierować do Jacka, a nie do mnie. Póki co się nam nie spieszy. Nancy natomiast od dawna planowała ten ślub i jest o wiele dłużej z Nate'em, niż ja z Jackiem.
- No tak, no tak. - przytaknęła, jakby zamyślona. Pokręciła głową sama do siebie, co miała w zwyczaju robić i o czym Coco doskonale wiedziała. - A co tam u rodziców? Nancy wspominała, że nie mogli przyjechać.
- Tata się trochę rozchorował, dlatego postanowili zostać w domu, ale przywiozłam od nich prezent dla pary młodej. Lindsay też nie mogła przyjechać, bo jest w Afryce ze swoim mężem. - wyjaśniła pokrótce Colette, trochę żałując, że nie było tam ani jej rodziców, ani jej siostry.
- Słyszałam właśnie. - oznajmiła kobieta, ponownie kładąc dłoń na ramieniu dziewczyny. - Chociaż jest twój brat i ty. Nancy bardzo zależało, byście byli całą rodziną, bardzo was ceni.
Colette uśmiechnęła się szeroko, bo tamte słowa były, jak miód na jej serce. Wiedziała, że jej przyjaciółka traktowała ją czasami jak własną siostrę, której nigdy nie miała. Obie mogły zawsze na sobie polegać, niezależnie od sytuacji.
- Ja już chyba będę wracać. Ale miło się z panią rozmawiało i mam nadzieję, że niedługo się jeszcze spotkamy. Może pani zawsze do mnie wpaść, drzwi otwarte.
- Zapamiętam, kochanie. Miłej zabawy i szczęścia.
Coco już nie odpowiedziała. Odeszła od kobiety, dołączając do swoich przyjaciół i swojego brata, który razem z nimi stał.
Tamten wieczór zapowiadał się wyjątkowo dobrze.
~*~
- Jackie, skarbie, tobie chyba już starczy, prawda? - spytała Colette już kilka godzin później, pomagając Jackowi ustać na nogach. Ten wtulił się w nią, niczym koala. - Przez was tak dużo wypił, idioci. Mieliście go pilnować pod moją nieobecność. Zabiję was, jeśli zżyga mi się po drodze.
- Głupoty gadasz, nie wypił tak dużo. - powiedział Zach, wskazując w ich stronę. Był cały czas uśmiechnięty i nawet złowieszczy wzrok i groźby dziewczyny nie robiły na nim wrażenia.
- Zach, zajebie cię zaraz. Nawet się nie odzywał, bo dostaniesz w zęby. - warknęła, mierząc chłopaka nienawistnym spojrzeniem. Dobrze wiedziała, że to on polewał przy tamtym stole i żałowała, że ich bardziej nie przypilnowała. - Nan ma dla was nocleg, dlatego zabieram Jacka i wracam do domu. Widzimy się jutro.
- Daj znać, jak dojedziesz!
Colette nie odpowiedziała, a jedynie zmierzyła ich wzrokiem, po czym wyszła na zewnątrz wraz z chłopakiem. Prędko posadziła Jacka na jednej z ławek, które znajdowały się przed salą, po czym wróciła do środka, by poszukać pary młodej. A to wcale nie było takie trudne, bo większość gości już dawno się rozeszła i zostali ci najwytrwalsi.
- Nan! Dobrze, że cię widzę. - powiedziała głośno, podbiegając do swojej przyjaciółki. Ta spojrzała na nią z szerokim uśmiechem, nie przejmując się jej zepsutym humorem.
- Coś się stało, Coco? Wszystko w porządku? Dobrze się bawisz? - zagadnęła Nancy, ciekawa jedynie, czy jej przyjaciółka dobrze się bawiła, nic innego się nie liczyło.
- Tak, jasne. Było świetnie. - odparła Colette pokrótce, nie zamierzając kłamać. Bawiła się wyjątkowo dobrze. - Mam tylko sprawę. Chłopaki niedopilnowali mi Jacka i chłop się już słania na nogach. Pozwolisz, że wrócę już z nim do domu, co? - spytała z nadzieją. Nie mogła zostać, nie chciała zostawiać Jacka z przyjaciółmi, bo zdawała sobie sprawę, że pewnie źle by się to skończyło. Dla nich wszystkich. - Obiecuję, że jutro będę od samego początku. Będę jeszcze przed czasem.
- Oj, nie musisz, Coco. I tak ci dziękuję, że w ogóle możesz być. I że nam pomogłaś. - powiedziała Nancy, przyciągając przyjaciółkę do uścisku. Colette rozluźniła się nieco, niezwykle ciesząc się, że dziewczyna była szczęśliwa. Właśnie na tym jej zależało.
- Drobiazg. Ważne, że się podobało.
- I dziękuję za ten pierwszy taniec.
- Piosenkarką nie zostanę, ale nie ma za co. - zaśmiała się Coco, co udzieliło się też Nancy. Zaraz spojrzała przez okno, skąd doskonale widziała Jacka, który praktycznie spał na ławce. - Naprawdę muszę już spadać, będę rano, kiedy tylko zaczną się poprawiny. Pomogę wam.
- Dziękuję, Colette. - odezwała się ponownie blondynka, niezwykle wdzięczna za wszelką pomoc przy przygotowaniach. To głównie ona pomogła im ze wszystkim.
- Polecam się na przyszłość, Nancy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top