Bo kiedy dzieci się nudzą...
Zanim przejdziemy do właściwej części, to chciałabym tu zaznaczyć, ze cały one shot jest dedykowany mojej bro - Lawlerek, którą serdecznie pozdrawiam i mam nadzieję, że za niektóre sceny się na mnie nie zemści XD (teoretycznie to zrobiłaś tutaj ;) )
A teraz zapraszam do czytania tej jakże pokręconej historii, gdzie nic nie jest normalne...
Moje życie zostało pozbawione sensu z chwilą, gdy dowiedziałam się, że Mikołaj nie roznosi prezentów dzieciom, ale nie pozwolę temu pieprzonemu, przystojnemu, seksownemu chujowi wmawiać mi, że wróżki i jednorożce nie istnieją!
— Oczywiście, że wróżki istnieją — oświadczyłam z całą pewnością, jaką mogłam w tej chwili z siebie wykrzesać, a byłam porządnie wkurzana na tego kretyna, który leżał rozwalony na moim łóżku jak na jakimś głupim leżaku na jakieś głupiej plaży. — A kto ci dawał hajs pod poduszkę za zęba? No kto?
Oikawa Tooru, pseudonim „idiota", mój argument skomentował grymasem wąskich warg, jakie wykrzywiał w tym swoim pyszałkowatym uśmieszku. Ubrany w białe spodenki do kolan i koszulkę koloru morza spoglądał na mnie, patrzącą na jego osobę zza ramienia, gdyż siedziałam na krześle przysuniętym do zawalonego papierami biurka.
— No dobra. — Nie zamierzałam się poddać i pozwolić mu, by zrujnował mi dzieciństwo. — A Dzwoneczek? Calineczka? Wróżka Zębuszka jak widzę odpada, ale nawet Diabolina była wróżką!
— Bajki — skwitował kpiąco, podpierając głowę na dłoni.
— Bajkami są ci twoi kosmici — odgryzłam się i odwróciłam, obrażona, do komputera.
Oikawa przemilczał moje słowa, co graniczyło z cudem. W końcu nie od dziś wiadomo, że Tooru ma świra na punkcie zielonych ufoludków z czułkami i wyłupiastymi oczami. A używając określenia „świra" chodziło mi o to, że chłopak posiadał z UFO wszystko, co zostało stworzone przez jakikolwiek rynek, a najczęściej chiński. Począwszy od bokserek i skarpet przez pudełko na drugie śniadanie na gadżetach kończąc. Rany, on miał nawet te trzy śmieszne stworki z „Toy Story" jako przewieszkę do telefonu!
Nadal po cichu zastanawiałam się, jak mogłam związać się z takim freakiem, ale sama poniekąd miałam fioła na punkcie nadnaturalnych, baśniowych stworzeń, więc wzajemnie się uzupełnialiśmy jako para dziwaków.
— W smoki też wierzysz? — spytał z rozbawieniem Oikawa.
Na początku zignorowałam jego pytanie, przesuwając kursorem myszki na ikonkę programu graficznego położoną nad folderem z teksturami na pulpicie komputera. Czekając, aż Photoshop się załaduje, stukałam palcami o blat biurka.
— No, Lawu, nie bocz się — jęknął przeciągle brunet i poczułam ciężar jego ciała na swoich barkach, gdy bezczelnie się na mnie powiesił.
— Ja się wcale nie boczę — odpowiedziałam spokojnie i zerknęłam na niego. Na widok ulgi na przystojnej twarzy siatkarza zmrużyłam oczy. — Ja się tylko mocno wkurwiam.
— Ale ty jesteś! — Tooru nadął policzki jak małe dziecko i wypuścił powietrze przez usta ułożone w dzióbek.
— I dla twojej wiadomości wierzę w istnienie smoków — odpowiedziałam w końcu na jego pytanie.
— To już się nawet boję pytać w co ty jeszcze wierzysz... — mruknął pod nosem absolwent Seijoh.
— W mitologicznych bogów.
— Ten Percy Jackson zepsuł ci psychikę — westchnął.
— Jak na razie ty ją psujesz plus nadprogramowo moje dzieciństwo.
— A w przeznaczenie? — zapytał w charakterystyczny sposób ruszając brwiami oraz uśmiechając się sugestywnie.
— Powiedzmy — mruknęłam i poprawiłam okulary. — Ale da się je odczytać.
Odwróciłam się z powrotem do komputera. Skrzywiłam się na widok nadal nieuruchomionego Photoshopa i chcąc zabić czas, włączyłam sapera. Klikałam w szare pola, aż przy piątym razie trafiłam na bombę, na co zareagowałam głośnym przekleństwem i walnięciem niewinną myszką o drewno.
— Niepokonana Lawu przegrała — zagwizdał z wrażenia Oikawa, nadal przyczajony za moim oparciem.
— Nawet mistrzom się zdarza — prychnęłam z nonszalancją i włączyłam pasjansa.
— Asa na dwójkę — mruknął, patrząc na ekran. — A od kiedy ty jesteś mistrzem, co?
— Komputerowych gier? Od dziecka. Nawet w simsach wygrałam.
— Bo wszystkich zabiłaś! — przypomniał mi, oburzony na samo wspomnienie tego jakże haniebnego czynu. — Nawet simowego mnie!
— Zdradziłeś mnie, zachodząc w ciążę z kosmitą i rodząc bliźniaki!
— Takie było widać moje przeznaczenie — skwitował wyczyn swojej komputerowej wersji wzruszeniem ramion. — Królowa na króla.
— Widzę przecież — mruknęłam, nakładając kartę królowej na tę o wyższej randze. — A jeśli chodzi o porażki mistrzów to ty sam najlepiej o tym wiesz.
— Ja? Niby skąd?
Zdjęłam dłoń z myszki i odwróciłam się do niego już całym przodem. Tooru uśmiechał się, a w jego brązowych oczach tańczyły wesołe chochliki, zaintrygowane moimi słowami. Ramiona przesunął na oparcie krzesła, a sam stał na zgiętych kolanach, tak żebyśmy się znaleźli na jednym poziomie.
— Stąd — zaczęłam z ociągnięciem, poprawiając irytujący kosmyk włosów, jaki zawsze łaskotał mnie w nos — że to w końcu ty przegrałeś z dwójką pierwszaków, a jeszcze wcześniej z panem „Powinieneś pójść do Shiratorizawy".
Oikawa ze świstem wciągnął powietrze do płuc, a jego oczy momentalnie zmrużyły się ze złości. Choć często go wkurzałam, denerwowałam i irytowałam (niepotrzebne skreślić) to chyba tym razem przegięłam pałę.
Palce siatkarza zacisnęły się na moim ramieniu i jednym pociągnięciem ściągnął mnie z fotela, a następnie popchnął na zasłane czerwonym kocem łóżko. Z mojego gardła wyrwał się niekontrolowany pisk sprzeciwu i zanim nie zdążyłam się obejrzeć, wylądowałam na plecach, a Tooru siadł na mnie okrakiem.
Sapnęłam z oburzeniem, czując powolne pieczenie na policzkach.
W tym samym czasie brązowowłosy przyglądał mi się z niecnym uśmiechem, opierając się na moim zgiętych w kolanach nogach.
— Co się tak szczerzysz, durniu? — wymamrotałam, uciekając wzrokiem w kąt pokoju.
Usłyszałam ciche parsknięcie i nagle straciłam ostrość widzenia. Zamrugałam oczami, ale obraz pozostawał rozmazany. Popatrzyłam na Oikawę i jak przez mgłę ujrzałam swoje okulary pomiędzy jego palcami.
— Ej no, oddawaj! — zażądałam. — Bez nich nic nie widzę.
— I właśnie o to mi chodziło — odparł.
Odłożył oprawki na bok materaca. Rozmazany obraz tylko przyprawiał mnie o ból głowy, dlatego skapitulowałam i przymknęłam powieki. „A niech robi co chce" stwierdziłam w myślach. „Chce wojny? To będzie ją miał."
Na początku Tooru nie ruszał się, więc prawdopodobnie wymyślał dopiero, co chciał mi zrobić. Drgnęłam, gdy w końcu poczułam jego ręce na swoim ciele; jedną na biodrze, a drugą przy twarzy. Kciukiem połaskotał mnie tuż pod dolną powieką; zjechał opuszką niżej, głaszcząc kość jarzmową, a następnie zarumieniony policzek, aż podążył na linię szczęki.
Łóżko jęknęło pod jego ciężarem, a ja zdałam sobie sprawę, że Oikawa nade mną zawisnął. Kciuk zastąpiły wargi chłopaka; najpierw poczułam je na policzku, potem stopniowo zjeżdżał w dół, aż do szyi, którą instynktownie odgięłam do tyłu, udostępniając coraz większą powierzchnię jasnej skóry.
Jęknęłam cichutko, gdy usta siatkarza skupiły się na wrażliwym miejscu, jakim było zetknięcie szczęki z szyją. Odwróciłam głowę, by chwilę później poczuć wilgotny dotyk.
Tooru najzwyczajniej w świecie polizał mnie po szyi.
— Idiota — wysyczałam wściekle, zaciskając kurczowo powieki. Może i tak bym nic nie zobaczyła, ale sama wizja tryumfalnego uśmieszku Oikawy mogła uruchomić mój instynkt pod nazwą „Albo przestaniesz, albo w ryj".
Kolejne parsknięcie śmiechem wydobyło się z gardła chłopaka. Nadal błądził swoimi palcami po szyi, a przez moje ciało przechodziły delikatne, ale pobudzające dreszcze. Czułam się jak posadzona na krześle elektrycznym, a przełącznik znalazł się w rękach byłego gracza Seijoh. Każde jego muśnięcie palców, każdy pocałunek sprawiał, że natychmiastowo miękły mi kolana, oddech urywał się, a serce biło dwa razy mocniej.
Oikawa poznał mnie wystarczająco dobrze, by wiedzieć jak doprowadzić mnie do rozkosznej agonii, a ja byłam zbyt uległa, by go powstrzymać. Kto by w końcu chciał odmówić temu nazbyt przystojnemu dupkowi, gdy to on sam ciągnął cię do łóżka?
Poczułam, jak dłoń, którą trzymał przy mojej twarzy, zjeżdża niżej, a męskie palce natrafiają na dekolt starej, rozciągniętej koszulki. Jednym ruchem jeszcze bardziej rozszerzył otwór na głowę, a chłodne powietrze dostające się do pokoju przez uchylone okno połaskotało mnie na odsłoniętym fragmencie skóry.
Dekolt był na tyle duży, że prawie odsłaniał koronkę na miseczkach biustonosza. Tooru to oczywiście wykorzystał, zjeżdżając palcami na gładką skórę, usta zaś przytknął do szyi, blisko pulsującej w szaleńczym tempie żyły.
Wtedy przypomniałam sobie o jego drugiej ręce i z trudem zdusiłam jęk, gdy wyczułam jej obecne położenie na ciele. Dłoń Oikawy z biodra przesunęła się niebezpiecznie blisko talii, a palcem gładził skórę, jaka przez przypadek się odsłoniła, gdy bezceremonialnie rzucił mnie na materac.
Gdy palce lewej ręki wkradły się pod materiał koszulki, kiedy gorący oddech siatkarza połaskotał mnie po dekolcie, a wargi ucałowały dołek pod szyją, drzwi od mojego pokoju otworzyły się i z hukiem uderzyły o ścianę.
— Ej, Lawu...A co tu się wyprawia?
Ręce Tooru zniknęły, on sam się wyprostował, a do mnie dotarła odrobina powietrza. Zepchnęłam brązowowłosego ze swoich nóg i zaczęłam gorączkowo szukać okularów, aż w końcu natrafiłam na śliskie w dotyku oprawki, które pośpiesznie włożyłam na nos i dopiero wtedy spojrzałam na nieproszonego gościa.
Młodsza współlokatorka, najlepsza przyjaciółka i ukochana bro, Yuu, wpatrywała się w naszą dwójkę z sugestywnym uśmieszkiem, bez cienia zażenowania czy wstydu, bo co jak co, ale przerwała dość intymną sytuację swoim gwałtownym przybyciem. Wczoraj pofarbowane włosy na śnieżnobiałą biel ledwo sięgające do obojczyków odgarnęła do tyłu dłonią ozdobioną czerwoną bandaną, a mocno pomalowane oczy zmrużyła zawadiacko. Choć była młodsza o dwa lata to wyglądem nadrabiała czas, którego brakowało jej do pełnoletności.
— Puka się! — fuknęłam ze złością. Twarz miałam gorącą ze wstydu.
— Wywiesza się przewieszkę na drzwiach, żeby nie wchodzić — odgryzła się szybko, opierając się luzacko o futrynę.
— Czego chcesz? — burknęłam.
— Popraw bluzkę, bo ci cycki zaraz wyskoczą — poradziła mi.
Zażenowana obciągnęłam koszulkę, aż wróciła miejsce. Oikawa przesunął się na drugi koniec łóżka i usiadł, krzyżując nogi w łydkach.
— Po co przyszłaś? — spytałam ponownie, już odrobinę spokojniej.
— Chciałam cię o czymś poinformować, ale jak widać byliście zajęci. — Ugh, czy ona musiała co sekundę o tym przypominać. Znając jej diaboliczny charakter będzie mi to wytykać przez najbliższy miesiąc. — Więc nie będę wam przeszkadzać, gołąbeczki. Chociaż — zawahała się i przytknęła palec wskazujący do podbródka. Uśmiechnęła się szeroko. — Zaraz wrócę! — zakomunikowała i zniknęła, a po jej obecności pozostał tylko duszący zapach perfum.
Kiedy Yuu wyszła, na trzeźwo próbowałam przeanalizować wcześniejszą sytuację. Po raz enty pozwoliłam Tooru na bezceremonialne zdominowanie mojej osoby i gdyby nie wtargnięcie przyjaciółki, już dawno na podłodze w pokoju leżałyby nasze ubrania, przez co natychmiast się zarumieniłam. Nie, że byłam jakąś świętoszką czy dziewicą orleańską; po prostu wolałam być sam na sam z Oikawą, kiedy za ścianą nie było Suumiree, trzeciej współlokatorki, oraz jej mini produkcji wianków, ani Yuu, przebywającej w swojej sypialni na końcu korytarza, gdzie wkuwała związki organiczne i rozwiązywała arkusze maturalne z chemii, co robiła nawet teraz w wakacje. W szczególności, że miałam tendencję do nazbyt głośnych krzyków wywołanych tym, co Tooru wyczyniał ze wszystkimi moimi zmysłami i ciałem.
Przygładziłam odrobinę rozczochrane włosy, nieśmiało spoglądając na chłopaka spod rzęs. Uśmiechał się lekko, a dłoń ułożył na zgiętym kolanie
— No co? — mruknęłam, podciągając prawą nogę do piersi.
— Nic — odparł zdawkowo. — Po prostu jesteś śliczna, gdy się rumienisz — wyznał niespodziewanie.
— Wróciłam! — Głośny okrzyk Yuu uratował mnie przed odpowiedzią na komplement chłopaka. Obydwoje spojrzeliśmy na próg pokoju, gdzie z powrotem stała Irochi, uśmiechająca się tajemniczo. — Proszę. — Wyciągnęła rękę i rzuciła nam to, po co wróciła do swojego pokoju, ale przedmiot nie doleciał do łóżka i wylądował metr od mebla. — Korzystajcie, ile dusza zapragnie, tylko sprawdźcie datę ważności.
Z potoku słów Yuu niewiele zrozumiałam, więc spojrzałam na jej mały podarunek w tym samym momencie, co Tooru. Wpatrywałam się w niewielkie niebieskie opakowanie przez paręnaście dobrych sekund, analizując ją, chociaż pewnie od pierwszego spojrzenia wiedziałam, co to tak naprawdę jest.
Wciągnęłam gwałtownie powietrze do płuc, a policzki ponownie przybrały odcień burgunda. Napatrz się, Oikawa, tylko się nie zesraj z ilości tego różu.
— Yuu! — Naprawdę chciałam na nią wrzasnąć, opierdzielić za bezczelność, ale z mojego ściśniętego gardła wydostało się tylko słabe jęknięcie. Zawstydzona bardziej, niż zrobił to wcześniej Tooru, zakryłam dłońmi okulary, ale przez przerwy między palcami nadal widziałam paczkę kondomów na środku mojej sypialni.
— Hmm — mruknął pod nosem Tooru.
— No widzisz, Shittykawie się podoba! — Uradowana Irochi klasnęła w dłonie, słodko się uśmiechając.
— Od kiedy to rzucasz gumkami jak z rękawa? — spytałam zdruzgotana.
Yuu spojrzała na swoje blade, chude ramiona, dzisiaj wyjątkowo niezakryte rękawami żadnej bluzy czy sweterka.
— Gdzie ty tu kurwa widzisz rękawy? — zdziwiła się, wyginając nadgarstki. — A co do gumek to mam ich pełny zapas, odkąd spotykam się z Bokuto.
— Co? — Tym razem ja się zdziwiłam. — Od kiedy wy jesteście razem?
Posiadaczka białych włosów skrzywiła się.
— Odkąd ten frajer ze wsi mnie zlał.
— Aha — Yuu nie musiała nic więcej dodawać. — Ale chwila! Przecież to było dwa tygodnie temu. To ty od tamtej pory z Bokuto już...? — znacząco zwiesiłam głos.
— Już spałam? — Tak, ta dziewczyna nie miała żadnych przeszkód, by głośno mówić o seksie, kondomach, okresie i tamponach. — No pewnie.
— Ale po dwóch tygodniach?!
— Bo Shittykawa nie zaciągnął cię po dwóch miesiącach, co?
— Co ty do czego porównujesz? Dwa tygodnie to połowa jednego miesiąca.
— No to co — wywróciła oczami. — Szalej, póki dajesz radę. Ty to tam prawie duszności nie dostałaś, gdy wiłaś się pod Tooru.
— Wcale się nie wiłam! — zaprzeczyłam.
Posłała mu spojrzenie, żebym nie kłamała.
— Jasne — sarknęła. — No to, urocze gołąbeczki, ja was zostawiam, tylko nie zapomnijcie o gumkach, bo ja waszych dzieci niańczyć nie zamierzam. To Suu chce mnie gromadkę, ja wolę robić dzieci w simsach. Narka! — Wyszła z pokoju, ale minęły może z trzy sekundy, gdy znowu wystawiła głowę. — Ale serio, pamiętajcie o durexie.
— Idź już stąd, no! — W akcie desperacji rzuciłam w nią poduszką.
Współlokatorka uniknęła ataku i ze śmiechem zamknęła za sobą drzwi. Po chwili usłyszałam, jak w charakterystyczny dla niej sposób zbiega ze schodów na parter.
Spojrzałam na dywan i uniosłam brwi, gdy zorientowałam się, gdy paczka prezerwatyw nagle zniknęła. Odnalazłam ją w dłoni Oikawy, który przyglądał się jej jak ciekawemu okazowi przez lupę, choć to nie była przecież jego pierwsza gumka w ręku.
— Yuu to ma jednak zdrowe podejście do życia — podsumował wyczyn przyjaciółki.
— Chyba chory — poprawiłam go. — Kto idzie z chłopakiem do łóżka po dwóch tygodniach chodzenia?
Spojrzał na mnie krzywo.
— Przecież my poszliśmy po trzech, a ty wciskasz wszystkim kit, że po dwóch miesiącach — wypomniał moje kłamstwo, chowając kondomy do kieszeni spodenek.
— Nie mogę w końcu stracić swojej nieskazitelnej reputacji — odparłam. — I co ty robisz z tymi gumkami?
— Zostawiam na czarną godzinę — wyjaśnił, uśmiechając się szelmowsko.
— Nie udawaj, masz swój zapas u siebie — prychnęłam.
— Przezorny zawsze zabezpieczony.
Oikawa podniósł się z materaca i poprawił koszulkę. Popatrzył na mnie z góry i uśmiechnął się w ten swój ulubiony sposób, a ja momentalnie wbiłam wzrok w swoje niepomalowane paznokcie.
— Idę do łazienki — poinformował i ruszył do wyjścia.
— Poczekaj! — zatrzymałam go, gdy przypomniałam sobie o czymś. — Idź na dół, bo Yuu jeszcze nie ogarnęła syfu po swoim farbowaniu.
— Dobra.
Tooru opuścił pokój, zostawiając uchylone drzwi. Nie wiedząc, co mogłabym robić w pustym pomieszczeniu, wyłączyłam komputer i wyszłam na niewielki korytarz, który prowadził do trzech sypialni i jednej malutkiej łazienki. Pokój na końcu należał do Irochi, a ten za ścianą do Suu. Przechodząc obok niego, dostrzegłam, że drzwi nie są dokładnie zamknięte i właśnie przez tę szczelinę usłyszałam dochodzący ze środka cichutki jęk i łkanie.
Stanęłam jak wryta i wytężyłam słuch; nie przesłyszałam się jednak. Ktoś ewidentnie płakał.
— Suu, co się dzieje?! — Tak, tak, zachowałam się identycznie jak Yuu wcześniej, ale moje dobre serce i troska kazały mi wejść bez pukania do środka pokoju, nie licząc się z konsekwencjami.
Na szczęście, nie przerwałam upojnej chwili przyjaciółki z jej chłopakiem, a ją samą zastałam na środku pojedynczego łóżka pośród fioletowej pościeli, sterty chusteczek i resztek wianków. Na kolanach trzymała laptop, jaki podarowałyśmy jej z Yuu na ostatnie urodziny, a brązowe oczy miała czerwone od płaczu.
— Co się dzieje? — zapytałam, od razu do niej podchodząc i siadając na wolnym brzegu łóżka.
Suu pociągnęła nosem. Jej ciemne loki były rozpuszczone i po raz kolejny pozazdrościłam jej takiej fryzury. Dziewczyna przetarła wierzchem dłoni oczy i zdjęła laptop na łóżko, zamykając matrycę.
— Oni mnie zabiją! — zakwiliła rozdzierająco i rzuciła się w moje objęcia.
Uspokajająco pogładziłam ją po plecach i włosach, a ciszę przerywało łkanie młodszej przyjaciółki. Odczekałam parę minut, aż ochłonie i przestanie szlochać.
— Kto cię zabije? — spytałam cicho, nadal ją głaszcząc.
— Czytelnicy — zdradziła. — A Yuu szczególnie!
Przewróciłam oczami.
— Czemu mają cię zabić?
— N..no bo...
Suumiree podniosła się i zbliżyła swoje wargi do mojego ucha, przypadkiem łaskocząc mnie włosami w szyję. Zaczęła szybko wyrzucać z siebie słowa drżącym głosem, a ja z trudem wyłapałam jakikolwiek sens.
— Co?! — zawołałam, kiedy zrozumiałam jej potok.
— No widzisz? — Suu rozłożyła ręce. — Oni mnie zabiją!
— Ale dlaczego? — wykrztusiłam.
— No bo wiesz... — Nerwowo kręciła młynka palcami. — Czasami trzeba wrócić w wielkim stylu na Wattpada i zaszokować czytelników.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową.
— Wiesz co, Suu — Brązowowłosa spojrzała na mnie pytająco. — Jeśli chcesz pożyć i mieć gromadkę dzieci z Kuroo, to lepiej przemyśl ten pomysł. — Suu jęknęła. — Ewentualnie dokończ wianek dla Yuu, a może tym ją udobruchasz, bo akurat ona może jako pierwsza przeprowadzić na tobie egzekucję na wzór tych ze „Wspaniałego stulecia".
Tą ponurą perspektywą doszczętnie pozbawiłam przyjaciółkę jakiejkolwiek nadziei na litość Irochi i czytelników.
W tej samej chwili usłyszałyśmy łomot za ścianą; ktoś wbiegał po schodach na górę. Spojrzałyśmy na drzwi właśnie wtedy, kiedy uderzyły o ścianę, a w progu stanął lekko zdezorientowany Tooru.
— Lawu, Suu, lepiej będzie jak zejdziecie na dół — powiedział, z trudem łapiąc powietrze.
— Co się dzieje? — Podniosłam się, marszcząc brwi.
— Lepiej zejdźcie i same to ogarnijcie.
Nie wiedząc, co siatkarz ma na myśli, wzruszyłam ramionami i z idącą za mną Suumiree wyszłyśmy z pokoju dziewczyny, wymijając szatyna w drzwiach. Całą trójką zeszliśmy na dół po schodach prosto do głównego pokoju.
Nasz salon nie należał do największych tego typu pomieszczeń, ale o wspólnych siłach urządziłyśmy go tak, że każdy kto do nas przychodził albo zachwalał kolor ścian, albo nie mógł przestać mówić, jaka to nasza kanapa jest wygodna. Trzy z czterech powierzchni podtrzymujących sufit pomalowałyśmy na krem, a ostatnią na róż, wchodzący odrobinę w fiolet (do dziś pamiętam naszą dyskusję na temat farby; ja chciałam czerwoną, Yuu niebieską, a Suu zieloną). Na środku podłogi z jasnego drewna leżał biały, futrzany dywan, którego frędzle łaskotały w stopy dosłownie każdego. Meble były białe (tu akurat wszystkie byłyśmy zgodne) i proste; w cały zestaw wchodził niski stolik, półka pod telewizor, jeden regał (Yuu musiała zgarnąć pozostałe trzy do swojego pokoju, litościwie oddając nam te sześć marnych półek), kredens schowany w kącie oraz komplet mebli do jadalni — stół i sześć obitych kremową tapicerką krzeseł. Najwięcej przestrzeni zajmowała jednak czteroosobowa kanapa w odcieniu chłodnej szarości, zasypana jak nic przynajmniej dziesięcioma poduszkami, którą ulokowałyśmy pod jedynym w pokoju oknem. Po jej lewej stała mniejsza wersja, mogąca pomieścić dwie osoby, a po prawej fotel z wysokimi podłokietnikami, o jaki nieustannie walczył mój pies, Lewy, i kot Irochi o imieniu Lucyfer.
Obecnie wszystkie miejsca na obu kanapach oraz fotel były zajęte, a goście, o których nie wiedziałam, usiedli nawet na dywanie. Na środku najdłuższej sofy siedział Tetsurou, ubrany w czerwoną bluzę drużyny, z jaką nie umiał się rozstać.
— Kuroo! — pisnęła Suu, przepchnęła się obok mnie i Tooru, po czym poleciała prosto w objęcia swojego chłopaka, jaki na przywitanie cmoknął ją lekko w usta.
Kiedy Suumire tuliła się do Tetsu, ja kontynuowałam spisywanie listy dzisiejszych gości. Na drugiej kanapie siedział Kenma ze swoją konsolą oraz Lev, który co chwilę zagadywał rozgrywającego Nekomy i marnie próbował pomóc mu w grze (tak jakby Kozume potrzebował pomocy w graniu). Przy biblioteczce ustawionej obok telewizora stał Sugawara, Daichi oraz Iwaizumi, którzy z ciekawością oglądali nasz wspólny zbiór (a raczek mój i Suu, bo białowłosa za nic nie chciała ułożyć tam nawet swojej książki z cytatami, z której wszystkie korzystałyśmy podczas pisania opowiadań). Na fotelu siedział jak zwykle ponury Tsukishima, a za nim stał wesoło gawędzący z Hitoką Yamaguchi. Z powodu braku miejsc na podłodze wylądowali Kageyama oraz Hinata, którzy od ponad miesiąca próbowali przekonać każdego, że nie są gejami i że nie się parą. Oczywiście nikt im nie wierzył.
Z kuchni zaś dochodziły odgłosy mlaskania, siorbania i przeżuwania, przez co nie musiałam tam iść, by potwierdzić, że lodówkę opróżniają nam Tanaka i Nishinoya.
— Em...co wy tu robicie? — zapytałam, zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych w salonie.
Yuu uśmiechnęła się szelmowsko. Siedziała obok Kuroo, wtulona w Bokuto, a były gracz Fukurodani obejmował ją ramieniem.
— Gdybyś nie migdaliła się z Shittykawą to byś wiedziała.
Zgromiłam ją wzrokiem, a Tooru odchrząknął niezręcznie. Iwaizumi uniósł brwi.
— Ktoś pokochał tego idiotę?
— Też się dziwię — zawtórowała mu Irochi.
— Yuu! — warknęłam.
— No dobra, dobra — skapitulowała, obronnie unosząc ręce. — Więc — rozejrzała się po wszystkich, każdego obdarzając spojrzeniem swoim oliwkowych oczu. — Zaprosiłam was tu wszystkich, ponieważ ruszamy łapać pokemony!
— Ale super! — zawołał podekscytowany Shoyo.
— Świetny pomysł, Yuu — pochwalił ją Bokuto.
Ale najwidoczniej tylko ci dwaj ogarniali, o co chodzi Irochi. Reszta, włącznie ze mną, patrzyła na nią dość skonsternowana, co sama organizatorka zauważyła.
— Ej, chyba mi nie powiecie, że nie wiecie o co chodzi? — Obruszyła się.
— Nie, no słyszeliśmy o tym całym Pokemon GO — Sugawara chyba postanowił uratować wszystkich od złości białowłosej. — Ale nikt z nas ich jeszcze nie łapał.
— Ja próbowałem! — Hinata podniósł rękę do góry, jakby był w szkole.
— I jak? — zwrócił się do niego Daichi.
— To nie jest takie trudne, trzeba mieć po prostu telefon z najnowszym systemem i wolną kartę pamięci.
— No właśnie — przyklasnęła rudemu Yuu. — To fajna zabawa. Możemy to zrobić w formie zawodów — oznajmiła.
— Zawody? Wchodzę! — powiedział od razu Koutarou, a Kuroo zgodził się z nim kiwnięciem.
— Ja też! — zawtórował mu Lev.
— My również! — usłyszeliśmy krzyk Noyi, który razem z Tanaką uczestniczyli w rozmowie za pomocą zmysłu słuchu.
— Mam szczerą nadzieję, że nie zjedzą nam wszystkiego — mruknęła zatroskana Suu.
— Coś ty — żachnęła się Irochi. — Oni pewnie zjedli by Whiskasa mojego Lucusia i Pedigree Lewego, gdyby głód ich przycisnął. Na szczęście swój zapas słodyczy mam w pokoju, a jego na pewno nie znajdą.
Nikt nie zwrócił uwagi na tę krótką wymianę zdań pomiędzy współlokatorkami, ale wszyscy zgodzili się do udziału w łapaniu pokemonów. Najbardziej z decyzją ociągał się Tsukishimia, ale wkurzony namowami Hinaty, docinkami Kuroo i Bokuto oraz ostatecznie prośbą Tadashiego poddał się niechętnie.
Zerknęłam na Oikawę, który nie brał udziału w dyskusji.
— Wchodzisz w to?
— Pewnie tak, co mam do stracenia — odpowiedział, lekko się uśmiechając.
Wzruszyłam ramionami.
— Shittykawa, Lawu, wchodzicie? — zawołała do nas Irochi.
Skinęłam głową.
— Suu? — zwróciła się do przyjaciółki.
— Jeśli będę z Kuroo w parze, to tak — odparła Suumiree.
— O nie, nie, nie, wiankoholiczko — sprzeciwiła się Yuu. — Będziesz w parze ze mną. — Oświadczyła jej stanowczo.
— Co? — zawołali jednocześnie Kou, Suu i Tetsurou. — Dlaczego?
Dziewczyna wzniosła oczy do góry, jakby miała tłumaczyć coś oczywistego. Zaciekawiona zbliżyłam się do nich.
— Ponieważ — nieudolnie próbowała naśladować głos belfra — jeśli bylibyście razem w parze, to nie złapalibyście ani jednego pokemona, a najwyżej Kuroo złapałby cię na dziecko. A wiedz, moja droga przyjaciółko, że w tym mieszkaniu żadne dziecko mieszkać nie będzie. Więc albo ja, albo Kuroo junior!
Słowa Yuu zostały odebrane pozytywnie przez wszystkich; każdy roześmiał się tubalnie, parsknął lub drwiąco zachichotał. Ja oczywiście wybrałam pierwszą opcję, podobnie jak Hinata, Bokuto, Lev oraz Tanaka z Noyą, którzy dotarli z kuchni do salonu po opróżnieniu naszej lodówki.
Zaś dwójka nastolatków będących epicentrum tej rozmowy zareagowała identycznie — rumieńcem. Nawet Kuroo się zaczerwienił, ale na jego kociej twarzy pojawił się również perwersyjny uśmieszek, którym obdarzył zawstydzoną jak nigdy Suu. Twarz szatynki była czerwieńsza od pomidora, a para wręcz buchała z jej głowy.
— Yuu, no wiesz! — W akcie desperacji i zemsty Suumiree chwyciła najbliższą poduszkę i rzuciła nią w współlokatorkę.
Białowłosa zręcznie uniknęła ataku, a jaśkiem oberwał Koutarou, który dramatycznie odchylił kark do tyłu i chwycił się w miejsce powyżej serca.
— Co wy do mnie z tymi poduszkami — mruknęła z oburzeniem.
— Umieram, Julio! — zwrócił się do swojej dziewczyny, wyciągając ku niej dłoń.
— Co mi ty z tą Julią wyjeżdżasz, ja wolę Makbeta — burknęła Yuu i klasnęła w dłonie, chcąc skupić na sobie uwagę wszystkich zebranych w naszym salonie. — Więc skoro Suu poruszyła temat par to dobierzmy się w dwuosobowe zespoły. Oczywiście jedna osoba z duetu musi mieć zainstalowaną aplikację, bo nici z zabawy.
— A dwie? — spytał Kageyama.
— To było by oszustwo, Tobiś — upomniał go słodko Oikawa.
— Stul dziób, Shittykawa — powiedzieli jednocześnie Iwaizumi z Irochi, co wywołało kolejny śmiech.
— Jesteście okrutni! — jęknął Tooru. — Moja Bello, wesprzyj mnie.
Posłałam mu miażdżące spojrzenie.
— Jeśli myślisz, że jestem twoją Bellą z tego wampirzego niewypału to zapomnij o jakimkolwiek związku, Shit-ty-kawa — oświadczyłam groźnie, mocno akcentując każdą sylabę jego przezwiska.
Oikawa wygiął usta w podkówkę, ale w jego ciemnych oczach pojawił się charakterystyczny błysk, przez co wiedziałam, że ten idiota wpadł na pomysł godny jego inteligencji.
— W takim razie, Lawu, moim partnerem będzie Iwuś — oznajmił, dumnie unosząc głowę.
— Chyba w łóżku — sarknęła Yuu, a Suu, już mniej czerwona, gorliwie jej przytaknęła.
Ja, Tooru oraz Hajime spiorunowałyśmy moje współlokatorki wzrokiem, ale nie uszło mojej uwadze, że chłopaki nieznacznie się zawstydzili. Oho, czyżby Oikawa nie uściślił swojej listy byłych dziewczyn, nie dodając do niej Iwy?
— W takim razie ja będę — zjechałam wzrokiem każdego z obecnych, analizując kto mógłby być dobrym towarzyszem — z Yachi. I co, podskoczysz?
Tooru prychnął jak kot, a Hitoka otworzyła usta ze zdziwienia.
— Naprawdę będziemy w duecie, Lawu? — pisnęła blondynka.
Przytaknęłam.
— I tak was pokonamy, co Iwuś? — Siatkarz zwrócił się do swojego przyjaciela z dzieciństwa.
— Jeśli chociaż raz nie będziesz się obijać — mruknął pod nosem Hajime.
W przeciągu paru minut powstały dwuosobowe zespoły; Bokuto z Kuroo, Yuu z Suu, Lev z Kenmą, Hinata z Kageyamą, Daichi z Sugą, Noya z Tanaką, Yamaguchi z Keiem, ja z Yachi oraz Iwaizumi z Oikawą.
— No to co, gra pobrana? — zapytała wszystkich Irochi, która uważała się za jakiegoś generała lub innego kapitana.
Kolejno potwierdzaliśmy kiwnięciem głową. Z powodu swojego dość słabego telefonu to Hitoka musiała pobrać pokemony, co nie było zresztą dla niej jakimś większym problemem.
— No to idziemy!
~ * ~ * ~ * ~
Złożyło się idealnie, że z naszego mieszkania całą hordą wyszliśmy punkt czternasta. Przed wejściem do bloku zdecydowaliśmy, że spotkamy się dokładnie za trzy godziny w skate parku w pobliżu centrum miasta. Oprócz tego Yuu wyznaczyła jeszcze parę zasad.
— Jeden telefon na parę — oświadczyła. — Staramy się je łapać w najbliższej okolicy, tak żeby za trzy godziny w parku na nikogo nie czekać. No i zero spóźnienia, bójek i zamian partnera, jasne? — Otaksowała spojrzeniem Shoyo, Tobio, Suu oraz Kuroo.
Suumiree niechętnie kiwnęła głową, do ostatniej minuty trzymając swojego ukochanego za rękę. Nie chciałam tego mówić głośno, ale Tetsurou mimo wielkiej miłości i oddania, jakie czuł do naszej przyjaciółki, był wdzięczny Irochi, że mógł być w parze z Bokuto. W końcu to Koutarou, zaraz po Kenmie, był jego najlepszym przyjacielem oraz idealnym kompanem do łapania pokemonów. A Suu naprawdę zaciągnęłaby go gdzieś w krzaki, albo wróciliby do pustego mieszkania.
Po jeszcze paru kwestiach, każdy zespół ruszył w swoją stronę. Yachi miała już włączoną grę i w przeciągu piętnastu minut złapałyśmy pierwszego pokemona.
Hitoka okazała się rewelacyjną partnerką. Nawet nie zauważyłam, jak te trzy godziny minęły i wyświetlacz mojego telefonu wskazywał za kwadrans piątą po południu. Będąc akurat koło poczty, czyli jakieś dziesięć minut spacerkiem do skate parku, postanowiłyśmy udać się w umówione miejsce. Na swoim koncie miałyśmy dokładnie osiemnaście pokemonów, co uznałyśmy za bardzo dobry wynik, jak na pierwsze polowanie.
Wypytywałam Yachi, jak się czuje jako oficjalnie pierwsza menadżerka Karasuno, po tym gdy Kiyoko, Asahi, Suga i Daichi zakończyli naukę, a kapitanem Kruków został Ennoshita. Blondynka mówiła z wyraźnym przejęciem, ale w jej błyszczących oczach nie dojrzałam przerażenia czy wahania, a czystą radość i podekscytowanie. Hitoka naprawdę pokochała drużynę i trzymałam za nią kciuki, żeby jej entuzjazm nigdy nie zgasł.
Po chwili ukazała się nam brama parkowa, a zaraz za nią rozległy teren przepełniony soczystą zieloną trawą, elegancko przyciętymi krzewami, kwitnącymi we wszystkich kolorach tęczy kwiatami i wysoko rosnącymi drzewami. Park charakteryzował to, że w jego centrum znajdowało się spore wzniesienie, a za nim dopiero był właściwy skate park. Rampy, podesty i zjeżdżalnie były codziennie wykorzystywane przez deskorolkarzy, a nawet przez jeżdżących na rolkach i rowerach. My jednak nie chcieliśmy siedzieć wśród tego zgiełku, z obcymi ludźmi i ich głośną, hip — hopową muzyką, dlatego umówiliśmy się po drugiej stronie wzniesienia w pobliżu stołów piknikowych i zwykłych ławek. Stamtąd nie docierała głośna muzyka, a mieliśmy widok na plac zabaw położony paręnaście metrów dalej.
Kiedy dotarłyśmy do stołów, była już tam garstka naszych znajomych. Przy jednym z nich siedział Bokuto z Kuroo, a po drugiej stronie Sugawara z Daichim. Całą czwórką rozprawiali o swoich kierunkach, stancjach, akademikach i uczelniach. W pierwszej chwili chciałam się do nich dołączyć, gdyż sama od października miałam być studentką, ale mojej uwadze rzuciło się to, że nie było Hinaty i Tooru, a Hajime razem z Kageyamą siedział na ławce obok i wspólnie narzekali na Oikawę.
— Dopiero tyle nas? — zwróciłam się do Sawamury, gdy razem z Hitoką podeszłyśmy do nich.
— Tsukishima i Yamaguchi jeszcze nie wrócili, tak samo jak Kenma i Lev, i Tanaka i Nishinoya — wyjaśnił zwięźle były kapitan Karasuno.
— A Hinata i Tooru?
— Poszli razem z Yuu i Suu po żarcie — odpowiedział Kuroo.
— Po żarcie? — zdziwiłam się.
Bokuto zachichotał.
— Yuu zgłodniała — parsknął. — Powiedziała, że umrze, jeśli nie zje zaraz kebaba i zaciągnęła Suu za sobą w poszukiwaniu jakiejś budki. A Hinata z Oikawą poszli za nimi, tak z nudów.
— Aha — mruknęłam pod nosem.
Z powodu obolałych od chodzenia nóg, wcisnęłam się obok Koutarou, a Yachi dołączyła po drugiej stronie obok Sugi. Byliśmy w trakcie rozmowy o studiach i siatkówce, gdy powoli pozostałe zespoły wracały; najpierw przyszli Tsukishima i Tadashi, następnie Daichi w oddali zauważył Haibę oraz idącego za nim Kenmę ze swoją konsolą. Najbardziej spóźniali się Noya i Ryuu, ale to było raczej do przewidzenia.
Bokuto co chwila zerkał na zegarek, coraz bardziej zaniepokojony. Zauważywszy to, szturchnęłam go w ramię.
— Co jest?
— Yuu nie wraca.
— Przecież nikt jej nie zgwałcił i nie zabił — prychnęłam.
— No tak, ale wzięła mój portfel.
Wydałam z siebie przeciągłe „aaa", rozumiejąc jego niepokój. Współczująca poklepałam go po plecach.
— To nici z twojego hajsu — uświadomiłam go.
— Jest jeszcze nadzieja, że nie dorwała się do karty kredytowej mojej mamy — jęknął żałośnie i przywalił czołem w blat stołu.
Wymieniliśmy między sobą spojrzenia jasno mówiące, że Bokuto będzie miał ciężkie życie z moją przyjaciółką. Ale czego się nie robi dla miłości!
Z gardła Kuroo wydobyło się zdziwione mruknięcie, przez co wszyscy zerknęliśmy na niego pytająco. Tetsurou podniósł zadek z ławki i wychylił się do przodu, ze zmrużonymi oczami obserwując teren za plecami Sawamury, Yachi i Sugawary.
— Wracają — poinformował nas.
Również się uniosłam i skinęłam głową, potwierdzając słowa bruneta. Musiałam jednak mocno wysilić wzrok, gdyż w dłoniach idących obok Hinaty i Tooru dostrzegłam coś dziwnego.
— Czy oni niosą...pudełka z pizzą? — zapytałam zaskoczona.
Na dźwięk magicznego słowa „pizza" zareagowali wszyscy obok; Suga i Daichi poderwali się na nogi, strasząc Hitokę, Noya i Tanaka, którzy wyłożyli się bezpośrednio na trawie, wstali jak oparzeni, a w ich oczach pojawił się głód. Nawet Iwaizumi z Kageyamą zerknęli zaciekawieni w kierunku, skąd szli ostatni łowcy pokemonów.
Im bardziej się zbliżali, tym byliśmy coraz pewniejsi, że sześć prostokątnym pudełek z jasnej tektury zawierają w sobie pachnącą serem okrągłą pizzę. Hinata z Oikawą nieśli je, obydwoje po trzy pudełka; Suu targała torbę z logiem supermarketu, gdzie najprawdopodobniej były napoje, a krocząca na przodzie Yuu z radosną miną wymachiwała siatką, w której musiały być sosy do jedzenia.
— Yuu, naprawdę kupiliście pizzę?! — zawołał Bokuto, kiedy byli już odrobinę bliżej nas. W jego głosie pobrzmiewało jednocześnie szczęście wywołane posiłkiem, ale zarazem strach, czy to on nie był przypadkiem jego sponsorem.
Irochi pokiwała głową tak mocno, że kucyk białych włosów, które musiała w międzyczasie związać, świsnął w powietrzu.
— Nadchodzi wasz zbawca! — oznajmiła, pokazowo waląc się w pierś wolną ręką. — Auć — syknęła pod nosem.
Po chwili pudełka z pizzą wylądowały na stole piknikowym, ale z powodu ich rozmiaru maksymalnie mogły się zmieścić trzy, a i tak ostatnie leżało na środku na dwóch pozostałych. Wtedy Lev wpadł na, jak na niego, genialny pomysł — zsunięcie jednego stołu z drugim. Hajime z Daichim szybko się z tym uporali, a po węższych stronach naszego prowizorycznego mebla umieściliśmy parkowe ławki, które nie był przymocowane nóżkami do ziemi.
— Zaraz, zaraz — powiedziała Yuu, widząc jak Noya i Hinata chcą się już rzucić na pizzę z pepperoni — najpierw hajs.
— Jaki hajs? — zdziwił się Kuroo. — Myśleliśmy, że Bokuto sponsoruje.
— No wiesz co, bro! — jęknął Kou.
Irochi pokręciła głową.
— Nawet o tym myślałam, ale nie chcę mieć przekichane z teściową już na samym początku — odparła i sięgnęła do kieszeni dżinsowych spodenek, skąd wyciągnęła portfel należący do jej chłopaka. Rzuciła go mu, a Koutarou z radosnym okrzykiem przytulił do siebie miękką, brązową skórę. — Zapłaciłam za swoich, ale każdy jest mi winny...
Wyciągnęła swoją komórkę i szybko obliczyła nasz dług.
— O tyle — oznajmiła, pokazując nam ekran aparatu, po czym uśmiechnęła się diabolicznie. — No to wyciągamy pieniążki, już, już, chłopcy — zakomenderowała.
— Dyskryminujesz nas — zwróciłam jej uwagę, kiwając na siebie, Suumiree i Yachi.
Białowłosa machnęła obojętnie ręką i rozpoczęła wycieczkę pomiędzy nami, a do jej portfela co chwila wpadały błyszczące monety. Coraz bardziej zadowolona dziewczyna wyginała swoje wargi w szerszym uśmiechu, a każdemu odpowiadała mrukliwe „Lucyfer zapłać".
— No to jemy! — zawołał Bokuto, gdy jako ostatni oddał pieniądze Irochi.
— Tak, tak, jedzcie — mruknęła.
Chłopakom nie trzeba było więcej mówić. Wszystkie sześć pudełek otworzyły się jednocześnie, co skojarzyło mi się z domino, które jedno po drugim upada na siebie. Zapach sera, oregano i ciasta rozniósł się wokół nas, jakby ktoś popryskał się perfumami o zapachu włoskiej restauracji. Hinata z Kageyamą rzucili się (dosłownie) na tę z boczkiem, Noya oderwał kawałek z salami, a Suu poprosiła Kuroo, żeby podał jej sosu pomidorowego. Sięgnęłam po kawałek swojej ulubionej, przypadkowo szturchając Leva, który niechcący wylał sos czosnkowy na konsolę Kenmy. Oikawa, siedzący po mojej lewej, droczył się z Hajime siedzącym naprzeciwko. Bokuto nie mógł się zdecydować, co zjeść jako pierwsze, więc wepchał do ust dwa kawałki różnych pizz naraz. Tanaka zaczął płakać z powodu ostrej papryczki, a Yamaguchi podał mu wody.
Ogólnie — jeden wielki, głośny chaos, do którego ciężko przywyknąć, ale trudno się oderwać.
W tym całym zgiełku dopiero po dłuższej chwili zwróciłam uwagę na Yuu, która milczała i nic nie jadła.
— Bro, w porządku? — spytałam ją. Aby do niej dotrzeć musiałam wychylić się za Oikawę, który siedział pomiędzy mną, a Irochi.
— Tak — przytaknęła. — Tylko hajs mi się nie zgadza.
— A, czyli to co zwykle — skwitowałam i wróciłam do jedzenia.
Yuu spiorunowała mnie wzrokiem i prychnęła, ale ku mojej uldze sięgnęła do pudełka. Niejedząca Irochi to Niepokojąca Irochi.
— Ej, a jak te pokemony? — zawołał niespodziewanie Bokuto.
— No właśnie — przyklasnął mu Shoyo.
Ten, kto miał aplikację, sięgnął po swój telefon. Zrzuciliśmy jedno już puste pudełko na trawę, a na wolnej przestrzeni położyliśmy komórki z włączoną grą. Yuu, jaka postanowiła wrócić do swojej roli generała, przesunęła bliżej siebie wszystkie aparaty i mrucząc pod nosem, zaczęła liczyć.
— Osiemnaście...czternaście...dwadzieścia...
— Kto wygrał, kto wygrał? — dopytywał podekscytowany Hinata.
Kageyama stuknął go w potylicę, karząc mu się uciszyć. Wtedy Irochi skończyła liczyć.
— No nie wierzę! — wykrzyknęła z oburzeniem. — Shittykawa wygrał!
Oikawa dumnie wypiął tors, a na jego twarzy pojawił się pewny siebie uśmiech.
— Ja i Iwuś jesteśmy niepokonani!
— Stul dziób, to ja łapałem te pokemony, ty nawet nie ogarniałeś mapy — warknął Hajime.
Duma Tooru jednak nie zniknęła i pysznił się swoim zwycięstwem do końca wypadu, denerwując tym...no, już prawie wszystkich. Temat naszych mini zawodów na szczęście szybko zniknął i po prostu zaczęliśmy gadać o wspólnych tematach — siatkówka, szkoła, melanże, anime, konwenty, koty i gry komputerowe. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy pudełka z jedzeniem leżały puste w towarzystwie butelek po napojach i pojemników z resztkami sosów.
Rozmawiałam właśnie z Daichim, gdy poczułam na ramieniu coś ciężkiego i pachnącego wodą kolońską. Zerknęłam na owe coś, czym okazało się ramię Oikawy, którym mnie objął i przyciskał do swojego boku, tak jakby chciał mnie ogrzać.
— Co tam? — zagadnęłam.
— A nic — Tooru uśmiechnął się. — Cieszysz się, że masz takiego zdolnego chłopaka?
— Jak cholera.
— Uznam to za „tak" — odrzekł, lekko mrużąc oczy.
Prychnęłam pod nosem i chciałam odwrócić głowę w bok, gdy nagle poczułam na ustach coś niezwykle miłego, ciepłego i ulotnego. Doznanie trwało zaledwie dwie sekundy i potrzebowałam kolejnych dwóch, by zrozumieć, że przyczyną tego były usta Oikawy.
— Odpuścisz mi ten tekst o wróżkach? — poprosił z nutą błagania w głosie.
Zmarszczyłam czoło, udając że myślę nad jego prośbą bardzo intensywnie, ale widząc lęk w czekoladowych tęczówkach, nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.
— Odpuszczę — odparłam, puszczając mu perskie oko.
~ * ~ * ~ * ~
Nazajutrz
Poderwałam głowę z poduszki, ale krzyk nie umilkł i ktoś nadal zdzierał sobie gardło, a mnie rozwalał bębenki. Sięgnęłam na oślep po okulary i naciągnęłam je na nos, odzyskując ostrość widzenia.
Łóżko było puste, a kołdra leżała w kłębku w jego nogach. Podniosłam się z materaca i poczłapałam do drzwi, delikatnie je uchylając. Kątem oka dostrzegłam, że Suu wychyla głowę ze swojego pokoju, a jej brązowe loki gęsto opadały jej na twarz.
Krzyk urwał się, więc jego właściciel musiał nabrać powietrza, ale za chwilę otrzymałyśmy kolejną porcję wrzasku, ale z dodatkiem normalnych słów.
— KTO DO KURWY NĘDZY ZAJEBAŁ MI MOJE SŁODYCZE?!
Zachichotałam szatańsko pod nosem i luknęłam na Suumiree, na której twarzy wymalowało się zdziwienie, jakie powoli przechodziło w minę „I wszystko jasne.".
— Zawaliłaś jej słodycze? — odgadła.
— To za tę akcję z kondomami — wyjaśniłam, starając się mówić na tyle głośno, by przyjaciółka mnie usłyszała, a zarazem na tyle cicho, by jakimś cudem Yuu nie wykryła za szybko, że to ja jestem sprawcą.
— Uhm — mruknęła brązowowłosa. — Należy jej się za ten tekst o dziecku. No cóż, ja wracam do spania — ziewnęła szeroko i zamknęła za sobą drzwi.
Ponownie zachichotałam, słysząc jak Irochi w swoim pokoju miota się i krzyczy coś o ruskich złodziejach słodyczy, jednocześnie wyklinając Nishinoyę i Tanakę, bo pewnie ich uznała za winnych. Współczułam Lucyferowi, który pewnie ze strachu przed swoją panią schował się pod łóżkiem albo błagalnie drapał w drzwi, byle zwiać od białowłosej.
Zadowolona ze swojej zemsty, nie myślałam o konsekwencjach, a znając wredną naturę Yuu mogłam spodziewać się zapłaty za to za kilka dni. Na razie nie chciałam się tym martwić i zadowolona wróciłam do ciepłego łóżka, gdzie udałam się w objęcia Morfeusza, który za bardzo przypominał mi mojego kochanego Tooru.
Koniec
Obsada:
Niepokonana Lawu (Lawlerek)
Urocza wiankoholiczka Suu (Suumiree)
Białowłosa pani generał Yuu (yuukyra)
Oraz ekipa z HQ
Oikawa Tooru, alias "idoita"
Kuroo Tetsurou, przyszły ojciec Kuroo Junior
Bokuto Koutarou, przyszły zarabiacz chleba, by utrzymać siebie i Yuu
i pozostali...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top