Rozdział III

Rozkaz, aby oni zabijali każdego, kto spełniał przynajmniej kilka podpunktów ze spisanych przez ich władze listy. Nikt nie wiedział czemu, skoro tak nas ponoć nienawidzili chcieli pozbyć się tych tak zwanych "nieczystych", którzy ich zdaniem mieli niszczyć rasę. Co gorsza, nikt nie wiedział też, czemu ci nieszczęśni zostali tak nazwani i wytępiani. Wcześniej nie myśleliśmy nawet, że wskazane przez ich władzę osoby czymkolwiek się różnią od innych. Ale nagle okazało się, że mieli być niegodni życia oraz istnienia. Niektórzy podejrzewali, że ich władze po prostu szukały jakiegoś pretekstu do zrobienia czystki. Bardzo możliwe, że chcieli zmniejszyć ilość mieszkańców, aby zredukować bunty albo nastraszyć. Wtedy zaczęła się rzeź. Nigdy wcześniej, ani nigdy później nie widziałem na raz tyle krwi co w pierwszych dniach czystek na naszych ulicach.

Mało kto był w stanie na to patrzeć i mało kto był w stanie na to pozwolić. Chyba ich też czasem bolało to, że musieli zabijać i członkować nawet nowo narodzone dzieci. Ci wyżej postawieni umywali od tego ręce, co najwyżej wydawali rozkazy. Tak zwani nieczyści starali się ukrywać, bo kto nie próbowałby ratować życia swojego oraz bliskich za wszelką cenę? Wielu z nich znajdowało schronienie w domach sąsiadów oraz dalszych krewnych, którzy nie posiadali już wymienionych na listach cech. Tacy ludzie ukrywali nieszczęśników w mało używanych częściach domów oraz budynkach gospodarczych. Natomiast przechodzącym żołnierzom "donosili", że nieczyści uciekli z wioski i trzeba czekać na moment kiedy będą zmuszeni wrócić, by ocalić duszę. Dziś mam wrażenie, że niektórzy z nich wcale nie wierzyli w te tłumaczenia, ale chcieli bezpiecznie uniknąć rozlewu krwi. Zwłaszcza że szybko wydany został również rozkaz mówiący, że wszyscy domownicy ukrywający nieczystych mają być zabijani.

Właśnie wtedy po raz kolejny przekonałem się, jak okrutni dla osób tej samej krwi potrafili być mieszkańcy naszej wsi. Może byłem jeszcze zbyt naiwnym i wierzącym w ideały dzieckiem, ale nawet przez sekundę nie pomyślałbym, że zaczną robić takie rzeczy.

Sąsiedzi osób ukrywających nieczystych zaczęli wydawać je żołnierzom. Początkowo nie miałem pojęcia czemu. Później usłyszałem, że robili to przede wszystkim dla wysokich nagród pieniężnych i ewentualnych przywilejów od żołnierzy. Pomimo tej wiedzy nie byłem i ciągle nie jestem w stanie ich zrozumieć. Jak pieniądze i może większa ilość sztucznych życzliwości od zazwyczaj wrogich żołnierzy mogły być ważniejsze od ludzkiego życia? Nasza wieś nie była co prawda mała, ale wszyscy znali tam wszystkich. Wielu z sąsiadów było z sobą niezwykle blisko – wychowywali razem dzieci, spędzali święta. Skazywano więc na pewną i w dodatku wieczną śmierć osoby, z którymi miało się podobne relacje co z rodziną.

Na samym początku czystek straciłem kilku dalszych krewnych. Matka ciągnęła mnie i siostrę do domu kiedy wujek z żoną i trójką dzieci byli wywlekanie na ulicę, a tam rąbani czy momentami wręcz rozszarpywani. Właśnie... Choć nie mogłem na to patrzeć, już wtedy dostrzegłem, że dzieci była trójka zamiast czwórki. Jego najmłodszej córki nie było z rodziną kiedy zostali zabici. Powiedziałem o tym rodzicom dopiero kiedy minął szok. Początkową mi nie uwierzyli, ale szybko dotarło do nich, że oni również nie widzieli wśród ciał wspomnianej dziewczynki. W nocy mój ojciec poszedł przeszukać ich dom w nadziei, że znajdzie ją żywą. Szukał długo, aż przypomniał sobie o dziurze w podłodze, na którą żalił się jego kuzyn i prawdopodobnie nie zdążył jej naprawić. Powstała w miejscu, gdzie kiedyś było zejście do nieużywanej już od parunastu lat piwnicy. Dziura zastawiona była małą szafką, a w pustym pomieszczeniu siedziała przerażona kuzynka. Ojciec zabrał do nas w obawie, że ktoś jeszcze zauważy brak jej ciała i ich dom zostanie ponownie przeszukany.

Dziewczyna zaczęła mówić dopiero po kilku dniach. Opowiedziała nam, że podobnie jak inni jej rodzice dowiedzieli się, rozkazie tuż przed czystkami. Nie zdążyli więc nic zrobić, zanim żołnierze wpadli do ich domu. Jej starszy brat w niemal ostatniej chwili wepchnął ją do piwnicy i zasunąć dziurę w podłodze szafką w nadziei, że jej nie zauważą. Nie wszedł z nią prawdopodobnie dlatego, że żołnierze widzieli, jak biegł korytarzem i możliwe, że nie wyszliśmy z domu, dopóki by go nie znaleźli. Nawet dzisiaj jestem pod wrażeniem jego poświęcenia i trzeźwego myślenia w tamtej sytuacji. Niestety to sprawia, że jeszcze bardziej za nim tęsknię...

Pomimo lęku przed karą ukrywaliśmy ją długo, w nadziei, że uda się ją wysłać do dalszego miasta, gdzie chociaż przez jakiś czas byłaby bezpieczna. Nie było to łatwe, ale na szczęście nie trudno było utrzymać nasz sekret w tajemnicy – tylko jedna młoda, cichutka dziewczynka. Kiedy ktokolwiek przychodził, zamykało się ją, dosłownie gdziekolwiek się tylko dało. Zdarzyło się nawet, że siostra wepchnęła ją pod stół, na którym leżał akurat długi aż do ziemi obrus. Nasz dom nie był przeszukiwany, ponieważ nie podejrzewali nas o ukrywanie kogoś. Przed tym jak wyszło na jaw, że kuzynka przeżyła, chyba nie sądzono, że byliśmy na tyle blisko z kimkolwiek by aż tak ryzykować. Poza tym nasz diabeł tak często nas odwiedzał.

Zrobiło się dużo gorzej kiedy ktoś, prawdopodobnie grabarz, doniósł, że brakuje jednego z ciał. Dowiedzieliśmy się o tym kiedy przeszukiwano jej dom. Wtedy znaleziono już piwnicę, więc żołnierze domyślili się, że tam ukrywała się w trakcie czystki i teraz prawdopodobnie ktoś użycza jej schronienia. Rodzice wpadli w panikę, to była tylko kwestia czasu aż żołnierza dowiedzą się, że jesteśmy rodziną i przeszukają nasz dom.

Ojciec stał już przy drzwiach w najdłuższym i najszerszym płaszczu, jaki posiadał i tłumaczył, że ukryje małą w jakimś opuszczonym budynku poza wsią i zabierze z powrotem po przeszukaniu. Nie do końca wierzyliśmy, że to się uda, ale nie widzieliśmy innej opcji. Jednak kiedy już miał chować ją pod płaszczem i wychodzić drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie.
Stanął w nich miejscowy pijaczek, dość dobrze znający naszą rodzinę i wciągnął do środka diabła. Ich wzrok od razu spoczął na kuzynce. My zamarliśmy, pijaczek zaczął krzyczeć, że przecież mówił, że tak będzie, bo jesteśmy spokrewnieni. Natomiast diabeł... chwilę na nią popatrzył i wypchnął go na zewnątrz, niemal na idących w kierunku wejścia żołnierzy. "Mówiłem, że ta pijaczyna nie ma pojęcia, co mówi, pomylił z nią tego ich chłopaka" powiedział do nich, tłukąc go w głowę. Pijak chciał się kłócić, ale chyba oczywiste było, komu uwierzyli żołnierze. Diabeł zatrzasnął za nimi drzwi, żeby nikt nie zobaczył dziewczynki. A my nawet... My nawet nie byliśmy w stanie uwierzyć w to, co widzieliśmy. Moi rodzice już od dawna domyślali się, że diabeł chciał dla nas dobrze, ale nikt nie spodziewał się, że posunie się w pomaganiu nam aż tak daleko.

Dużo czasu spędziliśmy w milczeniu, a później rodzice zamknęli się w sypialni i o czymś cicho rozmawiali. On wrócił późnym wieczorem. To, co wtedy powiedział, było dla nas jeszcze większym szokiem. Zaczął od tego, że powinniśmy byli mu powiedzieć wcześniej, to wszyscy mielibyśmy mniej problemów.
Pamiętam, że ojciec zapytał, z niedowierzaniem co w ogóle zrobiłby z tą wiedzą i co zamierza z nią zrobić teraz. On wytłumaczył, że jego bliska przyjaciółka z kraju prowadzi sierociniec, w którym ukrywa również osierocone dzieci nieczystych. Zanim zdążyliśmy jakkolwiek zareagować, nasz diabeł kazał ubrać małą w jak najdłuższą sukienkę i wysokie buty. Kiedy matka spełniła jego polecenie, nałożył małej również swój płaszcz i rogatywkę, tak by przesłaniała twarz. Później objął ją mocno w pasie, tak by idąc, mógł ją podtrzymywać, aby się nie potykała. Przeszedł się z nią tak kilka razy wzdłuż salonu. Na zewnątrz było już ciemno, więc ktoś nie przyglądając się im, lub nie podchodzą zbyt blisko, mógłby pomyśleć, że spaceruje z jakąś panną. Ojciec wtedy znowu zapytał, co planuje, a on wytłumaczył, że zabierze dziewczynkę do siebie, bo nie ma szans, aby ktokolwiek jej tam szukał. Natomiast po jakimś czasie kiedy żołnierze nabiorą przekonania, że dziewczynka po prostu opuściła już wieś, wyśle ją do przyjaciółki. Ojciec chciał z nimi iść, lub wysłać mnie czy siostrę, ale nasz diabeł stwierdził, że to i tak zbyt duże ryzyko. Powiedział, że jeśli go złapią to nawet jego mundur i odznaczenia nie ocalą ich przed śmiercią. Jednak jeśli zostanie złapana tylko ich dwójka, to nas nie wyda, więc będziemy mieć szanse na przeżycie.

Kiedy wyszli, nie byliśmy pewni czy się cieszyć, czy martwić, że mogą zostać złapani. Tylko ojciec był smutny, podsłuchałem później jak matce udało się wyciągnąć z niego powód zmartwień. Wyznał, że obawia się, czy nasz diabeł nas nie okłamał i czy jego dobroć nie ograniczy się jedynie do zaprowadzenia małej do żołnierzy ze słowami, że znalazł ją przykładowo w lesie. Nas by to co prawda ocaliło od śmierci, ale za cenę jej życia.

Pamiętam, że po tym co usłyszałem, nie mogłem spać całą noc. Jedynie odliczałem godziny, a momentami nawet minuty do rana, by dowiedzieć się jaki los spotkał moją kuzynkę. Na szczęście już w trakcie śniadania okazało się, że ojciec się mylił. Diabeł odwiedził nas zadowolony z ukrytymi w torbie kilkoma rysunkami od dziewczynki. Powiedział, że niestety nie może wychodzić ani nawet zbliżać się zbytnio do okien, ale za to my możemy ją odwiedzać. Pozwolił przychodzić w dowolnym czasie, nawet zostawił nam zapasowe klucze, ale poprosiłby nie robić tego zbyt często, raczej nie na długo i najlepiej pojedynczo. Twierdził, że tak najłatwiej by mu się było tłumaczyć, zwłaszcza jeśli zjawialibyśmy się pod jego nieobecność. Mógłbym mówić, że, a to zapłacił za sprzątanie, a to za gotowanie, a to za drobną naprawę, a to kazał coś sobie przynieść, a to pozwolił skorzystać z jego książek przy nauce języka. Biorąc pod uwagę to, że raczej było widać, że dość lubił naszą rodzinę, nie powinno to szokować.

Tak mijały dni, a on stawał się nam coraz bliższy. Zwłaszcza było to widać po siostrze... zachowywała się jak szaleńczo zakochana. Ojciec w końcu nie wytrzymał i zapytał ją o to wprost. Na początku chciała zaprzeczać, ale to nie miało sensu – wszyscy przecież widzieli, co się dzieje. Przyznała się do swoich uczuć i jakby na usprawiedliwienie dodała, że ona też mu się przecież podoba. Ojciec nic nie odpowiedział, chociaż wyglądał wręcz, jakby sprawiło mu to ból. Temat umarł aż do następnych odwiedzin naszego diabła. Tata zaprosił wtedy wszystkich do salonu i z niemal grobową miną usiadł naprzeciwko niego. Siostra była nieco blada, bo chyba domyśliła się, o co miało chodzić. Ja po prostu byłem ciekawy, jak ta rozmowa będzie miała wyglądać.

Ojciec początkowo zadał mu kilka pytań, które coraz dosadniej wskazywały na to co miało się zaraz stać. Zaczął od tego, że może i to nieco nietaktowne, ale zawsze zastanawiam się, ile nasz diabeł dokładnie ma lat. Okazało się, że był jakieś paręnaście lat starszy od mojej siostry, nie było to bardzo dużo. Zwłaszcza jak na tamte czasy i biorąc pod uwagę to, że o mojej siostrze już od jakiegoś czasu mówiło się we wsi, że mogłaby, a nawet powinna już znaleźć sobie jakiegoś kawalera.

Kobiety prawie złośliwie powtarzały, że jest jeszcze młodziutka, ale one w jej wieku często miały już dzieci, a ona wciąż odrzuca wszystkich chłopaków. Śmiały się nawet, że jej uroda chociaż niezaprzeczalna, w końcu przeminie. Później ojciec powiedział, że nie ma obrączki na palcu i z tego co słyszałam, chyba jest sam. Diabeł szybko wytłumaczył, że przed awansem i na krótko po nim podróżował zbyt często i na zbyt długo by zakładać rodzinę. Ledwo skończył, a ojciec zapytał, czy teraz szuka kobiety na stałe. Diabeł już chyba niemal pewien, do czego zmierza ta rozmowa, odpowiedział, że tak.

Siostra zarumieniła się wtedy lekko, a matka uśmiechnęła pod nosem. Ojciec z tą samą miną pytał go jeszcze chwilę o nazwisko, majątek, to jak postrzega rodzinę, jakie ma plany na przyszłość. Widziałem, że atmosfera napięcia dla mojej siostry stawała się już nieznośna, a dla diabła dość irytująca. W końcu ojciec zapytał, czy gdyby zaproponował mu rękę jego córki to, czy by ją przyjął i jak zareagowałoby jego otoczenie. Diabeł początkowo jedynie się uśmiechnął pod nosem, a moja siostra omal nie zemdlała. Spodziewałem się, że to pytanie w końcu padnie, ale i tak zrobiło mi się dość dziwnie kiedy to usłyszałem.

Odpowiedział, że przyjąłby od razu, bez wahania, za to z dozgonną wdzięcznością. Zwłaszcza że od dawna zastanawiał się, czy byłby w ogóle godzien o nią prosić. Nawet nie umiem opisać reakcji mojej siostry, chyba najłatwiej określić ją jako wybuch radości tak gwałtowny i tak głęboko stłumiony, że aż bolesny. Matka natomiast mruknęła pod nosem coś o lizusostwie, chociaż nie wiem, czy się nie przesłyszałem. Ojciec powtórzył drugą część pytania, a diabeł odpowiedział, że sytuacje, w których stacjonujący w naszych wsiach żołnierze biorą sobie miejscowe dziewczyny, już od dawna nie szokują ani tym bardziej nie gorszą. Ojciec stwierdził, że u nas ludzie będą gadać, ale powinno się obejść bez większego skandalu. Chociaż nie mam pewności czy naprawdę w to wierzył, czy tylko chciał to wierzyć.

Matka powiedziała do mojej siostry, że nie może przecież do niczego dojść bez jej zgody, ale ona jedynie milczała. Ojciec zapytał z naciskiem czy się zgadza na zaręczyny. Dopiero wtedy siostra popłakała się ze szczęścia i zaczęła powtarzać "tak".
Czas później mijał może nie pięknie, ale szczęśliwie. Co prawda ich zaręczyny wywołały masę plotek i uszczypliwości, ale dziś wydaje mi się, że nie doszło do tak wielkiego skandalu jak mogło. Najważniejsze było to, że mojej siostrze zdawało się nie grozić żadne niebezpieczeństwo. Przynajmniej nie groziło jej poważne niebezpieczeństwo, bo zdarzały się próby pobicia ze strony miejscowych chłopców. Kiedyś nawet została obrzucona kamieniami, ale ktoś bardzo szybko rozgonił atakujących.

Wszystko skończyło się jednak jeszcze zanim zaczęto planować ślub. Wreszcie, po długim czasie przyjechała wspomniana już wcześniej przyjaciółka naszego diabła. Miała spędzić we wsi kilka dni pod pretekstem odwiedzin u bliskiego przyjaciela, którego przecież tak długo nie widziała, a właśnie się zaręczył. Przy żołnierzach zachowywali się wręcz jak rodzeństwo, ale nie wiem jak blisko byli w rzeczywistości. Słyszałem jednak, że znali się praktycznie od dziecka, więc raczej dużo o sobie wiedzieli. Wyglądało też na to, że mieli podobne poglądy i oboje byli w stanie wiele ryzykować, aby pomagać innym.

Miałem okazję ją poznać, choć nie ukrywam, że chyba trochę żałuję, że do tego doszło. Wolałbym dalej wyobrażać sobie dobroduszną, ciepłą, wręcz świętą kobietę i mieć w głowie chociaż jeden czarnobiały obraz. W końcu w idealnie prostym świecie po osobie, która niemal samodzielnie prowadzi sierociniec i tak wiele ryzykuje, by ratować skazane na śmierć dzieci, można się spodziewać niezliczonej ilości cnót i aż bijącego od niej dobra.

Była jednak młodą, choć i tak już przeraźliwie oschłą, sarkastyczną i uszczypliwą osobą. W dodatku zachowywała się jakby już przez tak krótki czas, życia zdążyła poznać wszelkie prawdy tego świata. Miałem wrażenie, że patrzyła z wyższością na praktycznie wszystkich. Potrafiła krytykować za każdy drobiazg, chyba nawet za sposób chodzenia. Całe to dobro, jakiego się po niej spodziewaliśmy można było dostrzec jedynie kiedy przebywa w towarzystwie dzieci. Kiedy nie było obok żadnych żołnierzy, do diabła odnosiła się w ten sam sposób co do innych. Głównie dlatego zastanawiam się, czy naprawdę byli tak blisko jak twierdzili.

To wszystko sprawiało, że jeszcze bardziej czekałem na dzień ich wyjazdu. Oczywiście główny powód był taki, że miało to zapewnić już całkowite bezpieczeństwo nam i prawdopodobnie mojej kuzynce, ale miałem też już dość tej kobiety. Nie zdążyły jednak wyjechać. Nie wiem z jakiego powodu, ale jeden z żołnierzy włamał się późnym wieczorem do domu diabła i podsłuchiwał ich rozmowę. Wszyscy widzieli, że diabeł nie był zbytnio lubiany i część z nich na pewno chciałaby mu zaszkodzić, ale wciąż nie jestem w stanie powiedzieć, czemu ten żołnierz pomyślał, że podsłuchiwanie to umożliwi... Niestety akurat wtedy rozmawiali o szczegółach wyjazdu i ukrywania dzieci w sierocińcu.

Koniec nastąpił może godzinę, lub kilka później. W naszym domu byliśmy wtedy ja z siostrą i nasz diabeł. On i ja w salonie, a ona na zmianę z nami i w kuchni. Siedział na kanapie, z nogami na krześle, które sobie podstawił i fajką, którą dostał od naszego ojca w zębach. Strugał wtedy z drewna jakąś zabawkę dla małej, żeby nie nudziła się za bardzo w drodze. Ja o czymś mu opowiadałem, a siostra chyba robiła coś do picia. Pamiętam też, że nasz diabeł był wtedy w stroju cywilnym, oraz to, że ona miała na sobie jedną ze swoich ulubionych sukienek i nawet na chwilę nie przestawała się uśmiechać. Oczywiście aż do momentu końca... nie umiem tego wyjaśnić, ale we wspomnieniach widzę to w zwolnionym tempie i nie jestem w stanie przypomnieć sobie żadnego słowa, ani nawet dźwięku.

Drzwi otworzyły się gwałtownie i kilku żołnierzy wpadło do środka. Nie pamiętam wielu szczegółów, tylko tyle, że wywlekli go na zewnątrz. Później znowu luka. Kolejna scena, która wryła mi się w mózg to, to jak klęczał przed plutonem egzekucyjnym ze związanymi za plecami rękami i zasłoniętymi oczami, a na jego białej koszuli zaczęły pojawiać się czerwone plamy. Nie mogę też zapomnieć rąbanego ciała i miotające się w histerii siostry, którą jacyś chłopcy musieli trzymać, by tam nie pobiegła.

Przez dobre kilka dni nie mieliśmy pojęcia, czemu do tego w ogóle doszło. Dopiero później zaczęliśmy dowiadywać się z plotek żołnierzy o tym jak niemal cała prawda wyszła na jaw. „Niemal", bo nie odkryto jakimś cudem powiązań tej sprawy z naszą rodziną. Do dziś nie wiem czemu, udało nam się wtedy uniknąć śmierci. Podejrzewam, że tylko przez litość, któregoś z wyżej postawionych żołnierzy.

Kobiecie z moją kuzynką udało się tylko opuścić wieś, ale i tak zostały schwytane. Niestety do dziś nie wiem, co stało się z sierocińcem, do którego miały wyjechać.

Wiem za to co stało się z moją siostrą. Przez może miesiąc nie mogło do niej dotrzeć, co się stało. Zupełnie jakby wymazała z pamięci tamte wydarzenia. Bywało nawet, że pytała kiedy odwiedzi nas jej narzeczona... zaczynała mówić o ślubie. Po tym miesiącu poszła do jego domu i powiesiła się w sypialni. Rodzice długo czuwali nad jej ciałem, ale podobnie jak panna młoda nigdy do niego nie wróciła.

Nie wróciło też coś jeszcze... coś z mojego życia czego nie umiałem i wciąż nie umiem nazwać. Najgorsze, że po tym wszystkim zamknął się pewien rozdział w moim życiu. Po nim już nigdy nie wiedziałem, kim jestem i kim miałem się stać. Ale chciałem żyć... dalej chcę... więc pozostało mi udawanie. Dlatego grałem kogoś, kim nie byłem i chyba nawet nie chciałem być. Szybko nauczyłem się robić to na tyle dobrze, że wszyscy wierzyli w moje kłamstwa nawet kiedy już przestałem udawać. Pozostała mi więc gra i wspomnienia. Wciąż staram się je odtwarzać, ale one i tak blakną. Część z nich już przepadła, a co niektórych już nawet nie mam pewności czy naprawdę miały miejsce.

Jestem już stary, dlatego zostało mi już tylko zapisać te wspomnienia, nim znikną. Tak samo jak niemal wszystkie wcześniejsze i późniejsze. Jednak zapisując je, zacząłem na nowo – być może po raz ostatni analizować to co mnie spotykało. Nowe wnioski otwierają stare, choć wciąż niezabliźnione rany. Więc zamiast jeszcze większej ilości przemyśleń i całej, niezmienionej prawdy zapiszę jedno z ostatnich zdań powiedzianych przez moją siostrę.

"On nigdy nie był naszym diabłem...

...on był naszym aniołem... "

Tak bardzo chciałbym się potrafić z nią zgodzić... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top