Rozdział 28

Ostatni raz widziałem Alison 2 tygodnie temu i zgodnie z jej życzeniem nie rozmawiałem z nią, ale nie oznaczało to, że o niej nie myślałem. Dziewczyna była w mojej głowie cały czas, niezależnie od tego, co robiłem. Pisałem, rozmawiałem z rodzicami, brałem prysznic. Zawsze tylko Alison, Alison, Alison. Ona, tak jak przeczuwałem, nie skontaktowała się ze mną ani razu i to doprowadzało mnie do szału. Gdyby nie fakt, że za 3 dni mieliśmy się spotkać z powodu jakiejś gali, to pewnie stałbym pod jej oknem z gitarą jak kretyn i śpiewałbym ballady o miłości. Tak bardzo bałem się jej decyzji, że w pewnym momencie nie mogłem nawet jeść. Zrozumiałem, że potrzebowałem z kimś o tym porozmawiać, ale nie miałem z kim. Rodzice, Aaliyah i jacyś starzy koledzy z Brighton myśleli, że byliśmy razem, Alison była przyczyną mojego stanu, a Andrew miał w dupie to jak się czułem. Została mi więc tylko jedna osoba, która mogła albo mi pomóc, albo dobić swoimi żarcikami. Jack Bright. Chłopak zgodził się na spotkanie, gdy tylko usłyszał, że potrzebna mi była rada i musiałem przyznać, że było to naprawdę miłe z jego strony.

- No, młody, jak mogę ci pomóc? - zapytał już na wstępie, kiedy spotkaliśmy się w chińskiej knajpce.

- Sam nie wiem od czego zacząć. To dość skomplikowane...

- Od początku, młody - podpowiedział mi Jack, który miał na sobie bluzę z napisem ,,Na 99% jestem księżniczką Disneya". Swoją drogą, tylko on mógł ubrać się w coś takiego i wciąż wyglądać męsko.

- Od początku, hmm... No więc zaczęło się od tego, że ją zobaczyłem, a potem było tylko gorzej - streściłem pokrótce moją sytuację.

- Znowu ta sama śpiewka - westchnął ciężko. - Stary, bądź ze mną szczery. Zależy ci na niej?

- Kocham ją - przyznałem szczerze. Bright ewidentnie był zaskoczony moimi słowami, ale starał się nie dać tego po sobie poznać.

- Okej, następne pytanie. Czy ona o tym wie? - Milczałem, więc Jack domyślił się jak brzmiała odpowiedź. - Zakładam, że nie. W takim razie kolejne pytanie. Dlaczego? Po co zabierasz na randkę mnie, skoro mógłbyś być teraz z nią?

- Chodzi o to, że obiecałem dać jej czas, żeby zdecydowała się czy jest gotowa się zaangażować i zapomnieć o Jonathanie - Jego imię nie chciało przejść mi przez gardło, ponieważ kojarzyło mi się z wszystkim, co najgorsze.

- O na Boga! Czy ty się słyszysz? Może gdyby Alison była normalna, to stwierdziłbym, że to dobry pomysł, ale ta dziewczyna analizuje swoje życie uczuciowe, jakby to była partyjka szachów. Jej nie można pozwolić za długo rozmyślać nad jakąś sprawą, bo zawsze wybierze to, co według niej jest najlepsze dla wszystkich, ale nie dla niej. Nie mówię tego złośliwie, bo kocham tą małą z całego serduszka, ale martwię się o nią. Boję się, że ona za bardzo bierze do siebie opinię innych ludzi i przez to będzie nieszczęśliwa - wypalił Jack. Wiedziałem, że to prawda, ale co miałem zrobić? Związać ją i trzymać zamkniętą tak długo, aż się zgodzi ze mną być?

- Jack, znasz ją lepiej niż ja, więc powiedz mi co powinienem zrobić. Sam twierdzisz, że ona za bardzo przejmuje się zdaniem innych, a ja nie chcę, żeby czuła, że jest mi coś winna, dlatego, że ją kocham. Nie chcę jej do niczego zmuszać.

- Kto mówi o zmuszaniu? Ona potrzebuje tylko jakiegoś impulsu, żeby się zdecydować - odparł chłopak, poprawiając okulary. - Powiem ci coś jak kumpel kumplowi. Wiem ze sprawdzonego źródła, czyli innymi słowy od Kris, że Alison boi się, że nie jesteś w stanie się zaangażować.

- To znaczy?

- Jej mama chyba ostrzegła ją przed tobą. W sensie powiedziała Alice, że jesteś jeszcze młody i w gorącej wodzie kąpany, chcesz się tylko zabawić i zniknąć - odpowiedział, a ja niemal słyszałem w głowie zimny głos pani Wilson mówiącej to wszystko.

- To mi do niej pasuje, bo nie za bardzo się polubiliśmy - prychnąłem.

- W każdym bądź razie, Alison się pewnie boi, że jesteś niedojrzałym gówniarzem, który nie myśli o niej na poważnie, więc rozwiązanie tego problemu jest jedno. Musisz do niej pójść i powiedzieć, że ją kochasz w jakimś romantycznym stylu, a potem ona rzuci ci się w ramiona i będziecie razem na wieki wieków - dodał Bright, który już nieźle się nakręcił na to, żebym wyznał jego przyjaciółce miłość.

- Ale obiecałem jej, że do końca naszego wolnego się do niej nie odezwę - zaprotestowałem.

- Shawn, jesteś teraz oficjalnie kumplem cioci Jackie, więc Jackie ma od teraz prawo do dawania ci rad, czy tego chcesz czy nie. Moją radą na dziś będzie: lepiej przepraszać po zrobieniu czegoś niż zastanawiać się co by było, gdyby...

- Nie obrazisz się, jeśli pójdę do niej w tej chwili? - upewniłem się, bo zdawałem sobie sprawę, że Jack miał rację. Koniec czekania. Pora wyłożyć karty na stół.

- Obrażę się, jeśli tego nie zrobisz, a poza tym nigdy nie byłeś w moim typie, więc to nie miało prawa się udać - Jack wydął zabawnie wargi, a ja wywróciłem oczami i popędziłem do wyjścia. - Tylko nie zapomnij o kwiatach!

Kwiaty! Dobry pomysł. Kupiłem zatem bukiet róż i pobiegłem do dziewczyny najszybciej jak potrafiłem. Czas skończyć te gierki i wyznać jej prawdę. Zobaczyłem na jej podwórku ochroniarzy, którzy dziwnie na mnie patrzyli. Pomachałem im, a oni skinęli mi głowami, natomiast później odwrócili wzrok. Zadzwoniłem do jej drzwi i wydawało mu się, że zaraz umrę z nerwów. Alison otworzyła po chwili, a na jej twarzy odmalowało się przerażenie. Artystka dosłownie zbladła ze strachu. Pewnie bała się tego, co zaraz powiem, ale trudno, nie było już odwrotu.

- Shawn, co...

- Nie, nic nie mów - przerwałem jej. - Teraz ja muszę coś powiedzieć, a ty musisz tego wysłuchać.

Wziąłem głęboki oddech, żeby się odrobinę uspokoić.

- Alison, przysięgałem sobie ostatnio, że dam ci tyle czasu, ile zechcesz, choć wszyscy mówili, że to zły pomysł. Wytrzymałem tak długo, ale ani minuty dłużej. Kocham cię.

Blondynka otworzyła szeroko usta ze zdziwienia. To chyba była ostatnia rzecz, jaką oczekiwała usłyszeć.

- Wiem, jak to głupio brzmi w moich ustach, ale taka jest prawda, niezależnie od tego, czy ci się ona podoba. Jesteś najbardziej niesamowitą, a jednocześnie wkurzającą osobą, jaką znam, ale kocham cię. Kocham, pomimo wszystkich rzeczy, przez które nie powinienem cię kochać, a może właśnie dzięki nim. To wszystko tworzy ciebie, zatem jak miałbym cię nie kochać? Jesteś jak urzeczywistnione marzenie, tylko, że o wiele lepsze.

- Dzieciaku - wykrztusiła tylko zdławionym głosem.

- Nie przerywaj mi, proszę. Wiem, że się boisz i to jest całkiem normalne. Ja też się boję. Rozumiem, że całe twoje życie jest pełne zasad, których starasz się przestrzegać, ale w miłości nie ma żadnych zasad i nie możesz sobie tego zaplanować - Czułem jak moja pewność siebie powoli znikała, więc postanowiłem kończyć. - Obiecuję, że cię nie zostawię, jeśli mi na to pozwolisz. Nigdy cię nie opuszczę i ofiaruję ci całe serce. W sumie to już je masz, niezależnie od tego czy się zgodzisz ze mną być. Kocham cię, także moje serce należy do ciebie. Zawsze tak było i zawsze będzie.

- Kto tam przyszedł? - usłyszałem nagle męski głos. Już go wcześniej słyszałem, choć tylko raz. To był Jonathan.

*PERSPEKTYWA ALISON*

Jak znalazłam się w tej sytuacji? Tym razem to nawet nie była moja wina. No dobra, może trochę, ale nie sądziłam, że jedno spotkanie z Jonathanem doprowadzi do tej całej akcji, ale po kolei. Po tamtej wizycie w domu mojego ex, mężczyzna ciągle dzwonił i pisał, ale uparcie go ignorowałam. Jonathan przepraszał i obiecywał, że więcej nie obrazi Mendesa, ale mnie jakoś to nie przekonywało, zresztą nie miałam ochoty odnawiać z nim kontaktu. Przez cały czas myślałam, że za nim tęskniłam, ale gdy wreszcie się ze sobą spotkaliśmy, okazało się, że bardziej tęskniłam za swoimi wspomnieniami niż za nim samym. Jonathan odrobinę się zmienił, a może to ja się zmieniłam. Sama nie wiedziałam, natomiast byłam pewna, że żadne z nas nigdy nie będzie w stanie wrócić do tego, co było kiedyś. Nie można ot tak wykasować tych wszystkich miesięcy, gdy nie byliśmy razem. Do tego nasze problemy dotyczące mojej sławy nadal zostały nierozwiązane i fakt, że na razie o nich nie rozmawialiśmy nie oznaczał, że ich nie było.

Zaraz po tym jak wybiegłam z jego mieszkania, zadzwoniłam do Kris i opowiedziałam jej o wszystkim. Dziewczyna wysłuchała mnie w milczeniu, a potem kazała mi się ,,pierdolnąć w mój głupi łeb". Takie dokładnie były jej słowa. Naprawdę się wkurzyła, że znowu zaczynałam kręcić z Jonathanem.

- Jesteś taką kretynką! Masz pod nosem ładnego, fajnego i szalejącego na twoim punkcie chłopaka, który tobie również się podoba i nie próbuj zaprzeczać, a latasz na herbatkę do pana pisarza! - nawrzeszczała na mnie wtedy. - Możesz stracić młodego, jeśli będziesz chodziła na randki z byłym.

Wzięłam sobie jej ostrzeżenie do serca i nie widziałam się już więcej z Jonathanem, ale on postanowił spotkać się ze mną. Byłam w szoku, kiedy zobaczyłam go z moimi ulubionymi czekoladkami na progu. Nie miałam pojęcia, co powinnam mu powiedzieć, więc skończyło się na tym, że wprosił się do mojego domu, a następnie po raz kolejny zaczął mnie przepraszać.

- Kochanie, naprawdę jest mi przykro. Przecież wiesz, że taki nie jestem. Po prostu zawsze mówiłaś, że faceci od ustawek cię wkurzają i sama z nich żartowałaś, ale jeśli przyjaźnisz się z tym chłopaczkiem to wybacz, że tak o nim mówiłem - Nie umknęło mojej uwadze to, że nazwał mnie kochaniem, dlatego postanowiłam mu przypomnieć, że już nim nie byłam, a przynajmniej nie dla niego.

- Dobrze, Jonathan, tylko od teraz przestań o nim gadać i byłabym wdzięczna, gdybyś nie nazywał mnie kochaniem.

Mężczyzna szybko zamrugał, tak jakby coś wpadło mu do oka.

- Przecież zawsze cię tak nazywałem.

- Gdy byliśmy razem - wypomniałam mu, a ten skrzywił się w odpowiedzi

- Alison, nie tak dawno mówiłaś, że mnie kochasz - Oj, zdecydowanie nie podobał mi się kierunek tej rozmowy i jego napastliwy ton. - Ja ciebie też i... Co było gdybym ci powiedział, że jestem w stanie spróbować pogodzić się z twoją popularnością? To będzie trudne, ale doszedłem do wniosku, że jesteś tego warta.

Właśnie zrozumiałam, że Jonathan zamierzał dać mi coś, czego od tak dawna pragnęłam, tylko, że w tamtej chwili już tego nie chciałam. Gdyby oznajmił mi to w listopadzie, a może nawet na początku grudnia, to przystałabym na jego propozycję z radością, ale obecnie szukałam w głowie odpowiedniej odpowiedzi, która nie zraniłaby jego uczuć.

- Jonathan, ja nadal jestem z Shawnem...

- Wiem - odparł. - Jakoś to wytrzymam. W końcu zostało wam jeszcze jakieś 2 miesiące, a potem możemy się ukrywać, jeśli tak wolisz. Poradzimy sobie, kochanie. Zawsze sobie radziliśmy.

Pokręciłam przecząco głową. Kris, Jack i Mendes mieli rację. Podjęłam kiedyś decyzję, że wybieram karierę zamiast niego i powinnam była nauczyć się z tym żyć. Czasu nie mogłam cofnąć, więc musiałam ruszyć naprzód. Jonathan był moją przeszłością, a nie przyszłością.

- Jonathan...

Naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. Natychmiast tam poszłam i w myślach podziękowałam swojemu wybawcy. Niestety, moja radość szybko zniknęła, gdy zobaczyłam kto do mnie przyszedł. Boże, ze wszystkich ludzi na świecie to musiał być akurat on! W dodatku przyszedł tu właśnie dzisiaj, kiedy był ze mną Jonathan. Próbowałam mu dać do zrozumienia, żeby sobie stąd poszedł, ale nie pozwolił mi się odezwać. Później wyznał mi coś, czego się nie spodziewałam. Kocham cię. Takie proste słowa, ale wywołały u mnie milion sprzecznych emocji. Nie dostałam jednak szansy, aby się nad nimi zastanowić, bo Shawn skończył swoją przemowę, a z środka usłyszeliśmy głos Jonathana. Po minie dzieciaka wywnioskowałam, że go poznał. Tak oto znaleźliśmy się właśnie w tej oto dramatycznej sytuacji.

- Widzę, że przyszedłem nie w porę - powiedział oschle chłopak.

- Nie, to nie tak jak myślisz. Przysięgam - próbowałam się tłumaczyć.

- Wiesz co sobie myślę? Że czuję się jak idiota, który biegł tu z kwiatami, tylko po to, żeby przeszkodzić ci w romantycznym wieczorze ze swoim jedynym Jonathanem - Widziałam, że się wkurzył i to na poważnie, ale sama do tego doprowadziłam, więc teraz musiałam to jakoś naprawić. Zauważyłam, że nastolatek trzymał w ręku bukiet czerwonych róż i nagle poczułam się tak, jakbym skopała szczeniaczka. Małego, słodkiego i niewinnego szczeniaczka. Obok mnie znienacka pojawił się Jonathan.

- Och, kogo tu przywiało? Co u ciebie...Shawn, prawda? - Mężczyzna silił się na uprzejmy ton, ale wyczułam w jego głosie nutkę złośliwości.

- Wybacz, że przeszkadzam. Nie wiedziałem, że macie randkę - mruknął Mendes. Jonathan machnął lekceważąco ręką, jakby chciał powiedzieć: spokojnie, chłopcze, nic się nie stało.

- My sami nie wiedzieliśmy. To wyszło dość spontanicznie, więc jeśli masz coś ważnego do powiedzenia to mów, a jak nie, to sam rozumiesz - Pierwszy raz w życiu miałam ochotę uderzyć Jonathana, ale jakimś cudem się powstrzymałam.

- Idź stąd - odezwałam się wreszcie.

- Nie przesadzaj, kochanie. Chłopak przecież nic złego nie zrobił. Nie musisz być dla niego niemiła.

Mój były ukochany najwyraźniej myślał, że zwracałam do dzieciaka.

- Mówiłam do ciebie, Jonathan - odparłam pewnym głosem. Były ukochany spojrzał na mnie zdziwiony.

- Alison, co ty w ogóle mówisz? - spytał zszokowany.

- Nie zapraszałam cię i nie chcę, żebyś tutaj był, więc wynoś się i to natychmiast - rozkazałam mu.

- Czy musimy rozmawiać o tym przy dziecku? - rzucił wrednie, myśląc, że wyjdzie z twarzą z tej sytuacji.

- Jedynym dzieckiem tutaj jesteś ty! - uniosłam się, choć próbowałam zachować spokój. Jonathan chyba zapomniał o Shawnie i całkowicie skupił się na mnie.

- Alison, przyszedłem do ciebie w dobrej wierze, przyniosłem czekoladki...

- Dobrze, że mi przypomniałeś - ucięłam i poszłam do domu po owe czekoladki, a potem wcisnęłam mu je do ręki. Później użyłam bardzo brzydkiego słowa, którym zasugerowałam mu, że powinien już sobie iść. Pisarz zrobił zdegustowaną minę.

- Gdzie ty się nauczyłaś używania takiego słownictwa?

- Przeczytałam w twoich książkach - odparowałam i wypchnęłam go z domu, natomiast dzieciaka wciągnęłam do środka, zatrzaskując drzwi przed nosem Jonathana. Na początku staliśmy obok siebie w milczeniu, ale poczułam, że muszę przerwać tę ciszę.

- Przepraszam cię, że musiałeś to oglądać, ale obiecuję, że ten facet już nigdy się do mnie nie zbliży.

Chłopak rzucił bukiet na podłogę i przez chwilę bałam się, że sobie pójdzie, ale on tak po prostu mnie przytulił. Przemknęło mi wówczas przez myśl, że w końcu podjęłam właściwą decyzję, której nie będę żałować.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top