Rozdział 20

- Cześć, Jack - podałem mężczyźnie rękę na powitanie, którą ujął z wyraźną niechęcią.

- Witaj, młody. Przyznam szczerze, że zastanawiałem się czy się zgodzić na to spotkanie, ale stwierdziłem, że trzeba oddzielić sprawy prywatne od zawodowych, a ty jesteś całkiem niezły z tego, co słyszałem, więc oto jestem - powiedział bez ogródek. Nie spodziewałem się, że w ogóle się zgodzi, więc mimo wszystko, byłem mu wdzięczny. To Andrew chciał, abym poprosił go o współpracę przy którymś kawałku, ponieważ był świetnym producentem. Ja nie miałem tak wielkiej ochoty z nim pracować, bo jednak był przyjacielem Alison, ale posłuchałem współtworzonych przez niego utworów i faktycznie zapragnąłem coś z nim napisać.

Podziękowałem Brightowi za komplement i wyjąłem z kieszeni mały notes, który niedawno kupiłem, żeby zapisywać różne rzeczy, które przychodziły mi do głowy, a ostatnio było ich sporo.

- Nie krępuj się, młody. Tutaj jesteśmy w pracy, więc dawaj to, co tam masz - ponaglał mnie.

- When I hear you sing, it gets hard to breathe. Can't help but think every song's about me and every line, every word that I write, you are the muse in the back of my mind - przeczytałem na głos nieco onieśmielony.

- Nieźle, to tyle?

- Nie do końca - odkaszlnąłem i przeczytałem ciąg dalszy. - Why do we put each other through hell? Why can't we just get over ourselves? And you say hi like you just met me. Why do we put each other through hell? Why can't we just get over ourselves?

- Dobrze, ciekawe - skomentował Jack. - Myślę, że byłoby fajnie, gdybyś śpiewał to tak wolno i spokojnie. Powoli dziel wyrazy. Taka wolna, smutna ballada. Zaraz, coś wymyślimy.

Mężczyzna zaczął szybko pisać na jakiejś kartce, którą wytrzasnął nie wiadomo skąd, a po chwili włożył długopis za ucho jak na filmach.

- Zanim zaczniemy nad tym pracować, czy mogę cię spytać o kim jest ta piosenka? - zaśmiał się Jack, podejrzewając jaka była odpowiedź. - Każda piosenka o mnie, hmm... Pewnie jakaś piosenkarka, tylko kto to może być? Stawiałbym na taką śliczną, niską blondyneczkę.

- Bardzo zabawne, skończyłeś? - zapytałem zirytowany. Nie chciałem o niej rozmawiać, zwłaszcza z nim. Bałem się, że to pisanie razem piosenki może się tak skończyć, ale sam się na to skazałem.

- Zapomnijmy na chwilę o tym, że jestem przyjacielem Alison i potraktuj mnie jak swojego kumpla. Co się z wami dzieje?

- Sam mówiłeś, że to spotkanie zawodowe, więc skupmy się na pracy - próbowałem uniknąć rozmowy na ten temat.

- Chyba jestem kiepski w oddzielaniu takich spraw, przykro mi. W takim razie co to było z Arianą? - dopytywał.

- Skąd o niej wiesz? - zdziwiłem się. Wydawało mi się, że nie było nas na żadnym zdjęciu w internecie. Nie zauważyłem też, by ktoś gdzieś o tym pisał.

- Od pewnej dziewczyny, która parę dni temu wyglądała jak totalne gówno i otworzyła mi drzwi z butelką wina w ręce - odrzekł i spojrzał na mnie wymownie. Alison miałaby się upijać z mojego powodu? To było bez sensu.

- Przecież zaraz po gali byliście na siłowni i ona trzymała się świetnie.

- Poszła tam tylko dlatego, że ją zmusiłem, a wyglądała świetnie, bo jej powiedziałem, że może pożałujesz flirtu z Arianą, jak ją zobaczysz - wyjaśnił zniecierpliwiony. Nadal nic nie rozumiałem. Co ją to obchodziło?

- Młody, powiedz mi szczerze o co chodzi - naciskał Jack.

- O Jonathana i o to, że nigdy nie przestanie go kochać. Mogę się starać, ile wlezie, ale on i tak będzie najlepszy - wyznałem wreszcie. Bright otworzył szeroko oczy, w których po chwili pojawiło się zrozumienie.

- Oczywiście, że nie przestanie. Nigdy do końca nie przestajesz kochać ludzi. z którymi byłeś tak długo związany, ale zawsze jest szansa, że zakochasz się w kimś innym. Inna sprawa, że jeśli będziesz się zachowywał jak gówniarz z fochem za każdym razem, gdy coś pójdzie nie po twojej myśli, to nie licz na to, że ona wiecznie będzie czekać aż ci przejdzie - pouczył mnie mężczyzna. - Wiesz co? Oboje jesteście głupi, bo jak jedno się zdecyduje, to drugie zgrywa niedostępnego, więc może chociaż ty posłuchaj rady cioci Jackie. Pogadajcie na spokojnie i cytując ciebie, ogarnijcie wreszcie dupy i się zejdźcie.

- To nie do końca były moje słowa - stwierdziłem, próbując przetrawić to, co mi zakomunikował Jack. Bright machnął lekceważąco ręką.

- Miłość miłością, ale teraz do pracy. Mam już nawet pomysł jak zacząć. I know a girl, she's like a curse. We want each other, no one will break first.

- Nie wiem czy mi się to podoba...

- Nie musi, ale wiesz, że to prawda - uśmiechnął się diabolicznie Bright.

- Dobra, to potem na przykład coś w stylu: So many nights, trying to find someone new. They don't mean nothing compared to her.

- Jestem wzruszony – Okularnik otarł niewidzialną łzę z policzka. - Okej, kochasiu, spróbujmy czegoś nowego.

*PERSPEKTYWA ALISON*

Skończyłam śpiewać swoją ostatnią piosenkę, a publika zaczęła krzyczeć.

- Mam pomysł, kochani. Zagrajmy w taką grę, że zacznę wam coś śpiewać i jeśli będziecie znać słowa, to śpiewajcie ze mną, a może zdarzy się coś fajnego - powiedziałam do rozemocjonowanych fanów. - You know I've been alone for quite a while, haven't I? I thought I knew it all. Found love, but I was wrong.

Ludzie zwariowali i dołączyli do mnie. Zaśpiewaliśmy razem refren ,,Fallin' All In You" i w pewnym momencie światła zaczęły gasnąć, a na scenę wypuszczono dym. Wreszcie obok mnie stanął Shawn we własnej osobie, machając wesoło do publiczności. Po wspólnym odśpiewaniu piosenki, odwróciłam się do niego i zauważyłam, że chłopak klęczy. Co on wyprawiał? Zamrugałam szybko, a w jego dłoni pojawiło się czerwone pudełeczko z pierścionkiem.

- Wyjdziesz za mnie? - zapytał, a ja wstrzymałam oddech. Nie byłam na to gotowa, poza tym czemu on oświadczał mi się podczas koncertu? Nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa, bo targały mną sprzeczne emocje.

Wtem na scenie pojawił się również Jonathan.

- Nie rób tego, przecież to mnie kochasz - odezwał się mój były chłopak.

- Ja... - zawahałam się. Co miałam zrobić?

- Musisz wybrać, Alison - odpowiedział na moje niewypowiedziane pytanie Shawn.

- Nie możesz mieć nas obu - dodał Jonathan poważnym tonem.

- Właśnie - poparł go wciąż klęczący chłopak. - Jeśli się nie zdecydujesz, to w końcu nie będziesz miała żadnego z nas.

Ludzie na trybunach zaczęli skandować jedno słowo. Moje imię, które dźwięczało mi w głowie jak zaklęcie. Alison, Alison, Alison.

- Alison, obudź się.

- Nie!

Poderwałam się gwałtownie i zobaczyłam stojącego nade mną Mendesa. Rozejrzałam się dookoła i dotarło do mnie, że byłam w swoim prywatnym samolocie. Powoli odzyskiwałam kontakt z rzeczywistością. No tak, lecieliśmy do jego rodziców na święta.

- Wszystko w porządku? Wyglądałaś, jakby śnił ci się jakiś koszmar, bo ciągle mamrotałaś pod nosem - stwierdził z zimną obojętnością.

- Co mówiłam? - zapytałam przerażona, że z moich ust padło jego imię. Albo Jonathana.

- Nie wiem. Ciężko cię było zrozumieć - wzruszył ramionami, a ja odetchnęłam z ulgą. Upiekło mi się.

- Aha, okej. Gdzie teraz jesteśmy?

- Na lotnisku w Toronto - poinformował mnie. - Musimy wysiadać, więc idź się przebrać w coś bardziej zimowego, ponieważ w przeciwnym wypadku zamarzniesz.

Skinęłam głową i poszłam założyć nieco grubsze ubrania. Cały czas myślałam o ostatnich dwóch tygodniach. Najpierw co jakiś czas słodkie zdjęcia, a następnie mój wywiad do gazety. Rozpamiętywałam wszystko ze szczegółami.

- Miałam po prostu zły dzień, ale każdy czasem ma takiego chwilowego doła i to, że jesteś przygnębiony nie oznacza, że zerwiesz ze swoim chłopakiem. Między nami jest wspaniale - oświadczyłam wówczas. To w sumie nie było kłamstwo, bo nie mogłam zerwać z tym dzieciakiem, skoro się z nim nie spotykałam.

Między nami oczywiście nie było wspaniale, lecz okropnie. Odzywaliśmy się do siebie tylko jeśli to było naprawdę konieczne. Starałam się nawet na niego nie patrzeć, chociaż nie było to łatwe. Z nerwowym oczekiwaniem odliczałam dni do naszego wyjazdu, ponieważ wiedziałam, że będziemy musieli spędzać ze sobą 24 godziny na dobę przez całe 2 tygodnie. Zapowiadało się koszmarnie. A propos koszmarów, tamten nieszczęsny sen jeszcze bardziej pogorszył mój nastrój, bo co to w ogóle miało być? Czemu nie mogłam mieć normalnych snów?

Wyszłam z samolotu, ubrana dość niezwykle jak na mnie. Bordowe kozaki, sweter, brązowy płaszcz, a do tego czerwona czapka i ciemnozielony szalik. W Los Angeles nie miałam okazji nosić takich rzeczy, ale tam było wiecznie gorąco, a tu temperatury spadały nawet poniżej zera. Ja, Shawn oraz moi ochroniarze wyszliśmy z lotniska i natychmiast zrobiło mi się okropnie zimno, a z ust zaczęła mi lecieć para. Wszędzie było pełno śniegu i zamarzniętych kałuż. Musiałam przyznać, że wyglądało to całkiem nieźle, niemal baśniowo. Rzadko kiedy miałam okazję oglądać coś takiego. Śnieg widziałam parę razy w życiu, gdy byłam w trasie, ale zazwyczaj byłam wówczas tak padnięta, że nie podziwiałam krajobrazów.

- Wow, ale tu pięknie - przyznałam na głos. Podeszłam do ogromnej zaspy śniegu i wzięłam trochę na rękę, czekając aż się roztopi. Nagle poczułam, że coś trafiło mnie w plecy i krzyknęłam zaskoczona. Wylądowałam w zaspie, a potem usłyszałam za sobą salwy śmiechu.

- Przepraszam, szefowo, ale to było silniejsze ode mnie - odezwał jeden z moich ochroniarzy o imieniu Thomas.

- Nie płacę wam za wygłupy - próbowałam zabrzmieć groźnie, ale nie szło mi to za dobrze, ponieważ samej chciało mi się śmiać. Nawet Shawn, który ostatnio ciągle był poważny, teraz ledwo powstrzymywał się od śmiechu.

- Napiszę o was piosenkę - krzyknęłam, strzepując śnieg z włosów. Mężczyźni podeszli do mnie i pomogli mi się ogarnąć.

- Teraz czeka nas godzina drogi samochodem do Brighton. Pan Kenwood powiedział, że ty i Shawn macie jechać sami, a my za wami, ale spokojnie w aucie jest ustawiony GPS, więc się nie zgubisz - oznajmił mi Bob. Tego mi było trzeba. Godzina drogi sam na sam z Mendesem.

- Przecież wiem, gdzie mieszkam - wtrącił się dzieciak.

- Ale to Alison będzie prowadzić, prawda? A pójdzie prościej, jeśli nie będziesz musiał co chwila mówić skręć w lewo - odparł Arthur.

- Dlaczego ona ma prowadzić? Ja też mam prawo jazdy - oburzył się chłopak.

- Serio? - wypalił Thomas, ale Bob uderzył go delikatnie łokciem w brzuch. Arthur parsknął śmiechem.

- No co? Nie wiedziałem czy on już je robił. Nie wszyscy robią je zaraz po urodzinach - szepnął Thomas.

- Może nie wygląda, ale on ma 19 lat - odezwałam się. - Dajcie mi te kluczyki. Ja poprowadzę, bo i tak pewnie jestem lepszym kierowcą.

Nastolatek prychnął, ale w żaden inny sposób tego nie skomentował. Gdy wreszcie usiadłam za kierownicą, a on zajął miejsce obok mnie, zapytałam go:

- A masz fotelik? Bo inaczej z tobą nie jadę.

- Ha, ha. Zabawne. Jedź już - burknął, zapinając pasy. Odpaliłam silnik i szybko wyjechałam z parkingu, jednocześnie włączając GPS. Kiedy miły kobiecy głosik wskazał mi odpowiedni kierunek, czym prędzej dodałam gazu.

- Matko, zwolnij trochę. Zaraz wjedziesz w drzewo - zwrócił się do mnie z przerażeniem Shawn.

- Wyluzuj, dzieciaku. Mam prawo jazdy od prawie dziesięciu lat i ani razu nie spowodowałam wypadku.

- Dobra, ale na drodze może być lód i to nie jest zbyt bezpieczne.

Na złość temu idiocie docisnęłam mocniej pedał gazu, sprawiając, że wskazówka prędkościomierza coraz bardziej oddalała się od setki, a on nerwowo złapał się drzwi.

- Boże, zabijesz nas - jęknął. Spojrzałam na niego z rozbawieniem, na co on krzyknął:

- Patrz na drogę, kretynko!

Przed nami pojawiło się jakieś auto, więc postanowiłam jeszcze bardziej przestraszyć dzieciaka.

- Ej, myślisz, że powinnam go wyprzedzić?

- Błagam, nie rób tego - poprosił, ale nie słuchałam go i szybko wyminęłam tamten samochód. Chłopak zbladł.

- Myślałem, że jesteś zbyt spokojna, ale to były tylko pozory. Ty jesteś nienormalna - odezwał się. Puściłam na moment kierownicę.

- Patrz, teraz bez trzymanki.

- Jasna cholera – Shawn zakrył sobie dłońmi oczy. - Jeśli przeżyję tą drogę, to przysięgam, że będę lepszym człowiekiem.

- Och, dzieciaku, nie znasz się na dobrej zabawie. Gdybyśmy musieli uciekać przed paparazzi, to dopiero zobaczyłbyś jak szybko potrafię jechać - zaśmiałam się.

Gdy ta urocza przejażdżka się skończyła, Mendes wysiadł z samochodu z wyraźną ulgą i omal nie zaczął całować ziemi.

- Zaraz chyba zwymiotuję - powiedział i faktycznie odrobinę pozieleniał na twarzy.

- Biedny, mały chłopczyk - stwierdziłam dziecięcym głosem. Nastolatek bez zastanowienia pobiegł do mnie i zerwał mi z głowy czapkę, którą rzucił na jezdnię. Chwilę później, podjechali ochroniarze. przejeżdżając po niej. Moja śliczna czapka nadawała się do kosza.

- Dupek - syknęłam, a adresat tej obelgi zaczął się szczerzyć. Ochroniarze wyjaśnili nam, że zatrzymają się u sąsiadki, która wynajmowała ludziom pokoje, ale obiecali, że co jakiś czas będą sprawdzali czy wszystko okej. W razie czego mieliśmy do nich dzwonić. Pożegnałam się z nimi i ruszyliśmy z Shawnem do domu jego rodziców, który znajdował się w prześlicznej okolicy. Mało domów, a w oddali las i jezioro. Czy można było wyobrazić sobie bardziej uroczą scenerię? Aż zrobiło mi się żal, że nikt nie zabierze mnie na romantyczny spacer.

- Zanim wejdziemy, czy mogę cię o coś prosić? - niepewny ton chłopaka sprawił, że przystanęłam i zerknęłam na niego badawczo.

- Tak?

- Moi rodzice nie mają pojęcia o tym, że jesteśmy razem na niby. Gdyby dowiedzieli się na czym polega ustawka, to chyba by zwariowali, więc czy możesz przed nimi grać, tak jak przed dziennikarzami?

Takiej prośby się nie spodziewałam. Nie za bardzo podobał mi się ten pomysł, gdyż oszukiwanie ludzi, którzy cię nie znają to jedno, a oszukiwanie rodziców...

- Zgoda. Postaram się być przekonująca - zapewniłam go, ponieważ uznałam, że jego relacje z rodzicami to nie była moja sprawa.

W środku przywitał mnie pisk ciemnowłosej nastolatki, którą, jak podejrzewałam, była jego młodsza siostra.

- To ty! Jak ja cię kocham, pewnie nawet bardziej niż on - przywitała mnie Aaliyah.

- Laleczko, cieszymy się, że cię widzimy, ale opanuj się, proszę - poprosił ją zażenowany Mendes. Laleczko? Zaraz, to ona była laleczką? O mój Boże, on nie miał innej! To była jego siostra.

- Nawet nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę, że cię poznałam - zwróciłam się do jego siostry i porwałam ją w objęcia. Zaczęłyśmy się ściskać i razem piszczeć, jakbyśmy to my były siostrami. Ona robiła to, ponieważ była fanką, a ja dlatego, że... okazała się być laleczką. Ona, a nie jakaś inna laska.

- Nie wiem co tu się dzieje - wymamrotał dzieciak. Obyś się nigdy nie dowiedział, pomyślałam sobie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top