Rozdział 11

- Ręce dobrze, a teraz obejmij ją w pasie, Shawn - instruowała nas Penny kolejną godzinę. Już następnego dnia mieliśmy się zaprezentować światu, więc wszystko musiało być odpowiednio przygotowane. Idealna para na okładki magazynów nie mogła popełnić żadnego błędu. - Alison, spójrz na niego. Tak, bardzo dobrze. Shawn, ręka na jej ramię. O właśnie tak.

Byłam już nieco znudzona tą nauką, ale starałam się tego po sobie okazywać, bo w końcu wkrótce to miała być moja codzienność. Musiałam przywyknąć do obecności Mendesa w moim życiu, chcąc nie chcąc.

- Ostatnia rzecz, czyli pocałunek - powiedziała kobieta stanowczo.

Po raz setny w ciągu jakichś 4 godzin pocałowałam Shawna. Miałam wrażenie, że robiliśmy to już wręcz mechanicznie. Najgorzej było za pierwszym razem, gdy chłopak położył mi rękę na policzku, a Penny wygłosiła cały wykład na temat tego, że nie możemy zasłaniać twarzy drugiej stronie, ponieważ wtedy cała uwaga skupiała się wyłącznie na nieosłoniętej osobie, a przecież ustawka to duet, w którym każda ze stron miała coś wynieść. Od tamtej pory Mendes się pilnował, a ja jako weteranka w tej dziedzinie również nie popełniałam błędów.

- Wspaniale! Myślę, że jak na tak krótkie szkolenie, idzie wam bardzo dobrze. Oczywiście, będziemy się spotykać jeszcze przy jakichś ważnych okazjach typu pierwszy wywiad, pierwsza gala, żeby wszystko było bardziej dopracowane, ale jak na razie jestem z was zadowolona - podsumowała nasz występ Rauch.

- Wielkie dzięki za pomoc, Penny. Jak zwykle mnie ratujesz - stwierdziłam, chociaż wcale nie cieszyły mnie spotkania z nią, gdyż oznaczały nową ustawkę.

- Daj spokój. Wykonuję tylko swoją pracę - odparła skromnie. - Jutro będę się wam bacznie przyglądać ze Scottem, Andrew i resztą świata, więc pilnujcie się.

- Dzięki za wszystko, Penny - rzucił Shawn z odrobinę kwaśną miną. Ustawka jeszcze na dobre się nie zaczęła, a już czułam, że chłopak miał dość całej tej szopki. Za pół roku nie będzie chciał nawet na mnie spojrzeć i dobrze. Tak właśnie powinno być.

*PERSPEKTYWA SHAWNA*

Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że nie będę się cieszył na randkę z dziewczyną, taką jak Alison, to odesłałbym go do psychiatry, a teraz sam bym tam z chęcią poszedł. Ta cała sytuacja zaczynała mnie przytłaczać i już nie wiedziałem, czy sława była tego warta. Zastanawiałem się również jak Alison wytrzymywała to tyle lat. Ciągłe udawanie miłości, a potem złamanego serca. Ja ledwo dawałem radę, a minęło dopiero parę dni, odkąd zaczęliśmy się uczyć siebie nawzajem. Żałowałem, że to odbywało się w takich warunkach, ale sam do tego doprowadziłem i teraz odczuwałem tego skutki.

Wreszcie nastał ten wielki dzień, na który czekało tylu ludzi. Nasza pierwsza randka i jednocześnie pierwsze wyjście we dwójkę po moim wywiadzie. Penny wybrała dla mnie ciuchy, którymi były czarna, skórzana kurtka, biała koszulka, jeansy z dziurami oraz czarne trampki. Jak to sama ujęła, musiałem zacząć wyglądać jak niegrzeczny chłopiec. Ubrany w nowe rzeczy, ruszyłem na podbój świata czy też serca Alison. W sumie wykonanie którejkolwiek z tych rzeczy było tak samo nieprawdopodobne.

Przed hotelem czekała na mnie czarna limuzyna, na której widok gwizdnąłem. No, no, no, Andrew nie szczędził środków. Albo Scott, ponieważ wątpiłem, że mój manager miał tyle pieniędzy na koncie, by pozwolić sobie na limuzynę dla mnie. Mimo wszystko, poczułem się trochę jak gwiazda i spodobało mi się podróżowanie w ten sposób.

Czterdzieści minut później, zatrzymaliśmy się pod domem Alison, chociaż właściwie powinienem nazwać ten budynek willą. Wyglądał naprawdę fenomenalnie i przede wszystkim drogo. W drzwiach pojawiła się dziewczyna w błękitnym płaszczu, czarnych rajstopach i równie czarnych botkach. Na włosach miała opaskę z białymi kwiatkami. Jej wizerunek grzecznej dziewczynki idealnie pasował do wykreowanego przez Penny bad boya w moim wykonaniu. Artystka prędko wsiadła do samochodu i usadowiła się obok mnie.

- Czas na przedstawienie, hm? - rzuciłem na przywitanie, pragnąc przełamać lody.

- Nie inaczej - odrzekła z wrogością, a twarz dziewczyny zdobiła zmęczona mina.

Później zapadła między nami niezręczna cisza. Jak ja miałem przez kilka godzin udawać, że byłem w niej zakochany? No dobra, odrobinkę na nią leciałem, ale ciężko się wpatrywać w nią z miłością, gdy ona traktowała mnie jak najgorszego wroga. Oczywiście, że na to zasłużyłem, ale to nastawienie nie ułatwiało nam zadania, które trzeba było wykonać, skoro już się na to zgodziliśmy.

Po upływie dwudziestu minut dotarliśmy do celu, jakim był Grand Park. Kierowca zaparkował niedaleko na pierwszym lepszym parkingu i życzył nam dobrej zabawy. Wątpię, miałem ochotę odpowiedzieć, ale oczywiście nie mogłem, ponieważ on nie był wtajemniczony w szczegóły naszej relacji, a przynajmniej nie wydawało mi się, by tak było. Penny ostrzegała mnie bym nie opowiadał o ustawce nikomu spoza teamu, więc trzymałem się tego, zwłaszcza, że kiedy ostatni raz wypowiedziałem kilka słów za dużo, Alison niemal mnie zamordowała.

Na dworze było dość chłodno jak na LA, bo tylko piętnaście stopni, a ja już zdążyłem przywyknąć do gorąca, chociaż u mnie w rodzinnym mieście zazwyczaj były temperatury na minusie. Na domiar złego niebo Los Angeles było tamtego dnia dość pochmurne, jakby świat chciał, aby ten dzień był jeszcze bardziej ponury. Westchnąłem ciężko.

Wysiadając z limuzyny, zauważyłem, że kilka metrów od nas zaparkowali ochroniarze. Pospieszyłem otworzyć dziewczynie drzwi, ale ona poradziła sobie sama. Ponadto trzasnęła nimi tak głośno, że kierowca aż się obejrzał, żeby ocenić czy nic się nie stało.

- Oni będą z nami chodzić po parku? - zapytałem Alison, wskazując na ochronę.

- Tak, moje bezpieczeństwo jest priorytetem, ale spokojnie, mają trzymać się odrobinę za nami, żeby nie było dziwnie.

- To może być dziwniej? - uniosłem brew, a ona wywróciła zirytowana oczami.

- Więcej mnie o to nie zapytasz, jak będziesz dłużej w tej branży - odparła. Znowu ta sama śpiewka. Nic nie wiedziałem o świecie, bla, bla, bla. Sądziłem, że kiedyś jej się to znudzi, ale na razie nic tego nie zapowiadało. - Dobrze, a więc zaczynajmy.

Złapaliśmy się za ręce tak, jak uczyła nas Penny i wrzuciliśmy na twarze nasze wyuczone uśmiechy. Nie byłem pewny jak wyglądał mój, ale jej uśmiech przypominał ten, który widziałem przy naszych pierwszych spotkaniach, tylko, że odrobinę podrasowany. Nie znosiłem go.

Poszliśmy razem w stronę parku. Według planu Penny, teraz powinniśmy prowadzić jakąś rozmowę i wyglądać na podekscytowanych. Dużo gestykulacji i śmiech. Ćwiczyliśmy to tyle razy, że powtórzyłbym to nawet we śnie.

- O czym mamy teraz rozmawiać? - spytałem, zachowując pozory zakochanego na zabój chłopaka.

- O czymkolwiek. Po prostu coś mów. Nie wiem, kot ci zdechł albo dziewczyna cię rzuciła. Na normalnych randkach gadalibyśmy o rzeczach takich jak ulubione filmy czy książki, ale jak wiesz, to nie jest normalna randka i znamy już całe swoje życiorysy - odrzekła rozpromieniona. W tej samej chwili dostrzegłem między drzewami jakiegoś faceta z aparatem.

- Nie przeszkadza ci to, że cały czas cię obserwują? Nie mówię nawet o ustawkach, ale tak ogólnie, bo pewnie chodziłaś też na prawdziwe randki.

- Kwestia przyzwyczajenia. Nie lubię tego, ale po tylu latach jest mi to obojętne, aczkolwiek faktycznie randkowanie w blasku fleszy nie jest zbyt przyjemnie - odpowiedziała, poruszając rękami tak, jakby opowiadała mi jakąś zabawną historyjkę ze swojego życia.

- Czuję się jak idiota - wyznałem z szerokim uśmiechem.

- Przejdzie ci - zachichotała sztucznie i zaczęła się bawić włosami. - Chodź, zjemy orzeszki w karmelu i możesz mnie nawet nakarmić, chociaż tego nienawidzę, ale to będzie wyglądało dobrze na zdjęciach.

Blondynka pociągnęła mnie w stronę faceta z orzeszkami i popcornem. Starszy mężczyzna na widok Alison zamarł i prawie upuścił trzymany w ręku telefon.

- Na moją mamusię w niebie, jest pani tą znaną piosenkarką - zauważył z nabożną czcią.

- Tak, to ja, a to mój chłopak Shawn - przedstawiła mnie. W normalnych okolicznościach pewnie by się tym nie kłopotała, ale to była ustawka i świat miał mnie poznać, więc każda napotkana przez nas osoba musiała wiedzieć kim dla niej byłem. - Moglibyśmy prosić o orzeszki?

- Pewno, już podaję. Na koszt firmy - zaznaczył.

- Nie, nie, zapłacimy, nalegam - naciskała Alison i zerknęła na mnie, abym dał mu pieniądze. Szybko wręczyłem mu banknot, zanim mężczyzna zaczął narzekać.

- A mogę sobie chociaż zdjęcie z państwem zrobić?

- Jasne. Chodź, skarbie.

Alison stanęła w środku, a sprzedawca i ja ustawiliśmy się po jej obu stronach. Mężczyzna podał jej telefon i wszyscy troje wyszczerzyliśmy się do zdjęcia. Po długich podziękowaniach z jego strony, ruszyliśmy dalej, kontynuując naszą ,,randkę".

- Wow, pierwszy raz ktoś chciał zrobić sobie ze mną zdjęcie - odezwałem się zszokowany, podając jej opakowanie z orzeszkami.

- Tylko nie odleć z wrażenia, dzieciaku. Raczej chodziło mu o mnie, nie o ciebie - W jej głosie słychać było drwinę. - Następnym razem coś powiedz, bo nie będę odwalać za ciebie całej roboty.

Nie minęło dużo czasu, gdy wpadliśmy na grupkę nastoletnich dziewczyn, które na widok Alison zaczęły piszczeć. Nastolatki do niej podbiegły i mnie odepchnęły, a potem poprosiły ją o zdjęcia. Wokalistka zrobiła je sobie z każdą z nich, a ja stałem z boku i na to patrzyłem. Czułem się jak nieistotny śmieć niewarty niczyjej uwagi. Nie było to przyjemne doświadczenie i chyba po raz pierwszy do mnie dotarło jak bardzo wykorzystałem wokalistkę. Nie obchodziłem ludzi, dopóki nie zostałem zdobyczą Alison. Zamiast próbować wybić się swoim talentem, ja wybrałem zmuszenie do brania udziału w tej durnej ustawce kogoś, kto był o wiele bardziej znany niż ja.

- Alison, czy wy naprawdę jesteście razem? - zadała nurtujące wszystkich pytanie jedna z dziewczyn.

- Tak wyszło - zaśmiała się blondynka, na co nastolatki ponownie zapiszczały.

- Naprawdę słodko razem wyglądacie, a jak długo to trwa, jeśli możemy zapytać? - odezwała się inna. Tym razem to ja postanowiłem odpowiedzieć, biorąc sobie do serca poprzednie polecenie artystki.

- Dopiero miesiąc, ale i tak jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

- Gratulacje!

- Życzymy wam szczęścia - dodała kolejna i po chwili odeszły, machając nam na pożegnanie.

- Alison - zagadnąłem ją, a kiedy jej zielone oczy spoczęły na mnie, zebrałem się w sobie by powiedzieć:

- Przepraszam, że cię w to wciągnąłem. Nie miałem prawa cię wykorzystywać. Chciałaś być miła i napisać z fanem piosenkę, a ja całkowicie zapomniałem, że jesteś takim samym człowiekiem jak ja, tylko, że ty osiągnęłaś sukces i to dzięki własnej pracy, a nie czyjejś reputacji. Wiem, że mi nie wybaczysz i nie dziwi mnie to, ale naprawdę gdybym mógł cofnąć czas, to nie udzielałbym tego wywiadu.

Piosenkarka zmrużyła podejrzliwie oczy, jakby zastanawiała się czy to, co mówiłem, było prawdziwe, ale ostatecznie zachowała maskę profesjonalizmu i jedynie wzruszyła ramionami.

Następnie zostawiliśmy ten temat i przeszliśmy z Alison wokół całego parku, rozmawiając o pogodzie, udając, że był to najciekawszy temat na świecie.

- Chyba starczy podziwiania natury. Teraz restauracja - zarządziła w końcu dziewczyna. - Papsy mają wystarczająco naszych fotek z parku.

Z radością wróciłem do limuzyny, aby odrobinę odsapnąć od setki ukrytych w krzakach ludzi z aparatami. Nie spodziewałem się, że to wszystko będzie aż tak trudne. Coraz bardziej zaczynałem rozumieć Alison i to, dlaczego zachowywała się tak, a nie inaczej. Wzrósł także mój szacunek do niej, bo znoszenie czegoś takiego dzień w dzień od wielu lat to musiała być dla niej katorga.

Przez całą drogę do restauracji milczeliśmy. Każde z nas zapewne przyjęło to z ulgą po poprzednich wymuszonych rozmowach. Niestety, droga ta nie trwała zbyt długo, dlatego wkrótce znowu musieliśmy zacząć się głupawo uśmiechać i obejmować, jakbyśmy nie mogli oderwać od siebie rąk. Nasza kochana specjalistka od udawanych związków zarezerwowała dla nas całą salę, ale udzieliła nam wcześniej informacji, że powinniśmy usiąść przy oknie, żeby fotoreporterzy mieli co oglądać. Pomogłem ściągnąć Alison płaszcz po to, aby zobaczyć, że miała pod nim zwykłą, białą sukienkę z krótkim rękawem, ale i tak była w niej olśniewająca. Dziewczyna poprawiła włosy i usiadła, a ja zająłem miejsce naprzeciwko niej.

- Mów coś - rozkazała mi z uroczym uśmiechem. Wziąłem do rąk menu i przeczytałem na głos nazwy wszystkich dań, a ona oparła się o swoje dłonie i słuchała z takim wyrazem twarzy, jakbym prawił jej komplementy. Wreszcie zamówiliśmy jakieś drogie jedzenie i oddaliśmy kelnerce kartę dań. Alison odprowadziła ją wzrokiem, kiedy ta szła poinformować o naszym zamówieniu szefa kuchni.

- Gapiła się na ciebie - zauważyła cierpko.

- Co? - zdziwiłem się. Po pierwsze, nic takiego nie widziałem, a po drugie, nawet jeżeli tak było, to czemu Alison się tym przejmowała?

- Nieważne.

To było dziwne, ale dobra, nie drążyłem dalej tego tematu. Wymieniliśmy między sobą kilka uwag typu: ładne mają tu krzesła, a później kelnerka przyniosła zamówione dania i życzyła nam smacznego.

- Dzięki, możesz już iść - rzuciła do niej ostro Alison.

- Co ty do niej masz? - zaciekawiłem się, gdy kelnerka odeszła.

- Nic do niej nie mam, dzieciaku. Jedz i pilnuj, żebyś się nie pobrudził - odburknęła i wzięła łyk wina. Wesoła mina zniknęła z jej twarzy. O co jej chodziło z tą kelnerką?

- Nie jesteś o nią chyba zazdrosna? - dopytywałem, choć sam w to nie dowierzałem. Ona mnie nienawidziła.

- Nie bywam zazdrosna, a już na pewno nie o ciebie - odrzekła coraz bardziej wytrącona z równowagi.

- To dobrze, bo i tak patrzę tylko na ciebie - przyznałem dość śmiało, na co ona zareagowała maltretowaniem ryby na swoim talerzu za pomocą widelca.

- Nie możemy jeść w ciszy, więc opowiedz mi fabułę jakiegoś filmu czy coś - zaproponowała blondynka, ignorując napięcie, które się między nami wytworzyło.

- Okej, mogę ci opowiedzieć całą fabułę Harry'ego Pottera - podekscytowałem się. Potrafiłem opowiadać o tym godzinami.

- O nie. Żadnego hokus pokus w pelerynkach - zaprotestowała zdegustowana tym pomysłem.

- Przepraszam, ale czy ty właśnie obraziłaś najlepszą serię fantasy, jaka istnieje? - oburzyłem się, ale cały czas zachowałem zadowolony wyraz twarzy, ponieważ tego od nas wymagano.

- Ona jest głupia. Przez dziesięć części patrzysz jak jakiś dzieciak próbuje zabić gościa bez nosa, wykrzykując nieistniejące słowa.

- Zabolało mnie to bardziej niż przezwisko dzieciak - przyznałem, kładąc rękę na klatce piersiowej.

- Cóż, ustawki mają jeden plus. Mogę obrażać twój ulubiony film, a nawet obrzucić cię milionem przekleństw, ale ty musisz patrzeć na mnie tak, jakbym była twoją jedyną i wymarzoną dziewczyną... dzieciaku - W jej zielonych oczach pojawiło się autentyczne rozbawienie i coś na kształt wyzwania. Zapragnąłem ją w tamtym momencie pocałować. - Pamiętam, jak miałam ustawkę z Lukiem Trentem i pewnego razu nazwałam go wkurzającym dupkiem, a on w odpowiedzi mnie przytulił. To było cholernie satysfakcjonujące, ponieważ irytował mnie jak nie wiem.

- Domyślam się, że zamierzasz korzystać z tego przywileju podczas naszego związku - parsknąłem.

- Zamierzam, dzieciaku – Im częściej to powtarzała, tym bardziej lubiłem to przezwisko, szczególnie kiedy wypowiadała je prawie pieszczotliwie.

- Świetnie, a ja zamierzam mówić o rzeczach, które rozumieją tylko współcześni nastolatkowie, więc przykro mi, ale będziesz miała dużo kompleksów, staruszko - zażartowałem, a blondynka przygryzła wargę, próbując się nie roześmiać tak naprawdę. Punkt dla mnie.

Alison zerknęła dyskretnie przez okno i spochmurniała.

- Paparazzi chyba chcą czegoś mocniejszego, więc pora na wielki finał - uznała. Oznaczało to, że mieliśmy się pocałować. Pochyliłem się w jej stronę, a ona zbliżyła się do mnie i zetknęliśmy się ustami. Następnie policzyłem do pięciu, tak jak ćwiczyliśmy, a potem odsunąłem się od dziewczyny z tym cholernym, głupawym uśmiechem. Ona również wpatrywała się we mnie z podobnym wyrazem twarzy.

- Dobra robota - pochwaliła mnie.

- Dzięki - odpowiedziałem, a po chwili dodałem:

- Ale i tak opowiem ci o Harrym Potterze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top