Rozdział 1
- Także to by było na tyle, kochana, a teraz chodźmy do tego małolata od konkursu - powiedział Scott, kończąc prezentować mi obszerny plan promocji na nadchodzącą piosenkę.
Mężczyzna był moim managerem od samego początku kariery, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby go zastąpić. Kenwood był świetny w swoim fachu i jeszcze ani razu mnie nie zawiódł. Gdy ostatnio zaproponował mi, abym zaangażowała się w konkurs młodych talentów, nieco się zdziwiłam, bo takie rzeczy nie były w naszym, a właściwie jego stylu, ale stwierdził on, że powinnam zrobić coś dobrego dla świata, ponieważ fani lubią takie rzeczy i tabloidy także, a przydałaby mi się jakaś dobra prasa. Zgodziłam się, gdyż i tak od dawna wszystko było mi obojętne. Co za różnica czy napiszę z jakimś nastolatkiem piosenkę czy zaniosę kilka worków karmy do schroniska? To były tylko kolejne zagrania medialne, więc może właśnie dlatego miałam do nich taki awers. Zdawałam sobie sprawę, że to wszystko było częścią kreowania mojego wizerunku, który w ostatnim czasie przestał być mój. Był jak maska tworzona przeze mnie i mój team latami, ale doszło do tego, że straciłam kontrolę nad tym kim tak naprawdę byłam. Wykreowana przez marketingowców wizja mnie była coraz bardziej odległa od mojego charakteru, jeśli mogłam powiedzieć, że coś jeszcze z niego w ogóle zostało. W związku z tym nie czułam szczególnej potrzeby, żeby sprzeczać się ze swoim managerem, dałam mu wolną rękę i pozwoliłam wszystko zorganizować. W tym radził sobie równie dobrze jak ja w występowaniu na scenie.
Pojawiłam się ze Scottem w sporej sali konferencyjnej, gdzie czekało na nas dwóch mężczyzn. Właściwie tylko jeden z nich zasługiwał na to miano, bo drugi był jeszcze dzieciakiem. Miał może z 18 lat. Łatwo było to zgadnąć, patrząc na jego niewinną buźkę i kasztanową czuprynę. Nie wspominając o jego przerażonej minie, która zdradzała stan ducha chłopca. Wcześniej siedział przy szklanym stole, ale na nasz widok natychmiast wstał. Zauważyłam, że był ubrany w ciemnogranatowe jeansy i czarną koszulę. Dostrzegłam także coś na jego dłoni. Tatuaż i to dość spory. No, no, no, chyba nie był jednak takim grzecznym chłopcem na jakiego wyglądał. Po chwili wgapiania się w tatuaż, doszłam do wniosku, że to chyba był jakiś ptak. Strasznie spodobał mi się ten wzór.
Niechętnie przeniosłam wzrok na drugą osobę, która zapewne była managerem chłopaka. Mężczyzna miał lekko siwiejące, ciemne włosy i kilka zmarszczek na twarzy. Uwagę przyciągały także jego brązowe oczy skaczące na przemian ode mnie do Scotta. Podejrzewałam, że był po czterdziestce albo coś koło tego. Ubrany był w drogi garnitur, co świadczyło o tym, że nie był on początkującym agentem w tej branży. Stał za krzesłem, na którym wcześniej siedział jego podopieczny, co przywodziło mi na myśl adwokata diabła. Zastanawiałam się jak dalekie od prawdy było to stwierdzenie. Gdy zobaczył mnie i Scotta, jego twarz od razu się rozpromieniła. Wydał mi się fałszywy i nie zapałałam do niego sympatią, ale pocieszałam się tym, że jeśli dobrze pójdzie, to więcej go nie zobaczę.
- Dzień dobry. Jestem Scott Kenwood, manager obecnej tu Alison Wonderland - przywitał się oficjalnie Scott, natomiast ja przywdziałam na twarz swój biznesowy uśmiech. Życzliwy, ale bez zbytniego uczucia. W końcu nie byłam tam, żeby się z nimi spoufalać, tylko pracować. Musiałam zatem pozostać profesjonalna, jak przystało na poważnych spotkaniach. Czułam się, jakbym pełniła rolę maskotki, chociaż dobrze wiedziałam, że w każdej chwili mogłam zakwestionować wszystkie ich decyzje i wyjść, ale po co? Z dwojga złego, wolałam się zgodzić na wszystko i mieć święty spokój.
- Witam, ja jestem Andrew Brown i reprezentuję pana Shawna Mendesa - odrzekł mężczyzna i podszedł do naszej dwójki, aby podać nam rękę. Zerknęłam na chłopaka, który wydawał się być trochę zagubiony, jakby nie wiedział, czy powinien tu być. Posłałam mu nieco bardziej szczery uśmiech, taki, który zazwyczaj oglądali moi fani. Miałam nadzieję, że odrobinę doda mu to otuchy. Wiedziałam jak trudno znaleźć swoje miejsce na takich spotkaniach, zwłaszcza kiedy jeszcze niewiele się znaczyło. On uniósł brwi z niedowierzaniem. Najwidoczniej nie mógł pojąć, że ktoś mojego pokroju zwróci na niego uwagę, ale hej, kiedyś też byłam taka jak on. Pełna pasji, marzeń i wiary, że show-biznes to piękny świat. Nie zapomniałam jeszcze o swoich początkach na tyle, by zostać diwą.
- Może usiądźmy - zaproponował grzecznie Scott. Znałam go jednak na tyle, by wiedzieć, że chciał zwyczajnie przejść do konkretów i mieć to spotkanie z głowy. Zajmowanie się takimi drobiazgami nie było jego ulubionym zajęciem, zwłaszcza jeżeli miałam w planach nadchodzącą płytę i potrzebowałam promocji.
Gdy każdy zajął swoje miejsce, mój manager wyjął z papierowej teczki umowę ze szczegółami dotyczącymi naszej współpracy i przesunął ją po blacie stołu w stronę Browna.
- Oczywiście otrzymali państwo tę samą umowę drogą elektroniczną, ale możecie teraz ponownie sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Jeśli tak, to proszę podpisać. Obydwaj.
Scott położył na środku stołu czarny długopis, a potem oparł się wygodnie na krześle w oczekiwaniu na to, aż panowie przeczytają umowę. Ciekawiło mnie czy w takich sytuacjach myślał o czasach, kiedy to on musiał być tym nadgorliwym managerem walczącym o szansę zaistnienia swojej klientki. Jego staranie się opłaciły moim skromnym zdaniem, ponieważ zarabiał dziesięć razy większą sumę niż ta, którą dostawał na początku naszej współpracy.
Odwróciłam głowę w prawo, aby spojrzeć przez okno na dobrze znany mi widok. Kilka ogromnych wieżowców na tle bezchmurnego nieba. Typowe Los Angeles. Kochałam to miasto, a jednocześnie nienawidziłam. Miałam wrażenie, że sprzedałam mu duszę w zamian za spełnione marzenia, które w rzeczywistości nie były tak niesamowite jak sądziłam, mając naście lat. Oczywiście nie dało się z niczym porównać uczuć, jakie w tobie wzbudzało śpiewanie do setek tysięcy ludzi na koncercie, ale z czasem to wszystko bladło i męczący tryb życia wysysał z ciebie resztki radości i autentyczności, a czy było dla artysty coś gorszego niż utrata samego siebie na rzecz medialnego szumu?
Westchnęłam cicho zmęczona rutyną mojego życia i z tęsknoty za czymś prawdziwym, niewykalkulowanym przez mojego managera i specjalistów od PR.
Nagle poczułam na sobie czyjeś spojrzenie.
*PERSPEKTYWA SHAWNA*
Od momentu, gdy dostałem wiadomość o wygranej w konkursie, byłem zdenerwowany przed tym spotkaniem jak przed egzaminem do szkoły. Wówczas niemal zwymiotowałem w aucie mamy, kiedy mnie tam wiozła. Przy Andrew starałem się nie okazywać swoich nerwów, ale i tak widział co się ze mną działo. Niby rozumiałem, że wszystko było już ustalone i dzisiejsze spotkanie należało jedynie do formalności, ale i tak byłem przerażony. Bałem się, że Alison mnie zobaczy i uzna, że jednak nie ma ochoty nagrywać tej piosenki. W końcu to była gwiazda, więc miała prawo do różnych kaprysów i zachcianek, choć nigdy nie słyszałem na jej temat nic, co wskazywałoby, że należała do tych wokalistek, które uważały się za królowe, którym wszystko było wolno.
Andrew kazał mi się wziąć w garść, bo ponoć wyglądałem, jakbym miał stracić przytomność i rzeczywiście przeczuwałem, że to może się stać jak się nie uspokoję. Wziąłem kilka głębokich wdechów i starałem się nie skupiać na świadomości, że Alison zaraz się zjawi.
- Będzie dobrze, Shawn - przekonywał mnie Brown, klepiąc po plecach jak starego druha. - Ona ma za sobą niejedno takie spotkanie, także nie masz co się martwić. Za chwilę będziesz miał to z głowy i zaśmiejesz się, że tak się tym przejmowałeś.
Wkrótce do pomieszczenia weszły dwie osoby. Jedną z nich była, rzecz jasna, Alison, a drugą jej manager, Scott Kenwood. Kojarzyłem go z jakiejś okładki magazynu, na której się znalazł razem ze swoją podopieczną. Udzielił też kilku wywiadów o tym jak się czuł, będąc managerem tak wielkiej gwiazdy. Mężczyzna miał około trzydziestu lat, co nieco szokowało, biorąc pod uwagę jego pozycję. Ubrany był w ciemnozielone spodnie i białą koszulę, na którą narzucił czarną marynarkę. Jego blond włosy były idealnie zaczesane, a zarost na twarzy dodawał mu powagi. Niemal zacząłem żałować, że sam go nie miałem. Patrzył na mnie znudzonym, ale i oceniającym wzrokiem, jakby ciekawiło go jakim cudem udało mi się wygrać tamten konkurs. Miałem ochotę ukryć się pod stołem przed jego spojrzeniem.
Mój wzrok pomknął do tej, która najbardziej mnie interesowała. Alison wyglądała milion razy lepiej niż na zdjęciach. Być może dlatego, że teraz mogłem zobaczyć ją na żywo. Dziewczyna miała długie, lekko falowane blond włosy, sięgające niemal do pasa. Jej twarz była odrobinę zaokrąglona i przypominała kształtem serce. Ubrana była w kremową sukienkę o długości sięgającej do kolan z czarnym paskiem w talii. Na jej szyi wisiał długi, złoty naszyjnik z zawieszką w kształcie rombu. Miała na sobie również dość wysokie buty na obcasach. To był typ dziewczyny, o której śniło się po nocach. O takich dziewczynach pisałem piosenki, ponieważ wiedziałem, że nie mogłem ich mieć. Takie jak ona były niedostępne dla normalnych ludzi. Andrew chyba zwariował, jeśli myślał, że ktoś uwierzy w naszą historyjkę.
Wróciłem z powrotem na ziemię w momencie, gdy mój manager ruszył z wyciągniętą dłonią w stronę Alison i Kenwooda. Nie wiedziałem, czy powinienem zrobić to samo. Może uznaliby to za niegrzeczne, że ktoś taki jak ja chciałby się z nimi witać? Przecież byłem nikim. Kiedy Andrew uścisnął im ręce i podszedł z powrotem do naszej strony stołu, zerknąłem na Alison, która posłała mi chyba najpiękniejszy uśmiech, jaki w życiu widziałem. Nie rozumiałem, jak ludzie, którzy mieli z nią styczność na co dzień byli w stanie to wytrzymać psychicznie. Ja miałem dość po dwóch minutach, a nawet się do siebie nie odezwaliśmy! W pozytywnym znaczeniu, rzecz jasna.
Nie usłyszałem ani słowa, które powiedział Kenwood, bo cały czas byłem pod wrażeniem tamtego uśmiechu. Kiedy podał nam umowę, na początku udawałem, że czytałem razem z Andrew, ale potem zupełnie sobie odpuściłem, gdy zauważyłam, że ani Alison, ani jej manager nie zwracali na mnie uwagi i zatonęli w myślach. Brown natomiast był świadom tego, że z nerwów nawet nie wiedziałbym, co czytam, więc zapewne wolał zająć się tym sam. Mogłem skupić się na dyskretnym przypatrywaniu się piosenkarce. Dziewczyna wyglądała przez okno zadumana. Zastanawiałem się co jej chodziło po głowie, spoglądając na jej pełne usta. Mógłbym wpatrywać się w nie godzinami. Przeniosłem wzrok wyżej, na jej oczy, które... patrzyły prosto na mnie. Ups, chyba nie byłem aż tak dyskretny jak sądziłem. Z opresji po raz kolejny wybawił mnie mój manager.
- Wszystko jest tak, jak powinno być, panie Kenwood, więc myślę, że możemy podpisywać - odezwał się z zadowoleniem.
- Wspaniale - odrzekł tamten i wskazał zamaszystym gestem na długopis. Andrew podpisał umowę, a potem przekazał mi długopis. Złożyłem swój podpis w wyznaczonym miejscu i chciałem oddać własność Kenwoodowi, ale Alison wyciągnęła po niego rękę i przez moment nasze dłonie się zetknęły. Szybko zabrałem dłoń, jakbym się oparzył i ukryłem ją pod stołem. Odważyłem się zerknąć na dziewczynę, przełykając z lękiem ślinę. Ona nie sprawiała wrażenia zagniewanej. Była raczej rozbawiona, ale nie skomentowała tego w żaden sposób. Po tym jak wszyscy się podpisali, Kenwood stwierdził znużonym, lecz wciąż życzliwym tonem:
- Liczymy, że to będzie owocna współpraca.
- My również mamy taką nadzieję - odpowiedział Andrew z wyraźną wdzięcznością w głosie.
Blondynka po raz ostatni posłała mi słodki uśmiech, a potem pożegnała się i odwróciła się na pięcie, a później wyszła razem ze swoim managerem, zostawiając mnie z galopującym sercem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top