Rozdział 22
Ze względów humanitarnych starałam się to zrobić szybko i w miarę bez boleśnie ale już sama świadomość śmierci może boleć. Próbowała ze mną walczyć ale nie miała, żadnych szans. Widziałam jej wzrok, przerażenie a ja powoli szłam do niej by przedłużać jej agonię. Zatopiłam kunai z jej gardle rozszarpując ważniejsze naczynia krwionośne. Zgon nastąpił w kilka sekund.
Pobrudziłam ubranie w jej krwi i zapewne wglądałam jak psychopatyczny morderca. Jednak musiałam w tym stanie dotrzeć do wioski by sprawdzić czy wszystkie dotarły do domów. Westchnęłam. Miałam dylemat pochować ją czy zostawić... Zastanowiłam się chwile patrząc na jej martwe ciało. Nie powinnam tego robić ale jej rodzice na to nie zasłużyli. Tylko nie miałam łopaty... Postanowiłam wrócić później by wykopać dla niej dół chyba, że zapomnę.
Ruszyłam w stronę tej spanikowanej dziewczyny, stała oparta o drzewo tyłem do mnie. Starałam się dość głośno celowo następując na gałęzie by nie przestraszyć jej gdy nagle się odezwę.
- Nie ma jej? - zapytała cicho.
- Już nie - westchnęła. - Jestem cała we krwi, może lepiej się nie odwracaj. - Ostrzegłam.
- Ja... To nic... Ta krew oznacza, że nie muszę się już bać - odwróciła się do mnie, była zapłakana ale próbowała się uśmiechnąć przez łzy.
- Chodźmy do wioski, czekają na nas - ruszyłam przodem starając się co chwilę monitorować czy ona idzie za mną.
Byłam ciekawa jak poradził sobie Kiba, rozstaliśmy się jakiś czas temu więc to trochę zaczynało mnie martwić.
Gdy dziewczyna zobaczyła wioskę w oddali, dostała nowych sił i pobiegła czym prędzej. Przewróciła się kilka razy ale wydawała się na to nie zważać. Biegła do domu. Na głównej ulicy w wiosce było pełno ludzi. Rodziny witały zaginione dziewczyny, było pełno płaczu i radości. A mnie czekało jeszcze jedno zadanie, dość niełatwe. Szlam w kierunku restauracji co chwilę przystając by przyjąć podziękowania od rodzin, dużo matek rzucało mi się na szyje dziękując i nie patrząc na to, że jestem we krwi.
Gdy udało mi się dojść do pierogarni jej rodzice stali tuż przy wejściu. Rozglądali się ale wydawali się wiedzieć dlaczego nie ma ich córki.
- Czy Ana..? - zapytała matka.
- Przykro mi - spuściłam głowę - nie miałam wyboru.
- Ona nie żyje? - jej zrozpaczony głos rozdzierał serce.
- Nie miałam wyboru - powtórzyłam, podnosząc głowę. - Te porwania były zaplanowane przez nią, zajmowała się handlem ludzi.
Jej matka zemdlała ale lepiej, żeby dowiedzieli się ode mnie, bo czekał ich straszny okres. Ruszyłam do domku by zmyć z siebie krew i przebrać się. Gdy doszłam na miejsce Kiba już tam był, Akamaru spał mając na grzbiecie Kobo.
Weszłam do środka, myśląc już tylko o prysznicu.
- Jak ty wyglądasz? Nic ci nie jest? - Kiba oglądał mnie z każdej strony.
- To nie moja krew - odepchnęłam jego ręce - idę się wykąpać.
- Mei - zawołał mnie.
Nie zareagowałam.
- Mei - jego głos doprowadzał mnie do szału.
- Mei - powtórzył.
- Czego?! Ile razy mam cie prosić, żebyś tak do mnie nie mówił?! - wrzasnęłam odwracając się.
- Spójrz na mnie - poprosił.
Z dużym ociąganiem ale spełniłam jego prośbę.
- Nie rób sobie tego, nie zamykaj się przede mną - wyciągnął ramiona w moją stronę i czekał.
Wpadłam w jego objęcia, drżąc. Dzisiaj zabiłam po raz pierwszy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top