Rozdział 21

Kobo prowadził nas zawiłymi korytarzami, przy rozwidleniach zatrzymywał się chwilę i następnie wybierał jeden z tuneli. Biegliśmy tak szybko jak się dało, zakładniczki były wyczerpane większość z nich była ranna. Usłyszałam jak jeden z moich kolonów znika, stanęłam i obejrzałam się. Jedna z dziewczyn nie miała siły już biec, próbowała się podnieść ale była za słaba. Szybko podbiegłam do niej i wzięłam na plecy. Dałam jej latarkę by oświetlała nam drogę. Kobo nie zauważył zamieszania i biegł dalej gdy nie zobaczył  mnie za sobą wrócił by zobaczyć co się dzieje. Kiwnęłam głową by dać mu znak, że może prowadzić dalej i ruszył przed siebie. 

Tunele nie miały końca, czułam się jak w ogromnym labiryncie. Z minuty na minute rosła moja obawa o powodzenie tej ucieczki. Lada chwila odkryją, że nas nie ma. A jeżeli do tamtego prowadziła tylko jedna droga to zaraz mogliśmy spotkać porywaczy. Biegłyśmy w ciszy, nikt się nie odzywał co było przerażające ale zrozumiałe. Nie miałam czasu zdjąć im tych obroży więc mogły zostać porażone prądem.

Nagle Kobo stanął w miejscu i zaczął energicznie machać ogonem. Niedobrze. Ktoś był przed nami, nie było gdzie się ukryć a ten ktoś z pewnością zobaczył światło z latarki. Ustawiłam klony przed nami by poszły jako element zaskoczenia. Miałabym w tym czasie czas na wykonanie ataku. Mój szczurek zapiszczał i pobiegł w ciemność nie mogłam go zawołać, bo zadałabym ból towarzyszkom. 

Z ciemności wyłonił się Kiba i Akamaru odetchnęłam z ulgą a moje klony znikły. Trochę mnie to wyczerpało. 

- Jesteś - powiedział Kiba a jego głos przyprawił mnie o ciarki na plecach. Był za głośno. Chciałam podbiec do niego by powiedzieć o obrożach ale w tym momencie Akamaru szczeknął co odbiło się echem po tunelu. Obroże zareagowały rażąc prądem także i mnie skoro miałam jedną z zakładniczek na plecach. Upadłam pod wpływem bólu, upuściłam też dziewczynę, którą niosłam.   

Kiba przypadł do mnie gdy mogłam już złapać oddech. 

- Obroże... nie można być głośno, bo rażą prądem - wysapałam. Spojrzałam na resztę zakładniczek powoli wstawały i patrzyły z wyrzutem na Akamaru, który nie wiedział o obrożach. 

Kiba wziął wyczerpaną dziewczynę na plecy. Pozwoliłam mu prowadzić a sama biegłam z tyłu upewniając się, że wszystkie wybiegają z tunelu. Okazało się, że spotkałyśmy ich niedaleko wyjścia. Z radością w sercu przywitałam światło słoneczne i świeże powietrze. Byliśmy gdzieś w lesie więc teraz musieliśmy odejść jak najdalej się dało od wejścia do podziemi. 

Gdy uznaliśmy, że jest względnie bezpiecznie zatrzymaliśmy się przy strumieniu. Staraliśmy się zdjąć te cholerne obręcze ale to nie było takie łatwe. Wyglądały jak założone na stałe więc jedynym sposobem było rozwalenie małego pojemnika z bateriami. Żeby sprawdzić czy się udało, trzeba było się odezwać ale żadna z nich nie chciała tego robić więc Akamaru znów szczeknął ale nic się nie wydarzyło. Dla pewności szczekał jak opętany ale żadna z obręczy się nie aktywowała. Było to przywitane wesołymi okrzykami zakładniczek.

- Dziękuje tak bardzo dziękuję - jedna z nich przytuliła się do mnie płacząc.

- Podziękujesz gdy odstawimy was do domu teraz nic nie jest pewne - uśmiechnęłam się. 

- Jak to się stało, że się tam znalazłaś? - Kiba był na mnie zły.

- Zostałam porwana - burknęłam.

- A przepraszam bardzo - warknął - nie umiesz się bronić? Jesteś shinobi do cholery! 

- Nie krzycz na mnie! - syknęłam - Zaskoczył mnie. Ale w sumie dobrze się stało, znaleźliśmy wszystkie porwane kobiety.

- Nie wszystkie jednej brakuje - rozejrzał się. - Nie ma tej co nam robiła zdjęcie.

- Bo to ona wszystko zaplanowała - skrzywiłam się. - Nawet porwała sama siebie. 

- Co za ... psychopatka - warknął rozwścieczony. 

Akamaru zaczął skamleć na co Kiba spojrzał na niego. 

- Idą tu, Akamaru wyczuł złowrogą czakrę. - spojrzał tam gdzie patrzył pies. 

- Daj mi kunai - poprosiłam grzecznie wyciągając dłoń. 

- Po co?  Nie będziesz walczyć - powiedział ale dał. 

- Musze dać komuś lekcje - burknęłam.

- Drogie panie ja wiem, że to trudne ale idźcie same w stronę wioski dołączymy do was jak tylko uda nam się pozbyć przeciwników - później zwrócił się do mnie - masz na siebie uważać. Jak zobaczysz, że coś idzie nie tak masz uciekać. 

- Zapomnij - prychnęłam.

Pocałował mnie ale szybko zakończył pocałunek. 

- Uważaj na siebie. - Pobiegł w głąb lasu - Akamaru!   

Pies ruszył za nim. A ja czekałam, bo wiedziałam, że przyjdzie do mnie ta psychopatka. Takie osoby nie myślą racjonalnie gdy są wściekłe. Nie musiałam długo czekać, wyszła z zarośli wyglądała na wkurwioną.  

- Ty...! - zasyczała - straciłam przez ciebie duże pieniądze! 

- Trudno - wzruszyłam ramionami. 

- Zabije Cię! - Podeszła bliżej mnie - a nie zapłacili mi za ciebie więc cie oddam póki mam okazję. Ale lekko cię uszkodzę trudno jak zażądają zwrotu części pieniędzy. Przeboleje. 

Zamachnęła się na mnie ale bez problemu złapałam jej rękę. Mocno ją wykręciłam po czym odepchnęłam ją tak, że przeszurała po podłożu.. 

- Coś mi się wydaje, że masz ostro przejebane - uśmiechnęłam się kpiąco a ona zdając sobie chyba sprawę ze swojego położenia próbowała się  czołgać ale kopnęłam ją by potoczyła się jeszcze trochę. Miałam gdzieś zasadę, że nie kopie się leżącego, ona nie zasługiwała na względy.

- Wiesz gdzie popełniłaś błąd? Wiesz co zrobiłaś źle? 

- Tak - wypluła krew - powinnam zamknąć cie w klatce i założyć obroże. 

- Nie - znów ją kopnęłam. - Zła odpowiedź. Nie uważasz, że porwanie i sprzedaż ludzi to przestępstwo? 

- Spierdalaj - wycharczała próbując się podnieść. - Nie masz prawa mnie oceniać. One nigdy nie miały znaczenia. Były tylko produktem, za który bogacze płacili by cieszyć się nimi jak zabawkami. To biznes a one miały pecha. Trudno się mówi - miała obłęd w oczach. - Złapaliście mnie ale i tak ucieknę. Będę dalej porywać i będę sprzedawać ale tym razem nie popełnię takiego głupiego błędu. Będę ostrożna. 

- Miałam dać ci lekcje pokory ale wygląda na to, że to nie ma sensu a ja nie zamierzam ryzykować.To będzie twoja ostatnia lekcja. Widzisz moja profesja jest dość paskudna... zabijamy bez mrugnięcia okiem na rozkaz. A ja dostałam rozkaz zapewnienia bezpieczeństwa a ty temu bezpieczeństwu zagrażasz... 

- Nie możesz mnie zabić - zaśmiała się - nie odjedziesz pozostałych już sprzedanych kobiet - wycharczała. 

Miała racje... Choć ryzykowne było zostawianie jej przy życiu musiała przeżyć. Przeklęłam, bo byłam bezsilna w tym momencie.

- Ona kłamie - usłyszałam szeptanie z krzaków nieopodal. Była tam jedna z zakładniczek. - Kłamie, mnie porwała jako pierwszą - miała łzy w oczach - byłyśmy przyjaciółkami a ona mnie porwała, zrobiła mi krzywdę. To mnie porwała jako pierwszą ale kupić się wycofał. Widziałam wszystkie porwane dziewczyny i wszystkie uwolniłaś ona kłamie! Kłamie!

- Rozumiem, spokojnie oddychaj - uspokajałam ją - idź do wioski a jak nie znasz drogi odejdź kawałek dalej i nie patrz. Cokolwiek usłyszysz nie patrz. 

Zrobiła jak mówiłam i schowała się w głębi lasu. 

Powoli szłam do ogarniętej obłędem dziewczyny, a ona próbowała uciekać pełzając. Ściskałam mocno kunai w ręce. Jestem shinobi a my nie znamy litości...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top