Rozdział 20
Bolała mnie głowa. Otworzyłam ciężkie powieki ale musiałam poczekać jak złapie ostrość widzenia. Pomieszczenie, w którym mnie trzymano było oświetlone przez jedną żarówkę zwisającą z sufitu na długim kablu. Miałam związane ręce ale postarano się o to bym nie mogła złożyć znaków. Wiązano mi też nogi w kostkach bym nie mogła się przemieszczać.
Widziałam klatki a w nich zaginione kobiety jednak ja nie byłam zamknięta w klatce. Zdziwiło mnie to trochę. Byłam bardziej niebezpieczna niż wszystkie te dziewczyny razem wzięte a mimo to nie zasłużyłam na klatkę.
Rozległ się stukot obcasów a przy moim bólu głowy miałam wrażenie, że słoń chodzi mi po głowie. Istne tortury. Do pomieszczenia weszła dziewczyna z restauracji. Nie wyglądała jak zakładniczka, była staranie ubrana w czarną sukienkę i wysokie obcasy.
- A któż to się obudził - stanęła niedaleko mnie.
- To ty? - zdziwiłam się.
- Niespodzianka - Uśmiechnęła się kpiąco.
- Dlaczego to robisz? Co zrobiły Ci te kobiety? - warknęłam.
W pomieszczeniu rozległ się jej śmiech.
- Gdybyś wychowała się w tej wiosce nie zadawałabyś tak głupiego pytania. Ta wioska żyje tylko i wyłącznie w lecie, pozostałe pory roku są dla mieszkańców katorgą. Jak nie zarobisz w okresie letnim to nie masz za co żyć - prychnęła. - A ja odkryłam intratny interes ... Sprzedaje niewolnice. Pech tych kobiet polega na tym, że komuś się spodobały.
- Nie porywasz przypadkowo? Znaczy po prostu się jakaś napatoczyła?
- Nie, gdybym nie miała na ciebie zamówienia nie fatygowałabym się by porwać shinobi. Jednak mam szczęście, nie jesteś zbyt dobra w swoim fachu. - nachyliła się do mnie i przejechała paznokciem po moim policzku - szkoda, że dużo za ciebie płacą... Nie mogę dać ci w pysk. Według warunków umowy masz być niezadrapana i nieobita.
- Kto mnie kupił? - zapytałam nawet ciekawa.
- Pewnie nie znasz - machnęła ręką - dziedzic jednej z najbogatszych rodzin w Kraju Ognia. Mówił, że spotkaliście się na festynie.
Przypomniała mi się sytuacja z festynu i tych trzech obwiesiów.
- Nie chcesz mi powiedzieć, że ten kloszard mnie kupił? - jęknęłam - No to jest niesmaczne.
- Dał za ciebie kupę kasy i płacił z góry więc czuj się już jego własnością. Przejdziesz jeszcze małą modyfikację i trafisz w jego ręce.
- Modyfikacje?
- Trzeba założyć ci pieczęć żebyś nie mogła używać czakry czy jak to się tam u was nazywa. Swoją drogą prawie nas nabraliście z tym małżeństwem - uśmiechnęła się. - Gdyby nie twój nocny pościg nie zorientowalibyśmy się z kim mamy do czynienia.
- Jesteśmy małżeństwem o dziwo to nie przykrywka - burknęłam.
- Czy jesteście czy nie to nie ma znaczenia i tak zostaniesz niewolnicą.
Spojrzałam na najbliższą klatkę i przerażoną dziewczynę w niej. Nie była skrępowana, ani zakneblowana i nie krzyczała, była spokojna. Miała obroże na szyi. Spojrzałam na resztę klatek, wszystkie miały obroże.
- Też dostanę taką odjechaną obroże? - zakpiłam.
- Możliwe - uśmiechnęła się - dzięki nim jest cicho. - Widząc mój pytający wzrok dodała - razie je prądem gdy są za głośno.
- Psychopatka - podsumowałam. - Sprzedajesz ludzi to chore. Dlaczego porwałaś sama siebie?
- Miejscowy detektyw wpadł na mój trop dzięki temu go stracił. - Wypolerowała sobie paznokcie o przód sukienki - muszę już lecieć. Przeprowadzam dzisiaj kilka transakcji - podeszła do klatki przy wyjściu - dzisiaj kochana trafisz do właściciela.
Wyszła głośno stukając obcasami. Jej koleżki nigdzie nie było a to był dobry znak. Musiałam jak najszybciej uciekać i ratować te kobiety. Jak dojdzie do sfinalizowania transakcji będzie trudno ją znaleźć. Z wielkim trudem podsunęłam się do ściany by się o nią oprzeć. Poczułam jak coś rusza mi się za plecami i piszczy. Wyprostowałam się a Kobo wyszedł mi przez rękaw.
- Cały czas tu byłeś? - zapytałam szczurka. Patrzył na mnie z wyrzutem, bo go przydusiłam, musiałam go obudzić. - Kobo sprawdź czy ktoś tu jest. Jeżeli nikogo nie ma machnij dwa razy ogonem.
Kobo wykonał polecenie bezzwłocznie, pobiegł do wyjścia i zniknął mi z oczu. Czekanie na niego zajęło mi całą wieczność a przyjemniej tak mi się wydawało. Jak długo nie wracał bałam się, że coś mu się stało ale wrócił i pomachał ogonem dwa razy. Miałam zielone światło. Oparłam się znów o ścianę, moje ręce były krępowane przez specyficzny rodzaj kajdanek połączonych na metalowym pecie więc nie mogłam złączyć dłoni.
Lata w bidulu nie poszły na marne, bardzo często starsze dzieci wiązały mnie dla zabawy i zamykały w szafie. Zawsze udało mi się z niej wyjść. Wzięłam parę głębszych oddechów, wiedziałam, że to co za chwile zrobię będzie bolało jak skurwysyn. Uderzyłam mocno dłonią o ścianę tak by wybić kciuk za pierwszym razem się nie udało ale za drugim poczułam przeszywający ból. Dzięki wybiciu palca mogłam zdjąć kajdanki z jednej ręki. Przełożyłam ręce do przodu i nastawiłam sobie kciuk. Dalej bolał ale przynajmniej mogłam złożyć znaki by stworzyć klony. Kazałam im jak najciszej mogą uwolnić zakładniczki z klatek. Niechętnie wychodziły zapewne bały się kary jaką dostaną za ucieczkę. Zabrałam latarkę wiszącą na ścianie przy wyjściu. Wybiegłyśmy do tunelu starałam się utrzymać kolny by upewnić się, że nikt nie został w tyle.
Nasze więzienie okazało się ogromną siecią tuneli podziemnych. Gdy dotarłyśmy do rozwidlenia nie wiedziałam co robić. W obu panowała ciemność a my miałyśmy tylko jedną marną latarkę. Kobo zszedł z mojego ramienia i stanął przy lewym tunelu. podchodził kilka kroków i odwracał się patrząc czy idę za nim gdy nie reagowałam napiszczał na mnie jakby był zły. Przypomniałam sobie istotną informacje szczury zawsze znajdują wyjście. Pobiegłam za Kobo mając nadzieje, że uda mu się nas wyprowadzić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top