Rozdział 14
Reszta nocy upłynęła mi już spokojnie, nie licząc małego nokautu. Co z niego za shinobi skoro nie spodziewał się ciosu to ja nie wiem. Utulony w ten sposób do snu spał dłużej niż ja, a że było mi trochę głupio za ten cios więc zrobiłam mu śniadanie.
Kobo niesamowicie piszczał od rana, był nie do wytrzymania. Wiedziałam o co mu chodzi, bo jego piski oraz postawa dawały jasno do zrozumienia, że jest zły i się skarży. Zrezygnowana przeszukałam szafki w małej kuchni, poszukując jakiejś dużej miski ale niezbyt głębokiej.
- Dlaczego ten szczur tak się drze? Ze skóry go obdzierasz? Czy dostał zakaz wstępu do kanałów w wiosce? - Zapytał Kiba ziewając i drapiąc się po brzuchu.
- Chce się wykąpać, dlatego tak popiskuje - wzruszyłam ramionami.
Wyciągnęłam jakąś drewnianą miskę spod zlewu, nalałam do niej ciepłej wody i postawiłam na podłodze. Ledwo zdążyłam się odsunąć jak Kobo wparował z rozbiegu do wody, rozchlapując ją do koła. Teraz popiskiwał bardziej radośnie aż w końcu zamilkł i rozkoszował się wodą.
- Szkodnik, który dba o higienę... Powinnaś sprzedawać bilety - usiadł przy stole i zajął się śniadaniem.
- Kobo jest dla mnie takim samym przyjacielem jakim jest dla ciebie Akamaru, więc najwyższa pora byś zmienił do niego nastawienie. On nie jest szkodnikiem - burknęłam.
- Akamaru jest mi jak brat - powiedział z ustami pełnymi jedzenia - w dodatku mogę liczyć na jego pomoc w każdej sytuacji.
- Tak? A w jakiej na przykład? - udałam zainteresowanie.
- Akamaru kilka dni temu wpadł na trop mężczyzny, który obserwował domek od jakiegoś czasu. Wszystko było pod kontrolą i miał ruszyć do ataku gdy tylko intruz wykona jakiś ruch ale nie spodziewaliśmy się, że pobiegniesz w środku nocy do lasu ruszając za nim w pogoń.
- Czekaj, moment... Wiedziałeś, że ktoś nas obserwuje? I nic mi nie powiedziałeś? - zaczęła wzrastać we mnie irytacja.
- Nie chciałem, żebyś miała kłopoty ze snem - wzruszył ramionami.
- Jesteśmy na misji a nie na wakacjach! Powinnam wiedzieć takie rzeczy! Zniszczyłam dość dobry plan i to z twojej winy! - to, że on zachowywał się spokojnie jeszcze bardziej mnie irytowało.
- Daj spokój - machnął ręką - znajdziemy inny sposób.
Nie powiedziałam już ani słowa. Dolałam szklankę gorącej wody do miski, w której pływał Kobo. Wyszłam na spacer, by się uspokoić i zebrać myśli. Hokage przydzieliła mi jakiegoś wariata, który działa chaotycznie i sam chyba nie ogarnia sytuacji.
Będąc już w lesie skierowałam się do miejsca, w którym w nocy zgubiłam intruza. Zniknął znienacka więc musiało się tu coś kryć. Przeszukiwałam wszystkie kszaczory w okolicy i już miałam zrezygnowana wracać bez niczego. Nagle załamał się pode mną grunt i sturlałam się ze zbocza obijając się o kamienie i drzewa. Zatrzymałam się tuż przed zniszczoną chatką porośniętą mchem.
Obolała wstałam, otrzepując się z ziemi i liści. Jeżeli ktoś tu był to z pewnością mnie usłyszał, bo narobiłam tyle hałasu, że trup by z grobu wyskoczył by zobaczyć kto mu przeszkadza w wiecznym spoczynku. Kulejąc weszłam do zniszczonego domku, widok mnie przeraził po niedużym pomieszczeniu walały się łańcuchy, przewrócone ogromne klatki i wszędzie były ślady dość świeżej krwi. Ktokolwiek tu był wyprowadzał się w pośpiechu.
- A jednak ktoś mnie tu odwiedził - zacharczał ktoś stojący za mną.
Odwróciłam się wyciągając kunai, zasłoniłam się nim na wysokości szyi i stanęłam w pozycji do obrony.
- Po co te nerwy? - zaśmiał się przeraźliwie. - Bądź rozsądna, mógłbym cie jeszcze bardziej okaleczyć a uszkodzona będziesz mniej warta. Bądź grzeczna i chodź ze mną.
- Prędzej zginę - warknęłam.
- A to się akurat do załatwić - ruszył na na mnie wyciągając sporych wielkości nóż.
Moja ucieczka była daremna, zbyt mocno poobijana nie miałam zbytnich sił uciekać więc musiałam się z nim zmierzyć. Znikąd wyskoczył Akamaru zasłaniając mnie przed ciosem. Ogromny pies złapał rękę przeciwnika w swoje zębiska i rzucił nim o ścianę. Przeciwnik ponowił atak ale znów został odparty więc zrezygnował uciekając w głąb lasu. Myślałam, że pies ruszy za nim jednak tak się nie stało.
Akamaru odwrócił się do mnie i wyglądał jakby się uśmiechnął a później padł.
- Akamaru! - w tym momencie w ogóle się go nie bałam, przypadłam do niego by sprawdzić co się z nim stało. W jego boku była rana głęboka rana. Mocno krwawiła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top