Rozdział 5
Akamaru słysząc nawoływanie swojego pana wyskoczył z krzaków wesoło machając ogonem i szczekając głośno niczym kilku miesięczny szczeniak. Wyglądał dość słodziaszczo mimo swojej ogromnej postury. Mój szczurek słysząc szczekanie zerwał się i piszcząc przeraźliwie wdrapał się na moje ramie a ogon zawinął do koła mojej szyi.
Szatyn zaczął się głośno śmiać aż łzy pociekły mu po policzkach.
- Żartowałem - wysapał między salwami śmiechu. - Akamaru jada specjalną karmę.
Mimo tego Kobo nie przestał piszczeć a ja nie mogłam oderwać wzroku od ogromnego psa z obawy, że gdy to zrobię on na pewno mnie zaatakuje. Nagle Akamaru wydal z siebie odgłos, który przypominał chichotanie.
- Oj tak masz racje, komedia jak trzeba - powiedział do niego Kiba. - Ale pierwszy raz widzę, żeby szczur był zwierzątkiem domowym. Inne dziewczyny uciekały by gdzie pieprz rośnie na widok tego szkodnika.
- Tak się składa, że nie jetem jak inne dziewczyny - opowiedziałam głaszcząc uspokajająco Kobo i jednocześnie dalej bacznie obserwowałam psa.
- Dobra widzę, że przyzwyczajanie się do Akamaru idzie strasznie opornie - westchnął i zwrócił się do ogromnej kuli sierści - pobiegaj trochę, zrób zwiad a my szybko zjemy i zbierzemy obozowisko - na złowrogie warknięcie odpowiedział - Przecież zawsze daję Ci jeść tylko dzisiaj dam ci jak wrócisz ze spaceru.
Pies nie czekał dłużej i pędem pobiegł zwiedzać las. Kobo w końcu przestał piszczeć ale nie chciał zejść mi z ramienia. Z racji tego, że moje zwierzątko domowe zjadło albo nadgryzło wszystko co miałam zjadliwego w plecaku, zostałam bez jedzenia. Mój mężulek zlitował się nade mną słysząc po rak wtóry burczenie w moim brzuchu i podzielił się ze mną śniadaniem. Miał bardzo dobre kanapki, wprost mistrzostwo świata w robieniu kanapek.
Zebraliśmy się szybko i ruszyliśmy w drogę a Kiba został chwilę jeszcze by przygotować zacne śniadanie dla swojego pupila. Jakoś nie miałam ochoty na rozmowy szczególnie, że nie czułam się komfortowo skoro wiedziałam co kryje się w lesie. Byłam także wdzięczna Akamaru, trzymał się z daleka i miał dla mnie dużo cierpliwości. Jednak na samo wspomnienie psa ciarki przechodziły mi po placach.
Szliśmy cały dzień nie zatrzymując się bez potrzeby i wieczorem byliśmy już blisko osady. Zmieniliśmy ubrania na cywilne aby nie wzbudzać podejrzeń. Mój strój "roboczy" zamieniłam na zwiewną sukienkę wiązaną w pasie i sandały. Rozpuściłam włosy, które kaskadą opadły na moje plecy. Wyszłam za krzaków i stanęłam jak wryta.
Szatyn właśnie kończył zmieniać ubrania i nie miał koszulki. Widok był bezcenny! Szerokie ramiona, dobrze zbudowana klatka piersiowa i wyraźnie zarysowane mięśnie a w dodatku spodnie miał opuszczone na biodra. Gapiłam się na niego i jakoś miała to gdzieś, że zobaczy mój tępy wyraz twarzy.
- Na co tak patrzysz? - zapytał z uśmiechem, zakładając (niestety) szarą koszulkę na krótki rękaw.
- Na ciebie oczywiście, skoro robisz darmowy pokaz golizny to czemu mam nie skorzystać - wzruszyłam ramionami. Kiba tylko prychnął i pokręcił głową.
Osada była faktycznie nastawiona na turystów, bo na każdym rogu stal jakiś kramik z pamiątkami. Wszędzie wisiały tabliczki z informacją o wolnych pokojach ale mimo to Inuzuka szedł uparcie dalej jakby doskonale wiedział gdzie jest i szukał konkretnego celu. Kobo siedzący na moim ramieniu zwracał na siebie uwagę przechodniów a w szczególności kobiet, które piszczały na jego widok.
Wyszliśmy prawie za teren mieszkalny gdy mój najukochańszy mężulek postanowił w końcu się zatrzymać. Okazało się, ze szukał domku letniskowego, nie mówiąc do mnie ani słowa zakwaterował nas i odebrał klucze. Poprowadził nas do domku z numerem siedem.
- Domek? a nie było by lepiej coś w mieście? Mielibyśmy wygodę w obserwowaniu otoczenia - stwierdziłam siadając ławce stojącej na werandzie.
- Żaden szanowany się hotel w osadzie nie przyjmie ogromnego psa i szczura więc musi to być domek - mruknął w moją stronę i wszedł do środka. Słyszałam jak otwiera drzwi wewnątrz.
Na ścieżce prowadzącej do domku pojawił się Akamaru wesoło machając ogonem ale nie podchodził bliżej a ja mimo to poczułam uderzenie gorąca.
- Wiesz sprawy przybrały dość ciekawy obrót - powiedział Kiba siadając obok mnie i dziwnie się uśmiechając.
- Co masz na myśli?
- Jest jedno podwójne łóżko. Wolisz spać od lewej czy prawej? - uśmiechnął się szeroko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top