Rozdział 25

Obudziło mnie skomlenie i stukot pazurów o drewnianą podłogę. Podniosłam leniwie głowę i spojrzałam na Akamaru drepczącego przy drzwiach. Musiał za potrzebą. Westchnęłam i wstałam, żeby otworzyć mu drzwi. Pies ninja a drzwi sam nie otwiera, okno tez było otwarte. Wybiegł czym prędzej załatwić potrzeby fizjologiczne. 

Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie, dochodziła dwunasta. Podrapałam się po głowie, czekałam jak Akamaru wróci, bo nie chciało mi się wstawać jak już zakopie się w pościeli. Stałam tak długo, że już chciałam zamknąć drzwi i się położyć ale pies zaraz wbiegł wesoło machając ogonem. Rozpędził się i z impetem wpadł na łóżko budząc Kibe. Wlazł na niego i lizał po twarzy aż szatyn całkowicie się obudził.

- No już, już - poklepał  go po szyi - nie śpię. 

Ziewną i usiadł jak tylko Akamaru z niego zlazł.  

- Jakieś śniadanie? - zapytał robiąc słodkie oczka.

- Chyba drugie śniadanie, dochodzi dwunasta - położyłam się i zagrzebałam w ciepłej pościeli.

- Że co?! - wyskoczył z łóżka jakby ktoś go przypalił rozżarzonym węglem.- ubieraj się mamy mało czasu!

Biegał po pokoju spanikowany, próbował na raz założyć spodnie, buty i koszulkę.

- A może byś się umył co? - burknęłam w poduszkę.

- Nie ma czasu, wyłaź z łózka, bo się spóźnimy i będzie problem. Moja matka nie znosi jak ktoś się spóźnia - wyglądał jak spanikowany. 

- No to do widzenia - przykryłam głowę kołdrą.  

- Wstawaj, nie ma czasu na to - szturchnął mnie w ramię.

- Nigdzie nie idę - powiedziałam ale nie byłam pewna czy mnie usłyszał, bo mogła zagłuszać mnie kołdra. 

- Akamaru bierz ją - jak tylko to usłyszałam, kołdra została ze mnie brutalnie ściągnięta.  A pies zaczął lizać mnie po twarzy. 

- Przestań - zakryłam twarz rękami.

- To wstawaj, bo Akamaru pociągnie cie za nogę do mojego domu - zagroził mi Kiba, choć przypominam sobie, że ja groziłam Akamaru w podobny sposób. 

Zostałam brutalnie zmuszona do opuszczenia łóżka i zaciągnięta do domu szatyna na obiad z jego matką. To takie niesprawiedliwe. Nie zamierzałam uczestniczyć w tym cyrku. Sam fakt, że pies udzielił nam ślubu było chore a poznawanie teściowej jeszcze gorsze. Reasumując w dobrym humorze nie byłam. 

Zdążyliśmy przed umówioną godziną obiadu, rodzicielka mojego mężusia wyglądała jakby ją strzelił pierun. Miała potargane włosy i fioletową szminkę na ustach. Ubrała standardowy uniform shinobi jakby szykowała się na walkę a mnie Kiba zmusił do ubrania sukienki w drobne kwiatki. Na szczęście była na tyle długa by ukryć pas z kuniami na udzie. Wymieniliśmy się uprzejmościami i zasiedliśmy do stołu. Przyznam trzeba było, że jedzenie było zacne ale panowała taka cisza, że strach było jeść. 

- To jesteś żoną mojego syna, tak? - przerwała milczenie Tsume a patrzyła na mnie jakby to była moja wina. 

- No tak jakoś niefortunnie wyszło - burknęłam. 

- Niefortunnie? - podniosła jedną brew wyżej i miałam wrażenie, że zaraz mnie pogryzie.

- W dużym skrócie, pani syn mnie bezczelnie oszukał i tak wyszło, że jestem a nie chciałam - wsadziłam sobie do ust trochę wędzonej makreli. 

Kiba dał mi kuksańca, co tylko spotęgowało mój zły humor. 

- Uważasz, że mój syn nie jest dość dobry? - w jej głosie było słychać groźne nutki. 

- Pani to powiedziała - spojrzałam na nią znudzona. 

- Uspokój się - warknął mi do ucha szatyn - jak ty się zachowujesz? 

- Nie nadajesz się na moją synową - stwierdziła opierając się wygodniej na krześle. 

- Jaki pech - wywróciłam oczami - no i jak my z tym będziemy żyć? A wiem będę mu uprzykrzać życie do końca naszych dni - również się oparłam.

Mierzyłyśmy się spojrzeniami, byłam w fatalnym humorze więc nie było opcji, żebym wykrzesała z siebie coś miłego. Po cichu liczyłam, że Kibie odechce się mnie do czegokolwiek zmuszać. 

- Mój syn zasługuje na duże lepszą żonę niż na takie barachło. Kim ty w ogóle jesteś? Masz coś do zaoferowania oprócz wyglądu? 

- A pani cudowny synek, który zasługuje na więcej wybrał takie oto barachło - wskazałam na siebie. - A co on tak w ogóle ze złota, że taki cenny? Czy synuś mamusi na cycusiu jeszcze? Mam być szczera? Bierz go pani w cholerę i wszyscy zadowoleni - burknęłam całkiem już nad sobą nie panując. 

Tsume chyba przez moment chciała mnie zabić, bo jej spojrzenie mówiło samo za siebie. 

- Natychmiast przeproś - Kiba się wściekł a przecież mówiłam, że nie chce iść. 

- Nie.

- Przeproś - wysyczał. 

- Posłuchaj ja do tej pory chyba za lekko cie traktowałam ale jeszcze chwila a się doigrasz - warknęłam na niego wychylając się w jego stronę. - Mówiłam, że nie chce nigdzie iść a ty się uparłeś więc masz o co prosiłeś! 

- Ty...! - Kiba zrobił się czerwony ze złości i wyglądał jakby zaraz miał mnie wyrzucić za drzwi a ja tylko na to czekałam.

Usłyszałam klaskanie i śmiech, ale taki czysty jakby spontaniczny. Spojrzałam na roztrzepaną kobietę, która teraz się uśmiechała i patrzyła na mnie z zachwytem. 

- Podobasz mi się lalka - uśmiechnęła się do mnie - masz ikrę! Synu jestem dumna - wstała by położyć mu dłoń na ramieniu. 

Co jest grane?! To ja tu robię wszystko, żeby mnie kobieta znienawidziła a ona mnie zaakceptowała? Co za dziwna rodzina ....

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top