Rozdział 10

Gdy minął mi pierwszy szok odepchnęłam go mocno od siebie.

- Zwariowałeś?! Co ty sobie wyobrażasz?!

- Jak to co? Nikt mi nie powie, że swojej żony nie pocałowałem - zaśmiał się. - Akamaru chodź idziemy na zwiad a ty  mi tu grzecznie. Nie sprowadzaj żadnych gachów. Coś do jedzenia zrób - nie czekając na moją reakcję pobiegł w kierunku lasu.  

Menda nie myta... Jak zawsze się musi rządzić. Powlokłam się do małej kuchni zrobić coś na ząb. Standardowym swoim zwyczajem Kobo wdrapał  mi się na ramię, wędrując po moich ubraniach. jego ogon oplatał moją szyję. Jakoś nigdy mi to nie przeszkadzało, choć zapewne wyglądało to ohydnie. 

- Kobo co myślisz? - podałam mu trochę sera - po co komu te kobiety? panny? jakaś sekta? 

Szczur zajadał się żółtym plasterkiem i oczywiście nie zamierzał mi odpowiedzieć. 

- Trop urywa się w lesie o reszcie nic nie wiemy. - Zamyśliłam się - może ten ktoś lata albo ma ogromnego ptaka? 

Na słowo "ptak" Kobo zaczął piszczeć i rozgadać się na boki. 

- No nie ma tu żadnego, uspokój się - pogłaskałam go po futerku.

- Mam nadzieje, że umyłaś ręce zanim dotknęłaś jedzenia i teraz tez to zrobisz - usłyszałam głos szatyna za sobą.

- Kobo jest bardziej czysty niż ty - burknęłam. 

- To szczur, szkodnik.

- Ten szkodnik bierze kąpiel co najmniej raz w tygodniu i to z własnej woli.

- Nie chce, żeby był blisko jedzenia. Już mi wystarczy, że musi z nami spać a teraz jeszcze to. - warknął. Przypominał trochę  warczącego psa.

- Nie zmuszam Cie, żebyś z nami spał, podłoga zaprasza. - postawiłam na stole na szybko robione kanapki. 

Kiba nic na to nie odpowiedział tylko coś złowrogiego błysnęło mu w oku. Czyli więcej niż pewne, że się  zamierzał zemścić. nie musiałam długo czekać, by się o tym przekonać gdy weszłam wieczorem do sypialni - Akamaru leżał na łóżku. Cofnęłam się gwałtownie wpadając plecami na szatyna. 

- Coś nie tak? - wyminął mnie i wszedł do pokoju.

- Czemu ten pies leży na łóżku? - wyjąkałam.

-  Skoro twój szczur może to Akamaru tym bardziej - wzruszył ramionami.

- Zabierz go stąd - jęknęłam.

- Nie, dzisiaj śpi ze mną - uśmiechnął się wrednie.

- Kiba! - pisnęłam.

A ten tylko się uśmiechał. Nienawidzę o cokolwiek prosić więcej niż dwa razy, nie proszę po raz trzeci, nigdy tego nie robię. Zacisnęłam zęby i wychodząc zabrałam plecak stojący przy komodzie. Skoro taki jest to niech tak będzie jak chce. Będzie sobie spał ze swoim psem. Jest ciepło więc mogę spać na dworze. Kobo szedł zaraz za mną, jakby wiedział co zamierzam zrobić. Wybrałam wygodne miejsce tuż koło ścieżki, rozłożyłam śpiwór i weszłam do środka a Kobo ułożył się nad moim prawym ramieniem. 

Jeżeli myślał, że będę nie wiadomo jak prosić, żeby zabrał psa to się grubo mylił. Nie raz spałam na dworze i to bez jakiegokolwiek przykrycia więc nie przeszkadzała mi obecna sytuacja. Było i wygodni i ciepło więc nie miałam na co narzekać. 

- Co ty wyprawiasz? - Kiba zasłaniał mi w tym momencie gwiazdy. 

- Próbuje spać - spojrzałam mu w oczy.

- Chodź do środka, Akamaru już wyszedł - ruszył do domku a ja nie ruszyłam się z miejsca.  

- Dobranoc, ja śpię tutaj - ułożyłam się wygodniej.  

Już czułam nadchodzący sen gdy nagle przerzucił mnie sobie przez ramie i ruszył do sypialni. 

- Myślisz, że będę cie prosił nie wiadomo wile? - warknął rzucając mnie na łóżko. Położył się obok mnie i mocno przyciągnął do siebie - a teraz spij i nie próbuj się wyrywać jakoś nie jestem w nastroju na twoje fochy.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top