Prawa łapa Akamaru
Czego najbardziej nie lubię to spacery z dziećmi i mężem. Z samymi dziećmi mogę iść ale gdy jest z nami Kiba... Cyrk to mało powiedziane. Uczy chłopców tropienia w każdej wolnej chwili i to przeważnie na spacerach. Ganiają za wiewiórkami, ryją w poszukiwaniu kretów. Akamaru jest psem a tylko on spokojnie idzie obok mnie albo siedzi przy mnie gdy siedzę na ławce udając, że nie znam tej biegającej hałastry.
Wszystko wydawało się biec spokojnym trybem bez przeszkód. Chłopcy rośli jak na drożdżach i mieli już po pięć lat. Kiba jako jedyny chodził na misje, ja dalej uczyłam w szkole i rozleniwiłam się przez nic nie robienie. Na misji nie byłam już od ponad sześciu lat, więc nawet nie pamiętam jak to jest znów iść na żywią.
- Chodźmy na piknik! - krzyknął Kiba gdy tylko wszedł do domu.
- Tak! - chłopaki też byli entuzjastycznie nastawieni.
Ja się wolałam nie odzywać.
- Mamo, chodź będzie fajnie - powiedział mój młodszy syn Akira.
- Wolałabym nie - burknęłam wygodniej rozsiadając się na kanapie a zaraz obok położył się Akamaru.
- Mamo nie będziemy biegać za wiewiórkami - Kaoru zrobił maślane oczy.
- Prosimy! - zrobili zgodny chórek i posłali mi błagalne spojrzenia.
- Gracie nie czysto ... - westchnęłam - niech wam będzie, idę spakować koszyk.
Wyjęłam z szafy koszyk piknikowy i spakowałam do niego jedzenie oraz napoje. Włożyłam tam też krzyżówkę i przekąski dla Akamaru. Przygotowałam duży koc i jeden mniejszy, gdybym chciała na chwileczkę zmrużyć oko i obślinić kawałek dużego koca.
Chłopcy wesoło biegali po domu zbierając swoje ulubione zabawki by zabrać je ze sobą. Kiba stał oparty o futrynę i patrzył na mnie z uśmiechem.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - zapytałam podchodząc do niego.
- Uwierzysz, że już tyle lat jesteśmy ze sobą? - objął mnie w pasie i przyciągną do siebie.
- Jak ten czas leci najbardziej to po dzieciach widać - zaśmiałam się.
- Jeszcze nie dawno byliśmy na wspólnej misji a teraz... - potarł nosem o mój nos. - mamy młode.
- Dzieci - poprawiłam go.
Pocałował mnie. Uwielbiałam gdy łapał zębami moją dolną wargę a gdy to zrobił naparłam na niego całym ciałem.
- Fuuu Akira nie patrz - krzyknął Kaoru a my odskoczyliśmy od siebie.
Bliźniacy wzajemnie zakryli sobie oczy i zrobili kwaśne miny.
- Gotowi? - zapytał mój mąż.
- Tak - odpowiedzieli chórkiem.
Na szczęście Kiba wybrał bardzo dobre miejsce na piknik - polana w środku lasu. Cisza, spokój i zero wścibskich gapiów. Zobaczyć rodzinę Inuzuka na spacerze to jak wygrać darmowy bilet na spektakl komediowy.
Rozłożyliśmy koc na trawie i postawiliśmy przy nim kosz, który niósł na grzbiecie Akamaru. Moim mężczyźni pobiegli bawić się z ojcem a ja wraz z psem leżałam na kocu. Oparłam się wygodnie o bok Akamaru i rozwiązywałam krzyżówkę. Słyszałam ciche pochrapywanie pupila Kiby i mi samej zachciało się spać. Rozłożyłam drugi koc i się nim przykryłam. Wygodnie się ułożyłam na prawym boku i po chwili już mnie nie było.
Miałam dość przyjemny sen, chodziłam po łące wśród wysokiej trawy. Widziałam latające w kolo mnie barwne motyle, które podlatywały i muskały mnie delikatnie skrzydłami. Uczucie było niewyobrażalnie przyjemne i takie... realistyczne? Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą uśmiechniętą twarz Kiby. Po chwili zdałam sobie sprawę, że leże płasko na plecach na szatyn leży na mnie. Skrzydłami motyli okazały się zwinne palce męża, które gładziły moją skórę.
- Co robisz?
- Budzę cię - pocałował mnie krótko.
- Po co?
- Chciałem się przytulić i dostać buzi - potarł nosem o mój nos.
- Przecież już to zrobiłeś - burknęłam próbując go zepchnąć z siebie.
- Nie bądź taka skąpa - zaczął całować moją szyję i lekko ją podgryzać.
- Złaź ze mnie, dzieci nas zobaczą - rozglądnęłam się w poszukiwaniu chłopców ale nigdzie nie było ich widać ani słychać - gdzie oni są?
- Ćwiczą tropienie razem z Akamaru - wyszczerzył się szatyn.
Dopiero teraz zauważyłam, że moja futrzasta poduszka gdzieś wybyła.
- Obiecali, że nie będą ganiać wiewiórek - burknęłam.
Kiba znów mnie pocałował, jednocześnie wkładając mi rękę pod koszulkę.
- Owszem i tego nie robią - szepnął mi do ucha i złapał zębami płatek mojego ucha. - Ale o sarnach nic nie mówiłaś. - pocałował mnie czule i straciłam ochotę na dalsze konwersację oraz nabrałam ochotę na no innego.
Takie właśnie było życie z Kibą ... Zawsze kombinował tak by jego było na wierzchu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top