pieprzone uzależnienie
Właściwie nie wiedziałem co o tym myśleć. Całowaliśmy się, było zajebiście, chuj mi stanął, ale... Co dalej? Deku nie dał mi jasnej odpowiedzi na naszą relację. Nie miałem pojęcia czy chciał się tylko zaspokoić, czy może faktycznie zależało mu na czymś więcej. Posłuchałem Kirishimy i teraz byłem pewien, że chciałem mieć Deku tylko dla siebie.
To było chujowe, bo nie potrafiłem myśleć o niczym innym, niż o tej denerwującej omedze.
Ślicznej.
Może nalegał, abym spędzał z nim jak najwięcej czasu i w przeciągu jednej nocy od naszego pocałunku wysłał mi około stu wiadomości, abym tylko zwrócił na niego uwagę. Podobało mi się, że o mnie ubiegał, jednak wciąż bałem się, że to ruja przez niego przemawia.
Cóż... Nie pozostało mi nic innego, niż być szczęśliwym i czekać na to co się wydarzy.
Wszedłem do domu, a do moich nozdrzy dotarł specyficznie słodki zapach. Zmarszczyłem brwi i szybko zdjąłem buty, a plecak odłożyłem na komodę. Wszedłem w głąb domu. Szedłem za zapachem, a ten doprowadził mnie do kuchni. Uniosłem wysoko brwi, widząc przed sobą Deku całego upaćkanego mąką, który majstrował coś przy blaszce wypełnionej papilotkami na babeczki.
- Deku?
- Kacchan! Już jesteś! - spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko. - Twoja mama poprosiła mnie, abym zaopiekował się waszym psem.
- Ale ja nie mam psa.
- Faktycznie... Coś mi tutaj nie pasowało... - stwierdził i lekko przygryzł dolną wargę. - Nieważne. Robię babeczki.
- Robisz?
- No... Przynajmniej się staram. - zaśmiał się słodko i wziął blachę z jeszcze surowymi babeczkami po czym pochylił się do piekarnika. Miał na sobie bardzo krótkie spodenki, dlatego podczas skłonu podciągnęły się nieco, a moim oczom ukazały się soczyste pośladki.
Przełknąłem głośno ślinę, czując słodki stres przez omegę, na którą leciałem. Mimo to odważnie podszedłem do Deku i kiedy zamknął już piekarnik, złapałem go obiema dłońmi za biodra. Szybkim ruchem odkręciłem go o sto osiemdziesiąt stopni, aby stał ze mną twarzą w twarz.
- Kacchan! - pisnął i odruchowo położył dłonie na moim torsie. - T-to było... Gwałtowne. Wystarszyłeś mnie. - na jego policzki wpłynął uroczy rumieniec. Deku zawstydził się i odwrócił ode mnie wzrok.
- Nie przywitasz się?
- Przecież się przywitałem!
- Czyli to co robiliśmy ostatnio to była twoja ruja, tak?
- N-nie...
- I moja mama kazała pilnować ci mojego psa?
- N-nie do końca tak było.
- A jak było?
- Cóż... To nieistotne!
- Czyli nie pocałujesz mnie?
- Ty powinieneś pocałować mnie, Kacchan!
Cieszyłem się, że byliśmy zgodni co do naszej relacji. Całowanie na przywitanie było jednym z większym kroków do celu, który zamierzałem osiągnąć. Chciałem zdobyć Deku na własność, aby mieszaniec, ani żaden inny skurwysyn nie mógł nawet na niego spojrzeć.
Złapałem go za tył głowy i lekko ciągnąc go za włosy, złączyłem nasze usta. Zamknęliśmy oczy w tym samym momencie i zaczęliśmy powolny pocałunek na przywitanie. Ułożył dłoń na moim karku i zamruczał cicho, jak kot. Zsunął ją na mój tors i tam została na dłużej. Poczułem przyjemne dreszcze na swojej skórze, a w podbrzuszu jeszcze przyjemniejsze mrowienie. Do mojego nosa dotarł przyjemny zapach, przez który zrobiło mi się zdecydowanie gorąco. Poczułem lekki ruch w spodniach, a Deku jakby na ten sygnał docisnął swoje biodra do moich.
- Już jesteś mokry? - zamruczałem w jego wargi. Moje dłonie mimowolnie zjechały na jego zgrabne pośladki, po czym mocno za nie złapały. Były takie jędrne i zabawa z nimi była naprawdę przyjemna.
- Twoja wina! - burknął i schował twarz w moim torsie.
- Aż tak na ciebie działam?
- C-cóż... Najwidoczniej.
- Ustawiłeś za dużo stopni w piekarniku, jak na babeczki. W przeciągu kilku minut będzie z nich węgiel. - prychnąłem cicho.
- W takim razie dobrze, że ciebie mam. Ty będziesz gotować w naszym związku!
- Związku?
- J-jeżeli nam wyjdzie...
Przygryzłem lekko dolną wargę, po czym znów pocałowałem Deku. Nie wierzyłem, że to dzieje się naprawdę. Nie byłem tak szczęśliwy chyba nigdy, ale na pewno czułem tę słodką przyjemność po raz pierwszy. Odsunęliśmy się od siebie i spojrzeliśmy sobie w oczy. Deku roześmiał się i cmoknął mnie w policzek, po czym odsunął się ode mnie.
- To w ilu stopniach powinienem piec babeczki? - zapytał dość figlarnie i odwrócił się do mnie tyłem, aby pochylić się do piekarnika. Zmiejszył stopnie o pięćdziesiąt i spojrzał na mnie przez ramię. - Tyle jest w porządku?
- Idealnie. - oparłem się plecami o blat i objąłem spojrzeniem jego pośladki. - To jak znalazłeś się w moim domu, Deku? - zapytałem nieco rozbawiony całą sytuacją. Nie żebym narzekał, byłem zwyczajnie ciekawy.
- O-oh, cóż... Po prostu powiedziałem twojej mamie, że musimy sobie coś wyjaśnić, a ona nie chciała nam przeszkadzać i wyszła z domu. - złapał się za ramię i spojrzał w dół. - Długo cię nie było, a ja ze stresu zacząłem robić pierwszy raz w życiu babeczki... Nawet nie wiem czy będą zjadliwe. Chyba użyłem złej mąki.
- To wypierdolmy je i chodźmy coś zjeść na mieście. Stawiam.
- A-ale ja jestem... Zobacz jak wyglądam...
- Jebać to, Deku. Chodźmy się zabawić.
Deku spojrzał na mnie lekko skrzywiony, ale zaraz po tym uśmiechnął się do mnie czule i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Okej... Ale chcę twoją bluzę.
- Stoi.
*
- Nie sądziłem, że wolisz burgery od obiadu w restauracji, Deku.
- Jesteś zły, Kacchan?
- Raczej wdzięczny. Myślałem, że lubisz typowo romantyczne miejsca.
- Wystarczy mi... Spędzanie czasu z drugą osobą w komfortowych warunkach.
- Zapamiętam, aspołeczny nerdzie.
Spacerowaliśmy po rynku. Było dość chłodno, dlatego Deku po sam czubek nosa był ubrany w moją bluzę. Całą drogę trzymaliśmy się za ręce. To wyszło tak naturalnie, że nie wiedziałem, który z nas wyszedł z inicjatywą jako pierwszy. To było przyjemne trzymać jego filigranową dłoń. Czułem, że Deku jest całkowicie mój i nikt nie ma prawa go dotknąć. To w jakiś sposób uspokajało mnie jako alfę.
Po chwili staliśmy już pod miejscem z najlepszymi burgarmi w mieście. Wciągnąłem Deku do środka, nie puszczając jego dłoni. Zająłem miejsce z kanapą w rogu sali, bo ono wydało mi się najbardziej intymne ze wszystkich. Posadziłem Deku przy stoliku, a sam wyciągnąłem portfel z kieszeni z zamiarem złożenia zamówienia przy kasie.
- Tego co zawsze? - zapytałem, mając na myśli klasowy przysmak, czyli burgera z podwójną wołowiną i zajebiście pysznym, białym sosem. To właśnie tu często przychodziła część naszej klasy, zazwyczaj w piątki wieczorem na piwo i na tę wykurwistą kanapkę. Szkoła czasem dawała wszystkim po dupach, a ta buda ratowała nas przed samodestrukcją.
- Tak. - kiwnął głową. - I colę. - uśmiechnął się do mnie lekko i oparł łokieć na stoliku, a brodę na dłoni.
- Okej. Siedź tu i się nie ruszaj. Jeżeli ktoś cię zaczepi to mu wyjebię.
- J-jasne, Kacchan.
Ruszyłem w stronę kas, a że miałem farta i akurat nie było kolejki, złożyłem szybko zamówienie na dwa duże burgery z podwójną wołowiną do stolika numer siedem i mogłem wrócić do czekającego na mnie nerda. Jednak ręka na ramieniu skutecznie powstrzymała mnie przed powrotem do mojej omegi. Gwałtownie odwróciłem się, a mój wzrok spotkał się z twarzą Kirishimy.
- Bakubro! Co ty tutaj robisz? - roześmiał się głośno. - Mówiłeś, że spieszysz się po szkole... Jednak postanowiłeś wpaść?
- Nie do końca. - złapałem się za kark i potarłem go nerwowo. - Jestem z Deku... - mruknąłem i spojrzałem na niego porozumiewawczo.
- Super! Dosiądziemy się do was!
- Dosiądziecie?
Spojrzałem za plecy Kirishimy i ujrzałem grupkę osób z naszej klasy zajętych rozmową ze sobą. Otworzyłem szerzej oczy, bo nie chciałem aby ktokolwiek dowiedział się o tym, co jest między mną, a Deku. Najgorsze jednak było to, że wśród tej grupy znajdował się także mieszaniec. W jednej sekundzie nabrałem ochoty, aby mu mocno zakurwić. Byłem zazdrosny w chuj, szczególnie kiedy niedaleko znajdował się Deku.
- Co on tu robi, kurwa... - wywarczałem przez zaciśnięte zęby, patrząc morderczo w stronę tego skurwiela.
- Cóż... Mimo wszystko jest naszym przyjacielem.
- Kurwą, a nie przyjacielem. Lepiej niech stąd wypierdala, zanim go rozkurwię.
- Może on i Deku powinni pogadać...
- Po chuj?! Żeby się pogodzili?!
- Tak, Bakugo. Chcę sobie z nim wszystko wyjaśnić.
Spojrzałem w bok. Mieszaniec stał obok mnie, a po jego spojrzeniu było widać, że również nie jest zadowolony z mojej obecności. Impulsywnie chciałem do niego podejść, ale Kirishima mocno złapał mnie za ramię i nie miał zamiaru puścić. Posłał mi lekki uśmiech i poklepał mnie, zaraz po tym zabierając swoją dłoń.
- Potraktowałeś go, jak psa. Nie ma co tu wyjaśniać.
- A ty go jak dziwkę. Myślisz, że Deku będzie ci dawał na pstryknięcie palcami?
- Jak śmiesz...
- Lepiej się zamknij i nie wtrącaj się w to co jest między nami. Złamałeś zasadę. Zacząłeś kręcić z omegą swojego kumpla.
- O nie... To twoja omega przyszła do mnie, bo wyrzuciłeś ją jak popsutą zabawkę na śmietnik.
- Nie mów, że ty nigdy nie czułeś się źle po alkoholu. Nie chciałem, aby Deku widział mnie w takim stanie.
- Ej, chłopaki... Uspokójcie się... - wtrącił się Kirishima, stając między nami, ale to nie przeszkodziło mi w kontynuowaniu tej irytującej rozmowy.
- Czyli wolałeś, aby ktoś go wyruchał w dodatku bez jego zgody? Jakim ty jesteś alfą, do kurwy nędzy...
- A ty? Nie potrafiłeś trzymać łap przy sobie i zacząłeś dobierać się do omegi swojego przyjaciela.
- To on zaczął.
- Tak, jego ruja wiele tłumaczy.
- Skąd wiesz, że miał ruję?
- Nie ciężko było się domyśleć. - spojrzał na mnie w bardzo prowokujący sposób. Zmarszczył mocno brwi ze złości, a jego dłonie zacisnęły się w pięści. - Gdyby nie ruja na pewno nawet nie pomyślaby o czymś tak abstrakcyjnym, jak związek ze swoim dręczycielem.
- Nie wiesz jak jest więc lepiej się zamknij i spierdalaj, dopóki mam dobry humor.
- Może niech Izuku o tym zdecyduje.
Atmosfera cholernie zgęstniała. Odwróciłem się z stronę Deku, który nie widział całej sytuacji, bo siedział nosem w swoim notatniku i zawzięcie coś notował. Nie chciałem, aby mieszaniec się do niego zbliżał. Czułem zagrożenie, bo bałem się, że zabierze mi omegę. Byłem cholernie zazdrosny, czułem, że mogę rozszarpać tego skurwysyna tu i teraz. Nigdy nie czułem podobnego uczcia. Ono zwyczajnie bolało.
Deku nagle uniósł wzrok i otworzył szerzej oczy, widząc całe zamieszanie. Szybko wstał i podszedł do nas z nerwowym uśmiechem na ustach.
- Cześć... - powiedział cicho i spojrzał na dwóch niespodziewanych przybyszy.
- Siemka!
- Midoriya... - powiedział z pasją w głosie i złapał go za przedramię. - Bałem się, że nigdy więcej cię już nie zobaczę...
- D-dlaczego miało by się tak stać? - otworzył szerzej oczy, ale zaraz po tym zmarszczył brwi w geście niezrozumienia.
- Po prostu miałem taki sen.
- Czy ty jesteś naprawdę pierdolnięty?! - wrzasnąłem, chcąc podejść do tego dupka, ale Kirishima mnie zatrzymał, łapiąc mnie za ramię.
- Bro... Daj im pogadać. - odciągnął mnie od nich, prowadząc w głąb knajpy.
- Jeżeli oni mają razem gadać, to ja idę się napierdolić. - warknąłem.
- Jest aż tak źle? - zapytał troskliwie.
- Obawiam się, że ty tego nie zrozumiesz, skoro sam tego nie rozumiem. - powiedziałem już spokojniej i odwróciłem się przez ramię, aby spojrzeć na Deku.
Witał się ze wszystkimi i ciepło uśmiechał. Widząc, jak mieszaniec łapie go za rękę i wyciąga z lokalu na zewnątrz poczułem naprawdę duże wkurwienie, ale jeszcze większy smutek. To było dziwne, gorsze niż zazdrość i ból w połączeniu.
- Co się stało na tej imprezie, że tak reagujesz?
- Nie wiem... Wypiliśmy tego jednego łyka za dużo. Nic nie pamiętam, co się po tym działo.
- Może nie jest dobrze i to nie odpowiedni moment, ale... Cieszę się, że w końcu otworzyłeś się na uczucia, Bakugo. To zajebiście męskie ubiegać tak o swoją omegę!
- O nie, Kirishima... On nie jest mój.
- Jak to?
- I chyba właśnie to mnie tak niepokoi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top