nieciekawa sytuacja
Deku dostał rui.
Całe szczęście w tym tygodniu wziąłem samochód od ojca i mogłem szybko przetransportować nerda do jego domu. Byłem opanowany, w miarę opanowany, jego zapach wcale nie ułatwiał mi szybkiego działania. Był cały czerwony na twarzy, kurewsko słodki, jego ciało drżało. Prowadziłem go korytarzem i całe szczęście, że była właśnie lekcja, bo w innym wypadku z pewnością spotkalibyśmy kilka alf, którzy mogliby utrudnić nam wyjście ze szkoły.
Deku przylegał do mnie praktycznie całym ciałem, to było normalne, przecież przez swój stan potrzebował bliskości, bardzo dużo bliskości. Był całkiem spokojny, jak na pierwszą ruję. Nie płakał, nie dramatyzował, nie piszczał o zachciankach. Po prostu dał się prowadzić i z całych sił starał się trzymać na nogach.
Nie myślałem o tym, że Deku to najbardziej irytująca osoba, jaka istnieje. Chciałem mu pomóc. Nawet taki dupek, jak ja nie lubił kiedy komuś niewinnemu działa się krzywda. Obiecałem mu też, że będę go chronić, tak samo jak Kirishima. Zawsze dotrzymywałem słowa i tym razem też miałem taki zamiar.
- K-kacchan... - szepnął Deku, kiedy byliśmy przed schodami. Zaparł się na mnie mocno, a ja spojrzałem na jego buzię. - N-nie mogę dalej...
- Oi, Deku, jeszcze kawałek.
- M-mój brzuch... - jęknął i mocniej do mnie przylgnął. - N-nie mogę...
- Zaraz będziesz w domu i weźmiesz prochy. - starałem się go uspokoić, ale byłem w tym naprawdę słaby. - Położysz się i pójdziesz spać.
Kolana nerda ugięły się całkowicie, ale zdążyłem go złapać i uniknął upadku na zimną i twardą podłogę. Nie był w stanie iść. Potrzebował prochów na już, bo było z nim coraz gorzej. Pierwsza ruja miała to do siebie, że jej objawy były bardzo silne i omegi często nie potrafiły poradzić sobie z nią same. Deku zdecydowanie należał do tej grupy. Ledwo kontaktował i nie kontrolował nawet trochę swojego ciała.
- Trzymaj to. - podałem mu jego torbę, a on niezdarnie ją złapał. - Połóż ją na swoim brzuchu.
- C-co? Kacchan? - spojrzał na mnie pytająco.
Schyliłem się i jedną ręką złapałem go pod plecami, a drugą pod kolanami, po czym powoli, ale sprawni podniosłem go. On jęknął zaskoczony i zacisnął pięść na mojej koszulce, jakby bał się, że zaraz go puszczę. Nie było takiej opcji, był zbyt lekki, a ja za mocno wyciskałem na siłowni. Schował twarz w moim torsie i znów cicho jęknął.
- Kurwa... - powiedziałem pod nosem, bo przez jego głos zrobiło mi się zdecydowanie za ciepło.
Zacząłem kierować się w stronę parkingu za szkołą. Szybko znaleźliśmy się obok samochodu, bo stał dość blisko. Postawiłem nerds na ziemi, a potem pomogłem wsiąść do środka, otwierając mu przy tym drzwi. Zapiąłem mu pasy, a potem obszedłem samochód by zająć miejsce kierowcy. Od razu włożyłem klucze do stacyjki i szybko wyjechałem z terenu szkoły.
- K-kacchan, masz prawo jazdy? - zapytał i złapał się za ramię, zaraz po tym podkulając nogi do klatki piersiowej, przez co postawił je na siedzeniu.
- Mam. - mruknąłem cicho, skupiając się na drodze. - Jestem najstarszy w klasie. Zapomniałeś?
- Nie, po prostu... tak szybko udało ci się je zrobić.
- Ciężko pracowałem.
- To takie imponujące, Kacchan.
Uniosłem brew i spojrzałem na niego kątem oka. Patrzył na mnie dużymi oczami, które cholernie lśniły i gryzł wargę. To nie był dobry znak. Jego ruja zżerała mu mózg, a mi puszczały hamulce i to nie te w samochodzie.
Skręciłem w ulicę, przy której mieszkaliśmy. Droga do szkoły samochodem zajmowała dosłownie pięć minut. Była bardzo blisko. Mieszkanie w akademiku było z niewiadomych przyczyn wymogiem, jeżeli chciało się uczęszczać do tego liceum, ale nikt nie narzekał. Często robiliśmy sobie imprezy w środku tygodnia, bo ściany w naszych pokojach były tak grube, że nie było szans żeby ktokolwiek mógł nas usłyszeć, a nasz wychowawca i inni nauczyciele nocowali w budynku obok.
Zaparkowałem przy bramie jego bloku, który znajdował się dosłownie obok mojego domu. Szybko wysiadłem z auta i znów wziąłem Deku na ręce. Przytulił się do mnie znacznie mocniej, a jego ciało zaczęło drżeć. Wszedłem do środka, wpisując kod przy domofonie. Fartem winda akurat była na dole, dlatego od razu do niej wsiedliśmy.
- K-kacchan boli mnie brzuch. - wyjęczał w moje ramię i zacisnął dłoń na mojej koszulce.
- Cicho, kurwa. Zaraz dam ci prochy.
- K-kacchan, ale nie odsuwaj się... To takie dziwne. Czuję się podle. Jakbym był zwierzęciem bez rozumu.
- Nawet nie wiesz, jak to cholernie seksowne. - powiedziałem bardziej do siebie, niż do niego i zacisnąłem szczękę. Jego zapach zrobił się zbyt nieznośny, a to że dotykał mnie całym ciałem i przytulał się do mnie było jeszcze gorsze.
- N-nie rozumiem.
- Zrozumiałbyś gdyby ten mieszaniec był teraz przy tobie. - winda otworzyła się, a ja pokierowałem się do mieszkania Deku, które znajdowało się na końcu korytarza. Otworzył drzwi i oboje po chwili już byliśmy w środku.
Zaniosłem go do jego pokoju i położyłem na łóżku. Nie chciałem na niego patrzeć, może byłem opanowaną alfą, ale czułem, że sam muszę wziąć coś na uspokojenie.
- Gdzie macie lekarstwa?
- W k-kuchni w szafce na rogu. - wyjęczał i wcisnął twarz w poduszkę.
Sięgnąłem do swojej torby po leki uspokajające, bo czułem, że dłużej mogę już nie wytrzymać. Zapach Deku był kurewsko piękny i coraz bardziej miałem ochotę przekroczyć obiecaną sobię granicę. Tak, chciałem po prostu go przelecieć, a nawet nie miałem gumek.
Poszedłem do kuchni i od razu znalazłem się przy szafce, o której mówił nerd. Otworzyłem ją, a kiedy znalazłem odpowiednie leki, wróciłem do jego pokoju. Sięgnąłem po butelkę wody, która stała na jego biurku i połknąłem swoje tabletki, a potem wcisnąłem mu do ręki jego porcję razem z wodą.
- Twoje prochy i rozkurczowe na brzuch. Zjedz.
- Dziękuję, Kacchan. - usiadł i szybko zażył leki, zaraz po tym oddając mi butelkę, którą odłożyłem na biurko.
Usiadłem na krześle obrotowym i odetchnąłem z ulgą. Czułem, jak powoli się uspokajam, a zapach Deku już tak bardzo mnie nie drażnił. Spojrzałem na niego. Też wyglądał spokojniej. Leżał bardziej swobodnie, ale dalej był skulony w kulkę. Jego oddech się uspokoił. Te prochy miały naprawdę szybkie działanie.
- Lepiej ci, Deku? - zapytałem, nie odrywając od niego swojego wzorku.
- Tak, ale...
- Ale?
- Mam ochotę na czekoladowe lody i misiożelki, Kacchan.
- Żartujesz sobie?
- I czipsy paprykowe.
- Myślisz, że znalazłeś sobie jebanego posłańca?
- Kacchan... I cola! - jęknął i przekręcił się na brzuch. Spojrzał na mnie dużymi oczami i już wiedziałem, że nie będę w stanie mu się sprzeciwić. Wykorzystywał swoją ruję przeciwko mnie. Przecież byłem alfą i w tym stanie mógł bez większego wysiłku owinąć mnie sobie wokół palca.
- Kurwa! - wrzasnąłem i poderwałem się na równe nogi. - Jeb się, Deku! - krzyczałem dalej, ale mimo to wyjąłem portfel z torby i włożyłem go do tylniej kieszeni spodni. - Jak wrócę z tego jebanego sklepu to cię zabije, durny nerdzie!
- T-tak! - pisnął ze strachu. - Ale szybko, Kacchan, proszę!
- Już zapierdalam!
*
- W tym twoim monopolowym nie ma jebanych czekoladowych lodów.
- Jak to?
- Tak to, kurwa!
- Kacchan, ale ja bardzo chcę te lody.
- Jeb się, kurwa!
Rozmawiałem z Deku przez telefon. W moim koszyku znajdowało się wszystko czego chciał nerd, oprócz tych je jebanych czekoladowych lodów i paczka fajek dla mnie, o które poprosiłem wcześniej przy kasie. Były wszystkie smaki, nawet limonkowe, ale czekoladowych ni chuja. Miałem ochotę rozpierdolić tę lodówkę chyba jeszcze bardziej, niż nerda. Może sklep znajdował się na osiedlu i szedłem do niego raptem pięć minut, ale nie byłem chłopcem na posyłki.
- Proszę, Kacchan!
- Zamknij się na chwilę! - wrzasnąłem do telefonu i wrzuciłem go do kieszeni spodni, nie przerywając połączenia.
Deku coś gadał, ale nie przejąłem się tym. Otworzyłem zamrażarkę i praktycznie w niej zanurkowałem, aby znaleźć te jebane czekoladowe lody. Przełożyłem wszystkie opakowania i znalazłem je. Były na samym dnie, jako ostatnia paczka. Wyjąłem smartfona z kieszeni i z powrotem przyłożyłem go do ucha.
- Dobra są. - mruknąłem teraz spokojnie i pokierowałem się w stronę kas, biorąc po drodze jeszcze jedną butelkę coli. Momentalnie się uspokoiłem, właściwie to dobrze, bo nie lubiłem się złościć.
- Naprawdę?
- Ta. Doceń moje poświęcenie.
- To wracaj szybko!
- Jasne. - przewróciłem oczami. - Nara, nerdzie. - rozłączyłem się i wrzuciłem telefon do kieszeni.
Podszedłem do kasy i zapłaciłem za zakupy. Kujon robił mnie na kasę, gdybym był omegą też wykorzystywałbym swoją ruję przeciwko alfą w ten sposób. To była cholernie skurwysyńska, ale dobra zagrywka.
Wyszedłem ze sklepu i wróciłem do bloku, w którym mieszkał Deku. Szybko znalazłem się w windzie, a już chwilę później otwierałem drzwi wejściowe od jego mieszkania. Zdjąłem buty, a klucze rzuciłem na komodę, która znajdowała się przy wyjściu. Ruszyłem do pokoju Deku, a gdy przekroczyłem jego próg i zobaczyłem co robi, uniosłem jedną brew. Nie robił nic dziwnego, ale byłem zdziwiony, że w tak krótkim odstępie czasu, tak znacznie poprawił się jego stan. Owinął się w kocyk i przeglądał facebooka na laptopie. Gryzł wargę i pisał z kimś, cicho się przy tym śmiejąc. Jego zapach był tak zachęcający, że nie mogłem się na niego złościć. Znów był dla mnie słodki, ale proszki działały, bo nie chciałem się bzykać tak bardzo jak wcześniej.
Deku nie zauważył mnie. Przewróciłem oczami, czując lekką irytację. Czułem się, jak pantofel, który słucha się swojej omegi, jak piesek. Nie byłem pantoflem, a Deku nie był moją omegą. Wykorzystał swoją ruję przeciwko mnie i... Zwyczajnie się wkurwiłem.
- Skoro tak przednio się bawisz sam zjem całe lody.
- Kacchan! - Deku ucieszył się na mój widok. Od razu zamknął laptopa i odstawił go na bok, wbijając we mnie swoje zielone oczy.
- Masz. - podałem mu reklamówkę z zakupami, wyciągając z niej wcześniej swoje Marlboro.
- Dziękuję, Kacchan! - ucieszył się, jak dziecko, posyłając mi jeden ze swoich najsłodszych uśmiechów. - Jesteś kochany! - od razu wyciągnął litrowy pojemnik z lodami i łopatkę, którą przy okazji wziąłem przy kasie.
- Wal się. - otworzyłem okno i oparłem się o parapet. Odpaliłem jednego papierosa i na nic nie czekając zaciągnąłem się. Od razu poczułem, jak stres i złość dzisiejszego dnia ze mnie schodzą. Deku był już bezpieczny, oboje byliśmy spokojni i udało mi się kupić te gówniane lody.
- Kacchan, palenie jest niezdrowe.
- Zamknij się. Tak mnie wkurwiłeś, że musiałem zapalić tego papierosa. Ciągle ci powtarzałem, że powinieneś siedzieć na dupie w domu.
- W-wiem... Powinienem cię posłuchać. - zagryzł wargę i spuścił wzrok. Po chwili otworzył opakowanie lodów i zaczął je jeść, a na jego usta znów wrócił uśmiech. - Nie wiedziałem, że to takie... Dziwne.
- Co dziwne? - uniosłem brew.
- N-no ruja.
- Każda omega ją ma. - wzruszyłem ramionami i wyrzuciłem niedopałek za okno. Od razu wyjąłem drugiego papierosa i odpaliłem go, zaczynając znów palić. - To normalne, że chce ci się ruchać. - powiedziałem trzymając go w ustach, bo moje ręce były zajęte chowaniem zapalniczki do kieszeni spodni.
- To było takie kojące kiedy mnie dotykałeś. - powiedział, lekko się rumieniąc i wsunął porcję lodów do ust. - A teraz czuję, że gdybym wstał mógłbym się przewrócić. Jestem jakiś dziwnie zmęczony, ale to w zasadzie nie jest zmęczenie. To tak jakby moje ciało nie chciało się słuchać i...
- Bo chce się ruchać. Dostałeś prochy na uspokojenie i cię ogłupiły. - wzruszyłem ramionami. - Dlatego omegi mają siedzieć w domu podczas rui i raz w miesiącu mają zwolnienie ze szkoły, albo pracy na tydzień.
- To zawstydzające... - sięgnął po żelki i otworzył je. Wysypał całą paczkę do lodów, a ja tylko uniosłem brew. Nigdy nie miałem takich zachcianek, dlatego w ogóle nie rozumiałem takiego połączenie, ale nie komentowałem. Byłem wyrozumiały dla omeg z rują, w końcu to był dla nich ciężki okres.
- Potem będzie lepiej. - zamknąłem okno, wcześniej wyrzucając za nie niedopałek. - Jak już będziesz z mieszańcem ruja stanie się łatwiejsza i to nie będzie dla ciebie temat tabu. - usiadłem na krześle obrotowym, stojącym obok łóżka Deku i założyłem nogę na nogę.
- A ty, Kacchan? - jego policzki stały się lekko czerwone. - Masz kogoś?
-A co ty taki, kurwa, ciekawy?
- B-bo masz doświadczenie. Wszystko co robiliśmy... Było takie przyjemne.
- Nie sądzę, aby twój kochaś dorastał mi do pięt. Jest spiętą dupą. Nie zagwarantuję ci, że będzie ci z nim tak dobrze, jak ze mną.
- N-nie chodziło mi o to, Kacchan... - zagryzł wargę i spuścił wzrok. - Chciałem tylko zapytać dlaczego jesteś... W tych sprawach... Tak dobry?
- Bo to ja. - prychnąłem, będąc naprawdę dumnym z siebie. W końcu niecodziennie omegi prawiły mi takie komplementy, może nieświadomie, ale wciąż komplementy.
Deku spojrzał na mnie nieco zaskoczony i roześmiał się po chwili, wkładając zaraz po tym łyżkę z lodami i żelkiem do ust. Nadal nie mogłem zrozumieć, jak można jeść takie połączenie, dlatego moja mina była dość skrzywiona.
- Może obejrzymy jakiś film, Kacchan? - zaproponował nagle i znów otworzył laptopa.
- Nie. Będę się zbierać. Proszki mogą niedługo przestać działać.
- Zostawisz mnie samego?
- No? Zawsze mogę przywlec tu mieszańca.
- N-nie jestem gotowy, aby się kochać. - oblizał usta i spojrzał w dół. - Poza tym on jest na mnie wściekły. Mam nadzieję, że jak z nim pogadasz to mi wybaczy.
- A jak nie to znajdziesz innego. Tyle alf teraz na ciebie leci, że to nie będzie trudne.
- Wcale nie. - burknął, jak bachor.
- Wyładniałeś i w końcu stałeś się prawdziwą omegą, która może kusić alfy. Owszem, tak. - przewróciłem oczami i wstałem z krzesła. - Idę, Deku. Znów zaczynasz zbyt ładnie pachnieć.
- Kacchan, ale mam jeszcze tyle pytań!
- Istnieje coś takiego jak facebook, kujonie. - zarzuciłem swoją torbę na ramię i przeczesałem włosy ręką. - Zadzwonię do ciebie jutro.
- W jakiej sprawie?
- Kontrolnie. Siedź na dupie i nie wyłaź z domu. I powiedz swojej mamie co się dzisiaj wydarzyło.
- O-okej. - zagryzł wargę. - To imponujące, że jesteś taki opiekuńczy.
- Nie jestem.
- I że wszystko potrafisz załatwić i zrobić, jak trzeba.
- Temu nie mogę zaprzeczyć.
- Kacchan, ale przyniesiesz mi jutro notatki po lekcjach?
- Ta. - burknąłem i złapałem za klamkę od drzwi pokoju Deku. - Jeszcze jakieś życzenia?
- Chyba nie...
- To nara, kujonie.
----
Mam nadzieję, że się podobało, bobaski <33
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top