koniec...?
- Bro... Chyba już wystarczy.
- Nic mi nie będzie, kurwa...
Minęły dwie godziny, a Deku dalej nie wracał. Nie miałem pojęcia, który już kufel piwa piłem, ale zdecydowanie przesadziłem. Ledwo siedziałem i gdyby nie Kirishima już dawno leżałbym na stole, ucinając sobie alkoholiczną drzemkę. Dodatkowo dobijał mnie widok, siedzącego na przeciwko mnie Denkiego, który ciągle przytulał się ze swoim alfą i śmiał się do bólu, kiedy on szeptał mu do ucha jakieś czułości. Na resztę osób nie zwracałem większej uwagi, po prostu gadali o ważnych sprawach i pili, wtapiając się dla mnie w otoczenie. Nie obchodziło mnie nic innego, niż powrót Deku. Błagałem los o trochę przychylności, bo bałem się, że on wybierze mieszańca. Todorki może wydawał się głupi i prosty, ale potrafi być cwany szczególnie wtedy, kiedy czegoś chciał.
Wszystko wokół wirowało, ledwo widziałem, a w jeszcze gorszym stanie był mój żołądek, który chciał zwrócić całą swoją zawartość. Naprawdę zrobiło mi się źle i miałem ochotę rzygać, ale niepokój o moje życie miłosne powodował choć częściowe otrzeźwienie. Byłem pijany w cholernie zły sposób - czułem się źle w chuj i ani trochę się nie wyluzowałem. Czyli w zasadzie alkohol zamiast mi pomóc, pogorszył tylko mój stan o złe samopoczucie.
Kirishima złapał mnie pod pachę i zaczął ciągnąć do łazienki. Najwidoczniej wiedział już kiedy jest ze mną bardzo źle i czego najbardziej mi trzeba, kiedy przesadzałem z alkoholem. Dwóch palców i czystego kibla. Całe szczęście w naszej ulubionej budzie z hamburgerami dobrze dbali o schludny wygląd toalet, co więcej były tu nawet prysznice, ale chyba nikt nigdy z nich nie skorzystał, no chyba że ktoś tak pijany, jak ja.
Oparłem się obiema dłońmi o umywalkę, czując zbliżające się wymioty w ustach.
- Bro, będziesz rzygać? - zapytał Kirishima i złapał mnie za ramię.
- Chyba... Nie wiem, kurwa.
- Zamówię taksówkę, ale najpierw musisz poczuć się lepiej. Byłoby słabo gdybyś zarzygał siedzenia.
- Ta... - parsknąłem śmiechem. - To prawda. - mruknąłem i zamknąłem oczy, opierając się czołem o przyjemnie zimną krawędź umywalki. - Muszę tak chwilę postać...
- Jasne... Przynieść ci zimnej wody, stary?
- Ta z kranu wystarczy.
- Okej.
- Przepraszam, że przeze mnie nie możesz się bawić z resztą. - powiedziałem nagle. Zrobiłem się wylewny, ale to chyba dlatego, bo miałem wrażenie, że zaraz umrę, a przynajmniej tego chciałem w tej chwili. Było mi tak źle, że nie miałem siły otworzyć oczu. Chciało mi się wymiotować i jeszcze cholernie kręciło mi się w głowie.
- No co ty, bro... Jesteś dla mnie ważniejszy, niż jakaś zabawa. Nie przepraszaj. Rozumiem cię.
- Kurwa... Jesteś najlepszym przyjacielem, Kirishima. - wyznałem i poczułem, jak uginają się pode mną nogi, jednak mimo to dalej stałem.
- Ty też, bro...
- Nie, ja jestem chujowy. Boje się, że się zakochałem.
- W Deku?
- Ta..
- Od jednego pocałunku jeszcze nikt się nie zakochał...
- Całowaliśmy się dziś... Wczoraj. Ciągle się całujemy.
- Więc... To zaszło aż tak daleko...
- Ta... Kazałeś mi się otworzyć na uczucia i to zrobiłem. To była najlepsza rada, jaką otrzymałem w życiu. Jest zajebiście. Gdyby tylko nie było tego skurwysyna Todorokiego... Deku już dawno by był mój. - mówiłem dość niewyraźnie. - A może kocham go od zawsze? Może to na to się otworzyłem... Miłość jest posrana. Chcę znów być sam, ruchać bez zobowiązań i się bawić.
- Ale Midoriya jest ważniejszy od tego wszystkiego?
- I to w chuj ważniejszy, Kirishima. Ja pierdole... Pojebało mnie?
- N... nie. No co ty, Bakubro...
- Wiem, że tak. - przerwałem mu. - Kurwa... Związki są... Wszystko jest beznadziejne. Tylko ty jesteś zajebistym przyjacielem. - wymamrotałem i uklęknąłem przed umywalką, ale wciąż trzymałem się jej brzegów. - O kurwa... Słabo mi.
- Spokojnie, Bakubro... Zajmę się tobą.
*
Obudził mnie cholernie mocny ból głowy. Miałem ochotę znów zasnąć, a najlepiej umrzeć, bo czułem się chujowo na potęgę. Do stanu świadomości doprowadziła mnie dłoń, czule gładząca mój tors. Otworzyłem oczy i ujrzałem sufit. To był ewidentnie mój pokój.
- Co jest, kurwa... - wymamrotałem i spojrzałem w bok.
- Kacchan...
Deku siedział obok mnie i głaskał mnie, kiedy spałem. Otworzyłem szerzej oczy, nie do końca rozumiejąc co właśnie się dzieje. On uśmiechnął się do mnie czule i wziął do rąk szklankę z wodą i białą tabletkę.
- Zjedz i wypij wszystko. To elektrolity. - powiedział w bardzo czuły sposób i podał mi obie te rzeczy.
Spojrzałem na niego podjerzliwie, bo nie rozumiałem co tu się dzieje. Z wypadu wczorajszego dnia pamiętałem tylko tyle, że nieźle się upiłem, a to ja trafiłem do swojego pokoju pozostawało zagadką.
Wykonałem jego polecenie i dopiero teraz uświadomiłem sobie, że Deku jest przy mnie.
- Co ty tu robisz? - zapytałem zdezorientowany. - Przecież...
- Shh... Nic nie mów. Po prostu odpocznij. - położył palec na moich ustach, a zaraz po tym pogładził mój policzek. - Odpocznij.
- Ale co z Todorokim? - zapytałem od razu i mimo mocnego bólu głowy podniosłem się do siadu, patrząc mu głęboko w oczy.
- Powiedziałem mu, że... To koniec. - uśmiechnął się do mnie szeroko. - Nie jest zły. Szanuję moja decyzję i to, że chcę... Ciebie, Kacchan. - przygryzł dolną wargę i odwrócił ode mnie wzrok. - Powiedział, że będzie na mnie czekać.
- Nie doczeka się.
- Tak?
- Na pewno.
Deku zaczął się słodko śmiać i ewidentnie nie wiedział co zrobić z dłońmi. Nie rozumiałem dlaczego ten kujon kłopotał się przy mnie, aż tak bardzo... Ale to było urocze.
- Potem... Kiedy do ciebie wróciłem byłeś pijany i w sumie nie było z tobą kontaktu. Kirishima zamówił ci taksówkę i oboje odstawiliśmy cię do domu. Twoja mama powiedziała, żebym został na noc i zaopiekował się tobą, bo twoi rodzice jechali akurat na weekend na działkę. Pościeliła mi w salonie i... Grałem trochę na twojej konsoli.
- Oh...
- I zamówiłem sobie pizze z twojego kieszonkowego, bo twoja mama dała mi twoja kartę i powiedziała, że mogę kupić sobie to co chcę.
- Hm... Okej.
- No i nie było w apteczce przeciwbólowych, więc poszedłem do apteki, ale po drodze zahaczyłem też o sklep i kupiłem nam śniadanie.
- Śniadanie?
- W piekarni sprzedawali świeżo wypieczone drożdżówki... Jakoś nie mogłem się oprzeć.
- Dzięki, że tak się mną opiekujesz...
- Nie dziękuj! Najważniejsze jest teraz to, abyś poczuł się lepiej.
- Już mi jest lepiej.
- Połóż się i odpocznij, Kacchan. - złapał mnie delikatnie za tors i naparł na niego, zmuszając mnie abym się położył.
Złapałem go za nadgarstki i pociągnąłem go mocno w swoją stronę.
- Kacchan! - krzyknął zaskoczony i upadł na mnie. Nasze klatki piersiowe stykały się ze sobą, podobnie jak biodra. To było cholernie dobre czuć go znów przy sobie.
- Poleżę, jeżeli poleżysz ze mną. - wymruczałem do jego ucha, a moje dłonie powędrowały na jego biodra. Przytuliłem go delikatnie i przeturlałem tak, aby to on leżał na plecach. Ułożyłem wygodnie głowę na jego klatce piersiowej i zamknąłem oczy. Zrobiło mi się tak przyjemnie, że byłem gotowy usnąć w sekundę.
- Kacchan...
- Czyli mamy wolny dom na weekend?
- N-no tak... - mruknął cicho i wplątał dłoń w moje włosy. Zaczął mnie delikatnie drapać po głowie, na co zamruczałem z przyjemności. - Mama powiedziała, żebyśmy przyszli na obiad... Zrobi nam te naleśniki co kiedyś...
- Zajebiście. Naleśniki twojej mamy po zabawie z tobą na placu zabaw smakowały najlepiej.
- Tak... Teraz też będą pyszne.
- Nie wątpię. W końcu też możemy się pobawić, ale w trochę inny sposób.
- Kacchan... Może potem, ale teraz odpocznij! - burknął jak dziecko i schował nos w moich włosach.
- Jasne... Jasne... - zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech.
Deku pocałował mnie czule w czoło i kontynuował głaskanie mnie po głowie. Było mi tak błogo, że byłem gotowy usnąć w przeciągu sekundy.
Ale właśnie teraz do mnie dotarło, że Deku wybrał mnie.
---
Podobało się? <3
Nie sprawdzałam i potem poprawie błędy :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top