ciężki dzień

Spóźniłem się na pierwszą lekcję, bo była duża kolejka w sklepiku szkolnym. Chciałem kupić sobie drożdżówkę, bo na stołówce podali chujowe śniadanie i nie mogłem tego zjeść. Zaczynaliśmy zajęcia o jedenastej, a mieliśmy skończyć o czternastej. Tak, tego dnia plan był ułożony w zajebisty sposób, ale za to w inne był przejebany.

Drzwi od sali były otwarte. Zmarszczyłem brwi i przeszedłem przez nie. Wszyscy siedzieli już na swoich miejscach, ale Aizawy nie było w środku. Przeszedłem przez próg, kierując się do swojej ławki. Nie za bardzo obchodziło mnie co się dzieje, nikt też nie zwrócił na mnie większej uwagi, bo każdy był zajęty gadaniem. Zająłem swoje miejsce i odwróciłem się chcąc powiesić swoją bluzę na oparciu krzesła.

- Cz-cześć, Kacchan.

Słysząc ten głos, otworzyłem szerzej oczy. Szybko spojrzałem przed siebie. Deku siedział na swoim miejscu, lekko się rumienił i patrzył mi prosto w oczy. Znieruchomiałem na chwilę, nie do końca rozumiejąc co się dzieje. Byłem pewny, że dzisiaj go nie będzie. Nie przygotowałem się psychicznie na nasze spotkanie po czułościach, jakie okazywaliśmy sobie na sobotniej imprezie. Wyprostowałem się i spojrzałem mu w oczy. Musiałem zachować spokój i wziąć to na klatę.

- Cześć, Deku. - odpowiedziałem cicho. - Nie miałeś być dopiero we wtorek? - uniosłem brwi. Byłem nieco zaskoczony jego obecnością, ale nie czułem takiego zirytowana, jak zawsze na jego widok.

- T-tak, ale... - przerwał i zagryzł wargę, odwracając wzrok.

Spojrzałem na jego usta i znów uniosłem brwi. Deku swoim zachowaniem dawał mi jasno do zrozumienia, że mu się podobam. O ile nie zachowywał się tak, jak zawsze, bo wcześniej prawie w ogóle nie zwracałem na niego uwagi.

- Ale co? - dopytywałem, nie odwracając od niego wzroku.

- Tylko nie mów nikomu. - powiedział cicho i spojrzał na mnie, oblizując usta. - Po prostu byłem pewien, że dostanę swojej pierwszej rui w tym tygodniu, ale jakoś... Przestał mnie boleć brzuch i zacząłem się lepiej czuć. Nie chciałem opuszczać lekcji.

- W sobotę miałeś tak silny zapach, jakbyś miał ją zaraz dostać.

- A-ale właśnie po tej imprezie mi się polepszyło. - jego policzki zrobiły się czerwone. Złapał się za ramię i znów zagryzł wargę. Drażniło mnie to, ale nie tak, jak zazwyczaj. Czułem, jakby się ze mną droczył, ale to zamiast mnie zniechęcać sprawiało, że chciałem brnąć w to dalej.

- Apropo imprezy, Deku... Musimy pogadać. - mruknąłem cicho, czując lekki stres na myśl o tej rozmowie. Nie miałem pojęcia jak miałbym ją zacząć, a tym bardziej ustalić co teraz między nami było. Nie chciałem pakować się w związek, ale postanowiłem zrobić tak, jak doradził mi Kirishima. Byłem w końcu prawdziwym i zajebistym alfą, który szanuje omegi, ich zdanie i uczucia. A przynajmniej taki właśnie chciałem być. W sekrecie zawsze podziwiałem Kirishimę za to, jak stosownie potrafił się zachować w niewygodnej sytuacji.

- Wiem. - odpowiedział od razu, patrząc mi głęboko w oczy. - Po lekcjach?

- Ta. - kiwnąłem głową. - Albo na wfie, jeżeli nie ćwiczysz.

- Okej, to na wfie. - uśmiechnął się do mnie lekko, mrużąc przy tym swoje oczy.

- Na wfie. - powtórzyłem i odwróciłem się od niego.

Oblizałem usta. Nie było mowy, że jego ruja oddaliła się w czasie. Ja ją czułem, kurwa, aż za dobrze. Schowałem swój uśmiech pod dłonią, bo nie mogłem się przed nim powstrzymać. Może Kirishima miał rację, że Deku sprawia, że jestem szczęśliwy, ale prawdziwą przyczyną mojego samopoczucia była jego ruja i ten cholernie słodki zapach. Był specyficzny i kręcił mnie w chuj. Kiedy go czułem miałem ochotę ostro  się pierdolić. Z jakąkolwiek omegą. Po prostu miałem przez niego ochotę na seks.

- K-kacchan! - zawołał mnie i dotknął moich pleców. Spiąłem mięśnie i zagryzłem wargę, czując jego palce. Był blisko rui i każdy jego dotyk bardzo mnie pobudzał. Nie powinien w ogóle pojawiać się w szkole.

Powoli odwróciłem się i spojrzałem na jego buzię. Patrzył na mnie dużymi oczami, a jego usta były rozchylone. Kurwa, był zbyt kuszący.

- Co chcesz? - mruknąłem cicho udając, że jestem całkowicie opanowany.

- Jeszcze... - zagryzł warge. - Masz może dodatkowy długopis, Kacchan? - zapytał niepewnie, a po chwili wyszczerzył zęby.

- Ta. - przewróciłem oczami. Sięgnąłem do torby i wyjąłem jeden z piórnika, kładąc go na jego ławce. Zrobiłem to specjalnie, aby przypadkiem nie dotknąć jego dłoni. - Masz.

- Dziękuję, Kacchan!

Spojrzałem na niego i jego zadowoloną buzie. Czułem jego zapach za dobrze. Klnąłem w myślach na to, że Deku musiał siedzieć tak blisko mnie. Miałem ochotę się przesiąść, ale tak naprawdę chciałem być jeszcze bliżej.

- C-coś się stało, Kacchan? - zapytał nerwowo, bo wgapiałem się w niego zdecydowanie za długo.

- Nie... Znaczy tak. Czuję w chuj twój zapach. - powiedziałem, nie spuszczając z niego wzroku. - Powinieneś zostać w domu.

- Ale naprawdę czuję się dobrze!

- Jestem alfą Deku. Ja wiem lepiej, kiedy dostaniesz rui.

- Todoroki nic nie czuł!

- Jestem od niego lepszy. - prychnąłem pogardliwie. - Mieszaniec nie dorasta mi do pięt. Pogadaj z Aizawą i jutro nie pokazuj się w szkole.

- Ale stracę lekcje!

- Przyniosę ci notatki. - przewróciłem oczami. - Przez większość czasu tak naprawdę nikt nie słucha pierdolenia nauczycieli. Myślę, że niewiele stracisz.

- Ale przecież jest sprawdzian z matematyki w środę.

- Zaliczenia to tylko formalność, kujonie.

- Ale Kacchan...

- No chyba, że wolisz zostać wyruchany w szkolnym kiblu przez jakiegoś zjeba, to rób co chcesz. - wzruszyłem ramionami.

Nie rozumiałem dlaczego tak bardzo przejmowałem się pierwszą rują Deku. Może przez tę obietnicę, którą złożyliśmy mu z Kirishimą na sobotniej imprezie? Przecież zagwarantowaliśmy mu, że w razie niebezpieczeństwa będziemy go bronić. W zasadzie właśnie to robiłem. Zapobiegałem nieszczęściu, które mogło się wydarzyć w każdej chwili.

- Dobrze, Kacchan. Posłucham cię. Ale pisz ładnie, żebym mógł cię rozczytać!

- Jasne.

Nagle usłyszeliśmy głośny huk. Drzwi od sali zamknęły się, a w środku zjawił się Aizawa. Wszyscy zamilkli, a ja odwróciłem się przodem do tablicy.

- Dzień dobry. - mruknął cicho, siadając na swoim miejscu.

Wyglądał schludniej, niż zazwyczaj. Jego włosy związane były z tyłu głowy, ale jego oczy były zmęczone, jak zawsze. Był ubrany w biały, luźny sweter i ciemne spodnie. Wyglądał dobrze, jak na siebie.

- Najpierw sprawdzę listę, a potem kontynuujemy zadania z poprzedniej lekcji.

*

Stałem oparty plecami o ścianę obok wejścia na halę, a Kirishima pierdolił jakieś głupoty z Kaminarim i Sero. Ciągle się śmiali, ale ja w ogóle ich nie słuchałem. Wzorkiem szukałem Deku, ale domyślałem się, że poszedł gdzieś z Pyzą, prawdopodobnie do kibla dla omeg. Może męskie omegi się nie malowały, ale dbały o wygląd zdecydowanie bardziej, niż męskie alfy.

- Ej, może spotkamy się u mnie w piątek i w coś pogramy na konsoli? Tata ma kupić nową Fifę w dniu premiery. - zaproponował Kirishima, a ja z niewiadomych przyczyn zacząłem go słuchać.

- Czad! Jestem za!

- Dla mnie spoko.

- Bakugo, przyjdziesz? - czerwonowłosy dźgnął mnie w bok.

- Nie gram w gry.

- No chodź! Jestem najlpeszy w Fifę! Nie pokonasz mnie! - Denki powiedział zbyt entuzjastycznie i lekko uderzył mnie w ramię.

- Chyba żartujesz. - prychnąłem. - Oczywiście, że to ja wygram. Zgniotę cię na miazgę, ty durny Pikachu! - w końcu trochę ożyłem i na chwilę przestałem rozmyślać o Deku i naszej rozmowie.

- Trzymam cię za słowo, Bakugo!

- Zginiesz, ty pierdolona ładowarko! - zrobiłem krok w stronę tego psa, a on szybko się cofnął. Wkurwiłem się w chuj, jak zawsze kiedy ktoś mnie prowokował. Kaminari był mistrzem denerwowania ludzi, ale mimo to i tak go lubiłem.

- Bakugo, spokojnie. Nie wściekaj się już. - Eijirou złapał mnie za ramię i lekko odciągnął w tył.

- Co kurwa?! Ciebie też mam rozjebać?!

- Raczej nie jestem zainteresowany rywalizacją z tobą. - roześmiał się i poklepał mnie. Jak zawsze doskonale mnie rozumiał, a moja złość w nawet najmniejszym stopniu na niego nie działała. Znał mnie i rozumiał, że mam bardzo mało cierpliwości do wszystkiego.

- I tak byś ze mną przegrał!

- K-kacchan... - nagle usłyszałem głos za sobą.

Odwróciłem się przez ramię i zobaczyłem Deku. Jakby w jednym momencie cała złość odeszła, od razu się uspokoiłem. On patrzył na mnie niepewnie, jego policzki były lekko rumiane. Wydawał się trochę zestresowany, może wystraszony. Czuł do mnie respekt od momentu kiedy okazało się, że jest omegą, a ja alfą. Potem byłem dla niego skurwysynem, ale tak naprawdę nie było dnia, abym nad nim nie czuwał. W końcu tylko ja miałem prawo mu dokuczać. Po prostu tak czułem.

- Deku...? - powiedziałem spokojnie, bardziej pytając. Nie spodziewałem się go tak wcześnie. Mieliśmy gadać, ale po przerwie.

- Byłem u pani od wf-u i pozwoliła nam pouczyć się na świetlicy. - spojrzał mi w oczy, a ja w tym momencie stanąłem przodem do niego.

- A... Okej. - uniosłem lekko brwi i podrapałem się po głowie.

- To chodźmy, Kacchan! - powiedział radośnie i złapał mnie za rękaw koszuli, po czym zaczął ciągnąć w stronę schodów.

Nie stawiałem oporów i dałem się prowadzić, zostawiając chłopaków samych. Dostrzegłem zaskoczone spojrzenie Kirishimy, który po chwili szeroko się uśmiechnął i zaczął się śmiać. Przewróciłem tylko oczami i już całkowicie odwróciłem się od nich, mając teraz w polu swojego widzenia tylko Deku.

- Miłej nauki! - krzyknął Sero, śmiejąc się przy tym.

- Chciałeś powiedzieć ,,przyjemnej", Sero! - Denki musiał dodać coś od siebie. Oczywiście nawiązywali do sobotniej imprezy i naszych czułości. Z pewnością myśleli, że ja i Deku ze sobą kręcimy, a w rzeczywistości tak nie było. Chyba, że kujon miał inne plany.

- Zamknąć ryje, kurwa! - krzyknąłem groźnie, ale Deku znów pociągnął mnie za rękaw i po prostu dałem mu się prowadzić.

Po chwili zadzwonił dzwonek oznaczający początek lekcji, a my udaliśmy się do świetlicy. To zawsze tam spędzaliśmy czas, kiedy nie było nauczyciela, ewentualnie chodziło się tam uczyć przed sprawdzianami.

Deku zaciągnął mnie na sam koniec sali, za jeden z wysokich regałów. Stał tam okrągły stolik z czterema krzesłami, przy którym od razu usiedliśmy. To było dobre miejsce do pogadania. Nie było nas widać, a obok nie było więcej miejsc, przy których ktoś mógłby usiąść. Intymnie i cicho, jednym słowem idealnie.

Siedzieliśmy na krzesłach na przeciwko siebie w bezpiecznej odległości. Gdyby ten kujon usiadł bliżej, zbyt intensywnie czułbym jego zapach. I tak czułem go mocno i ciężko było mi nad sobą panować, ale dawałem radę. Zmysł alfy nade mną nie panował, to ja panowałem nad nim.

Deku spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął. Zrobiło się trochę niezręcznie. Wyglądało na to, że ani ja, ani on nie wiedzieliśmy, jak zacząć temat.

- Więc... - odezwałem się jako pierwszy, opierając łokcie na stoliku. - Deku. Odpowiadaj mi szczerze.

- Nie potrafiłbym cię okłamać, Kacchan.

- Okej. - spojrzałem mu odważnie i wyzywająco w oczy. - Zapytam raz...

- Dobrze, Kacchan. - przygryzł lekko dolną wargę i złapał się za ramię.

- Podobam ci się? - powiedziałem szybko, nie odwracając od niego wzroku. Jego oczy otworzyły się szerzej, a sam on zrobił się cały czerwony. Między nami zapadła wkurwiająca cisza. Chciałem już znać odpowiedź i niecierpliwiłem się. - Deku, no mów. Nie będę zły. - powiedziałem tak spokojnie, jak potrafiłem w obawie, że kujon nie chce gadać, bo po prostu się mnie boi.

- K-kacchan... Zawsze mi się podobałeś. - powiedział cicho i znów zaczął gryźć swoją wargę. - Chyba... Jesteś jednym z najlepszych alf, których spotkałem w życiu.

- Jednym z najlepszych? Czyli jest ktoś jeszcze.

- N-no tak... Podobasz mi się, Kacchan, ale Todorki podoba mi się bardziej. - powiedział bardzo cicho. - I... I wszystko było na dobrej drodze. Prawdopodobnie bylibyśmy razem po tej imprezie, ale... On jest na mnie tak zły, że nie chce ze mną rozmawiać. - jego oczy zaszkliły się. - Wszyscy go pytają dlaczego się z tobą całowałem i pokazują mu zdjęcia. Nawet nie mogę mu nic wytłumaczyć, bo mnie unika. - po jego policzku pociekła łza. Spuścił głowę i starał się powstrzymać przed płaczem.

Zrobiło mi się go w chuj szkoda, ale czułem też kurewsko wielką złość. Wkurwiłem się na mieszańca. Wiedziałem, że ten cały incydent na imprezie to była też moja wina, ale w pierwszej kolejności tego gnoja. To on schlał się, jak świnia i zostawił Deku, kiedy wydzielał tak silny zapach, a wokół było w chuja napalonych alf.
Kujon się rozryczał. Miałem ochotę obić mordę tego pomieszanego skurwysyna. Skrzywdził go. Deku nie był sobą po alkoholu, a nadchodząca ruja mu tego nie ułatwiała. Potrzebował bliskości, a ja tylko znalazłem się pod ręką.

- Deku... - sięgnąłem po chusteczki do torby i podałem mu je. - Nie rycz. Pogadam z nim, a potem go zabiję.

- Naprawdę? - spojrzał na mnie dużymi oczami. - A jeżeli ciebie też nie będzie chciał słuchać?

- To posłucha mojej pięści.

- Kacchan, nie bij go! Przecież to moja wina!

- Nasza wina. - warknąłem. - Poza tym to on schlał się, jak świnia i cię zostawił.

- Każdy ma prawo się źle poczuć... - powiedział cicho.

- Pogadam z nim. A kiedy się do ciebie odezwie to zwal całą winę na mnie.

- A-ale to oszustwo. - pociągnął nosem, a kolejne łzy pociekły z jego oczu.

- W sumie nie. - wzruszyłem ramionami, uśmiechając się przebiegle. - Nie płacz już, Deku. - westchnąłem, drapiąc się po głowie. - Po prostu to załatwię.

- Ale bez użycia siły?

- Bez użycia siły.

- Dzi-dziękuję, Kacchan. - uśmiechnął się lekko i wydmuchał nos w chusteczkę, którą mu dałem. - Ale nie bądź dla niego... Straszny. - dodał. - I nie krzycz na niego, bo będzie cię ignorować.

- Jasne. - przewróciłem oczami. - Po prostu mi zaufaj.

- Ufam ci, Kacchan. - uśmiechnął się do mnie lekko, wycierając chusteczką łzy spod oczu. - Gdybym ci nie ufał nie dałbym ci się pocałować.

- Sprowokowałeś mnie i byłem pijany. Na trzeźwo nie tknął bym cię kijem. - prychnąłem i odwróciłem od niego wzrok, ale już po chwili znów patrzyłem na jego buzię. Byłem mało przekonujący, dlatego Deku uśmiechnął się na moje słowa.

Nie rozumiałem dlaczego, ale złoszczenie się na kujona tego dnia było naprawdę trudne. Byłem spokojny jak nigdy dotąd. Zawsze nasze rozmowy kończyły się kłótniami, a teraz zaoferowałem mu pomóc. Coś było nie tak, ale nie w zły sposób. Nie przeszkadzał mi taki stan rzeczy, może nawet pasował. W końcu nikt nie lubił się złościć, to było męczące, a mnie każda nawet najdrobniejsza rzecz potrafiła wyprowadzić z równowagi.

- Tak? - przygryzł swoją wargę i cicho się zaśmiał, jakby wyczuł, że kłamię. Bo kłamałem. Zbliżającą się ruja Deku za bardzo mnie prowokowała, kusiła i miałem ochotę go dotykać ciągle, chociażby jednym palcem.

- Tak, kurwa. - warknąłem cicho.

- W ogóle... - nagle zmienił temat. - Nie wiedziałem, że jesteś w tym takim dobry.

- W czym?

- No... W całowaniu... I przytulaniu... I też dobrze tańczysz, bardzo się troszczysz... - zaczął wymieniać, a jego słowa bardzo mi pochlebiały.

- Przynajmniej nie będziesz żałować pierwszego pocałunku, skoro było ci dobrze.

- Nie sądziłem, że kiedykolwiek będziemy robić takie rzeczy, Kacchan. To było miłe, kiedy byłeś dla mnie... Delikatny. - złapał się za ramię i spojrzał na mnie w taki sposób, jakby chciał ode mnie jakiejś konkretnej odpowiedzi.

- Po alkoholu mi odpierdala.

- To nie zmienia tego, że było mi przyjemnie.

- Oczekujesz czegoś? - zapytałem nagle.

Deku zachowywał się trochę inaczej, niż zazwyczaj. Był śmielszy i nie zawstydzał się z powodu dość intymnych rozmów. Nie wiedziałem o co mu chodzi, ale jego zachowanie wprowadzało mnie w ciekawość. Chciałem go cholernie rozgryźć, dlatego tak drążyłem temat.

- Hm... - położył palec na dolnej wardze i próbował udawać, że zastanawia się nad odpowiedzią. Znałem go i widziałem, że on już to wie. Tylko gra.

- Gadaj, Deku. - mruknąłem groźnie, chcąc wymusić na nim słowa, których tak bardzo byłem ciekaw.

- Nie wiem, ale byłoby fajnie gdybyś... Częściej był dla mnie taki.

- Nie ma mowy, kurwa!

- Ale... Przecież dzisiaj taki dla mnie jesteś!

- Chciałem posłuchać rady Kirishimy i nie zranić uczuć zauroczonej omegi, ale jak się zaraz wkurwię...

- N-nieważne... - przerwał mi moją wypowiedź i szybkim ruchem położył książki na stół. - Naprawdę pouczmy się do tego sprawdzianu.

- Chcesz to się ucz. Ja już mam naukę za sobą. - skrzyżowałem ręce na piersi i oparłem się wygodnie o fotel, na którym siedziałem. Zacząłem po prostu się w niego wpatrywać.

Może i całkiem wyładniał przez te kilka lat, miał apetyczne ciało, śliczną twarz i serdeczny uśmiech, ale zdecydowanie do siebie nie pasowaliśmy. Nie wytrzymalibyśmy ze sobą godziny w zamkniętym pomieszczeniu, a co dopiero kilka lat w poważnym związku.
Deku wyjął zeszyt i książki. Zaczął uczyć się na sprawdzian z matematyki, na który zabroniłem mu przyjść. To było dla mnie nie logiczne. Mógł teraz trochę odpocząć i coś zjeść, a naukę zostawić do domu, kiedy będzie miał ruję. Wsunął długopis między zęby i zaczął lekko go gryźć. Zmarszczyłem brwi, nie mogłem odwrócić od niego swojego spojrzenia. Był zbyt kuszący, a jego nieświadomie seksowne ruchy cholernie mnie nakręcały. To, że na niego patrzyłem sprawiało mi przyjemność. Musiałem się ogarnąć, się to było ciężkie, kiedy czułem jego słodki zapach.

Kurwa.

- Kacchan... - Deku nagle się odezwał, poświęcając mi swoją uwagę. - Pomożesz mi z zadaniem?

- W twoich snach.

- Proszę... Ono jest naprawdę trudne. - spojrzał na mnie dużymi oczami i znów przygryzł wargę. - A wiem, że jesteś najlepszy z matematyki w klasie...

Miałem ochotę mu zajebać i przelecieć go jednocześnie.

Prawdopodobnie nieświadomie wykorzystywał przeciwko mnie swoją zbliżającą się ruję. Kiedy patrzył na mnie w ten sposób, gryzł wargę i tak zachęcająco pachniał, nie potrafiłem mu odmówić.

- Kurwa. - zerwałem się na nogi i okrążyłem stół, podchodząc do niego. Oparłem dłoń na oparciu jego krzesła i pochyliłem się do jego zeszytu. - Dawaj to gówno.

Deku zachichotał i podsunął swoje notatki pod moją dłoń. Zacząłem sprawdzać dokładnie jego obliczenia. Oczywiście musiał wyjebać się na obliczaniu delty. Od zawsze miał problem z obliczeniami, w których występowało dużo minusów.

- Deku... - mruknąłem i spojrzałem na niego.

Jego twarz była blisko mojej. Jego policzki zrobiły się mocno czerwone. Wpatrywał się prosto w moje oczy. Jego usta lekko się rozchyliły. A mi zrobiło się gorąco.

- T-tak, Kacchan? - jego głos zadrżał.

Spojrzałem w jego zielone tęczówki, w których szalały drobne iskierki. To wyglądało pięknie. Otworzyłem lekko wargi z zaskoczenia, ale zaraz po tym je zamknąłem, kiedy zrozumiałem co się dzieje.

- K-kacchan, nie patrz na mnie tak...

- Deku... - mocno zacisnąłem dłoń na oparciu krzesła, że moje mięśnie na przedramieniu mocno się spięły.

- T-tak?

- Wypierdalaj do domu.

---

Hejo!

Wpadam z kolejnym rozdziałem :3
Mam nadzieję, że ta książka choć trochę was zaciekawiła, bo świetnie mi się ją pisze i osobiście bardzo ją polubiłam <3

Planuje jeszcze jedno Bakudeku i pierwsze Tododeku, więc jeżeli jesteście zainteresowani to czekajcie na aktualizację! <3

Do następnego!

Flo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top