Jason in the house
Mieszkanie w wielkiej posiadłości Wayne'ów zdecydowanie miało swoje plusy i temu nie można było zaprzeczyć. Bogato urządzone wnętrza, kilkanaście sypialni, niezliczona ilość łazienek, prywatna sauna i ogród, w którym można było się zgubić.
Jednak nawet tak wytworne życie miało swoje wady. A dokładnie rzecz ujmując cztery wady w postaci irytującego Jasona Todda, uzależnionego od kofeiny Tima Drake'a, żałosnego Bruce'a Wayne'a i tego debila Graysona.
A przynajmniej tak uważał Damian Wayne, okupujący jedną z kanap w salonie. Z niezadowoloną miną obserwował jak pół-martwy zombie Todd wpakowuje się brudnymi buciorami do jego domu. Tak właściwie to z walizkami i jedną dużą torbą, ale buty na pewno miał brudne.
Tuż za Jasonem szedł, a właściwie podskakiwał Grayson, którego obecności tutaj Damian nigdy nie był w stanie zrozumieć. Dorosły facet, a wciąż mieszka z tatusiem. Oczywiście miał na myśli Pennywortha, bo co jak co, ale z Bruce'a to ojciec był marny. Niby zajmował się wychowaniem czwórki (piątki, dziesiątki?) dzieci, ale jakoś żadne mu nie wyszło. To pierwsze szczególnie.
No, może ostatni potomek (albo ten pierwszy właściwy) mu się udał. Jednak, jak uważał Damian, jego wspaniałość była zasługa tylko i wyłącznie Ligi Zabójców i morderczego treningu, jaki tam przeszedł.
Całemu zamieszaniu przyglądał się również ten idiota Drake, który pił już chyba trzecią kawę tego dnia, a przecież zegar wskazywał dopiero dwunastą. A jako że była sobota, Tim wstał o jedenastej trzydzieści.
Głośnie siorbanie idealnie komponowało się z trzaskiem i hukiem, jaki wywoływał Todd. Damian nie wierzył w to, że tak niewartościowi ludzie są w stanie AŻ tak przeszkodzić mu w oglądaniu najnowszego sezonu Gry o Tron.
Oczywiście serial mógł oglądać u siebie w pokoju, ale to w salonie wisiał największy telewizor. Najczęściej był okupowany przez Graysona i jego głupie meksykańskie telenowele. Albo przez Tima, który do czwartej rano (po jakiś dwudziesty beczkach kawy) oglądał po raz kolejny te same odcinki Teorii Wielkiego Podrywu.
Damian był w stanie utożsamić się jedynie z Sheldonem. Tak samo, jak on, czuł się otoczony przez ludzi inteligentnych inaczej.
Szczególnie przez Graysona, który jak był w domu, to był dosłownie wszędzie, gdzie tylko Damian nie poszedł.
Kuchnia? Akurat jadł płatki. Łazienka? Przecież musiał się umyć. Korytarz? A, tak jakoś przechodził. Salon? No, przecież najnowsze przygody Esmeraldy same się nie obejrzą.
— To już chyba ostatnie — powiedział Jason, odkładając torbę na podłogę. Sam westchnął głośno i z hukiem upadł na sofę tuż obok Damiana.
— Uważaj, gdzie się pchasz tym zadkiem, Todd — syknął chłopak, posyłając Jasonowi mordercze spojrzenie — Czy zajęcie mojego domu ci nie wystarcza? Musisz jeszcze zajmować moją kanapę? Co następne? Szczoteczka do zębów?
Jak się okazało następną rzeczą, która należała do Damiana, a którą przejął Todd, była jego porcja deseru. Potem komputer, słuchawki, kilka mieczy, a na końcu pan Przytulaśny, którego Todd skonfiskował Damianowi, po tym, jak ten nazwał go "mentalnie rudym idiotą, który robi poważną konkurencję Graysonowi".
Pan Przytulaśny został znaleziony dopiero trzy tygodnie później. Plotka głosi, że nawet Jama Łazarza nie była w stanie przywrócić go do dawnej świetności.
Od autorki:
No, to na początek tyle. Jak widzicie, skomplikowanej fabuły nie ma i nie będzie. Rozdziały będą ze sobą jedynie luźno związane. Długość rozdziałów będzie różna, w zależności od tego jaki będę miała pomysł.
Pojawią się oczywiście inne postacie z BatFam, a wy, jeśli macie ochotę, to napiszcie, w jakich sytuacjach byście chcieli je zobaczyć.
I pamiętajcie, żeby nie brać tego opowiadania na poważnie ;).
Oprócz tego poszukuję okładki, więc jak ktoś coś to można do mnie napisać na priv.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top