6

        Tak jak przypuszczałam – babcia była już w domu i zamartwiała się o mnie, bo nie zostawiłam jej żadnej kartki, że wychodzę. Ale co takiego miałabym napisać?

„Wybacz babciu, spóźnię się na obiad, bo jakiś wilkołak chce, żebym poszła z nim w głąb lasu?"

        To wykraczałoby poza granice absurdu, a ja mogłabym tylko patrzeć, jak karetka pogotowia rusza spod mojego domu. Lepiej było po prostu zniknąć.

          Otwarłam drzwi, a siwowłosa od razu zgromiła mnie wzrokiem. Teoretycznie wiedziała, że zawsze zdarzają mi się takie wysoki, gdy nagle znikam z domu i wracam po kilku godzinach, ale nigdy nie robiła mi z tego powodu awantur. Mimo wszystko babcia ufała mi i wiedziała, że nie narobię głupot.

– Bri, gdzieś ty się znów podziewała! – krzyknęła i założyła ręce na biodra, kręcąc głową z ogromną dezaprobatą.

– Poszłam się przejść – skłamałam i wyminęłam ją, idąc do salonu.

          Usiadłam na zakurzonej rogówce w kolorze miodu i położyłam głowę na szorstkiej poduszce. Z każdej strony spoglądały na mnie różne pary oczu, przedstawiające naszą rodzinę. Były tam nawet osoby, o których istnieniu nie miałam nawet pojęcia!

– Mogłaś mnie przynajmniej powiadomić – rzuciła kobieta, która podążała za mną do pokoju.

– Gdybyś zgodziła się na posiadanie komórki, to mogłabyś do mnie zadzwonić. – Wytoczyłam najcięższe argumenty, a babcia tylko machnęła ręką i powiedziała, że obiad będzie za godzinę.

         Bezczynne leżenie mnie nudziło. W telewizji pewnie znów puszczali jakieś głupkowate opery mydlane, których sezony ciągnęły się latami. Przecież po dwunastu latach oglądania nie można było się zorientować, czy jedna postać jest zaręczona z kobietą, która pojawiła się w odcinku piątym, czy może odzyskała inną? Można było dostać oczopląsu od samego słuchania.

        Wstałam z kanapy i poszłam do swojego pokoju. Tutaj też niewiele było do roboty, ale przynajmniej byłam u siebie. Nagle jednak zaczęły nachodzić mnie myśli dotyczące jutrzejszego spotkania z wilkami.

        To stado, wciąż nie wiadomo, jak liczne, przemierzyło wiele mil, by znaleźć się tutaj i prosić przypadkową Alfę o pomoc w treningu. Zgaduję, że jeżeli znaleźli na swojej drodze kogoś równie kompetentnego, to w najlepszym przypadku kazał im po prostu odejść. Nikt nie chciał mieć w swojej sforze drugiego Alfy, bo wtedy zaczynały się kłótnie o dosłownie każdy szczegół! Wiedziałam z doświadczenia. Ja byłam sama i mogłam nie dać sobie rady z niedoświadczonym wilkiem. Sama sprawdziłam, że tutaj nie chodzi o siłę, czy spryt, a o zwyczajną umiejętność przekazywania wiedzy. Mnie uczyło wiele wilków, a on? Teraz będzie miał tylko mnie, jeżeli oficjalnie zgodzę się mu pomóc. Jego przypadek to ewenement, nigdy nie słyszałam o kimś, kto został Alfą bez podstawowej wiedzy o świecie nadprzyrodzonym. Zgaduję, że ten chłopak nawet nie wie, co potrafi! Status przywódcy to nie tylko czerwone oczy i możliwość władania innych. To ogromna odpowiedzialność, zwiększone moce, nad którymi trzeba panować i wiele godzin treningów – siłowych i umysłowych. Jeżeli Daniel miał rację, ten chłopak naprawdę wymaga ogromnego poświęcenia. Nie wiem, czy jestem na to gotowa, zważając na fakt, że nie mieszkam w Great Falls na stałe i nie przyjeżdżam tutaj co tydzień. Poza tym, czy potrafiłabym zrobić to dla kogoś obcego? Dla kogoś, kto rzucił się na mnie i chciał zabić?

        Zamknęłam oczy i oparłam głowę o ścianę, wciąż zastanawiając się nad prośbą Daniela.

~*~

         Z łatwością nawlekłam nitkę na szpulkę od igły i podałam ją babci. Czasami bardzo lubiła wyszywać i dzisiejszy wieczór również zamierzała spędzić na tym zajęciu. Miała dryg do prac manualnych. Wspaniale rysowała, świetnie malowała, rzeźbiła. Ale to wszystko robiła w młodości, teraz jej oczy i stawy nie pozwalały jej na to. Wyszywanie traktowała jako odskocznię i mimo tego, że miała problemy z nawlekaniem nici, radziła sobie świetnie. Tym razem miała wyszyć jakiś wzór lub motyw na białej poszewce. Zapytała mnie, co powinna zrobić, a ja bez wahania odpowiedziałam, że wilka, więc teraz siedziała w swoim miękkim fotelu i powoli przewijała igłę, tworząc obrazek.

         Nudziłam się i najchętniej wyszłabym dokądś, tyle że nie miałam do kogo. Za cel podczas wizyty postawiłam sobie odwiedzić moje dawne stado i spędzić z nim trochę czasu. Chciałam także zajrzeć do pewnej kobiety, która mieszkała za lasem. Przyjaźniłam się z jej wnuczką i tylko czekałam, aż ta wróci z obozu, bo jak mówiła babcia, młoda gdzieś wyjechała.

– Snujesz się po domu jak zbity pies – skomentowała moje zachowanie babcia. – Wyjdź do ogrodu, posiedź na werandzie, rusz się trochę.

         Uśmiechnęłam się lekko. Babcia też nienawidziła bezczynności i mimo, że wilkołacza krew w niej nie płynęła, w młodości ciężko jej było usiedzieć w jednym miejscu. Przynajmniej tak wynikało z licznych opowieści. Kiwnęłam wreszcie głową i wstałam. Otwarłam drzwi, prowadzące na taras i usiadłam na schodach, obserwując ogród. Uparcie wpatrywałam się w miejsce, w którym dziś rano stał Daniel. Nie wiedziałam dlaczego, ale wciąż zdawało mi się, że może i teraz tutaj przyjdzie. Polubiłam go, choć nie powinnam. Równie dobrze to wszystko: jego miłe zachowanie, prośba, mogło okazać się zasadzką.

        Ale o tym nie chciałam już myśleć.

~*~

         Siódma rano wybiła, a ja nadal czekałam. Minęło kilka sekund, gdy zza kotary drzew wyszedł Daniel. Usłyszałam jego kroki już z daleka, ale nadal myślałam, że to Cade, bo pachną niemal identycznie. Brunet oparł się o pień i mrugnął do mnie, uśmiechając się uroczo.

– Zdaje się, że miałam trenować Cade'a, prawda? – zapytałam i podeszłam bliżej.

– Jest w drodze – odpowiedział i wzruszył ramionami. – Kazałem mu się pośpieszyć, ale on to przecież ten wielki Alfa, więc nie można go pośpieszać – zażartował chłopak.

         Faktycznie, czułam drugiego wilka, ale był dość daleko od nas. I wcale nie zapowiadało się, by szedł w naszym kierunku. Wręcz przeciwnie, oddalał się.

– Nie przyszedł Mahomet do góry, to góra przyjdzie do Mahometa – zacytowałam i szybko zmieniłam się w formę pełnego wilka.

        Spojrzałam na chłopaka, który z uznaniem wpatrywał się w moje bure futro, aż wreszcie on się zmienił. Czarny wilk podszedł bliżej i delikatnie musnął nosem moją szczękę. Moja ludzka postać uśmiechnęła się szeroko. Szczeknęłam cicho, dając mu znać, że trzeba ruszać w drogę i puściłam się biegiem, goniąc oddalający się zapach. Wiedziałam, że jestem coraz bliżej, bo trop wciąż się nasilał.

           Wreszcie poczułam, że to już tutaj, ale zanim udało mi się zwolnić, wbiegłam wprost w Cade'a, zwalając go z nóg. Usłyszałam wilczy śmiech Daniela, a sama przemieniłam się, bo wilk swoje ważył, a ja wciąż leżałam na chłopaku.

– Cóż za powitanie, wilczku – skomentował nasze wejście i zaśmiał się pod nosem.

         Wstałam z ziemi i otrzepałam swoje ubranie z pyłu, zbierając dumę z przemokniętej przez deszcz trawy. Szkoda, że w nocy padało, bo wtedy treningi były trudniejsze.

– Nie przyszedłeś – warknęłam i popatrzyłam w jego naturalne, brązowe oczy.

         Był całkowicie w ludzkiej formie, jakby zupełnie zapomniał o naszym spotkaniu. Jak mogłam go brać na poważnie, gdy on ignorował nawet chęć pomocy?

– Jakoś tak mi się odechciało. Zresztą, zdaje mi się, że Danielowi bardziej odpowiadało twoje towarzystwo.

        Odwróciłam się w kierunku bruneta, który całą swoją uwagę skupiał na ciężkich butach. Z jego gardła dobiegał jednak niski warkot.

– Zamierzasz stać się dobrym Alfą i wrócić do domu, czy chcesz ciągnąć za sobą niedobitków i prowadzić ich na pewną śmierć? – Rzuciłam rękawicę.

– Ze mną nie zginą – odparł szybko.

– Ale ty owszem.

        Otworzył szerzej oczy i zacisnął pięści. Brąz ustąpił miejsca krwistoczerwonemu. Prychnęłam pod nosem, widząc, jak szybko traci kontrolę nad sobą. Daniel przystąpił kilka kroków do przodu i zrównał się ze mną.

– Cade, zachowaj się jak facet i poświęć jej trochę czasu – poprosił brunet.

Ten drugi tylko przewrócił oczami, ale wreszcie zgodził się.

– To, co mam robić? – zapytał.

        Całą noc układałam plan na ten dzień. Chciałam zobaczyć, jak walczy. Co prawda, widziałam go już w akcji, ale wtedy byłam zajęta odpychaniem jego ataku, więc nie przyjrzałam się zbyt dokładnie.

– Ty i Daniel, walczycie – zakomenderowałam i przysiadłam na powalonym drzewie.

– Brianno, jesteś pewna, że... – zaczął Daniel, ale natychmiast mu przerwałam.

         Musiałam zobaczyć taktykę Cade'a. Szatyn uśmiechnął się przebiegle i natychmiast zaczął się zmieniać.

– Stój! Chcę zobaczyć cię w ludzkiej postaci! – zawołałam.

  A/n: Oookej, w oryginale rozdział był strasznie długi, więc podzieliłam go. Właściwie więcej dla Was, każdy korzysta. Mam nadzieję, że 6 się Wam spodobała :) 

Znów ogromnie dziękuję za liczny odzew. Jesteśmy poniżej 100 miejsca! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top