Epilog
#keepmecloseap
Coralie
Natłok nauki, stres, toczące się śledztwo, problemy z matką i różne dziwne przeczucia wypełniają moje kolejne dni. Brnę przez nie jak przez mgłę. Nawet nie wiem, kiedy przychodzi czas egzaminów, a choć daję z siebie maksimum, naprawdę niepokoję się wynikami. Od nich zależy tak wiele, że czasami, kiedy leżę z Jasperem i próbuję zasnąć, ledwo udaje mi się powstrzymać drżenie całego ciała na samą myśl o tym wszystkim.
Egzaminy jednak mijają, a rezultaty mają się pojawić w ciągu paru tygodni. Muszę do tego czasu utrzymać pierwsze miejsce w rankingu i liczyć, że moje wyniki będą na tyle dobre, że dostanę się w najwcześniejszych terminach na wymarzoną uczelnię. Mam listy polecające od pana Bentona i pani Barton, do której chodzę teraz codziennie na kółko, napisałam swoje eseje i uważam je za serio dobre, zrobiłam dosłownie wszystko, co trzeba. Brakuje mi już tylko wyników i pierwszego miejsca. Jeśli coś będzie nie tak i się nie dostanę, nadal będę mogła próbować w kolejnych turach, ale gdybym miała to już z głowy, może wreszcie zaczęłabym normalnie sypiać.
Choć to by oznaczało, że Jazz przegrał, co też bardzo mnie niepokoi. Wiem, że on ma więcej furtek niż ja, bo dostanie się bez problemu do któregokolwiek college'u z drużyną koszykarską i na pewno dadzą mu stypendium sportowe, lecz... To dla niego nie będzie wymarzona sytuacja. A to, że znajdujemy się pomiędzy tymi wszystkimi trudnymi wyborami i problemami, sprawia, że ostatnio naprawdę mało rozmawiamy o poważnych rzeczach. Co też bardzo mnie martwi.
Staram się jednak jakoś patrzeć w przyszłość z optymizmem, nawet jeśli ciągle wisi nad nami jakiś cień. Śledztwo w sprawie Wilburna się toczy, ale Graves nie chce podawać nam na razie żadnych szczegółów, do tego udało mu się zebrać dowody na panią Green, skoro mamy nagranie od Jaspera i tabletki, jednak nie na dyrektora. Mężczyzna próbuje to jakoś rozwiązać, co także jest dla mnie stresujące.
Zresztą, czy ostatnio coś w ogóle takie nie było?
Wzdycham cicho.
– Coś nie tak? – pyta Jazz, obejmując mnie.
Opieram się na nim.
– A coś tak? – mamroczę.
Śmieje się cicho i całuje mnie w skroń.
– Ty i ja – mruczy mi do ucha. – Bardzo tak.
Uśmiecham się mimowolnie, a potem prostuję, ponieważ pojawia się Blanchard. Jak zwykle wszyscy uczniowie ustawiają się w szeregu i czekają na wejście do sali, by nie narazić się już na początku mężczyźnie. Później oddajemy telefony do koszyka przy drzwiach i zajmujemy miejsca, by to jego typowe początkowe odpytywanie mogło się zacząć. Tym razem nie pada na mnie ani Jazza, ale i tak pozostaję czujna. Jestem zresztą czujna przez kolejne minuty, w razie gdybym została wywołana.
Mimo to kiedy rozlega się dźwięk oznajmiający nadchodzący komunikat z radiowęzła, nieco się wzdrygam.
– Coralie Colbern proszona pilnie do gabinetu dyrektora.
Spoglądam szybko na Jaspera, który marszczy brwi, zaskoczony równie mocno, co ja. Pyta mnie bezgłośnie, czy wiem o co chodzi, więc kręcę głową. Potem zerkam na nauczyciela, który z grymasem na twarzy daje mi przepustkę, bym mogła udać się do gabinetu Pearce'a.
Mam złe przeczucia co do tej wizyty.
Pogłębiają się, kiedy tylko wychodzę z klasy, bo dostrzegam idącą z naprzeciwka Aubrey. W ciągu ostatnich dni dziewczyna była częstym gościem u dyrektora i wicedyrektorki, ponieważ oprócz tych wszystkich okropieństw związanych ze śmiercią Mirandy, zgłosiliśmy też praktyki cheerleaderek. Na razie szkoła jedynie bada to wszystko, ale po tym, jaka blada i podenerwowana chodzi Aubrey, wydaje mi się, że nie wyjdzie z tego bez szwanku. Nie może.
– Co jest, Colbern, kogo jeszcze nie zgłosiłaś do dyrektora i biegniesz to naprawić? – pyta dziewczyna.
Nie odpowiadam, tylko chcę ją wyminąć bez słowa, ale staje mi nagle na drodze.
– Ogłuchłaś? – rzuca, nachylając się w moją stronę, by dodać ciszej: – Wiesz, że mi za to wszystko zapłacisz, gdy tylko ta farsa się skończy i ochroniarze przestaną patrzeć mi na ręce?
Odsuwam się i unoszę podbródek.
– Daj sobie spokój, Aubrey. Nie wystraszysz mnie. Jesteś już skończona, więc się nie pogrążaj.
– Jeśli ja jestem skończona, to ciekawe, co będzie z tobą – szydzi, wpatrując się we mnie z pogardą. – Bo wiesz, te głupie zabawy można zapomnieć, jestem pewna, że dyrektor Pearce spojrzy na to wszystko łagodniej, gdy moi rodzice odpowiednio zapłacą. Nawet nie będę mieć tego w papierach i szybko stanę na nogi. Za to ty...
Mrużę oczy.
– Nie dopuszczę do tego. Poniesiesz konsekwencje i...
– Zamiast na mnie, powinnaś skupić się na sobie – przerywa słodko, po czym wyjmuje z kieszeni telefon. Wstukuje w nim coś, mówiąc: – Bo wiesz, ostatnio jesteś bardzo rozproszona i może nie zauważyłaś, ale Parish dziś znowu wyprzedził cię w rankingu. I ma miażdżącą przewagę za wszystkie swoje nowe inicjatywy i oceny.
Pokazuje mi tabelę, a chociaż zalewa mnie niepokój, próbuję wziąć się w garść.
– To nieważne. Jasper też na to zasługuje. Ciężko pracował.
Aubrey zaczyna się śmiać.
– Pracował, ale nad tobą. Naprawdę jesteś taka ślepa, Colbern? Nie widzisz, że przez ostatnie tygodnie urabiał cię, żeby usunąć cię z drogi? Myślisz, że po co w ogóle zrobił z ciebie zastępczynię?
Zaciskam wargi.
– Do widzenia, Aubrey.
Wymijam ją, a ona woła za mną:
– Sprawdź wiadomości w skrzynce na forum, Cora. Wysłałam ci tam coś fajnego, co trzymałam na specjalną okazję. Ale myślę, że już nadeszła.
– Nie mam zamiaru brać udziału w twoich gierkach – odpieram, nawet się nie oglądając.
– Powinnaś. Ale rób, jak uważasz.
Docieram na korytarz i oddycham głęboko. Nie chcę pozwolić słowom Aubrey dostać się do mojego umysłu. Ufam Jasperowi i go znam. Kocham go. A ona próbuje po prostu mnie rozproszyć, żebym nie narobiła jej kłopotów. Tylko o to chodzi.
Dlatego nawet nie myślę o wiadomości, którą niby mi wysłała. Usunę ją, gdy odzyskam telefon po lekcji. Mam ją gdzieś i po prostu ruszam dalej do gabinetu dyrektora, w którym znajduję się po kilkunastu sekundach.
– Panna Colbern. Usiądź – mówi Pearce.
Zajmuję miejsce w fotelu naprzeciwko jego biurka, wygładzam spódniczkę i czekam, aż się odezwie. Nie czuję się dobrze sam na sam z tym mężczyzną, skoro wiem, że knuł przeciwko mnie i nie tylko. Nadal się zastanawiam, czy pomagał Wilburnowi. W dodatku nie wiem, czy Gravesowi uda się zdziałać coś w jego sprawie.
– Coś się stało, proszę pana?
Dyrektor marszczy brwi.
– Czyli jeszcze nic nie widziałaś – stwierdza, zaciskając wargi.
– Czego nie widziałam?
– Zadzwoniła do mnie zaniepokojona matka jednej z uczennic. Powiedziała, że natrafiła w sieci na pewne nagranie z jedną z naszych uczennic i jest oburzona. Żąda wyjaśnienia sprawy.
Marszczę nos.
– Nagranie? Jakie nagranie i co na nim...
Pearce bez słowa odwraca swój laptop w moją stronę, a ja czuję, jak zalewa mnie lodowaty chłód i w jednej sekundzie zaczyna szumieć mi w uszach. Na ekranie dostrzegam siebie. Klęczącą przed kanapą. Nie widać, kto na niej siedzi, nie widać niczyjej twarzy, za to widać fragment spodenek drużynowych z herbem szkoły. I widać jak nachylam się i...
– Nie – wyduszam z niedowierzaniem, zamykając gwałtownie klapkę laptopa. – Skąd... Jak... Nie.
Chyba zaczynam panikować. Przecież... przecież... Nie. Co to, kurwa, jest? Jak... jak...
– Chyba rozumiesz, że niestety nie mogę przymknąć oka na coś takiego, skoro film został opublikowany i widnieje tam herb szkoły, w dodatku każdy, kto był w Złotym Domu, domyśli się, gdzie nagranie zostało zrobione – mówi Pearce. Jego głos dociera do mnie jak zza tafli wody. – Chociaż się domyślam, to potrzebuję potwierdzenia. Na nagraniu z tobą jest tam pan Parish, prawda?
Otwieram usta i je zamykam. To się nie dzieje. To się nie może dziać. Jakim... Co... Jak...
– Wiedziałaś, że was nagrywał? – dodaje dyrektor.
Zaczynam drżeć tak mocno, że ledwo go rozumiem.
– S-słucham? On... On by tego nie zrobił – szepczę z trudem.
I przypominam sobie słowa Aubrey. Wcześniejsze słowa Madeleine. Ranking. Ale nie. To nie może być prawda. Jazz by mi tego nie zrobił.
Tylko czemu nagranie jest tak ucięte, że widać tylko mnie?
– A kto inny ma dostęp do Złotego Domu? – pyta dyrektor.
Staram się skupić i cokolwiek wymyślić.
– Nie wiem. Ja... Nie wiem. Ale to niemożliwe. Może... może to Wilburn się mści za to wszystko. On miał dostęp do... Ale... Właściwie to ja nie wiem, kto jest na tym nagraniu – kłamię.
– Słucham?
Patrzę w oczy Pearce'a. Nie wiem, kto zrobił mi i Jazzowi takie świństwo, ale jeśli mam pójść na dno, nie pociągnę go za sobą.
– Nie pamiętam, kto to był – oświadczam.
Pearce mruży powieki.
– Nie bądź śmieszna, Coralie. Dobrze wiem, że to Parish. Chronienie go ci nic nie da, zwłaszcza że jestem przekonany, że to on stoi za tym nagraniem. Nastolatkowie tak niestety mają. Może dostał jakieś głupie wyzwanie...
– Nie – ucinam ostro. – Nie wiem, kto to był. Nie pamiętam. Zresztą cały ten film jest właściwie zmontowany.
– Zmontowany?
Kiwam głową.
– Tak. I błyskawicznie zniknie z sieci. Moja matka...
Milknę. A jeśli to była ona? Jeśli ona kazała komuś... Nie. Nie naraziłaby w ten sposób naszej reputacji. Zwłaszcza że jestem tak podobna do Cathleen. Matka nie pozwoliłaby na taki skandal.
– Pani Colbern już do nas dzwoniła – oznajmia Pearce. – Dlatego też cię wezwałem. Wróć teraz po swoje rzeczy do klasy, a później idź do pokoju. Jej asystentka po ciebie przyjedzie.
Mrugam.
– Słucham?
– Idź. – Pearce podaje mi kartkę z usprawiedliwieniem. – I lepiej przemyśl tę swoją wersję. Nawet gdy ten film zniknie, reputacja szkoły ucierpiała. To nie jest coś, co zamieciemy pod dywan, panno Colbern.
Podnoszę się na miękkich nogach i kieruję do wyjścia. Pani Watts w sekretariacie rzuca mi współczujące spojrzenie, przez które niemal się rozklejam. Niemal, bo przecież na mnie patrzy, a ja nie zamierzam płakać przy świadkach. To dlatego jakoś się trzymam, kiedy docieram już do korytarza prowadzącego do klasy.
Moje serce wali jak szalone, kiedy uświadamiam sobie, co się stanie, gdy zadzwoni dzwonek. Uczniowie odzyskają telefony na okres przerwy. A wtedy... wtedy...
Przyspieszam kroku. Niemal wbiegam do klasy. Wszystkie spojrzenia, łącznie z tym Jaspera, kierują się w moją stronę.
– Panno Colbern – rzuca kwaśno nauczyciel. – Proszę zająć miejsce i...
Podchodzę do niego i podaję mu usprawiedliwienie, na co marszczy brwi. Spogląda na mnie krótko, po czym wskazuje mi ławkę.
– Zabierz swoje rzeczy. I telefon przed wyjściem.
Nie patrzę na nikogo, kiedy podchodzę do swojego miejsca. Widzę kątem oka, że Nessa i Jasper próbują mnie o coś zapytać, ale nauczyciel ich ucisza, więc zbieram rzeczy, a następnie ruszam do wyjścia. Gdy łapię telefon, od razu dostrzegam masę nieodebranych połączeń i dziesiątki powiadomień.
Wychodzę szybko, nie oglądając się za siebie. Muszę zniknąć. Jak najprędzej, bo właśnie rozlega się dzwonek, który wiem, co oznacza. Ruszam więc błyskawicznie przed siebie, przesuwając wzrokiem po powiadomieniach, aż dostrzegam wiadomość od Aubrey. Nie wiem, co każe mi kliknąć właśnie w nią, jednak to robię.
I niemal załamują się pode mną kolana, kiedy spoglądam na screeny, które mi wysłała.
Screeny z konwersacji Jaspera z jego przyjaciółmi. Rozpoznaję to tło i nazwę Srebrna Szóstka. Widziałam, jak Jazz wielokrotnie wymieniał tam z nimi wiadomości. Teraz właśnie czytam niektóre z nich, a w moim wnętrzu naprzemiennie pojawia się wściekłość i ból.
Payton: Nawet jeśli wygrasz, wiesz, że ona i tak nie da ci żyć. Nie pokonasz jej.
Justin: Będzie ci ciągle uprzykrzać życie.
Jasper: Bez obaw. Poradzę sobie z Colbern.
Screeny muszą pochodzić z telefonu Alana, ponieważ kolejna wiadomość jest napisana przez niego:
Ja: Wiemy, że chętnie byś sobie z nią poradził.
Layla: Niby jak sobie z nią poradzisz, żeby pokonać ją w rankingu?
Jasper: Zajmę ją czymś.
Payton: Czym? Nienawidzenie cię to jej hobby, a nie coś, co ją serio zajmie.
Jasper: To mała dziewczynka łaknąca uwagi wszystkich dokoła. Poświęcę jej uwagę, aż będzie jeść mi z ręki.
Zatrzymuję się na środku korytarza. Chyba coś w mojej klatce piersiowej właśnie zostaje rozszarpane. Nie. On mi tego nie zrobił. Nie.
Zeke: To raczej nie wystarczy.
Jasper: Wystarczy. Zneutralizuję ją. Tak, jak będzie trzeba.
Ja: Tzn?
Jasper: To znaczy, że dam jej coś do roboty. Zrobię z niej zastępczynię i zasypię ją zadaniami, żeby nie miała czasu na naukę. A jeśli mimo to ją znajdzie, to się poświęcę, żeby była po mojej stronie. Nie ma mowy, że w tym roku przegram. Zbyt wiele od tego zależy.
Jasper: Mówię wam, pokonam ją. W tym roku ta szkoła będzie moja.
Jasper: A w listopadzie Coralie Colbern zostanie z niczym.
Wpatruję się w te wiadomości. Aubrey je zmontowała, prawda?
Chcę w to wierzyć, tyle że znajdują się tu różne szczegóły. Im więcej czytam, bo screenów jest kilkadziesiąt, tym bardziej głupia i pusta się czuję. On mnie ciągle okłamywał. Udawał to wszystko. A na samym końcu, gdy już się złamałam, zaufałam mu i gdy do czegoś doszło, zadał ostateczny cios, po którym mogę się już nie podnieść. Bo jeśli to nagranie nie zostanie usunięte, będzie po mnie. Za narażenie reputacji szkoły na szwank mogą mnie nawet wywalić.
A wtedy Jasper wygra.
Tak jak pragnął.
Dosłownie parę tygodni przed wynikami egzaminów, gdy już wyprzedził mnie w rankingu.
Zostanę z niczym.
Do oczu napływają mi łzy, a telefon w moich dłoniach znów zaczyna dzwonić. Otrząsam się z otępienia, gdy dostrzegam, że wokół mnie jest mnóstwo osób. Coraz więcej z nich zaczyna posyłać mi spojrzenia, przez co odkrywam, że powoli się sypię. Jak widać nawet najlepszą aktorkę można wytrącić z roli. Wystarczy wrzucić ją w sytuację, której w najgorszych koszmarach by sobie nie wyobraziła. Wtedy wyćwiczone maski opadają, w oczach odbija się każde uczucie rozszarpujące wcale nie tak nieczułe serce, a dłonie zaczynają drżeć niekontrolowanie.
A może ja po prostu nigdy nie byłam dobrą aktorką?
To on był zajebistym aktorem. To on udawał tak wspaniale, że zupełnie się nie zorientowałam. Wydawało mi się, że wiem, co się dzieje, tymczasem powoli wchodziłam w jego pułapkę. Byłam taka głupia. Myślałam, że nic nie stanie mi na drodze i poradzę sobie z każdą przeszkodą.
Aż do tego dnia.
Aż do tego, co mi dziś zrobił.
Aż do niego.
Ruszam dalej, ignorując obecność uczniów dokoła. Stawiam coraz szybsze kroki, by uciec z tego budynku i ukryć się w pokoju, nawet jeśli wcale nie będę czuła się tam bezpiecznie. Po prostu zniknę z widoku. Tylko o to chodzi. Chcę zniknąć.
Ale wibrujący w mojej dłoni telefon nie daje spokoju, dlatego w końcu nie wytrzymuję. Może być jeszcze gorzej?
Gdy odbieram, okazuje się, że może.
– Ha...
– Coś ty, kurwa, zrobiła?! – krzyczy od razu moja matka, na co wzdrygam się mocno i przystaję. Drżące nogi nie chcą nieść mnie dalej. – I ty sądzisz, że mnie nie potrzebujesz? Że możesz się ode mnie odciąć i pójść w swoją stronę, gdy nie potrafisz nawet sama o siebie zadbać?
Zaciskam powieki.
– Ja...
– Zdajesz sobie sprawę z tego, jak długo takie afery się za kimś ciągną?
– J-ja...
– Naprawdę, Coralie, coś ty sobie myślała? Jeśli już tak bardzo potrzebowałaś się tak upadlać, mogłaś przynajmniej się upewnić, że ten skurwiel was nie nagra. Dobrze wiesz, że za kompromitujące materiały na temat naszej rodziny świetnie płacą. Jutro na pierwszych stronach brukowców będzie nasze nazwisko, ale nie po to, żeby pochwalić trasę albo serial twojej siostry, tylko żeby zwyzywać cię od nastoletnich dziwek.
Milczę. Nie mam na to żadnej odpowiedzi, bo w mojej głowie dosłownie pojawia się pustka. Odkąd matka powiedziała „że ten skurwiel was nie nagra" i że za kompromitujące materiały świetnie płacą, wszystko znowu we mnie uderza.
On mnie wykorzystywał. To takie oczywiste.
A ja... ja się w nim zakochałam i sądziłam, że jemu też zależy. Przecież mi pomagał. Bronił mnie. Mówił te wszystkie rzeczy.
I najwidoczniej kłamał.
Jak mogłam dać się tak nabrać?
– Słuchasz mnie w ogóle? – syczy matka. – Zresztą nieważne. Wysyłam po ciebie Justine. Spakuj swoje rzeczy, jutro wynosisz się z tej szkoły, a ona omówi z dyrektorem i z tym twoim fagasem warunki ugody, żeby więcej niczego o tobie nie publikował. Zapłacimy mu, ile trzeba.
Niemal uginają się pode mną kolana.
– A-ale m-mamo, ja nie...
– Do zobaczenia w sobotę.
Rozłącza się, a ja odsuwam komórkę od ucha, czując spływające po policzkach łzy. Jakim cudem moje życie mogło aż tak się spierdolić w ciągu kilku minut? Przecież... Nie. Ona nie może mnie stąd zabrać. Kocham tę szkołę. Nadchodzą wyniki, ostatnia prosta przed wysyłaniem podań, a do tego szykujemy już bal zimowy i...
Otrząsam się, kiedy napotykam przez mgłę łez spojrzenia innych osób. Stoję na środku korytarza na parterze, zapłakana i bezsilna, więc już widzę kolejne plotki krążące po szkole. O tym, jak naiwna Cora dała się podejść sprytnemu Jasperowi. O tym, jak przed nim klęczała, a on miał pewnie niezły ubaw, wykorzystując ją, jej ciało, jej naiwność i jej serce.
Odwracam się szybko od ciekawskich spojrzeń, chcąc jak najszybciej zniknąć z tego korytarza, jednak nie przewiduję, że na jego drugim końcu pojawi się właśnie on. Zamieram, krew w moich żyłach się ścina, a z oczu wypływa więcej łez. Rozerwane na kawałki serce przestaje całkowicie bić. Patrzenie na niego boli. To jak spoglądanie na własny, powolny upadek. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że mam ochotę podbiec do niego, a potem wtulić się w te silne ramiona i błagać, żeby Jasper powiedział, że to wszystko nieprawda.
Ty i ja. Bardzo tak.
To był tylko okrutny żart?
Gdy rusza w moim kierunku, nie potrafię niczego odczytać z jego twarzy. Ale nie chcę tego nawet. Nie chcę z nim rozmawiać. Dlatego odwracam się ponownie i ruszam w przeciwną stronę, na schody, czując jak ból w moim wnętrzu wciąż narasta. Za chwilę całkowicie mnie pokona. Nie można cierpieć aż tak. Ciało i mózg wtedy się poddadzą. Chociaż teraz nie wiem, czy tak nie byłoby lepiej.
– Cora! – słyszę za plecami. – Coralie, poczekaj!
Nie zatrzymuję się, przyspieszam, jednak on dogania mnie po paru krokach i łapie za przedramię. Wyrywam się od razu, jakby mnie poparzył, i chcę podjąć dalszy marsz, ale Jasper mnie wyprzedza i staje na drodze.
– Iskierko, tak mi...
– Daruj sobie – przerywam drżącym głosem. – Po prostu zejdź mi z oczu. Dopiąłeś swego.
Jasper mruga i nie pozwala się wyminąć, gdy próbuję to zrobić. Zamiast tego kładzie mi na ramionach dłonie, które natychmiast strząsam.
– Nie dotykaj mnie!
– Coralie...
– Nie musisz mnie dłużej „neutralizować", Parish – odpowiadam jadowicie, a on zamiera. W jego spojrzeniu pojawia się przebłysk niepokoju, który podpowiada, że screeny nie były podrobione. On naprawdę to napisał. Naprawdę mi to zrobił. – Dopiąłeś swego. Jutro mnie już tu nie będzie, więc masz całą szkołę dla siebie, jak chciałeś.
Chłopak potrząsa głową.
– O czym ty mówisz? Dlaczego cię nie będzie?
– Bo wysłałeś to pierdolone nagranie nawet do mediów i teraz dzięki tobie nie mam życia – warczę, a Jasper blednie. – Moja matka właśnie dzwoniła i powiedziała, że wysyła po mnie swoją asystentkę. Znikam, ale nie martw się, dostaniesz od nas pieniądze, bo pewnie masz więcej nagrań, którymi mógłbyś mnie ośmieszyć.
Jego spojrzenie ciemnieje.
– Myślisz, że to naprawdę ja nas nagrałem i wysłałem to do wszystkich?
– Myślę, że jesteś skurwielem – odpowiadam, a głos zaczyna mi się łamać. – I masz, co chciałeś. Dostaniesz wszystko. Szkoła jest twoja, tytuł najlepszego ucznia, stypendium i wymarzona uczelnia... Wszystko. – Potem dodaję niemal nie poruszając wargami: – Ja też byłam twoja, a ty jedynie mnie wykorzystywałeś. Mam nadzieję, że jesteś dumny z tego, że mnie pokonałeś. Gratulacje, Parish. Zadanie wykonane zajebiście, nawet się nie zorientowałam, z której strony nadszedł cios.
– Coralie... To nie... Daj mi wyjaśnić – mówi prosząco.
Potrząsam głową. Nie dam rady. Nie mogę.
– Nienawidzę cię – szepczę. – Trzymaj się ode mnie z daleka.
Później wymijam go i docieram wreszcie do wyjścia. Nie wiem, jak dostaję się do akademika. Po prostu w końcu znajduję się w swoim pokoju, rzucam wszystkie rzeczy na podłogę i opadam na nią zaraz po nich. Łzy zaczynają wypływać ze mnie coraz szybciej, jest ich coraz więcej, a ja nie umiem przestać.
W to wszystko wdziera się kolejna wibracja mojego telefonu. Chcę ją zignorować, ale mam nadzieję, że może Kieran o wszystkim już wie i pojawi się tu, by jak zawsze mnie wesprzeć, tyle że to nie od niego dostaję wiadomość. Ta jest z nieznanego numeru.
Nieznany numer: To nie ja skrzywdziłem Mirandę. Nie wiem, kto to zrobił, ale powinnaś oglądać się przez ramię, Coralie. Ten, kto mnie wrobił, nadal jest w szkole, a ty wciąż pozostajesz jedynym świadkiem i nie jesteś bezpieczna.
To wcale nie koniec.
Mój koszmar dopiero się zaczyna.
KONIEC
CZĘŚCI PIERWSZEJ
Hej! Wiem, że zapewne w waszych głowach powstają teraz plany uduszenia mnie, ale... niespodzianka. Czytacie tak naprawdę dylogię Golden Flame 😇
Dziękuję za wspólne przeżywanie tego tomu i do zobaczenia w drugim już niedługo. Będę go publikować, gdy tylko ogarnę sobie mały zapas, żeby móc wam wrzucać znów co najmniej 2 rozdziały tygodniowo 🤍
Dam znać, gdy tylko to będzie możliwe, ale zrobię, co w mojej mocy, żebyście nie czekali zbyt długo. Mam nadzieję że chętnie wrócicie, by dowiedzieć się, co tu się tak naprawdę dzieje i poznać wszystkie odpowiedzi.
Nawet nie wiecie, jak trudno mi było utrzymać to wszystko w tajemnicy, przepraszaaaam
Tymczasem trzymajcie się cieplutko 💙
wasza Agata aka vi
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top