40. Prawdziwa rodzina
Hej! Na początek: wybaczcie za brak poniedziałkowego rozdziału. Jak pisałam na tablicy, niestety nie dałam rady go wstawić. Dużo się ostatnio u mnie dzieje, więc nie ze wszystkim niestety wyrabiam.
Z ważnych informacji: zmieniłam imię młodszej siostry Jaspera. Mam nadzieję, że szybko do niego przywykniecie, wybaczcie zamieszanie.
Trzymajcie się i miłego czytania!
#keepmecloseap
Coralie
Z każdym kolejnym wpisem Mirandy czuję większy smutek. Wiem już, że dziewczyna mierzyła się z mnóstwem problemów i w przeciwieństwie do mnie nie miała zupełnie nikogo, kto mógłby jej pomóc. Jej rodzice byli do bani, przyjaciółka to fałszywa suka, koleżanki z drużyny jej nie cierpiały, a każda relacja, jaką miała z chłopakami, opierała się na niezobowiązującym seksie, bo Miranda bała się zaangażować przez to, że wcześniej parę razy się zawiodła.
W dodatku w drużynie cheerleaderek działy się naprawdę dziwne rzeczy.
– Zauważyłaś to? – pyta Jasper.
Wskazuje mi fragment pamiętnika, więc przesuwam wzrokiem po tekście.
Ich inicjacja nie odbiegała od tych, które urządzałyśmy w ostatnich latach, ale tym razem trafiły nam się naprawdę słabe kandydatki. Jeśli przepłynięcie nocą na drugi brzeg rzeki, zabranie z niego czegoś i powrót to dla nich za dużo, to niech się cieszą, że rządzi nami Aubrey, a nie ta wariatka, która była przywódczynią, gdy my zostałyśmy przyjęte. Pamiętam, jaka byłam przerażona, kiedy kazała nam wykonać nasze zadanie.
Jeśli chciało się dołączyć do drużyny, nie wolno było wymiękać, tymczasem jedna z tych kretynek wysłała do wody chłopaka, który chciał jej zaimponować. Był pijany i prawie się utopił, mógł wyjść z tego niezły kwas. Ostrzegłyśmy jednak wszystkich, że jeśli ktokolwiek wygada się na temat inicjacji, będzie skończony. A one i tak dokończyły swoje zadania same, więc Aubrey je przyjęła.
– To przez nie tamtego wieczoru ktoś prawie się utopił! – mówię z zaskoczeniem. – Shaford mi o tym powiedziała, gdy... Aubrey podkablowała, że to ja urządziłam imprezę.
Jasper przytakuje.
– Skoro ktoś wtedy prawie zginął przez Aubrey i Mirandę, które wymyśliły jakieś idiotyczne inicjacje...
– To ten ktoś mógł się mścić – kończę.
Jasper kiwa głową i wzdycha.
– Ja pierdolę. Czy jest w tej szkole w ogóle osoba, która nie miałaby motywu do zamordowania Mirandy? Przysięgam, że gdy już zaczynałem jej współczuć tego, co się u niej działo, ona wylatywała z kolejnymi kolesiami, których z premedytacją wykorzystywała, kolejnymi dziewczynami, z których się naśmiewała z Aubrey, a teraz z tą całą inicjacją. Słyszałaś coś o tym?
– Nie – odpieram. – To znaczy były jakieś plotki, że coś takiego się działo, ale kiedy pytałam o to dyskretnie cheerleaderki, żeby im pomóc, gdyby to było coś złego, żadna się nie przyznawała, udawały, że nic się nie dzieje. A dla Mirandy to był cholerny rytuał przejścia i zabawa.
Opieram się na Jasperze, a on obejmuje mnie ramieniem.
– Musimy to sprawdzić – stwierdza. – Takie praktyki są niebezpieczne. Jeśli coś się dzieje, musimy to zgłosić, żeby w przyszłym roku do tego nie dopuścili.
– Mhm.
– I musimy się dowiedzieć, kim był ten uczeń, który prawie się utopił – dodaje.
– Możesz spytać Shaford? – pytam.
Marszczy czoło.
– Spróbuję.
Potem czytamy jeszcze dwa wpisy Mirandy dotyczące kolejnych dni w szkole, rozpoczętych prób cheerleaderek, nienawiści do mnie, kłótni z Calvinem oraz jej schadzek. Dziewczyna nigdy nie wymienia imienia chłopaka, z którym się spotykała, ale coraz częściej pojawiają się obawy co do tego, że jest w ciąży. I jeszcze opisy tego, jakie nowe pozycje poznała, co mnie nieco peszy. Wydaje mi się nie na miejscu, że czytamy o jej tak intymnych doświadczeniach, nawet jeśli Miranda nie żyje.
– Chyba dość na dzisiaj – mówię w końcu.
Jasper zerka na mnie z rozbawieniem.
– Zawstydzona?
Parskam.
– Zniesmaczona. Tobie nie wydaje się dziwne czytanie o tym?
Wzrusza ramionami.
– Trochę. Ale myślę, że Miranda trochę podkoloryzowuje, więc to bardziej jak bajka, niż powieść na faktach.
– Jak to?
Wpatruje się we mnie parę sekund.
– Naprawdę wątpię, żeby jakikolwiek facet robił jej całą noc...
Zakrywam jego usta dłońmi.
– Dobra. Okay. Nie rozwijaj tego.
Śmieje się zza moich palców.
– To znaczy możemy to przetestować – rzuca, a ja czerwienieję. – Ale są pewne granice, a my jesteśmy tylko ludźmi. Ty byłaś ostatnio wykończona po jednej palcówce, więc tym bardziej...
– Jezu, Jazz, proszę cię – szepczę.
Pstryka mnie znów w nos.
– Nie bądź taka wstydliwa, to nic wielkiego – zapewnia. – Jestem pewny, że będziesz bardziej zachłanna i będziesz chciała więcej z każdym kolejnym razem, no ale cała noc, bez przerwy... Gość musiałby chyba oddychać karkiem, żeby serio...
Całuję go, by w końcu zamilkł. Naprawdę nie chcę sobie teraz wyobrażać, co dokładnie miała na myśli moja współlokatorka. Wolę się skupić na nas. I właśnie to robię, kiedy Jasper odkłada pamiętnik i wciąga mnie na swoje kolana. Nie opieram się, tylko siadam wygodniej, wplatając palce w jego włosy.
– Zapomniałem już, że jesteś przecież taką niewinną, dobrą dziewczyną – mówi w moje usta. – Jestem ciekawy, czy...
– Czy?
– Czy będziesz o tym pamiętać, gdy będę cię pieprzył, czy raczej porzucisz wszelkie hamulce. Chciałbym usłyszeć, jak to robisz. Jak zamiast rumienić się na samą wzmiankę o seksie, prosisz mnie, żebym dał ci więcej.
Przełykam z trudem ślinę, a on ciągnie moją dolną wargę zębami. Ten ruch odbija się echem w moim ciele i wywołuje przyjemne mrowienie w dole brzucha.
– Możesz mnie też poprosić teraz, żebym zrobił ci dobrze językiem – dodaje. – Sprawdzimy, jak długo wytrzymasz i jak ci się to spodoba?
Wpatruję się w niego długą chwilę z szybko bijącym sercem.
– Założę się, że ty nie wytrzymałbyś nawet minuty, gdybym przed tobą uklękła.
Jego oczy rozbłyskują, gdy gwiżdże przeciągle.
– No nieźle, iskierko – rzuca. – Kolejne wyzwanie. Chętnie je podejmę. A ty?
Waham się. Chciałabym to sprawdzić. Ale...
– Nie dziś – mamroczę, spuszczając wzrok. – Ja chyba...
Unosi mój podbródek.
– W porządku – zapewnia. – Innym razem.
Przytakuję.
– Innym razem.
– Ale moja oferta jest aktualna – dodaje.
Robi mi się cieplej na samą myśl, że miałby mnie tym razem w pełni rozebrać. Zobaczyć nago. Dotknąć i pocałować... tam. Przeszywa mnie dreszcz.
– Innym razem – szepczę. – Teraz chyba jestem zmęczona nawet przed.
Jasper się śmieje.
– Więc się połóżmy. Jutro czeka nas mecz mojego brata i kolejna wizyta w domu, a potem pewnie znowu masa nudnej nauki i niekończące się śledztwo, więc musimy być wypoczęci.
*
Spoglądam na kostium ułożony na kanapie i nie mogę powstrzymać rozbawienia. Kieran i Nessa, którzy są ze mną, śmieją się w najlepsze, czemu zupełnie się nie dziwię. Chyba nieco poniosło mnie po wygranej z Jasperem i zamówiłam mu ten strój dla zabawy, ale teraz sama nie wiem, czy się z tego nie wycofać.
– Może jednak...
– Nie próbuj! – protestuje mój przyjaciel. – On musi to włożyć. To będzie komiczne.
– Nie chcę, żeby się z niego nabijali – protestuję. – W sensie no... To miało być zabawne, ale nie wiem, czy...
– To będzie przezabawne – zapewnia Nessa. – Zwłaszcza jeśli ubierzesz ten strój, który zaplanowałaś dla siebie. Będziecie wyglądać idealnie.
– W czym będziemy wyglądać... – zaczyna Jasper zza moich pleców, po czym milknie. – O kurwa.
Odwracam się i widzę, jak razem z Zekiem wchodzi do salonu Złotego Domu. Obaj wgapiają się w strój rzucony na kanapę. To różowe skrzydła wróżki, opaska z piórkami, a do tego koszulka i tutu. Zamówiłam nawet specjalne różowe rękawki, by zakryć jego tatuaż.
– Czy to ten strój, który niby wybrałaś dla mnie na piątek? – pyta Jazz z niedowierzaniem.
– O cholera, ja też taki chcę – mówi Zeke. – Przecież to będzie zajebiście komiczne. Skradniemy cały wieczór. Gdzie to kupiłaś? Mają jeszcze takie?
Posyłam mu pełne zaskoczenia spojrzenie.
– Mówisz poważnie?
Kiwa głową.
– No pewnie. Zajebisty pomysł. Będziemy najlepszymi wróżkami na świecie. – Szturcha Jaspera. – Zagramy w tym mały mecz podczas tego naszego show. Może Hallie pozwoli nam ze sobą wystąpić, co ty na to? Będziemy viralem, stary.
Nessa wybucha śmiechem, a ja zerkam na Jaspera.
– A tobie się podoba?
Wzrusza ramionami.
– Nie, bo ja nie jestem pierdolnięty – oznajmia.
– Ej! – protestuje Zeke.
Parskam głośno.
– Ale i tak to założysz – mówię do Jaspera.
– Umowa to umowa – stwierdza. – A ty w co się przebierzesz?
– Klasycznie – odpieram. – Za anioła.
Kącik jego ust drga.
– Lubisz mylić przeciwników, rozumiem. – Spogląda na strój. – Mój brat nigdy nie da mi po tym żyć. Nikt nie da.
– Ale Mercy bardzo się spodoba – zauważam. – Róż to nasz ulubiony kolor, więc będzie zachwycona. Jestem pewna, że następne w ZiZ każe ci grać właśnie w tym.
Jasper kręci głową.
– Ty chyba jednak naprawdę mnie nienawidzisz.
Podnoszę się, staję przed nim i zarzucam mu ręce na kark.
– Mówiłam ci to już wiele razy, ale nie wierzyłeś – przypominam.
Prycha, po czym nachyla się do moich ust i bez skrępowania całuje mnie przy naszych przyjaciołach. Pozwalam na to, nawet gdy słyszę odchrząknięcia i odkaszlnięcia. Dopiero kiedy drzwi salonu skrzypią, oznajmiając, że do środka wchodzi ktoś jeszcze, odrywam się od Jaspera. Akurat by zobaczyć, że pojawia się tutaj pan Benton.
Cholera.
– Nie przeszkadzam? – pyta nauczyciel, omiatając spojrzeniem wnętrze. – Muszę pogadać z przewodniczącym.
Jasper przechodzi z nim do kuchni, a my zostajemy tutaj. Nie mamy już dziś zajęć, a że w weekend, który minął błyskawicznie, ogarnęłam z Jasperem zadania i naukę, na razie nigdzie się nie spieszę. Moi przyjaciele jednak wręcz przeciwnie, bo Nessa obiecała koleżance, że dokończą razem pracę na kółko artystyczne, Kieran ma dodatkowy trening, a Zeke po prostu chce się zdrzemnąć, więc po chwili wychodzą. Ja chowam strój na Halloween do jednej z szaf, by nie zginął i czekam na Jazza, a przez to, że przyjaciele wyszli, dobiegają mnie przytłumione głosy z kuchni.
– ...pomysł.
– Przecież rada rodziców już się na to zgodziła – stwierdza Jasper. – Omawialiśmy to ostatnio i to nie jest żadna nowość. Jedynie przekąski to mała zmiana w porównaniu z innymi latami, a tak impreza będzie przebiegać tak samo, budżet się nie zmienił. Dlaczego...
– Pojawiły się wątpliwości – wyjaśnia Benton. – Pan Irvine razem z panem Fosterem...
– Och, oczywiście. Ojciec Aubrey i ojciec Gale'a robią problemy. Szokujące.
– Wcześniej nie próbowali – zauważa nauczyciel. – Czy coś się zmieniło, Jasper? Słyszałem jakieś dziwne plotki i...
Spinam się. Plotki? Odkąd Elodie już się ze mną nie widuje, nie słyszę żadnych plotek, bo od czasu tych krążących na mój temat przestałam wchodzić na szkolne forum i wszystkie apki. Żeby grać dobrą minę do złej gry wrzucam jak zawsze na swój Instagram fotki posiłków, zeszytów, biblioteki czy z bieżni, a potem od razu się wylogowuję. Matka się nie czepiała, więc miałam nadzieję, że to wystarcza. To chyba błąd, ponieważ przez to nie wiem nic o żadnych plotkach na temat Jaspera.
– Pracuję nad tym – stwierdza chłopak.
– To znaczy? Potrzebujesz pomocy? – pyta pan Benton. – Jeśli mogę w jakiś sposób...
– Poradzę sobie. Dzięki. Niech pan działa, jak ustalaliśmy. Irvine i Foster to tylko dwaj z siedmiu członków rady. Przekonam resztę po raz drugi i będziemy mieć większość, więc bal może pozostać w takiej formie, w jakiej jest.
Po chwili się żegnają, więc pan Benton wychodzi. Uśmiecha się do mnie po drodze, dlatego odpowiadam tym samym. Ostatnio jest między nami znów normalnie, a ja rozumiem, że mężczyzna mógł mi nie wierzyć. To nadal boli i liczyłam na to, że jakoś mi pomoże, ale prawda wygląda tak, że Benton sam pewnie bałby się o swoją posadę, gdyby robił coś wbrew wicedyrektorce. A ja nie byłam wiarygodna, nie miałam dowodów. Tylko Kieran i Jasper mimo to mi wierzyli. Teraz przyjaciel sądzi, że wszystko od dawna w porządku i po tym, jak Jazz ostrzegł Aubrey, to żarty się skończyły. Ja i Jazz pozostajemy za to wciąż czujni.
Chłopak wchodzi właśnie do salonu i opada na kanapę obok mnie.
– Co się stało?
Kręci głową, obejmując mnie ramieniem.
– Nic wielkiego. Małe problemy. Ale nad nimi pracuję.
– Jakie plotki miał na myśli Benton? – pytam.
Jasper zaciska wargi.
– Nie musisz się tym...
– Jakie plotki? – naciskam.
Wzdycha.
– Ktoś rozpowiedział w szkole, że widział mój numer podany na jakieś stronie z filmami dla dorosłych i z ofertami seksu za pieniądze – wyjaśnia, a ja sztywnieję. – Powiedziała mi o tym Lia, która słyszała to od Aubrey, a do tego powiedział mi o tym Alan, który słyszał jak Madleine też tak pieprzy. To nic, z czym sobie nie poradzę.
– Obie się mszczą, ale... czemu akurat teraz, chociaż wcześniej siedziały cicho?
Jazz wzrusza ramionami.
– Bo to kretynki. Nie martw się. Pogadam później z cheerleaderkami, żeby opowiedziały mi o tych inicjacjach, a wtedy załatwimy Aubrey i będzie po plotkach.
– A Mads?
Uśmiecha się.
– Mads niedługo straci posłuch, gdy wszyscy dowiedzą się, jaka dwulicowa z niej suka i co opowiadała mi od zeszłego roku, by wkraść się w moje łaski. – Przyciąga mnie bliżej. – Jak powiedziałem, poradzę sobie z nimi.
Wtulam się w niego.
– A co z radą? O co się czepiali? Ten cały Foster... to ojciec tego chłopaka, który zaatakował wtedy Lię, tak? Też przypomniał sobie o zemście? – Mrozi mnie pewna myśl. – A jeśli oni wszyscy się zmówili, bo moja matka... ona jest zbyt długo cicho. Nie odzywa się. Cat nie wspominała mi, że coś nie tak, więc może to mama... zna przecież Irvine'ów, mogła się skontaktować z Aubrey, a Aubrey znalazła osoby, które cię nie cierpią i teraz...
Jasper odwraca mój podbródek w swoją stronę.
– Z twoją mamą też sobie poradzę.
– W jaki sposób?
– Nie musisz...
– Jazz – przerywam stanowczo. – Powiedz mi.
Milczy kilka chwil.
– Ufasz mi?
– Tak, ale...
– Nie ma „ale". Ufasz lub nie, Coralie – mówi spokojnie.
– Ufam ci – szepczę.
Muska opuszką mój policzek.
– Nie chciałem ci mówić wcześniej, bo nie chcę cię denerwować. Radzisz sobie o wiele lepiej i jesteś radośniejsza, odkąd ona się nie odzywa. Ale... ona naprawdę zaczęła robić problemy nie mi, a mojej rodzinie. Dlatego ja... do niej zadzwoniłem.
Odsuwam się.
– Co?
– Musiałem coś zrobić, Cora – rzuca natychmiast. – Powiedziałem jej, że jeszcze jedna akcja i to nagranie trafi do sieci, a ja skontaktuję się z prasą.
Potrząsam głową.
– Skąd miałeś jej numer? I co w ogóle... Ona niby obiecała się wycofać?
– Powiedziała, że możemy zawrzeć umowę – odpowiada Jasper. – Ale chciała idiotycznej rzeczy, więc się nie zgodziłem.
– Jakiej rzeczy?
– Coralie...
– Jakiej?
Krzywi się.
– Chciała, żebym cię zostawił. Kazałem jej iść do diabła. Jeśli nie przestanie, ja naprawdę nie będę miał wyjścia, bo ona próbuje wymusić na dyrektorze wywalenie mnie ze szkoły, więc...
Zasłaniam usta dłonią.
– O mój Boże. Mówiłam ci, że ona to zrobi. A Pearce na pewno...
Jazz spogląda mi w oczy.
– Pearce nie zaszkodzi w ten sposób szkole. A ona wie, że jesteśmy w impasie. Nie zrobi nic więcej, bo ma mnóstwo do stracenia. Spokojnie. – Przyciąga mnie do siebie. – Przepraszam, że musisz przez to przechodzić. Nie chciałem ci o tym mówić, żeby cię nie martwić. Naprawdę sobie poradzę.
Przetwarzam powoli wszystkie jego słowa i proszę o szczegółowe wyjaśnienia, więc mi je daje. Kiedy dowiaduję się, jak matka zagraża tej wspaniałej kobiecie, jaką jest pani Parish, co próbuje zrobić Jaredowi, a do tego mojemu Jasperowi, zapala się we mnie tak ogromna wściekłość, że ledwo nad sobą panuję. Ona nie może tak postępować. Nie ma prawa grozić tym, na których mi zależy.
A chociaż przeraża mnie to wszystko, właśnie w tym momencie wyzbywam się ostatnich wątpliwości. To nie Patricia Colbern jest osobą, której powinnam być lojalna i której powinnam słuchać. To moi przyjaciele i Jasper są wciąż przy mnie. To jego rodzina mnie ciepło przyjęła, na sobotnim meczu nawet jego brat przestał się na mnie wkurzać. Byliśmy znów na obiedzie u pani Parish, spędziliśmy idealnie czas i wszystko było wspaniałe. Na ostatnich sesjach z doktorem Langfordem zaczęłam zresztą widzieć coraz wyraźniej to, co ona mi robiła przez te lata. Psycholog obiecał, że przeprowadzi mnie przez to wszystko.
I moja prawdziwa rodzina też to zrobi. Pomoże mi.
Chłopak, którego kocham także.
Może nawet Cat stanie po mojej stronie, jeśli jej wszystko wyjaśnię.
– Powinieneś jej też powiedzieć, że jeśli jeszcze raz zagrozi tym, na których mi zależy, opowiem o wszystkich jej brudach, które się nazbierały przez te lata – mówię spokojnie. – O każdym złym słowie, które od niej usłyszałam. Bo nie zamierzam się jej dłużej bać. Poradzimy sobie bez niej.
Jasper splata nasze palce.
– Właśnie tak, iskierko. Poradzimy sobie.
Uśmiecham się, a on dodaje:
– Chyba że serio każesz mi to włożyć. – Wskazuje na różowy strój. – Wszyscy to wykorzystają przeciwko mnie. Zlituj się.
Parskam śmiechem. Próba rozluźnienia atmosfery działa.
– Nie ma mowy. Poza tym Zeke serio jest na tyle szalony, że będzie ci towarzyszył. Chcę to zobaczyć.
Kręci głową.
– Jesteś okrutna. – Całuje mnie w czoło.
Siedzimy przez chwilę w bezruchu, po prostu się przytulając. Uwielbiam te chwile z nim. Nigdy nie sądziłam, że to może być aż tak przyjemne, ale przekonałam się, że owszem. Po prostu jego bliskość naprawdę mnie uspokaja i daje mi poczucie bezpieczeństwa. Kiedy jednak o tym myślę, przypominam sobie coś.
– Byłeś po treningu u Shaford? – pytam.
Jasper się spina, jednak odpowiada:
– Tak. Powiedziała mi, kto był tym topiącym się uczniem i kto go wyciągnął.
Patrzę na niego.
– Kto?
Wzdycha głośno.
– Cholerny Gale Foster. A z rzeki wyciągnął go Vayn. Żaden z nich mi nie pomoże, więc muszę pogadać z cheerleaderkami...
Prostuję się.
– Vayn pomoże. Przekonam go. Jeśli cokolwiek wie...
Jego usta zaciskają się w wąską kreskę.
– Możliwe, że ostatnio kazałem mu nie wypowiadać do ciebie nawet jednego słowa, więc...
Mrugam, a potem wybucham śmiechem.
– Ty jesteś poważny?
– Całkowicie.
Kręcę głową.
– Daj spokój.
Jasper przybiera beznamiętną minę.
– „Och, Vayn, oczywiście, że załatwię ci wszystko, co chcesz. Jesteś taki wspaniały". „Och, Coralie, jesteś najlepsza, uwielbiam cię"...
– Nigdy tak nie mówiłam – protestuję rozbawiona. – Nie sądzisz, że przesadzasz?
– Nie.
Zarzucam mu ręce na ramiona.
– Nie wierzę, że po tym, gdy wiesz, że ja... że nigdy nie było nikogo innego i nikt nie liczył się dla mnie w ten sposób, ty wciąż jesteś tak zazdrosny. Nie masz powodu, Jazz.
Chwyta mnie za kark.
– Powtórz to.
– Że nie masz powodu...
– Że nikt nigdy się nie liczył. Tylko ja.
Przyciąga mnie do swoich ust, a ja szepczę w nie:
– Liczysz się tylko ty. Nigdy nie liczył się nikt inny, Jazz.
Całuje mnie mocno, a ja rozchylam wargi i odpowiadam na to od razu. Potrzebuję tego. Nie sądziłam, że tak uzależnię się od jego pieszczot i dotyku, lecz właśnie tak się stało. Za każdym razem to jest jakimś cudem jeszcze lepsze, choć wydaje mi się, że bardziej nie może. A jednak gdy nasze języki się łączą, z gardła wyrywa mi się cichy jęk.
Wydawało mi się, że on będzie moim końcem, ale jest początkiem. Tym, który mnie wspiera, wierzy mi i zawsze stoi obok. Razem z Kieranem, Nessą i całą swoją paczką Jasper już teraz zrobił dla mnie tyle, ile nigdy nie zrobiła moja matka.
Dlatego postanawiam, że zawsze będę stać po ich stronie i nie pozwolę ich skrzywdzić. Ja chyba też muszę odbyć rozmowę z matką.
– Więc chodźmy pogadać z Vaynem – mówi cicho Jasper, na razie przerywając moje myśli. Zajmę się tym później. – Przekonasz go. Znajdziemy dowody i pokonamy Aubrey. A potem każdego, kto spróbuje nam zagrozić.
Na przykład Patricię Colbern i tego, kto zabił Mirandę i na razie ukrywa się w cieniu, choć czuję, że to tylko cisza przed burzą.
– Tak – zgadzam się. – Właśnie tak.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top