32. Kwestia czasu
#keepmecloseap
Coralie
Właściwie to nie wiem, co się ze mną dzieje, kiedy na nich patrzę. Słyszę, że na scenie odbywa się już przedstawienie kółka teatralnego i Madeleine oczywiście bryluje, ludzie wokół skupiają się na tym lub na sobie, niektórzy zwyczajnie kręcą się po terenie dziedzińca, a ochroniarze wszystkiego pilnują.
Ten Cathleen trzyma się na dystans, gdy moja siostra posyła Jasperowi słodki uśmiech, otulając się jego marynarką. Wybucha we mnie tak wielki gniew, który z trudem utrzymuję w ryzach na samo to, że on spogląda na nią w taki sposób, jakby mówiła właśnie coś niezmiernie fascynującego. Cat przysuwa się bliżej, jak gdyby zamierzała wręcz w niego wejść. Stoją w cieniu dużego drzewa, nieco z boku, więc nikt ich nie obserwuje.
Z wyjątkiem mnie.
Ja patrzę na nich coraz bardziej wkurzona, bo w mojej głowie odzywa się cichy głos, który podpowiada, że to przecież naturalne. To Cathleen jest tą lepszą bliźniaczką. To ona ma talent, sławę i charyzmę. To ona przyciąga do siebie ludzi, w czasie gdy ja ich odpycham. Jasne, że Jasper zwrócił się do niej, skoro ja go odtrąciłam.
W końcu ona wydawała mu się miła.
Ruszam do nich powoli, starając się nad sobą zapanować. Trudno o to, kiedy widzę, jak Cat przesuwa palcem wskazującym po klatce piersiowej Jaspera, mając na sobie jego marynarkę. Czarną ze złotymi elementami, z godłem szkoły, czyli złotym płomieniem. To niby nic takiego, zwykłe ubranie, i nie jego koszulka z nazwiskiem czy bluza, mimo to rozsierdza mnie ten widok.
Jestem zazdrosna.
Jestem kurewsko zazdrosna o własną siostrę.
Ale żałosne.
– ...nigdy nie udało. Potrzebowałabym dobrego przewodnika, który zna tę szkołę jak nikt inny i ma dostęp do wielu... zamkniętych pomieszczeń.
Zalewa mnie chłód. Czy ona... czy mi się wydaje, czy ona właśnie sugeruje mu...
– Cóż, mam dostęp tylko do niektórych – odpowiada Jasper.
– No weź. A te słynne tajne korytarze?
– Niestety dyrektor nalegał, żebym oddał klucze do nich. Mam dostęp wyłącznie do oficjalnych pomieszczeń w szkole.
– No cóż – mówi moja siostra, której w tej chwili nienawidzę całą sobą. – Wystarczy. Chętnie zobaczę, co zmieniło się w tej szkole, odkąd ostatnio ją zwiedzałam. Założę się, że pokażesz mi... coś ciekawego.
– Myślę...
– Tu jesteś, wszędzie cię szukam – wchodzę w słowo Jasperowi, stając przed nimi. Nie patrzę na chłopaka. – Mam twoją kurtkę.
Siostra odwraca się do mnie i uśmiecha lekko.
– Dzięki, Cora – rzuca radośnie. Później zdejmuje marynarkę Jaspera z ramion i mu ją podaje. – I dziękuję, Jasper. Prawdziwy z ciebie gentleman, uratowałeś mnie przez zamarznięciem.
– Jest osiemnaście stopni – wtrącam z przekąsem.
Cat chichocze.
– Serio? A miałam wrażenie, że o wiele mniej. No nic, tak czy siak dzięki. – Jasper wkłada swoją marynarkę, a ja podaję Cathleen kurtkę, którą chłopak ode mnie przejmuje. Coś pali mnie mocniej w środku, gdy widzę, jak unosi ją, by siostra mogła wsunąć ręce w rękawy. – Jesteś bardzo miły. Zupełnie nie przypominasz diabła z opowieści Cory.
Jasper śmieje się lekko, a ja zaciskam zęby.
– Nazywa mnie diabłem? A sądziłem, że się zaprzyjaźniamy.
Auć. Zaprzyjaźniamy.
Ale nie mogę go winić. To ja się wycofałam.
Mimo to nie potrafię opanować rozgoryczenia tym, że byłam taka naiwna. Po prostu dopóki w pobliżu nie ma Cathleen, jestem dość dobrą opcją, jednak gdy tylko się pojawia, odchodzę w zapomnienie. Zawsze tak było. Każdy tak robił. Czy mogę go winić?
– Nie bierz tego do siebie, Cora lubi czasem dramatyzować – stwierdza z rozbawieniem Cat.
– Tak, przekonałem się o tym wielokrotnie.
Mój gniew rośnie. Dołącza do niego też poczucie upokorzenia. I jeszcze to cholerne palenie w piersi. To wszystko boli. Naprawdę boli.
– Serio? Może dla odmiany ty opowiesz mi, jak radzicie sobie w tej szkole? Chętnie posłucham też o twojej drużynie i w ogóle – odzywa się Cat.
– Lubisz koszykówkę? – pyta Jasper.
– Uwielbiam! Właściwie to w dzieciństwie dużo grałyśmy z Coralie w kosza, dopóki nie wystąpiłam w pierwszym talent show i nie zaczęła się moja kariera.
Wycofuję się powoli. Nie chcę słuchać dalej tej farsy.
– I która wygrywała?
– Cóż... Bywało różnie, zależy, czy oszukiwałam – odpiera Cathleen.
Patrzą na mnie z Jasperem w tym samym momencie, a ja zmuszam się do przybrania neutralnej miny.
– Zawsze oszukiwała – oznajmiam. – A teraz wybaczcie. Przypomniałam sobie, że miałam jeszcze coś sprawdzić. W razie gdybyś znów zamarzała, Jasper na pewno pomoże.
Później po prostu ruszam do Złotego Domu, mijając po drodze rodziców, uczniów i nauczycieli. Uśmiecham się do nich jak zawsze, nawet wskazuję komuś drogę do szklarni, gdy o to pyta. Dopiero po dostaniu się do budynku, kiedy zamykam za sobą drzwi i upewniam się, że jestem sama, zrzucam maskę opanowania. Mam ochotę krzyczeć, choć nie powinnam być zdziwiona. Cathleen jest ode mnie ładniejsza i mądrzejsza. Jest sławna, błyskotliwa i czarująca. Nigdy go nie wkurzała. Uchodzi za idealną.
Do oczu napływają mi żałosne łzy upokorzenia. Jak mogłam w ogóle myśleć, że Jasper... on po prostu się bawił, bo widział, jak mnie to peszy i wprawia w niepewność, ale w końcu miał dość, skoro nie dostał niczego więcej. Nie powinnam teraz tak reagować. Sama go odpycham. I go nie chcę. Niby czemu...
Potrząsam głową i ruszam do salonu, gdzie zatrzymuję się przy oknie. Nikogo tutaj nie zastaję, bo przecież uczniowie nie mają wstępu do domu przewodniczącego, osoby z cateringu są na zewnątrz, a członkowie samorządu dbają o przebieg wieczoru lub spędzają czas z rodzinami. Wszyscy to robią oprócz mnie, ponieważ moja matka jest bardziej zajęta karierą mojej siostry, która przyjechała tutaj po to, żeby odebrać mi chłopaka. Jedyny wolny dzień, który udało jej się wyszarpać w napiętym grafiku, postanowiła spędzić na podrywaniu nieznajomego kolesia. Na „zwiedzaniu" z nim szkoły.
Zaciskam pięści i wyglądam na zewnątrz. Z tego okna mam dobry widok na dziedziniec, gdzie trwa ten cyrk. Ludzie siedzą przy stołach, śmieją się. Na ustawionej po lewej scenie rozpoczyna się przerwa w spektaklu, więc z głośników płynie muzyka. O tej godzinie pewnie leci któraś z popowych piosenek, którą wybrałam do składanki. Miały wnieść nieco lekkości do tych ponurych murów. Nie wiem, czy się udało, ale wiem, że wszyscy zdają się dobrze bawić.
Wszyscy, tylko nie ja.
Założę się, że moja siostra właśnie zaciąga Jaspera do jakiegoś korytarza. Jest o wiele bardziej otwarta w tych sprawach, miała już kilku chłopaków. Na pewno nie ma problemu z tym, że on znajduje się blisko, nie wstydzi się, że jej dotyka i może nawet...
– Kryzys opanowany? – dobiega nagle zza moich pleców.
Spinam się i odwracam szybko do Jaspera, który stoi w drzwiach. Nie słyszałam, że je otworzył, a musiał chyba zrobić to już chwilę temu, bo opiera się o framugę z rękami w kieszeniach i obserwuje mnie uważnie. Wydaje mi się, że to nie trwa paru sekund.
Zalewa mnie ulga, bo moje głupie domysły się nie sprawdziły. Jednocześnie jednak ponownie narasta we mnie wściekłość, która próbuję opanować. Nie dam mu satysfakcji.
– Jaki kryzys? – pytam.
– Mówiłaś, że przypomniałaś sobie o czymś i musisz to sprawdzić, a potem niemal odbiegłaś ode mnie i Cat. – Zaciskam zęby, gdy nazywa ją w ten sposób, a on ciągnie: – Dlatego myślałem, że stało się coś ważnego. – Odrywa się od framugi i rusza w moją stronę. – Ktoś z wykonawców zniknął. Ludzie zatruli się jedzeniem. Złoty Dom płonie. Cokolwiek, co wymagałoby, żebyś tak uciekła.
Muszę się uspokoić. On mnie podpuszcza.
– Nie uciekałam – kłamię. – W przeciwieństwie do ciebie poważnie traktuję swoje obowiązki, więc sprawdzałam najpierw na zewnątrz, czy wszystko okay, bo było coś nie tak z nagłośnieniem, a teraz przyszłam chwilę odpocząć. Nic więcej.
Jasper unosi brew.
– A ja nie traktuję poważnie swoich obowiązków?
– Skoro masz czas flirtować z jednym gościem przed cały wieczór, to raczej nie upewniasz się, że reszta z nich niczego nie potrzebuje – wyrzucam z siebie, nim gryzę się w język.
Oczy chłopaka rozbłyskują.
– Flirtować? Znowu sądzisz, że flirtowałem z twoją siostrą?
Zaciskam zęby i odwracam się z powrotem do okna.
– Nie obchodzi mnie to. Po prostu weź się do roboty i oprowadzaj ją po szkole po zakończeniu imprezy, a nie w trakcie.
– Chcesz, żebym zrobił jej prywatną wycieczkę po Golden Flame?
Na samą myśl ogarnia mnie większa złość.
– Rób, co chcesz. Po prostu nie w godzinach, w których powinieneś wypełniać obowiązki.
Czuję, jak staje za moimi plecami i zastygam w bezruchu, bo chłopak nachyla się do mojego ucha.
– Wiesz, gdybym cię lepiej nie znał, mógłbym pomyśleć, że jesteś zazdrosna – szepcze.
Prycham.
– Zupełnie mnie nie znasz, a ja nie jestem zazdrosna. Po prostu martwię się, bo moja siostra nie powinna zadawać się z takim dupkiem jak ty.
Jasper śmieje się nisko.
– Jesteś taką troskliwą siostrą? Tylko o to chodziło?
– Tylko o to. A teraz, jeśli wybaczysz...
Odwracam się i chcę zrobić krok, ale staje mi na drodze.
– Nie wybaczę.
Spoglądam mu ze złością w oczy.
– Muszę sprawdzić, czy niczego nie brakuje na stołach i...
– To nie twoje zmartwienie, tylko kelnerów – przerywa.
– Ja za nich odpowiadam.
Znowu zastępuje mi drogę, kiedy próbuję go wyminąć, więc piorunuję go wzrokiem.
– O co ci w ogóle chodzi, Jasper? Po co tu za mną przylazłeś?
– Ty mi powiedz.
Parskam.
– Ja mam ci powiedzieć, o co ci chodzi? Niby...
– Powiedz mi, o co chodzi tobie – odpiera.
Jego brązowe oczy przeszywają mnie na wskroś.
– W tej chwili chodzi mi o to, żebyś dał mi wyjść.
Robi krok, a ja cofam się mimowolnie, na co mruży powieki.
– Jestem już zmęczony, wiesz? – rzuca.
– Nie pytałam, ale dziękuję za zwierzenie. Mam to gdzieś.
Unosi kącik ust. Nie wiem, co wyprawia i ja też jestem zmęczona, dlatego kręcę głową i ponownie próbuję go wyminąć. Tym razem robię to na tyle szybko, że nie zagradza mi drogi, ale zamiast tego chwyta mój nadgarstek i przyciąga mnie nagle do siebie. Moje serce zaczyna walić szybciej, tylko nie wiem, czy ze zdenerwowania, czy z ekscytacji, kiedy Jasper układa drugą dłoń na moim karku i wbija we mnie ciemne spojrzenie.
– Jestem zmęczony twoimi ucieczkami, Coralie.
A później nachyla się i mnie całuje.
Jego wargi przylegają do moich tak nagle i niespodziewanie, że kompletnie nie wiem, co robić. Zostaję oszołomiona na kilka sekund i całkowicie pokonana, bo nim udaje mi się zrozumieć, co się dzieje, przeszywa mnie przyjemny dreszcz, ciało mimowolnie mięknie, a usta odpowiadają na pieszczotę jakby bez udziału mojej woli. I zdrowego rozsądku. Tylko na co komu zdrowy rozsądek? Jest zupełnie niepotrzebny, a wręcz niemile widziany.
– Nie uciekaj ode mnie więcej, iskierko – szepcze Jasper. – Złapałem cię. I złapię za każdym razem.
Nakrywa moje wargi ponownie i wysuwa język, żądając dostępu do środka. Daję mu go. W tym momencie znika wszystko wokół, a ja obejmuję chłopaka za kark i pozwalam mu wycofać się przez pomieszczenie, aż natrafiam na stół. Jasper podnosi mnie i sadza na nim, nawet na sekundę nie odrywając się od moich ust. Drżę, gdy rozszerza mi uda, staje między nimi i przyciąga mnie bliżej.
Przylegam do niego, odwzajemniając kolejne gorączkowe pocałunki. Są takie idealne. Niemal wtapiam się w chłopaka, który obejmuje ciasno moją talię jedną ręką, w czasie gdy drugą sięga do klamry przytrzymującej mojego koka. Kosmyki rozsypują się na plecy, dobiega mnie cichy trzask, kiedy spinka upada na podłogę, ale nie zwracam na to długo uwagi, tylko zatracam się w tym, co się dzieje.
– Uwielbiam, gdy nosisz je rozpuszczone – mówi Jasper, po czym chwyta moje włosy mocniej i odchyla mi głowę. – Zbyt wiele razy wyobrażałem sobie, jak cię za nie łapię, by zrobić to.
Przywiera ustami do mojej szyi i zasysa skórę, a ja wzdycham głośno. Nie protestuję, kiedy zostawia mi ślad, choć czuję, że nie uda mi się go przykryć żadnym podkładem. Totalnie wariuję przez ten pocałunek, ponieważ się tym nie przejmuję, i kiedy Jasper sunie wargami w górę, aż do moich, po prostu je rozchylam. Mogę sobie pozwolić na tylko jedną chwilę słabości.
Bardzo, bardzo przyjemną chwilę.
W końcu jednak brakuje mi tchu, więc odsuwam się od Jaspera, oddychając ciężko, a kiedy chce pocałować mnie ponownie, odpycham go i zeskakuję ze stołu. Na jego twarzy maluje się zaskoczenie.
– Co ty...
– Chciałam się tylko przekonać, czy w ogóle wiesz, jak to robić – rzucam. – Było znośnie. Teraz możesz iść upewnić się, że żadne biedne dziewczyny nie zamarzły na zewnątrz i ogrzać je swoimi ramionami czy czym tam masz ochotę.
Podnoszę klamrę i kieruję się do wyjścia, próbując ogarnąć rozczochrane włosy, jednak nim docieram do drzwi, Jasper znów odwraca mnie w swoją stronę, a później zmusza, bym cofnęła się i oparła tym razem o ścianę.
– Powiedziałem, że zmęczyły mnie twoje ucieczki, Coralie – mówi, opierając dłonie po bokach mojej głowy. – Dawałem ci czas na to, żebyś zdecydowała, czego chcesz. Ale skoro nadal nie wiesz, skończyłem z czekaniem. Nie zamierzam się w to dłużej bawić.
– To dobrze, bo ja też nie – oznajmiam. – Nie będę twoją zabawką ani nagrodą pocieszenia po tym, jak Cathleen wyjedzie. Tak czy siak lepiej idź i daj jej tę prywatną wycieczkę, dopóki jeszcze tu jest, a ja...
– Naprawdę myślisz, że wolałbym choć jedną sekundę spędzić z nią zamiast z tobą?
Otwieram usta, a on chwyta mój podbródek, unosi go i dodaje:
– Nie flirtowałem z twoją siostrą, po prostu z nią rozmawiałem. Dałem jej marynarkę, bo trzęsła się z zimna. I nie planuję chodzić z nią ani z żadną inną dziewczyną na wycieczki po zamkniętych czy otwartych częściach szkoły. Chyba że tą dziewczyną będziesz ty.
Moje serce przyspiesza. Wpatruję się w Jaspera, który nachyla się i muska moje wargi tak delikatnie, że niemal niewyczuwalnie, by na końcu wyszeptać:
– Nie musisz być o mnie zazdrosna, iskierko, ale kurewsko mi się podoba, że jesteś.
Przejrzał mnie. Nie uwierzył w nic, co powiedziałam. Kolejny raz ze mną wygrał.
– Tak cholernie cię nienawidzę – szepczę.
– Wiem – odpowiada.
A potem całuje mnie mocniej, więc wsuwam palce w jego włosy i odpowiadam całą sobą. Nasze wargi się łączą, języki drażnią, ciała przylegają do siebie jak najbardziej się da. Pozwalam, by porwała mnie przyjemność płynąca z bliskości tego chłopaka, z jego pieszczot, z tego, jak bardzo mnie pragnie. Bo chociaż wygrywa, to nie ukryje przede mną tego, że ja także na niego działam. Czuję to. Jest pobudzony tak samo jak ja. A gdy jego dłonie przesuwają się po moich udach i docierają pod spódniczkę, oboje wydajemy z siebie równocześnie cichy jęk.
– Jasper...
– Wiesz, co chciałbym z tobą teraz zrobić? – pyta, zaciskając palce na moich pośladkach.
Ledwo nabieram kolejne wdechy.
– Co?
Patrzy mi w oczy.
– Poznać cię dokładnie ustami – szepcze, aż robi mi się jeszcze cieplej. – Przekonać się, jak głośno powtarzałabyś moje imię, którego tak bardzo nie znosisz. Jak bardzo byś dla mnie zmiękła.
Zadzieram podbródek.
– To się...
Kładzie mi palec na wargach.
– To się wydarzy – stwierdza pewnie, unosząc kącik ust. – Ale na razie muszę być dobrym przewodniczącym i upewnić się, że gościom niczego nie brakuje. – Nachyla się. – Brakuje ci czegoś, Coralie? Pragniesz dostać coś więcej?
Tak.
– Nie – odpowiadam.
Śmieje się cicho, muskając nosem mój nos.
– Możesz się przede mną bronić, ile chcesz – rzuca. – Możesz mnie nienawidzić tak mocno, jak tylko masz ochotę. Ale oboje dobrze wiemy, dlaczego to robisz.
Nasze oddechy się mieszają.
– Niby dlaczego? – pytam cicho.
– Bo tak naprawdę pragniesz mnie całą sobą, tak jak ja ciebie – odpowiada prosto w moje usta. – I ty mnie już masz. To tylko kwestia czasu, aż ja dostanę ciebie.
Później całuje mnie ostatni raz, nim odsuwa się, nie spuszczając ze mnie wzroku, i wycofuje się do drzwi. Nie dodaje niczego więcej. Jego słowa zawisają między nami, ponieważ nawet nie próbuję im zaprzeczać. To bez sensu. Chociaż Jasper Parish to największy sukinsyn, jakiego znam, chociaż go nienawidzę, wzbudza we mnie pragnienie, jakiego nigdy wcześniej nie czułam.
I ja chyba też jestem już zmęczona próbami obrony.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top