23. Poradzę sobie sama
#keepmecloseap
Coralie
Jestem zmęczona i nieco poirytowana, gdy po zajęciach docieram do akademika. Dostałam kolejną słabą ocenę na innym przedmiocie, w dodatku chyba zbliża mi się okres, bo zaczynają mnie boleć plecy i nogi, co zawsze zwiastuje tylko jedno. Potrzebuję się odświeżyć i przebrać w coś luźniejszego przed spotkaniem w Złotym Domu, dlatego ruszam do łazienki, rzucając na podłogę swoją torbę. Wtedy ze środka wysypują się moje rzeczy.
Klnę pod nosem i przykucam, by pozbierać zeszyty oraz ukryć szkicownik. Ostatnio nie miałam zbytnio czasu na odwiedzenie pracowni, więc rysowałam wieczorami, nim tabletki zaczynały działać i ścinały mnie z nóg. Chociaż nadal czuję się nieswojo w pokoju, udaje mi się tu przetrwać noce. Całe dnie spędzam poza akademikiem. Nie wiem, czy kiedyś jeszcze poczuję się swobodnie w tym miejscu.
To dziwne, ile zmieniło się w ciągu ostatnich dni.
Myślę nad tym, kiedy przykucam przy łóżku Mirandy, bo moja pomadka się pod nie wturlała. Wsuwam więc dłoń pod drewno, ale nie dosięgam jej, dlatego wzdycham z irytacją. Łapię telefon, by włączyć latarkę w telefonie, po czym zaglądam pod mebel i zamieram, gdy oprócz kosmetyku, dostrzegam coś jeszcze. Z tyłu, między ścianą a deską, leży jakiś przedmiot, który chyba wiem, czym jest.
To pamiętnik Mirandy.
Wielokrotnie widziałam, jak coś w nim zapisywała, a potem chowała go, gdy się pojawiałam. Osoby, które zabierały jej rzeczy, go najwidoczniej nie znalazły, bo to nie policja ani ochrona się tym zajmowały. Państwo Paulsen sobie tego nie życzyli, więc oczywiście zrobiono, jak chcieli, bo nikt nie miał ochoty się im narażać.
Przez moment się waham, niepewna, co robić, a moje serce bije szybciej. Powinnam chyba go wyjąć. I może zadzwonić do detektywa Westa. W końcu mógłby znaleźć tutaj coś na temat tego, czemu Miranda planowała zrobić to, co zrobiła. Chociaż śledztwo już zamknięto, to chyba ważne, by poznać powód, dla którego nie chciała dłużej żyć.
Zbieram się w sobie, wchodzę na łóżko i sięgam za nie. Dopiero wtedy odkrywam, że jest tutaj duża szpara pomiędzy materacem a drewnem, pewnie to w niej Miranda ukrywała zeszyt. Mógł częściowo wypaść na przykład gdy sprzątaczka przesuwała nieco łóżko, by poodkurzać.
Wyciągam pamiętnik i przecieram jego okładkę. Chociaż coś podpowiada mi, bym zajrzała do środka, nie robię tego. Wpatruję się po prostu w przedmiot, po czym chcę go odłożyć na szafkę, gdy moją uwagę przyciąga coś innego. Na moim biurku stoi różowa butelka, obok której leży szczotka do włosów.
Wypuszczam zeszyt z rąk i robi mi się zimno. Tych rzeczy nie było tu wcześniej. Musiałam kupić nową szczotkę, a Kieran narzekał, że zgubiłam prezent od niego. Pytałam sprzątaczek, czy ich nie znalazły, i tak nie było. Poza tym dzisiaj nikt nie sprzątał.
Jakim cudem te rzeczy się tu znalazły?
Czuję wspinający się po plecach dreszcz. Ktoś był w moim pokoju. Był tutaj. Najpierw zabrał mi te przedmioty, a teraz je oddał. Po co? Czy to ta sama osoba, która napisała mi coś na drzwiach czy ktoś inny? Jak się tu dostała?
Mrozi mnie myśl, że przecież nie znaleziono kluczy Mirandy od pokoju. A jeśli jej samobójstwo nie było samobójstwem? I ten ktoś, kogo widziałam tego wieczoru miał z nim związek, zabrał jej klucze i później... później...
W klatce piersiowej wzbiera mi panika. Zrywam się na nogi i wybiegam z pokoju, nie oglądając się za siebie. Nie wiem właściwie, dokąd się kieruję, po prostu biegnę do schodów, a kiedy wypadam zza rogu, zderzam się z kimś. Dobiega mnie głuchy jęk, po którym spoglądam w oczy Madeleine.
– Aua – rzuca dziewczyna. – Jesteś ślepa, Cora?
A jeśli to ona? W końcu zupełnie jej nie znam. Nie rozmawiałyśmy, odkąd Jasper wygrał i usłyszałam o jej zdradzie. Od dawna spiskowała przeciwko mnie. Może... może... Jezu. Wpadam teraz na naprawdę głupie pomysły, jednak próbuję wziąć się w garść.
– Byłam ślepa na to, jaka jesteś – stwierdzam, prostując się. – Ale już nie jestem.
Dziewczyna prycha.
– Daruj sobie takie gadki. Jeśli chcesz wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia, to ci się nie uda. Postawiłam na Jaspera i miałam rację z tym, że wygra. Nie wiedziałam tylko, że to większy skurwiel niż mi się wydawało.
– Bo nie przyjął cię do samorządu ani nie chce mieć z tobą do czynienia? – kpię. – Kto by się spodziewał, że nie jest fanem dwulicowości.
Mads mruży powieki.
– Pierdol się.
Nim gryzę się w język, odpowiadam:
– To ty się pierdol, Madeleine. Ufałam ci. A ty po prostu mnie zdradziłaś.
– Jakoś ci to chyba nie przeszkadza, skoro jadasz sobie teraz lunche ze Złotą Szóstką i wszystko jest super, co? – mówi ostro.
– Brzmisz, jakbyś była zazdrosna – odpieram. Potem to sobie uświadamiam. – Bo jesteś, prawda? Myślałaś, że Jasper cię wywyższy za to, jak mu donosiłaś, tymczasem on odciął cię od wszystkiego. Spadniesz w rankingu bez dodatkowych punktów. Myślałaś, że będziesz jego prawą ręką, a on wybrał mnie.
Madeleine robi się czerwona.
– Nic dziwnego, że Miranda się zabiła, byle z tobą nie mieszkać – syczy.
Przypominam sobie wtedy o pamiętniku. I o innych rzeczach.
– Jak możesz w ogóle mówić coś takiego? – pytam mimo to. – Jak możesz być taką zimną suką?
– Nie udawaj, że jesteś inna – rzuca. – Miałaś gdzieś Mir. Miałaś nas wszystkich gdzieś. Ciągle tylko skupiałaś się na tym, żeby być najlepsza, najważniejsza, najwspanialsza. Nic cię nie obchodzi, Colbern. Skończysz tę szkołę, pójdziesz na wybrane przez matkę studia, potem pomożesz rozwijać siostrze karierę i staniesz w jej cieniu. Jesteś nikim. Po co miałabyś nam dalej przewodzić, skoro nie jesteś żadną liderką i nie zasługiwałaś na swoje miejsce?
Spinam się. Jej słowa uderzają we mnie, jakby właśnie sprzedawała mi policzek. Zwłaszcza że zawierają ziarno prawdy, przez które coś kłuje mnie mocno w klatce piersiowej. Opisana przez Madeleine osoba podporządkowuje się innym, dba wyłącznie o to, jak ją postrzegają i tylko udaje, że ma kontrolę.
Jest żałosna.
Czy ja naprawdę chcę być kimś takim? Starać się, dawać z siebie wszystko, by ostatecznie robić tylko to, co zaplanowała dla mnie matka? Stać wiecznie w cieniu, być tą drugą, gorszą opcją?
– Wiesz co, Mads? – pytam cicho. – Gdy skończysz tę szkołę i studia, a później będziesz grała drugoplanowe role, nic nieznaczące, kompletnie niepotrzebne, do końca swojego życia, przypomnisz sobie, że karma to suka. I że to ty nie zasługujesz na swoje miejsce, nawet na samym końcu, bo jesteś żałosną, dwulicową zdzirą.
Po tych słowach ruszam dalej, nie oglądając się za siebie. Dziewczyna nic nie odpowiada ani nie podąża za mną, tylko pewnie zamyka się w swoim pokoju, który ma na tym samym piętrze. Mogę się założyć, że to ona widziała mnie wtedy wracającą nad ranem. A skoro Jasper wypadł z jej łask, zwróciła się do Aubrey, która, swoją drogą, zapłaci mi za to, że na mnie znów doniosła.
Na razie jednak się na tym nie skupiam. Myślę raczej o tym, że starcie z Mads było nieprzyjemne, ale pomogło mi zapomnieć o tym, dlaczego wybiegłam w popłochu z pokoju. Dzięki temu nieco się uspokajam, zbiegając po schodach, i zaczynam myśleć racjonalnie. Przez strach przyszły mi do głowy głupie rzeczy, ale teraz próbuję je racjonalizować. Zamiast biec od razu do ochroniarki siedzącej w dyżurce, kieruję się do głównego gmachu i szukam sprzątaczki, która oprócz ogarniania budynków, zajmuje się także pokojami w damskim akademiku. Rozmowa z nią jednak nie pomaga, ponieważ kobieta mówi, że nawet tam dzisiaj nie wchodziła.
Próbuję się uspokoić. Przemyśleć, czy jest jakakolwiek możliwość, bym zwyczajnie przegapiła te rzeczy, ale przecież nie ma. Ktoś je tam odłożył. Ktoś ma klucz do mojego pokoju. Ta myśl ponownie sprawia, że robi mi się zimno, więc kieruję się do dyżurującego najbliżej ochroniarza, tyle że zwalniam po paru krokach.
Jak to udowodnię? Jak niby udowodnię, że ktoś był w moim pokoju? Nie zgłosiłam zaginięcia tych rzeczy. Znowu uznają mnie za wariatkę. A przecież już i tak biorę leki na sen, które dziwnie na mnie wpływają.
Zaciskam zęby. Nikt mi nie uwierzy. Mogłabym się zwrócić do pana Bentona, ale nawet on powątpiewał w tę historię z drzwiami. Jedynie Kieran stoi za mną murem i przypomina, że mogę u niego spać, gdy tylko będę chciała. Biorąc jednak pod uwagę to, że Madeleine widziała, jak wracam od Parisha, mogłabym tylko wpaść w kłopoty i pociągnąć przyjaciela za sobą.
Nie mam pojęcia, co robić.
Wszystko znowu się psuje.
A ja całkowicie przestaję się czuć bezpiecznie w miejscu, które do niedawna nazywałam domem.
*
Spotkanie w Złotym Domu to ostatnie, na co mam dziś ochotę, jednak wchodzę do budynku, powstrzymując się przed obsesyjnym drapaniem. Boli mnie znów głowa i wiem, że muszę zgłosić się do pani Green, ponieważ to nie jest zdrowe. Tylko jak niby przetrwam bez tabletek nasennych w tamtym pokoju po tym, co się stało, gdy wicedyrektorka odmówiła mi wymiany zamków?
A może nie powinnam ich brać tak czy siak? Jeśli ktoś wchodził do mojego pokoju, gdy spałam...
– Hej, Cora – wita się ze mną Zeke, gdy docieram do salonu. – Wyglądasz na wykończoną. Drinka?
Mrugam, kiedy dostrzegam, że chłopak podaje właśnie szklankę Payton, która rozsiada się wygodnie na kanapie. Z kuchni wtedy wychodzi Layla, również z kolorowym napojem, przez co uświadamiam sobie, że najwyraźniej Jasper i jego przyjaciele przejęli to miejsce już całkowicie i zgromadzili tu zapasy alkoholu, tak jak dawniej Kieran i Elodie. Przechowywali tu go na imprezy, bo nikt nigdy tego nie sprawdzał, a sprzątaczkom płacili za niezaglądanie do lodówek.
– Nie – odpowiadam. – Gdzie Jasper?
– Stęskniłaś się?
Odwracam się i napotykam jego spojrzenie. Jakby wszystko, co się dzieje, co za mało, w głowie mam ciągle to, co ostatnio mówił. Jestem przez niego tak skołowana. Od tamtej wspólnej nocy starałam się go unikać, a on nie próbował nic z tym zrobić i to mi dziwnie przeszkadzało, chociaż przecież chciałam, żeby zostawił mnie w spokoju. Za to dzisiejszy poranek czy lunch...
Mam taki mętlik w głowie przez tego chłopaka.
– Po prostu muszę dzisiaj jeszcze dużo zrobić i chciałabym jak najszybciej skończyć spotkanie – odpieram gładko, zajmując miejsce.
– Ach, kara w stołówce? – pyta Zeke, kręcąc głową. – Przejebane. Shaford naprawdę cię nie lubi.
Czyli wszyscy już wiedzą, super. Brakuje mi tylko plotek o tym, że nie dość, że jestem morderczynią, to jeszcze dziwką. Czy Jasper powiedział im, że to od niego wracałam tamtego ranka?
– Po prostu Cora okazała się niegrzeczna – rzuca Layla, poruszając brwiami. – Imprezowała i jeszcze wróciła dopiero nad ranem do akademika. To prawda?
Zerkam krótko na Jaspera. Czyli im o tym nie wspomniał. To... dziwne. Myślałam, że dzieli się z nimi wszystkim.
– Możemy się skupić na spotkaniu, proszę? – mówię.
– Daj spokój, to interesujące – stwierdza Payton. – U kogo wtedy byłaś?
– Bawiła się wtedy nieźle z Ianem – wtrąca Alan, który właśnie pojawia się w salonie razem z Justinem. Jesteśmy w komplecie. – Może do niego wróciłaś, gdy przerwano nam imprezę?
Rzuca przy tym spojrzenie Parishowi, który nic sobie z tego nie robi. Czyli nawet brat Zeke'a nic nie wie.
– Skupmy się na spotkaniu – ucina dalsze rozmowy Jasper.
Potem streszcza nam swoje wczorajsze spotkanie z radą rodziców, na którym ustalał budżety i oczekiwania wobec nadchodzących wydarzeń. Mam je wszystkie już rozpisane, z podziałem zadań dla ułatwienia prac, ale nie każdy nasz pomysł zyskał akceptację, dlatego omawiamy możliwe zastępstwa.
Czas mija bardzo szybko i nim się oglądam, mamy już ustalone niemal wszystkie szczegóły, a przyjaciele Jaspera całkowicie się rozluźniają. Nie dorabiają jednak drinków, po prostu przechodzą na inne tematy, rozmawiają i się śmieją. Chociaż próbuję się w to wczuć, nie umiem. W głowie wciąż siedzi mi to, co się stało po południu. Potrzebuję pogadać z Kieranem, bo wcześniej tego nie zrobiłam, miał dodatkowy trening. W przyszły weekend odbędą się pierwsze zawody pływackie na wyjeździe, międzyszkolne, więc ćwiczy jeszcze ciężej.
– Dobra, czas się zbierać – stwierdza w końcu Zeke. – Jutro ten cholerny test u Hiltona, a ja jeszcze niczego nie powtórzyłem. – Zerka na mnie. – Ty już pewnie masz wszystko ogarnięte, co?
Nie mam. Kompletnie zapomniałam o teście.
– Jak zawsze – kłamię.
Zeke wzdycha.
– Zazdroszczę.
Zbieramy się do wyjścia. Myślę już gorączkowo o tym, że muszę zacząć się uczyć jeszcze przed dyżurem w stołówce i później po nim. Biblioteka jest czynna do dziewiątej, więc dam radę. A potem może... może wrócę tutaj na noc. Mam klucze. Nie chcę wpakować Kierana w kłopoty, a tutaj jest mniejsza szansa, że ktoś mnie przyłapie. Ogarnę sobie koc i prześpię się na sofie.
Tak. To dobry plan.
Zapominam tylko o jednym.
– Colbern? – rzuca za mną Jasper.
Odwracam się, w czasie gdy jego przyjaciele już docierają do drzwi.
– Tak?
– Miałaś zostać.
Och. No tak.
– Po co?
Jasper nadal siedzi na kanapie, wpatrując się we mnie z wyrazem, którego nie potrafię rozszyfrować.
– Coś się stało? – pyta nagle.
Mrugam. Skąd wie? Shaford chyba... nikomu nie powiedziała, prawda? Zanim tu przyszłam, zajrzałam do niej, więc nie ma szans, żeby już mu cokolwiek przekazała. Poza tym nie podałam szczegółów. I nie chcę ich podawać, bo on już ostatnio mi nie wierzył.
– Nie, czemu?
– Wyglądasz cały czas na zdenerwowaną – wyjaśnia.
Kręcę głową.
– Wydaje ci się – kłamię. – Do czego jestem ci potrzebna?
Wpatruje się we mnie jeszcze moment, aż w końcu odpowiada:
– Muszę napisać przemowy na te wszystkie wydarzenia. I pomyślałem, że masz w tym większe doświadczenie, więc mi pomożesz, żeby poszło sprawniej.
Marszczę nos.
– Przecież potrafisz pisać przemówienia. Nie potrzebujesz mnie do tego.
– Potrzebuję.
Wiem, że nie. Ale z jakiegoś powodu to, że prosi mnie o pomoc, sprawia, że robi mi się cieplej. To pewnie podstęp, tylko nie wiem, co ma na celu. Wpadam jednak na pewien pomysł.
– Niech będzie, pomogę ci – odpieram.
Jasper się uśmiecha, a ja dodaję:
– Jeśli w zamian coś dla mnie załatwisz.
Jego brwi wędrują w górę.
– Wiesz, że pomaganie mi to twój obowiązek jako zastępczyni, tak? – pyta.
Krzyżuję ręce na klatce piersiowej i nie odpowiadam. Jeśli mi to rozkaże, nie mogę odmówić. W końcu to on tu rządzi. Mimo wszystko potrzebuję poczucia, że wcale go teraz o nic nie poproszę, tylko zrobimy wymianę. Coś za coś.
– Dobrze. Co miałbym dla ciebie załatwić? – rzuca, kapitulując.
Odchrząkuję.
– Potrzebuję nowego zamka do pokoju.
Jasper marszczy czoło.
– Stary się zepsuł?
Jak mam mu powiedzieć, że rzeczy, które mi zniknęły, teraz nagle pojawiły się na miejscu, żeby nie uznał mnie za wariatkę?
– Coś w tym stylu – odpowiadam wymijająco.
– A bardziej szczegółowo?
Wzdycham.
– Mamy umowę czy nie, Jazz?
Jego oczy rozbłyskują, kiedy używam tego zdrobnienia.
– Shaford się nie zgodziła, prawda? – pyta.
Zaciskam wargi.
– Nie – przyznaję. – Ale to ty jesteś jej pupilkiem, więc...
Parska cicho.
– Nie jestem jej pupilkiem. Po prostu mnie lubi.
– A wie o twoim tatuażu? – pytam, nim gryzę się w język.
Jasper przygląda mi się parę chwil.
– Nie. Tylko trener o nim wie – mówi.
To mnie właściwie zaskakuje. Skoro tylko trener wie, to znaczy, że ukrywa to przed dyrekcją. Miałby kłopoty, gdyby tajemnica wyszła na jaw.
– A koledzy z drużyny? Przecież bierzecie razem prysznice i w ogóle...
– Czekam zawsze, aż wszyscy skończą i idę ostatni – mówi Jasper. – Zeke i Alan mnie kryją.
Milczę kilka sekund, jedynie mu się przypatrując.
– Nie boisz się, że komuś powiem? – rzucam w końcu.
– Nie. Nie zrobisz tego.
Nie zrobię. Chociaż gdy myślałam, że to on mnie wydał, tego typu odwet przyszedł mi do głowy, to chyba ostatecznie bym tego nie zrobiła. Ja za uczestnictwo w imprezie dostałam karę, Jasper mógłby mieć większe kłopoty. Przestrzeganie zasad jest w szkole naprawdę ważne i jakiekolwiek odstępstwo bywa surowo karane. Impreza była chwilowa, uczestników ukarano, koniec tematu. Tatuaż to coś stałego, a Shaford, jak moja matka, ich nie cierpi. Za ukrywanie tego i łamanie regulaminu mogłaby nawet zagrozić Parishowi usunięciem ze szkoły, bo gdyby ktoś przez przypadek się dowiedział... No a rodzina chłopaka nie jest na tyle bogata, żeby zapłacić za milczenie i pozostawienie go w szkole.
– Mogłabym powiedzieć – kłamię jednak.
Chcę zyskać jakąś przewagę. Ostatnio to on ją ciągle ma, a ja się gubię.
– Nie mogłabyś – stwierdza, podnosząc się. Kiedy staje przede mną, nie cofam się, tylko wbijam w niego spojrzenie. – Jak wytłumaczyłabyś to, skąd o nim wiesz, iskierko? Bo nie pokazuję nigdy ramienia.
To prawda. Nawet wtedy, gdy urządzał popisy z piłką i świecił gołą klatą przed wzdychającymi do niego dziewczynami, miał coś na ramieniu. Jakiś sportowy ochraniacz w stylu tych jego koszulek kompresyjnych, ale zasłaniający tylko lewe ramię. Myślałam, że to jakiś stabilizator czy coś, ale najwyraźniej on zwyczajnie ukrywał tatuaż.
– Cóż...
– Musiałabyś się przyznać, że widziałaś mnie półnagiego – ciągnie Jasper. – A stąd prosta droga do tego, by przyznać się, że ze mną spałaś.
– Nie spałam z tobą.
– Powinniśmy to naprawić – stwierdza.
Cofam się.
– C-co?
Nie wykonuje kolejnego kroku w moją stronę.
– Nic. Tak tylko śnię na jawie – odpowiada. – Zobaczę, co da się zrobić z tym zamkiem, jeśli podasz mi powód do wymiany go.
Zaciskam wargi i otrząsam się z jego głupich insynuacji.
– Bo to jest potrzebne.
– Dlaczego? – naciska. – Co się dzieje, Colbern?
Przymykam powieki.
– Ktoś przestawił mi rzeczy w pokoju – wyznaję w końcu. – Nie umiałam znaleźć szczotki i butelki, a dzisiaj nagle odkryłam, że są na szafce. Nie było ich tam. Ktoś chodził mi po pokoju.
Chłopak nie odpowiada długie sekundy, więc otwieram oczy. Jego twarz pozostaje nieczytelna, gdy pyta ostrożnie:
– Czy sprzątaczka nie mogła znaleźć tych rzeczy i ich tam odłożyć?
Nie wierzy mi. Znowu.
– Załatwisz to czy nie?
Jasper ponownie się zbliża, obserwując mnie uważnie.
– Byłaś na tych dodatkowych sesjach z doktor Fulton?
Odpycham go.
– Nie jestem wariatką, Parish! – mówię ostro. – Niczego sobie nie wyobraziłam. Radź sobie sam ze swoim pieprzonym przemówieniem.
Potem wymijam go i chcę ruszyć do drzwi, lecz mnie zatrzymuje:
– Nie powiedziałem, że jesteś wariatką. Przestań. Po prostu żyjesz ostatnio w stresie i...
Czuję napływające do oczu łzy. Dlaczego nikt mi nie wierzy? Nawet Benton nie wsparł mnie wtedy, gdy wspomniałam o napisie na drzwiach.
– To nie jest żaden stres! – krzyczę. – To nie...
– Hej – przerywa łagodnie Jasper, czym tylko bardziej mnie rozsierdza. – W porządku. Posłuchaj...
– Daj mi spokój. Poradzę sobie sama, jak zawsze.
Po tych słowach zwyczajnie opuszczam budynek, wciąż roztrzęsiona i wściekła, ale zdeterminowana. Poradzę sobie. Właśnie tak. Nie wiem, jak dokładnie, jednak zrobię to, bo jestem cholerną Coralie Colbern, więc dowiem się, kto próbuje sobie ze mną pogrywać i mu za to odpłacę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top