prawdziwy skarb

- Kaz chce cię widzieć - powiedziała Inej, podchodząc do stolika, przy którym siedziała Gryffin z pozostałymi Wronami. 

- Wasz związek po prostu przekracza granice romantyczności - mruknęła sarkastycznie Nina, podpierając się na łokciu. Szkwalniczka rzuciła jej rozbawione spojrzenie - Gdyby mi nagle przyszła Inej i rzuciła ,,Matthias chce cię widzieć'', to chyba zdzieliłabym go w twarz. Jakby był moim szefem!

- Kaz jest moim szefem - zauważyła Gryffin, wstając od stołu - Pewnie coś związanego z dzisiejszą akcją. Swoją drogą, jak poszło? Nie było żadnych problemów? 

Kilka dni temu Kaz dowiedział się, że hrabina Ursula De Monte ma zatrzymać się w Ketterdamie, razem z kolekcją swoich drogocennych naszyjników, podobno niektóre zostały ukradzione od samej fjerdańskiej rodziny królewskiej (czemu Matthias oczywiście zaprzeczał). Poczuł się więc w obywatelskim obowiązku, aby zwinąć parę i zabrał tam ze sobą Zjawę. Gryffin wiedziała, że to prosta robota, więc nawet się nie wtrącała. Ufała Kazowi i ufała Inej, że w razie czego obroni Kaza. 

- Dosyć gładko. Jej ochrona to idioci - wzruszyła sulijka ramionami. 

- Ile ja bym dała za taki ładny naszyjnik... - mruknęła rozmarzona Nina, niczym małe dziecko. Spojrzała na blondyna obok z wyrzutem - Nie chciałbyś mi ukraść takiego cacka? 

- Mogę ci je kupić - zaproponował Matthias, na co jego partnerka prychnęła. 

- Ale gdzie w tym gest! 

- Do zobaczenia później - roześmiana na widok droczącej się pary Gryffin pożegnała się z nimi, po czym poszła w stronę schodów. 

Skinęła głową do mężczyzny, stojącego przy wejściu na nie, po czym przeszła koło niego. Pokonała nieco stopni, po czym znalazła się przed większymi drzwiami. Zgodnie ze starym nawykiem, zapukała kilka razy. Usłyszała ciche ,, proszę'', po czym otworzyła drzwi do pomieszczenia. 

Kaz stał przy karawce z brandy, jego laska oparta była o stołek. Powoli zamknęła drzwi i uśmiechnęła się, bardziej sama do siebie niż do niego. Wierzyła w niego i jego umiejętności bezgranicznie, ale i tak zawsze czuła ulgę, widząc go całego (lub tak nie do końca) po skoku. Zawsze tak miała, nawet kiedy nie byli razem. 

No i Kaz Brekker w dobrym humorze był jej ulubionym Kazem Brekkerem.

- Słyszałam, że wszystko poszło zgodnie z planem - podeszła do niego zadowolona. 

Odwrócił się do niej, twarz miał jakby znudzoną, ale po jego rozjaśnionych oczach dostrzegła, że cieszy się na jej widok. 

Bo Kaz niezmiernie cieszył się na jej widok. A kiedy się nie cieszył? Atmosfera, wszystko się zmieniało, kiedy dziewczyna pojawiała się w pobliżu. Mógłby trafnie przyznać, że zabierała mu dech z piersi. Szczególnie teraz, kiedy patrzyła na niego zadowolona tymi swoimi dużymi oczami, w szarej sukni z czarną narzutą, które podtrzymywał skromny pasek. Włosy miała rozpuszczone, tak jak lubił. Musiała to dostrzegać, bo zawsze nosiła je tak w dni, w które mieli się spotkać. Kiedy ''przypadkiem'' dostrzegał ją w dniach, kiedy nie mieli dla siebie czasu, zawsze były związane. Brekker to doceniał, chociaż jak dla niego mogłaby nawet paradować łysa. 

- Było trochę nudno, ale przynajmniej mamy je - przyznał powoli, zmierzając ją wzrokiem. 

Zaśmiała się, tak ślicznie jak zawsze, odchylając przy tym nieco swoją głową do tyłu. Odgarnęła z twarzy zabłąkane kosmyki i wetknęła je za ucho. 

- Tylko ty, Kazie Brekkerze, jesteś w stanie uznać kradzież za nudną - zauważyła, zbliżając się jeszcze bliżej. Zwilżyła językiem usta - Czemu mnie wzywałeś? Nie, żebym narzekała, oczywiście. 

- Mam coś dla ciebie. 

Spojrzała się na niego trochę zdezorientowana, widocznie nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Kaz złapał swoją laskę, po czym podszedł do biurka, gdzie stała skrzynka z ukradzionymi naszyjnikami. Kluczem otworzył ją. Chwilę przeglądał zduszone tam naszyjniki. Nie było ich dużo, ale wszystkie były tak przesadnie zdobione i przesycone klejnotami, że miało się wrażenie, że skrzynia jest nimi wypchana. Po chwili wyjął jeden z nich, zdawałoby się, że najprostszy, na co jednak nie wskazywałaby jego cena. Był na złotym łańcuszku, a zawieszka była niewielkim diamencikiem o kształcie kwadratu z przypiłowanymi kątami. Chwilę na niego patrzył, jakby zastanawiając się, czy to na pewno odpowiedni wybór, po czym zamknął skrzynię i wrócił do Gryffin, która nadal wpatrywała się w niego, nic nie rozumiejąc. Bez słowa podał jej wisiorek, a ona chwilę się w niego wpatrywała, aż zrozumiała aluzję. Prawie się zapowietrzyła, a oczy rozszerzyły jej się jak nigdy dotąd. 

- Kaz, jasna cholera, ja nie mogę... 

- Nie rób z siebie takiego niewiniątka - prawie prychnął, ale ona nadal patrzyła się na przedmiot oszołomiona. Wziął głęboki oddech. Jakby nigdy nie kradła czegoś podobnego...  - Jesteśmy razem już jakiś czas... A nigdy ci nic specjalnego nie dałem. Kiedy dostaliśmy szkice tych naszyjników, pożerałaś go wzrokiem...

Już wtedy postanowił, że ten wisiorek na sto procent gwizdnie i jej da. Na dodatek później, tego samego wieczoru, w jego biurze pojawiła się Nina, sugerując mu to samo. Nie mógł zaprzepaścić takiej okazji. 

Gryffin spojrzała na niego i pokręciła głową. 

- Ty podstępny draniu - mruknęła - Gdybyś sobie tylko zdawał sprawę, ile już mi dałeś...

- Ale naszyjnik ci się podoba. Oczy ci się świecą prawie tak samo, jak ten diament. 

Zauważył lekki rumieniec na jej twarzy, co tylko utwierdziło go w przekonaniu, że dokonał właściwego wyboru. Powoli sięgnęła do jego nieokrytej rękawiczką dłoni po wisiorek. Podał jej go, jego ręką dotknęła jej skóry dosłownie na parę sekund. Coś w nim się ruszyło, ale nie było to nic nie wiadomo jakiego. Powoli uczył się rozpoznawać jej dotyk jako bezpieczny, chociaż byli razem niedługi czas. Zostało im jeszcze wiele pracy i naprawdę cenił Gryffin za cierpliwość. Codziennie widziała, jak Matthias i Nina obściskują się, a Kaz najwyżej potrafił pocałować ją w policzek, lub w czoło i żeby to zrobić, musiał mieć naprawdę nad wyraz dobry dzień. 

Cegła po cegle, powtarzał sobie w głowie, niczym mantrę, która z czasem bardziej go drażniła, niż uspokajała. 

Jeszcze raz przejrzała naszyjnik, oglądając zawieszkę, po czym spojrzała na niego pytającym wzrokiem. Chwilę się zmagała, ale w końcu zapytała. 

- Mógłbyś... Pomóc mi to założyć? 

Poczuł w sobie lekkie napięcie, ale skinął bez słowa głową. Z powrotem oddała mu swój prezent. Gryffin odwróciła się i złapała swoje długie, ciemne włosy, przekładając je na jedną stronę, aby odsłonić mu swoją długą, bladą szyję. W skupieniu otworzył małym palcem tylną zapinkę naszyjnika. Drugą ręką złapał za jego drugi koniec i rozszerzył, aby zmieściła się szyja dziewczyny. Uniosła włosy jeszcze wyżej, a on ustawił naszyjnik, który nieco opadł na jej klatkę piersiową, srebrna nawleczka zaiskrzyła. Lekko zacisnął go, po czym płynnym ruchem zapiął. Naszyjnik opadł jeszcze trochę, ale wydawał się zapięty idealnie. Bez słowa lekko odsunął się od Gryffin, a ona opuściła swoje włosy, które spłynęły jej na plecy i ramiona. Odgarnęła je do tyłu i odwróciła się twarzą do niego, uśmiechając się. 

Marzył, aby zawsze ją widzieć w takim stanie. Nie potrzebował wdzięczności, to on był wdzięczny za nią. Ale taka szczęśliwą, zarumienioną i pogodną, bez żadnych zmartwień. 

- Dziękuję - powiedziała, trzymając dłoń na kryształku. Spojrzała na niego nieco złośliwie - Też muszę ci coś ukraść... Wiesz, mam chyba już nawet pomysł co. Ale musisz zamknąć oczy i tutaj stać, aż ci powiem, że możesz je otworzyć. 

- Chcesz mnie okraść? - uniósł brew rozbawiony - Zbyt wysoko celujesz. 

- Zaufaj mi - uśmiechnęła się do niego przebiegle, a on był w tym momencie tylko głupim mężczyzną, więc zgodnie z jej wolą zamknął oczy i się nie ruszał. 

Przez chwila było zupełnie cicho, nie słychać było żadnego jej ruchu, żadnego świstu podłogi wskazującego na to, że się gdzieś ruszyła. Gryffin nie należała nigdy do osób cichy, chociaż z resztą była przecież szkwalniczką, mogła po prostu sprawić, żeby nic nie słyszał. Albo po prostu mogła w jakikolwiek inny sposób używać swoich mocy. Kaz próbował nasłuchiwać jakiegokolwiek szumu powietrza dookoła, co dopiero przerwała jakaś tkanina na jego ustach. Przez chwilę czerwona lampka zapaliła mu się w głowie, chociaż materiał był lekki. Miał już coś powiedzieć, ale poczuł jak coś dociska na materiał, prosto na jego usta. Zajęło mu kilka chwil, aby zdać sobie sprawę, że tym czymś były usta dziewczyny. Całowała go. Czuł ciepło jej ust nawet przez tkaninę, nawet w tym całym szoku, w jakim się znajdował. 

Po kilku chwilach odsunęła się, podobnie jak materiał zniknął z jego ust, co sprawiło, że mimowolnie otworzył oczy. Nie żałował, bo patrzył, jak dziewczyna uśmiecha się od ucha do ucha, jej usta były lekko czerwone i napęczniałe, nawet jeśli całowała się z nim przez materiał. Nie potrafił przestać się w nie wpatrywać, dopiero jej lekki chichot przywrócił go na ziemię. Jednak oprócz tego, dostrzegł coś innego w jej drobnej dłoni. Jego krawat, ale nie ten, który dzisiaj założył. To był inny krawat, który musiała mu ukraść z jego własnego pokoju. 

Okradła go. Okradła go wczoraj, biorąc ten krawat i okradła go dzisiaj, skradając mu pocałunek. 

- Chyba jesteśmy kwita...

W tym samym pomieszczeniu znajdowało się kilkanaście fjerdańskich wisiorków, ale Brekker wiedział, że to ona była tu prawdziwym skarbem. 

Nie jestem z tego shota specjalnie zadowolona, ale macie. Krótki, ale mam rozpoczętych parę innych które będą o wiele dłuższe i będą miały o wiele więcej jakiejkolwiek fabuły. Shoty będą wstawiane niechronologicznie, taki jest zamysł. 

Mogę zdradzić, że planuję pełnoprawne fanfiction z Kazem. Jeśli będzie wam się chciało czekać, mogę wstawić w przyszłym tygodniu prolog...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #kazbrekker