|15| Rodzinka

¤¤¤WooKyo¤¤¤
- Czyli... Poczekaj... Ty jesteś moją córką, a JiSu jest twoją matką, tak? - zapytał Akihito. Wymyślił sobie właśnie, że nasz zespół zostanie rodziną.

- Tak. Sam przed chwilą o tym mówiłeś. - warknęłam.

- Od teraz zatem mów do mnie tatusiu!

- Chyba Cię coś...- Chłopak przerwał mi w połowie zdania.

- Wiem, że bardzo byś chciała. - powiedział z uśmiechem. Zawarczałam na niego. - Nie warcz na mnie bo cię będę smyrać skarpetką.

- Nie! Zabierz swoje nogi ode mnie! - pisnęłam. - Już! Bo pójdę po babcię! - Mówiąc babcia mam na myśli Kate lub JiJi.

- Nie pójdziesz tam! - powiedział. Zaśmiałam się widząc jego strach przed Kate. - Patrzcie! WooKyo się śmieje!

- Bardzo śmieszne...- syknęłam.

- Widzisz ty tylko taką straszną udajesz. Jak się nie malujesz to wyglądasz tak uroczo. - powiedział.

- Maluję się żeby cię odstraszyć. - warknęłam.

- Nie udaje ci się coś. - zaśmiał się. Mam ochotę mu z całej siły przywalić. Niech sobie znajdzie kogoś innego do męczenia.

- Niestety. - mruknęłam. - A w ogóle to masz pojęcie kiedy mam urodziny?

- Hmmm? Czterdziestego lipca? - zapytał.

- Głupi jesteś. Mam urodziny za tydzień! Zagrasz mi Du Hast na gitarze. - powiedziałam.

- A co to Du Hast?

- Piosenka Rammstein. Taki niemiecki zespół. I będziesz musiał mi zaśpiewać! Proszę Akihito. - pisnęłam uroczym głosikiem i położyłam się na jego kolanach. Akihito zaklnął pod nosem.

- Ale ja nie znam niemieckiego! - powiedział spuszczając głowę.

- Wystarczy, że nauczysz się tekstu. - uśmiechnęłam się. - Masz cały dzień. O dziwo znów dali nam wolne.

- Ale...A będziesz się zwracać do mnie tak jak chciałem? - zapytał.

- NIE! To ma być prezent więc nic nie zrobię w zamian. - powiedziałam. - A co do naszych relacji, to jakkolwiek będę cię nazywać nie myśl sobie za dużo. - warknęłam.

- Jasne, jasne. - powiedział. Do naszego pokoju weszły Kate, JiSu i JiJi.

- Mamy niebieskiego wieloryba! - powiedziała JiSu wskazując na Kate w piżamie - rybie.

- To nie wieloryb tylko ryba. Istnieją grube ryby. - obruszyła się liderka.

- I wieloryby. - dodał Akihito.

- Zamknij się mikrusie. - warknęła.

- Tak do swojego dziecka się odzywać?! - zapytał Akihito.

- O co ci chodzi? - zapytała.

- Ahhh...Kate jesteś naprawdę dziwna. Ty jesteś moją mamą i babcią Alisy, WooKyo I Takumiego I prababcią Masato. JiJi jest mamą JiSu. Ja i JiSu jesteśmy rodzicami Takumiego, Alisy, WooKyo i Masato. Takumi i Sonia są rodzicami Masato. Rozumiesz? - wyjaśnił.

- Hmmm... Niezbyt, a powinnam? Wystarczy, że zajmuję się rzeczami związanymi z zespołem. - powiedziała Kate. Popatrzyła na Akihito, i z powrotem, na JiSu. I znów na Akihito. - Gdybym miała dzieci nie byłyby tak nieudane jak ty Akihito. - warknęła. Wybuchnęłam śmiechem.

- A ty z czego rżysz?! - syknął. I kto tu jest niby straszny?

- Z ciebie - wydusiłam przez śmiech.
- Gramy w butelkę? - zaproponowałam. Zabrało nam to kilka godzin. I to długich. Muszę siedzieć na kolanach Masato do końca gry. Zawsze to lepiej niż siedzenie z Akihito. Uśmiechałam się teraz triumfalnie do mojego pseudotaty bawiąc się włosami Masato.

☆☆☆Sonia☆☆☆
Razem z Takumi'm i Yayoi udaliśmy się do wytwórni. Dlaczego akurat my? No dobra, wiem że mam pomagać Takumiemu w pisaniu tekstu. Nie chcę! Zmęczona jestem. Mam milion innych wymówek! Miliardy! Byle by nie siedzieć tu!

- Nieee chcę! - jęknęłam patrząc błagalnie na Takumiego.

- Ale musimy jakiś tekst napisać. Podobno prezes JYP prosi o napisanie piosenki dla jakiegoś zespołu. Mi też się nie chce. - westchnął. Zaklnęłam pod nosem. Weszliśmy do studia. Błagam nie! Piosenki o miłości?! Serio. Mam nastrój na piosenki o śmierci I nienawiści.

- Masz pomysł na kolejną zwrotkę? - zapytał Takumi.

- Śmieeerć! - wykrzyczałam.

- Aha. Czyli nie masz... - powiedział. O dziwo usłyszeliśmy jak woła nas Kate i Yayoi. - Chodźmy. - zarządził Takumi. Kolejny raz doznałam zdziwienia gdy zauważyłam, że cały zespół stoi w sali, do której wołała nas menadżerka.

- Sonia, Takumi! Nareszcie jesteście! - powiedziała. - Siadajcie. - Posłusznie usiedliśmy obok siebie. - Musiałam wam znaleźć makijażystów zespołu na stałe. I o to są. - Do sali weszła jakaś Koreanka i TEN chłopak. Ten pół Koreańczyk, pół Amerykanin. Ten okrutny, raniący uczucia idiota! Podszedł do Yayoi.

- Good afternoon! - powiedzieli chórkiem. Miałam ochotę wystawić mu środkowego palca, jednak jeśli chciałam zachowywać się normalnie nie mogłam sobie na to pozwolić...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top