|14.2| ON!
Pociągnęłam chłopaka za sobą. Wyciągnęłam go niemalże siłą.
- Nie opieraj się! - krzyknęłam ciągnąc go za sobą. - Naprawdę jestem aż tak nieznośna?
- Nieee. Po prostu nie chce mi się nigdzie wychodzić. - mruknął.
- A czemu? - zapytałam.
- Po prostu. Zmęczony jestem. - powiedział. Jaaasnee. Nie wierzę mu jakoś.
- Uważaj bo ci uwierzę. - powiedziałam. - Jeszcze wczoraj... - Przerwał mi.
- Ale dzisiaj nie.
- Nie dokończyłam zdania! - powiedziałam.
- Trudno. - odparł obojętnie. Niech go gęś kopnie!
- Niekulturalnie jest komuś przerywać! - powiedziałam.
- A czy ktoś powiedział, że jestem kulturalny? - zapytał.
- Ja!
- Czasami bywam...- wymamrotał. Poszliśmy dalej.
- Na czym skończyłeś w książce? - zapytałam próbując podtrzymać rozmowę.
- Poczekaj...Na tym jak Kaja flirtowała z Harrym. Interesujący moment. - powiedział.
- Mnie bardziej interesowały opisy odbierania komuś życia. Najbardziej podobało mi się jabłko Leopolda! - mówiłam z coraz większym ożywieniem. W końcu rozmowa nabrała tempa. Jednak na chwilę przerwałam gdy stanęliśmy przed wytwórnią JYP. NIE! To niemożliwe. Już wyjaśniam o co chodzi. Otóż gdy mieszkałam w Los Angeles myślałam, że paląc papierosy, imprezując i puszczając się na lewo i prawo będę autorytetem wielu osób. Zdaję sobie sprawę, że to był błąd. I wtedy właśnie poznałam tego chłopaka. Udawaliśmy przed wszystkimi parę choć to był zakład między grupką pseudogangsterów. Tak. Jak się domyślacie zakochałam się w nim. I on we mnie. Zaraz po tym jak mi o tym powiedział, zaczęliśmy ze sobą chodzić. Był dla mnie kochany. I pewnego pięknego dnia rano zadzwonił do mnie i powiedział, że znudziłam mu się. Tak po prostu. Byłam wściekła. I do dziś gdzieś w mrocznych odmętach mojej pamięci siedzi on.
- Sonia? Co się dzieje? Chodź! - mówił Takumi. Dlaczego akurat teraz?! Tu, w Seulu?! Dlaczego akurat na tej ulicy?! Nie! Za dużo pytań...
- Nic się nie dzieje! Wracamy! - wycedziłam.
- Dlaczego patrzysz na tego chłopaka jak na potwora? Wydaje się być miły. Pytałem go czy można zapalić w studiu. Raczej...- Nie dokończył. Kolejny raz dzisiaj.
- Wracamy. - warknęłam.
- Czemu?
- WRACAMY I TRZYMAMY SIĘ Z DALA OD TEGO CZŁOWIEKA! - krzyknęłam. Pociągnęłam go za sobą. Łzy stanęły mi w oczach na myśl o tym wszystkim. I choć faktem jest, że czuję nadal jak ręce mi się trzęsą, serce szybciej bije, a źrenice mam jak spodki to na pewno już nie zakochanie, a zwierzęca wściekłość.
- Dlaczego krzyczysz?! - Takumi przerwał mój bieg w stronę hotelu ciągnąc mnie za kaptur. - Co z nim nie tak?
- Wytłumaczę ci później. - wymamrotałam. Wspomnienia z czasów gdy byłam typową Bad girl powróciły. Teraz czuję wstręt do wszelkich pseudogangów i Bad girls.
- A ja chcę żebyś tłumaczyła mi się teraz. - Złapał mnie za ramiona. Wyszarpałam się i pobiegłam przed siebie. Oczywiście, wbrew własnej woli. Dotarłam do hotelu. Pobiegłam do pokoju JiSu. Nie wiem dlaczego tam.
- Co się stało? - zapytała JiJi leżąca obok niej. Zdążyły już zauważyć, że się zmęczyłam.
- Nic. Przyszłam do was tak po prostu. - mruknęłam. - Mogę u was spać?
- Oczywiście. Takumi coś ci zrobił? - zapytała JiJi.
- Nie, ale męczyłby mnie pytaniami. Zobaczyłam pewnego chłopaka, który mnie bardzo skrzywdził i nie panowałam nad sobą. - wyjaśniłam.
- Wcale mu się nie dziwię, że dopytywałby. Martwi się jak zawsze o ciebie. - powiedziała JiSu przytulając JiJi. - Jutro musisz mu to wyjaśnić.
- Koniecznie! - dodała JiJi. Może i ma rację...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top