Kawa z whisky

Na dworze było ponuro. Niebo płakało, pełne rozpaczy z nieznanego powodu, zasłaniając nam gwiazdy, wiatr biegał po uliczkach miasteczka jak oszalały, kolorowe liście nasiąkały wodą i stawały się coraz bardziej brązowe...
Innymi słowy, była pizgawica, ale to normalne jak na jesienną noc w Costen.
Jednak można było dopatrzyć się kilku nielicznych śmiałków, którzy nie mogli spać i postanowili wyjść na dwór, a pośród nich byłam ja. Moje glany rozpryskiwały wodę dookoła mnie, a kurtka coraz bardziej przemakała, jednak ja dalej podążałam żwawym krokiem w kierunku neonowego napisu "Ad Astra". Weszłam do kawiarenki, rozglądając się dookoła. Nie było prawie nikogo, ale to normalne w szczególności w taki dzień i o takiej godzinie. Albowiem mieliśmy właśnie, moi drodzy, godzinę trzecią nad ranem i to w środku tygodnia. Podeszłam do lady, po drodze otrzepując bezsensownie kurtkę, jakbym miała w magiczny sposób dzięki temu wyschnąć. Siadłam na jednym z wysokich krzeseł umieszczonych przy ladzie. Spojrzałam na zegarek, wskazówki wskazały akurat kilka minut po trzeciej, policzyłam do dziesięciu i moim oczom ukazał się wysoki brunet z przewiązanym w pasie fartuchem. Panie i panowie, poznajcie Bones'a, mojego prywatnego psychologa, człowieka od zażaleń, skarg i ploteczek, przy okazji robiącego najlepszą kawę pod słońcem (z odrobiną whisky), który właśnie zaczynał swoją zmianę. Niewiele o nim wiem, nie znam na przykład jego imienia i nazwiska, prawdopodobnie powiedział mi je przy naszej pierwszej rozmowie, ale to było tak dawno, że nie pamiętam i tak nazywam go Bones. Wiem jednak, że jest straszną marudą, potrafi słuchać i dawać dobre rady oraz że studiuje medycynę na pobliskiej uczelni. Przeraża was pewnie fakt, że nie wiem o nim podstawowych rzeczy, takich jak wiek czy imię, ale mi te wiadomości nie są w najmniejszym stopniu potrzebne. Z zamyślenia wyrywa mnie kawa, która nagle pojawia się przede mną. Delektuję się jej zniewalającym aromatem i uśmiecham, kiedy udaje mi się wyczuć delikatną nutkę alkoholu. Zaraz obok kubka z gorącym napojem bogów pojawia się talerz pełen frytek, czyli tak jak zawsze. Bones nie musi nawet pytać, bo za każdym razem zamawiam to samo. Zaczynamy rozmawiać o błahych sprawach, takich jak studia chłopaka, czy też co udało mi się zrobić przez ostatni tydzień. Kłócimy się o fabułę książki, a potem polecamy sobie nawzajem tytuły, które szczególnie przypadły nam do gustu. Kocham ten moment, bo wtedy czuję się tak normalnie i przyjemnie, bo kogoś obchodzi moje zdanie na jakiś temat. Oddaję mu książkę, którą tydzień wcześniej mi pożyczył. Dyskutujemy o nowych serialach i premierach filmowych. Kiedy kawa się kończy, mężczyzna nalewa nam już samą whisky z lodem. Wtedy rozmowa schodzi na poważniejsze tematy jak testy semestralne, czy też problemy z finansami. Wtedy mówimy również o nieudanych próbach związków, czy też znajomościach. Nasza konwersacja przypomina wtedy trochę wizytę u psychologa, ale nam to nie przeszkadza. Najwyraźniej tego właśnie potrzebujemy, wyżalenia się drugiej osobie, która nie ma żadnych kontaktów ze światem wokół ciebie. Możesz koloryzować i zmyślać ile chcesz, a ona i tak nie dowie się, czy mówisz prawdę, dopóki sama jej tego nie uświadomisz. Wtedy też obgadujemy osoby, na których temat mamy coś do powiedzenia, wymieniamy się pikantnymi szczególikami i ciekawostkami. Kiedy kończymy drugą szklankę naszego płynnego złota, jest już prawie szósta rano i na budynki naprzeciwko nas wkradają się pierwsze promienie słońca, a do kawiarenki przychodzą pierwsi klienci oraz chłopak z następnej zmiany. Jest to dla nas znak, że czas wracać do domu. Ubieramy się powoli i wychodzimy na dwór. Powietrze jest świeże i rześkie po nocnym deszczu. Przytulam go i staram się nie zatracić w boskim zapachu kawy, którym przesiąkły jego ubrania. Uśmiechamy się do siebie i odchodzimy w różne strony ze świadomością, że w następną środę kilka minut po trzeciej spotkamy się ponownie i wypijemy naszą kawę z whisky.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top