Cztery ściany wyobraźni

,,Klasyczny przykład blokady pisarskiej"

...obejmowany mrokiem z każdej strony, przemierzał samotne ulice opustoszałego miasta...

Źle, jeszcze raz.

Dźwięk klawisza usuwającego całe stworzone w bólach zdanie wbił się w skronie i umysł, pozostawiając nieprzyjemną i chłodną odrazę. Spokojnie, czas przecież stał po mojej stronie, chociaż presja i tak była uciążliwa. Dam sobie doskonale radę, no bo kto inny, jak nie ja?

Dobra: wdech, wydech.

Jeszcze raz.

Mrok, który go obejmował...

Jego duszę spowijał mrok...

...beufobewfobew

Usuń, usuń, usuń.

Kawa, potrzebowałem kawy, w końcu to napój Bogów. Może będzie w stanie pomóc mi w tej tragicznej walce, którą właśnie przegrywałem. Cztery kubki dalej, kolejna seria wyklikań i wciąż identyczny rezultat. Kursor migał w tym samym miejscu, nieustannie wracając na początek strony. Nabijając się, drwiąc i sprawiając, że miałem ochotę wyrzucić komputer przez okno.

Kolejne zerknięcie na porozrzucane po biurku notatki.

Inspiracja, potrzebowałem inspiracji.

Grafiki tworzone pod wpływem natchnienia na skrawkach pogniecionego papieru, pochyłe słowa zapisane tak, aby ich nie zapomnieć. Czy cokolwiek z tego byłoby kluczem?

Oczywiście, że nie.

Niewidzialne widmo przytuliło mnie od tyłu, wtapiając się w duszę i powoli zmieniając w udręczonego pisarza, który umierał wewnętrznie na nieuleczalną chorobę.

Diagnoza:  blokada pisarska.

Sposób leczenia: nieznany.

Kolejny dzień, następna próba. Pierwsza kawa, druga. Które to już podejście? Ile czasu minęło, odkąd zacząłem wpadać w ten obłęd?

Następna porażka, gorycz coraz ciężej przeciskająca się przez gardło. Miałem dość, zwyczajnie miałem dość.

Potrzebowałem tlenu, musiałem wyjść wreszcie z pokoju, skończyć tę tragedię. W końcu otaczający nas świat czasem stanowił najlepszą inspirację. Może tym razem również spełni swoją powinność. Może odbierze ode mnie ciężar miażdżący mój umysł.

Jesienne powietrze przyniosło ze sobą drobne ukojenie. Jesień, pomyślałem, przechodząc przez ulicę. Złote promienie słońca tańczyły na liściach, nadając im kolorów. Na jesień mój twór już dawno powinien zajmować półki największych wydawnictw. Tymczasem nadal wirował w tornadzie niepowodzenia, które wyrwało większą połowę jego niepowstałej zawartości.

Może to i lepiej.

Pewnie w gwiazdach zapisane zostało, że właśnie tak miała zakończyć  się cała ta nieco pokręcona zabawa, w której udawałem twórcę. Własny świat, drzewa genealogiczne, legendy, połączenia fabularne, tworzenie postaci. Tyle czasu poświęconego na liczne przygotowania, wiele notatek i jeszcze więcej potu oraz wylanych łez.

Ludzie na świecie posiadali większe dramaty, o czym przekonałem się jakiś czas później. Ale co w ogóle dała ta myśl, skoro w moim uniwersum blokada stanowiła największą tragedię? Była chorobą, na którą nie została jeszcze stworzona szczepionka. Zbierała swoje żniwa, pożyczając kosę od samej Śmierci.

Mijani mieszkańcy żyli pełnią życia: młoda para okazywała sobie uczucia na jednej z podrdzewiałych ławek, jakiś wysoce utytułowany mężczyzna przechodził po pasach, krzycząc coś do telefonu. Zaczepiony został przez żebraka, który odnalazł w nim idealną okazję na drobny powrót własnego dobrobytu. Krzyk, z którego powstała awantura. Groźba wezwania policji, wyzwiska.

Jak w tej sytuacji zachowałby się mój bohater? Zawsze miewał więcej odwagi niż ja, tego zazdrościłem mu od postawienia pierwszej kropki w jego historii. Pewnie wtrąciłby się w dyskusję, próbując zgrywać tego, który zawsze ratował sytuację.

Trzask; obserwowana sytuacja tak bardzo mnie wciągnęła, że na kogoś wpadłem. Potarłem dłonią obolałe miejsce, zamrugałem, a potem spojrzałem na osobę, która w pośpiechu zbierała z trawy kartki. Kilka z nich wylądowało pod moimi stopami, inne dalej leciały, pragnąc uciec i zwiedzić całkowicie nieznany sobie świat.

Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Podniesione skrawki musiały stanowić sam cyrograf, bo zawiesiłem na nich wzrok, pragnąc pochłonąć jak najwięcej.

Skreślone litery, zamazane zdania.

Mokre plamy z kawy oraz łez.

Podkreślone słowa, do których powstały koślawe odnośniki w boku strony.

Zasinienia na twarzy zgarbionej postaci, u której nie było już blasku w oczach. Przydługi zarost szpecący okolice ust. Brudne od atramentu dłonie pocierały obolałe przez zderzenie czoło.

Ktoś, kto cierpiał na tą samą beznadziejną, a jednak klasyczną przypadłość.

Ktoś taki jak ja.


Autor tekstu: polishkathel

Betowała: acrimoniahunt

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top