Rozdział III
Gdzieś w odległych domostwach zegary wybijały północ. Godzina ta wedle wierzeń przyzywała do świata żywych najstraszniejsze demony.
I faktycznie, potwór dręczący sumienie Kisame zszedł właśnie z klifu.
– Skoro nie możemy zaprowadzić pokoju na całym świecie, to przywróćmy porządek chociaż w tej jednej wiosce. – powiedział czarnowłosy.
Hoshigaki westchnął i dorzucił kolejne drewno do ogniska patrząc na towarzysza z wyrzutem.
Pierdolisz o ratowaniu wszystkich wokół, a mi nawet ogniska nie rozpalisz. Taki z ciebie kumpel.
– Znasz rozkazy, musimy już wracać. – powiedział. Wiedział, że w głębi duszy Itachi to delikatna istotka, która nie zniosła by wieści, że jego idea zbawienia świata jest beznadziejna. Był niczym małe dziecko wierzące w świętego Mikołaja.
– Naprawdę sądzisz, że interesują mnie polecenia tych idiotów? – zapytał retorycznie.
Nie, Itachi ciebie obchodzą tylko te rozkazy, które wymagają samoofiary.
– Słuchaj, znam cię już parę ładnych lat i wiem, że czasem masz takie...eee... specyficzne pomysły. – powiedział chcąc delikatnie dać mu do zrozumienia, że jest debilem. – Ale nie uważasz, że to jest przegięcie nawet jak na twoje standardy?
Uchiha poprawił swoją szatę i wyprostował się – jakby miał przemawiać przed tłumem swoich wiernych fanów, odchrząknął i odpowiedział:
– Kiedy miałem cztery lata...
– Dobra zamknij się, już rozumiem. – przerwał mu i wskazując na śpiącą dziewczynę dodał: Tylko obawiam się, że ta tutaj nie będzie podzielać twojej wizji świata.
– A co niby jest złego w mojej wizji świata? – zapytał urażony.
Wszystko.
W oczekiwaniu na wyjaśnienia, Itachi zapobiegawczo aktywował sharingana.
– Nic. – odpowiedział Kisame w obawie o swoje życie. – Tylko tak jakby ona nie do końca zdaje sobie sprawę kim jesteśmy.
Itachi wzruszył ramionami, po czym bez słowa wstał i odszedł od ogniska, by znów stanąwszy nad klifem rozmyślać o zdarzeniach minionego dnia.
*
Mężczyzna złapał dziewczynę za nadgarstek i zaczął ciągnąć ją w stronę wyjścia. Cała wcześniejsza gadka miała ją tylko srodze przestraszyć. Szef wydał jasne polecenie, by dostarczyć ją żywą.
Dwóch pozostałych z polecenia Akinoriego, podeszło do stolika na samym końcu sali.
– Wynoście się stąd. – powiedział najgrubszy po czym zdziwiony zwrócił się do Kisame. – A ten twój przyjaciel to gdzie się podziewa?
Niebiesko skóry wskazując palcem odpowiedział:
– Ano tam.
Usłyszeli przeraźliwy krzyk. Ręka, którą tamten mężczyzna trzymał dziewczynę – spadła na ziemię. Anzu spojrzała zaniepokojona na czarnowłosego i zapytała:
– Kawę też umiałbyś tak szybko zmielić?
Uchiha nie odpowiedział. Był oniemiały.
Nazywają mnie geniuszem... A nigdy nawet nie wpadłem, by wykorzystywać swą moc w tak pożyteczny sposób!
Nastała cisza, jaka zazwyczaj następuje, po tym gdy trzech przerażających mężczyzn próbuje cię zabić, a następnie dwóch równie przyjaźnie wyglądających gości staje w twojej obronie.
Anzu cały czas gorączkowo zadawała sobie w głowie jedno pytanie Co tu się odpierdala?
– To macie jeszcze tego sernika? – zapytał Kisame, który był jedyną osobą w całym uniwersum, która zadawała pytania mające proste odpowiedzi.
Dziewczyna przytaknęła. Podczas jedzenia przedstawiali się sobie nawzajem. Członkowie Akatsuki nie widzieli żadnej przeszkody, by przedstawić swoje prawdziwe personalia. Wioska Ukrytej Trawy zaprawdę była wielką dziurą na mapie.
Dla Anzu Shido, to jak się nazywali nie miało żadnego większego znaczenia.
Szanowała ich za to, że uratowali jej życie. I cenili jej sernik.
Jeden z antagonistów korzystając z okazji zdołał uciec z pomieszczenia. Jednak żadne z nich tego nie zauważyło. Byli pod zbyt dużym działaniem mocy sernika.
Jednakże nie mogli siedzieć przez całą wieczność w tym pomieszczeniu. Oni musieli iść dalej załatwiać swoje sprawy, a ona w końcu powinna wyjaśnić niedokończone spory.
Wyszli z kawiarni. I tu napotkali kolejny problem. W rankingu Anzu miał on najwyższe miejsce, lecz członkowie Akatsuki potraktowali zastałą sytuację ze stoickim spokojem.
– Czy ty zadarłaś z całą wioską? – zapytał Kisame patrząc na ogrom shinobi stojących przed nimi.
Nerwowo podrapała się po głowie.
– No niby tak... – zaczęła się tłumaczyć. – Aczkolwiek nie do końca...
– Później nam to wytłumaczysz. – przerwał jej Uchiha.
Itachi użył techniki uwolnienia ognia, by odciąć ich od agresorów. Mimo swej znaczniej przewagi liczebnej ludzie uzbrojeni we widły i łopaty nie stanowili dla niego realnej konkurencji.
– Fajnie jest mieć takiego kumpla, darmowy kominek. – stwierdziła dziewczyna patrząc na wysokie płomienie.
Hoshigaki spojrzał na nią i omal nie wybuchł śmiechem.
To jest ziomek, który prędzej zrobi z ciebie ognisko niż zostanie twoim ogrzewaniem.
Ale nie było czasu na wyjaśnienia, ponieważ Uchiha – czy to przerażony świadomością ile kalorii miało zjedzone przez niego ciasto, czy bojąc się ataku mieszkańców wioski, zarządził maraton w sobie tylko znanym kierunku.
Biegli, a Kisame miał wrażenie, że zaraz umrze. Jego żołądek błagał o chwilę przerwy, a jelita cały czas wyśpiewywały żałosne pieśni.
I po co ja jadłem tyle tego ciasta?
Gdy znaleźli się pośród drzew, zaczął padać deszcz. Leśna ścieżka zamieniała się w błoto. A z liści ściekała woda. Do tego wiał jeszcze silny wiatr.
– Mogę wiedzieć, dokąd biegniemy? – zapytała próbując przekrzyczeć wicher.
W sumie też bym chciał to wiedzieć, pomyślał Kisame. Ale Itachi po prostu biegł przed siebie – nawet nie obracając się, by sprawdzić, czy towarzysze za nim nadążają.
Zatrzymali się przy wejściu do jaskini, która oczywiście znajdowała się niedaleko klifu. Czasem Kisame miał wrażenie, że spośród wszystkich umiejętności jakie posiadał, Itachi najlepiej rozwinął swój dar do znajdowania melancholijnych klifów.
– I co my będziemy tu robić? – zapytała Anzu.
– Idę nad tym pomyśleć. – powiedział czarnowłosy i poszedł na krawędź urwiska.
Dziewczyna spojrzała na niego spode łba i usiadła ze skrzyżowanymi nogami opierając plecy o zimną skałę.
Deszcz przybierał na sile, a on dalej stał nieruchomo na krawędzi i przywodził na myśl rzeźbę. Być może w ten sposób chciał się stać integralną częścią natury, może pobierał energię z deszczu, a może zamykał oczy i wyobrażał sobie, że pozuje znanemu rzeźbiarzowi
Nikt nie wie, co siedzi w głowie tego szaleńca.
– Oto cały Itachi. – powiedział Kisame tonem osiedlowego mędrca, który zawsze trzyma butelkę piwa w ręce. – Pierwszy na świecie ekspert w dziedzinie klifoznastwa.
Hoshigaki, jednak nie narzekał tak bardzo jak zwykle. Teraz przynajmniej miał jakieś towarzystwo.
Wreszcie trafił się ktoś normalny!
Spojrzał na nią i już miał pytać czy wybierze się z nim na polowanie na króliki, gdy ta ziewnęła przeciągle.
– To idealny czas na drzemkę. – powiedziała i nie zważając na wszystko położyła się na ziemi.
Ukradkiem uronił jedną łzę, załamany swoim arcywielkim nieszczęściem w dobieraniu kompanów.
Pogrążony we własnym cierpieniu nie zauważył, że Uchiha nie patrzy już w stronę nieba.
Jego wzrok był skupiony na śpiącej dziewczynie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top