4. Echo niepamięci.
Klara
Woda przede mną układa się w delikatne fale, są jak wydmy na morskiej pustyni. Kilka chmur nade mną przysłania słońce, które już chowa się ku zachodowi, a jego promienie przecinają je tak, jakby swoją mocą chciały przesłać temu światu jak najwięcej światła. Ciepły piasek pod moimi dłońmi, przesuwa się pomiędzy palcami, gdy moją dłoń, dotyka inna dłoń.
Zaskoczona odwracam się w prawo i widzę Evana tuż przy mnie. Na jego twarzy widnieje uśmiech i ulga, gdy obejmuje mnie ramieniem i przyciąga do siebie.
- Evan - szepczę, wtulając się w niego. - Strasznie za tobą tęskniłam.
- Klara! - głos Artura roznosi się po całej plaży, a ja zaskoczona odsuwam się od chłopaka. Zdziwiony przygląda się mi, na co pytam:
- Nie słyszałeś?
- Czego?
W mgnieniu oka podnoszę się i zaczynam rozglądać dookoła, nic nie rozumiejąc. Znów to miejsce, znów miasteczko Bosk.
- Nie, nie, nie... - szepczę przerażona.
- Klara - mówi głos Artura tuż za mną.
Nie. Nie może go tu być.
Jego dłoń dotyka mojego ramienia, na co szybko się odwracam. Lecz nie stoi za mną ani Evan, ani Artur. Zjawa spogląda na mnie, przechylając swą łeb w bok, po czym syczy:
- Witamy w Projekcie Katharsis...
Głośny krzyk rozdziera powietrze wokół nas.
***
- Klara...
Męski głos przebija się przez chmurę senną, a potrząsanie ramieniem całkowicie mnie z niej wyciąga. Z bijącym sercem rozglądam się dookoła, widząc Artura tuż przede mną, z moich ust wydobywa się krzyk.
- Hej, hej, hej. Spokojnie - mówi mężczyzna, wyciągając uspokajająco dłoń przed siebie, na szczęście nie dotyka mnie, bo chyba odskoczyłabym na drugi koniec pomieszczenia. - To tylko ja.
Przecieram dłonią pot z twarz, kolejny raz rozglądając się po pomieszczeniu. Malutki pokoik do którego zostałam przyprowadzona, w swoim wyposażeniu ma jedynie biurko pod ścianą i szafę dwudrzwiową oraz łóżko, które jest najwygodniejszą rzeczą, na jakiej kiedykolwiek leżałam. Właściwie to nie pamiętam żadnego innego posłania, prócz tego które miałam w miasteczku Bosk, ale ono przecież nie było prawdziwe...
- Zły sen? - pyta.
Spoglądając na niego, zauważam spokój na jego twarzy. Czuję na plecach ciarki, gdy przez myśl przechodzi mi, że nie jest to normalny, błogi spokój lecz wyuczony i zimny.
- Tak - odpowiadam cicho, zauważając przy tym że mój głos drży, nawet przy tak krótkim słowie jak to.
- O czym był? - pyta nie z współczuciem lecz z ciekawością w głosie.
Widzę jak przechla głowę w bok, przez co podnoszę się z łóżka, chcąc jak najbardziej zwiększyć dystans pomiędzy nami.
- A czy to ważne? - pytam wymijająco.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że gdybym powiedziała mu jak wyglądał mój koszmar, wykorzystałby go w symulacji, do dręczenia jednego z mieszkańców miasteczka Bosk lub co gorsza Evana...
- Nie... - odpowiada, jednocześnie marszcząc brwi w zamyśleniu, po czym niespodziewanie zrywa się z łóżka, jakby właśnie sobie o czymś przypomniał, mówiąc: - Pora cię znów wdrożyć w Projekt Katharsis. Uszykuj się, zaraz ci wszystko wyjaśnię.
Już otwieram usta aby zaprotestować, jednak on wychodzi szybko z pokoju.
- Tylko że ja nie wiem, czy chcę brać w tym udział... - mówię, patrząc na drzwi w których zniknął.
W pokoju panuje głucha cisza, a w myślach brzmią wypowiedziane przed chwilą słowa, gdy zaczynam się ubierać w jasno szary dres, który miałam na sobie poprzedniego dnia.
Ja w odróżnieniu od całej reszty, zostałam odeskortowana do tego pokoju, podczas gdy inni poszli rozpocząć kolejny "Cykl", jak nazwał to Artur. Mówiąc Cykl, miał na myśli najpewniej symulacje, ale dlaczego mówił o rozpoczęciu go? Tego nie rozumiałam. Tak właściwie kolejny już raz nie rozumiałam świata, do którego zostałam wrzucona.
Gdy wyszłam na korytarz, mężczyzna czekał na mnie, oparty o ścianę naprzeciwko.
- Dziś nie w czerwieni? - pytam, przyglądając mu się uważniej.
Na sobie ma czarne spodnie od garnituru i białą koszulę, strój który dosłownie wszystkim różni się od tego, w którym prezentował się wczoraj.
- Dziś nie - odpowiada, odsuwając się od ściany. - Chodźmy tędy - dodaje, wskazując prawą stronę korytarza.
Przez chwilę zalega pomiędzy nami cisza, jednak w mojej głowie dosłownie huczy od pytań, na które nie znam odpowiedzi. Czym dokładnie jest Projekt Katharsis? Jak się w nim znalazłam? Kim byłam wcześniej? Kiedy odzyskam pamięć?
Jednak wszelkie rozmyślania przerywa mi cichy śmiech mężczyzny. Zaskoczona na chwilę przystaję, odwracając się w jego stronę.
- O co chodzi? - pytam zdezorientowana.
- Masz tą swoją minę... Tą gdy masz zamiar dużo mówić, lecz nic nie przechodzi przez twoje gardło. Dlaczego o nic nie pytasz?
Dlatego, że ci nie ufam, odpowiada cichy głosik w mojej głowie. Dlatego że cię nie pamiętam, nie tak jak ty mnie.
- Boisz się, że moje odpowiedzi cię nie zadowolą? - pyta znów, a w jego głosie słyszę dociekliwość. Naprawdę chce wiedzieć, co o tym wszystkim sądzę, tylko po co?
- Gdzie idziemy?
Widzę jak na dźwięk tego pytania, marszczy brwi, jakby nie tego się po mnie spodziewał, zaraz jednak opanowuje się i ruszając przed siebie odpowiada:
- Teraz idziemy do sali ćwiczeń. Musisz znów odzyskać sprawność fizyczną, którą utraciłaś po kilku miesiącach w symulacji...
- Kliku miesiącach? - przerywam mu.
Nie... Musi się mylić. Nie byłam tam tak długo. Może około miesiąc, ale na pewno nie kilka...
- Tak. Spędziłaś w miasteczku Bosk trzy miesiące - odpowiada jak gdyby nigdy nic.
- Przecież to niemożliwe...
- Oczywiście że jest to możliwe - tym razem to on mi przerywa, a w jego głosie słyszę nutę irytacji, która znika gdy odzywa się znów. - Przepraszam... Czasami zapominam, że nie wszystko jest dla ciebie jasne... Czas tam i tu płynie inaczej. Rozpoczynając kolejny Cykl symulacji, pracujemy nieustannie, aż do wyczerpania naszych sił. Gracze będący w symulacji, przeżywają wysiłek psychiczny, są jak w stanie śpiączki lecz ich umysł pracuję na wytężonych obrotach. Natomiast Kontrolerzy, którzy tam wchodzą, męczą się również fizycznie, ze względu na to, że ich ciało wciąż jest obudzone....
- Czyściciele też go potrzebują? - pytam niepewnie.
Artur w rozmowie ze mną nigdy nie wspominał o Czyścicielach i ich roli w symulacji, a przecież sam był jednym z nich.
- Tak my też go potrzebujemy - potwierdza, a w jego głosie wyczuwam napięcie. Nie jest to temat na który chce ze mną rozmawiać, więc niemal od razu go zmienia. - Wiesz czym jest Cykl?
Skręcamy w lewo, a gdy nie odpowiadam podejmuje dalej temat:
- Z prostej definicji Cykl jest to odstęp czasu, w którym pewne zjawiska znów się powtarzają. W kółko i w kółko bez końca. Zawsze o tej samej godzinie, zawsze o tej samej porze i zawsze wyglądają tak samo. Przypomina ci to coś?
Kolejny raz już tego dnia, nogi odmawiają mi pójścia naprzód, a gdy spoglądam w jego twarz, na moje usta ciśnie się tylko jedno słowo:
- Pętla.
- Dokładnie. Każdy system ma swoje wady i zalety, lecz ludzki umysł musi widzieć gdzieś początek i koniec. Tym właśnie jest Cykl, Pętla jak ty to nazwałaś. Czymś co nam sygnalizuje, że system się resetuje i nastał koniec Cyklu. To wtedy Kontrolerzy opuszczają symulację i udają się na odpoczynek. Przerwy pomiędzy Cyklami są różne, ale staramy się nie przekraczać kilku dni, maksymalnie tygodnia, ponieważ Gracze nie znoszą tego najlepiej...
- A co się z nimi dzieje, gdy nie trwa Cykl?
Przed moimi oczami przewijają się momenty, w który wszystko wracało na swoje miejsce, lecz nie pamiętam żadnej luki w pamięci. Ostatni raz gdy miałam styczność z Pętlą, byłam w zniszczonym Bunkrze, a później usnęłam z Evanem. Gdy wstałam, wszystko wróciło na swoje miejsce...
- Gracze wtedy są odłączeni od symulacji. W naszym świecie ich umysł odpoczywa, a symulacja nie trwa. Najczęściej Cykl kończy się gdy wszyscy idą spać, aby nie zaburzać porządek. Kładą się spać, a gdy się budzą, nie wiedzą że ich sen trwał tak naprawdę kilka do kilkunastu dni w naszym świecie.
- Ale przecież nie wszyscy chodzą spać równocześnie, co z tymi którzy nie śpią gdy Cykl się kończy?
Przecież sama nie spałam na samym początku, gdy Evan dał mi swoje notatki, a ja jemu mój scyzoryk. To wtedy wyjaśnił mi na podstawie scyzoryka czym jest Pętla, a ja ani na sekundę nie usnęłam, pomiędzy oddaniem mu go, a momentem w którym wrócił on do mojej kieszeni.
- Klara musisz zrozumieć, że w symulacji nie ma czegoś takiego, jak pojęcie czasu. To co trwało dla ciebie tam sekundę, u nas mogło trwać kilka dni. Po prostu twój umysł w pewnym momencie wyłącza się z symulacji, a później znów do niej wraca. Jakby ci to najprościej wytłumaczyć, to jest jak z tymi grami komputerowymi, które kiedyś istniały. Zapiszesz rozgrywkę w danym punkcie, a później wrócisz do niej po tygodniu lub po dwóch. W twoim świecie minie trochę czasu, lecz gra rozpocznie się...
- W tym samym miejscu - mówię kończąc za niego.
- Dokładnie - odpowiada z dumą w głosie, zupełnie jak nauczyciel do ucznia, który właśnie zrozumiał bardzo trudną definicje.
- To wszystko jest nienormalne - szepcze cicho.
Na dźwięk mojego głosu, mężczyzna rusza przed siebie mówiąc:
- Nienormalne w swojej normalności. Trzeba tylko dokładnie to pojąć, a ty jak widać nie masz z tym problemu. Nigdy nie miałaś.
Zirytowana zaciskam usta. Kolejna aluzja do tego, że on zna mnie lepiej niż ja samą siebie.
"Masz tą swoją minę..."
"... jak widać nie masz z tym problemu. Nigdy nie miałaś".
Już mam wyrzucić z siebie natłok pytań, gdy z drugiego końca korytarza w naszą stronę podąża mężczyzna. Ciemno szary dres, który ma na sobie odbija się w świetle lamp. Jego mina wyraża niechęć, gdy jego wzrokiem napotyka moją osobę. Christopher.
Mężczyzna zatrzymuję się przy drzwiach nieopodal, a my podążamy w jego stronę. Gdy dziel nas tylko kilka kroków, mówi:
- Chciałeś się tu spotkać.
Próbuje uchwycić jego wzrok, lecz on całkowicie mnie ignoruje, wpatrując się w Artura, przez co również zerkam w jego stronę. W jego oczach widzę błysk ekscytacji, a na ustach zadowolony z siebie uśmieszek.
- Tak. Oto twoja nowa uczennica, będzie z tobą ćwiczyć codziennie od rana...
- Nie ma takiej opcji - przerywa mu szorstkim głosem Christopher.
Zaskoczona patrzę w jego stronę, lecz on nadal mnie ignoruję. Dlaczego on się tak zachowuję? Po tym wszystkim co przeszliśmy w czwórkę w lesie, po tym jak stracił Alinę, a ja Evana, powinien rozumieć mnie jak nikt inny, a on traktuję mnie jak kogoś obcego... Nie. Nawet nie jak kogoś obcego, bo obcych można zignorować. Ja jestem do niego jak problem. Jak problem, którego najchętniej by się pozbył.
Obaj mężczyźni mierzą się przez chwilę nieustępliwym wzrokiem i dokładnie widzę, w którym momencie z twarzy Artura znika zadowolony z siebie uśmieszek.
- Właśnie. Nie ma takiej opcji, żebyś odmówił. Cieszę się, że się rozumiemy.
Krążę wzrokiem od jednego mężczyzny do drugiego. Widzę jak pięści Christophera zaciskają się w niezadowoleniu, zupełnie jak szczęka Artura. Gdy ten drugi przechyla głowę w bok, znów przypominając mi Zjawę, robię mały krok w tył. Jeśli doszło by teraz pomiędzy nimi do rękoczynów...
- Niedługo znów wejdę do symulacji... - zaczyna Artura, a Christophera na te słowa jakby momentalnie opuszcza duch walki. Pięści się rozluźniają, a on wygląda na zrezygnowanego.
- W porządku. Zajmę się nią - odpowiada w końcu, a na twarz Artura znów wypływa ten ostry uśmieszek.
- I widzisz? trzeba było tak od razu - odpowiada szorstko mężczyźnie, po czym odwraca się w moją stronę, a ja mimowolnie znów robię krok w tył. Widząc to jego twarz łagodnieje, a głos zmienia się w łagodny. - Będziesz teraz ćwiczyć razem z Christopherem, ja muszę udać się na spotkanie. Następnie przyprowadzi cię do siedziby Kontrolerów, gdzie spędzisz trochę czasu z Cristiną i ze mną. Później ja przejmę twój trening... Znów staniesz się częścią Projektu Katharsis. Znów będziesz dokładnie tam gdzie powinnaś, czyli na swoim miejscu. Wśród nas.
Z tymi słowami odwraca się i rusza przez korytarz. Wpatruję się w niego nic nie rozumiejąc. Nie wiedząc, gdzie tak naprawdę jest moje miejsce. Ale w głębi siebie czuję jedno. Na pewno nie jest to Projekt Katharsis.
***
Nie wiem czego się spodziewałam po treningu z Christopherem, ale jestem pewna że nie tego. Nie bieżni, po której miałam chodzić i nie małych ciężarków, które miałam podnosić. Po półgodzinnej próbie zagadania go i zdawkowych odpowiedzi z jego strony w końcu się poddałam, wylewając swoją złość i irytacje, na maszynę pod moimi nogami. Na początku nie było trudno, bieżnia przesuwała się wolno, a ja szłam po niej jak bym odbywała spacer. Jednak po piętnastu minutach "spaceru" mój oddech stał się urywany, a płuca piekły mnie od wysiłku. Pierwszą myślą było, że to jest niemożliwe, przecież w miasteczku Bosk niejednokrotnie biegałam, uciekając przed Zjawą. Zaraz jednak zdałam sobie sprawę z tego, że to co działo się w mojej głowie, nic a nic nie przekładało się na to, co działo się z moim ciałem. Ciałem, które od kilku miesięcy było w stanie podobnym do śpiączki.
- Nie... Ja odpadam - mówią schodząc z bieżni i siadając na jedno z krzeseł pod ścianą.
Christopher nadal biegnie szybkim tempem na swojej bieżni, wpatrując się przed siebie i nie reagując na moje słowa. Chwytam butelkę wody, którą przyniósł chłopak i po cichu liczę, że odezwie się do mnie choćby po to, aby zwrócić mi uwagę, że biorę ją bez pytania, ale nic z tego. Jego wzrok rejestruję to co robię, ale on się nie odzywa, więc na złość wypijam połowę jej zawartości.
Odkładając ją na swoje miejsce, nachylam się kładąc twarz w dłonie i ciężko oddychając. Zaraz mnie trafi szlag, naprawdę.
- Odezwiesz się do mnie w końcu? - pytam, podnosząc na niego wzrok. Christopher odwraca głowę w moją stronę, po czym patrzy znów na ścianę, totalnie mnie ignorując.
- Nie - mówi tylko, a z moich ust wydobywa się gorzki śmiech.
- Nie? - powtarzam ironicznie. - To nie - mówię, po czym wstaję z miejsca i ruszam w stronę drzwi.
- Gdzie idziesz? - pyta od razu przerywając bieg.
- To ty jednak umiesz mówić? Już się bałam, że coś jest nie tak w tym świecie - warczę, odwracając się z powrotem do niego.
- Wracaj tu i nie zachowuj się jak dziecko.
Mówiąc to schodzi z bieżni i chwyta butelkę wody. Przygląda się jej, a po jego twarzy przebiega wyraz irytacji, gdy widzi pozostawioną przeze mnie zawartość.
- To nie ja barwię się w "Króla ciszy" - mówię, ale od razu marszczę brwi z zdziwienia. Powiedziałam to, ale dlaczego poczułam dziwny niepokój, gdy wypowiedziałam nazwę tej zabawy?
Christopher patrzy na mnie oniemiały, jakby i jego zaszokował dobór moich słów.
- Obyśmy już nigdy nie musieli się w to bawić - mruczy pod nosem, po czym dodaje głośniej: - A teraz wracaj tu. Musisz dokończyć trening.
- Niczego nie będę dokańczać, dopóki nie przestaniesz traktować mnie jak powietrze! - warczę wściekła w jego stronę, po czym wychodzę z pomieszczenia.
Dlaczego Artur kazał akurat jemu odbywać ze mną trening? Nie rozumiem tego. On zachowuję się tak jakby to wszystko co działo się w miasteczku Bosk, nie miało znaczenia. Jasne, nie poznałam go tam za dobrze, najbliżej był z Aliną niż z kimkolwiek z reszty z nas. Ale przecież uciekł z nami z Osady pod Sosnami! Razem byliśmy w bunkrze! Razem podjęliśmy decyzję o zabiciu Zjawy! Którą on przypłacił życiem! A raczej "życiem" w cudzysłowu, bo tak naprawdę nie zginął.
- Zaczekaj! - krzyk z końca korytarza jest głośny i zdesperowany lecz ja całkowicie go ignoruję, brnąc przed siebie. Zaledwie chwilę trwa zanim mnie dogania i chwyta za ramię. - Zaczekaj!
- A niby dlaczego? Żebyś mógł znowu udawać, że nie istnieje? Ułatwię ci to zadanie i po prostu sobie pójdę.
- Nie możesz.
- Ależ oczywiście, że mogę - warczę, wyrywając się z jego uścisku. - Nie idź za mną! Teraz ja mam ochotę cię po ignorować! - krzyczę, ruszając przed ciebie, po chwili znikam za zakrętem i nie słyszę już kroków za sobą.
Pewnie dał sobie spokój. I dobrze. Nie chciał ze mną rozmawiać, to nie, znajdę kogoś kto będzie chciał to robić, kogoś kto udzieli mi jakichkolwiek odpowiedzi. Cristina, Lucas, Miranda... Dlaczego czuję tak wielką potrzebę rozmowy akurat z nim?
Bo jest w podobnej sytuacji do mnie, podpowiada mi cichy głos w głowie.
Gówno prawda, uciszam go niemal od razu. W ogóle nie jesteśmy w tej samej sytuacji. Lucas miał racje. On wchodził do symulacji, wiedząc o wszystkim, o tym że nic tam nie jest prawdziwe. Wiedział kim jest Zjawa i Czyściciele, narażał nas wszystkich na traumę, świadomie i bez skrupułów. I może choć z pozorów jesteśmy podobni, bo zostawiliśmy w miasteczku Bosk kogoś ważnego, zaczynam powoli wątpić w jego uczucia do Aliny. Jak mógł pozwolić na to, aby jej działa się taka krzywda? To niewybaczalne...
Wchodząc w kolejny zakręt, zamieram słysząc podniesione głosy.
- Ty głupcze! Jak mogłeś do tego dopuścić! - krzyczy głęboki męski głos.
Ostrożnie wychylam się zza zakrętu i dostrzegam dwóch mężczyzn. Jednym z nich jest Artur, natomiast drugiego nie rozpoznaje, dużo starszy od nas obojga ma może z około pięćdziesięciu lat. Ubrany jest w mundur wojskowy, na tle którego w oczy rzuca się siwa czupryna włosów.
- Generale, to nie tak... Dzięki temu dowiemy się, czy to wszystko naprawdę działa... - tłumaczy w pośpiechu Artur, jednak jego słowa znów zostają przerwane przez starszego mężczyznę.
- Ty nie miałeś urządzać sobie tu eksperymentów! I dobrze o tym wiesz! Zarówno jeden zdrajca jak i drugi, powinien był zginąć już dawno temu! Chyba zaczynam żałować, że wyznaczyłem cię na mojego następcę...
- Ale...
- Ale, ale, ale... Co ale?! Przecież wiesz, że roi się tutaj od szpiegów... - warczy mężczyzna, a jego głos momentalnie milknie, zupełnie jakby właśnie sobie przypomniał, że tak właściwie to krzyczy na cały korytarz.
Wystawiam ucho bliżej, chcąc podsłuchać dalszą cześć rozmowy, jednak jedyne co udaje mi się zrozumieć to:
- Jesteś za to odpowiedzialny. Ty i tylko ty, jeśli coś pójdzie nie tak.
Naglę zaczynam słyszeć kroki idące w moją stronę i szybko odwracam się ruszając tam skąd przyszłam. Jednak podskakuję wystraszona, na dźwięk głośnego uderzenia.
- Klara? - głos zaskoczonego Artura pada tuż za mną. Odwracam się w jego stronę i zauważam jak pociera dłonią swoją piąstkę. - Co tutaj robisz?
W jego głosie słyszę złość, gdy rusza w moim kierunku.
- Nie możesz wykonać prostego polecenia? - pyta, chwytając mnie mocno za ramię.
Wyrywam się mu, robiąc parę kroków w tył, zaskoczona jego nagłą agresją. Na mojej twarzy musi malować się strach, bo niemal od razu wypuszcza ciężko powietrze, po czym mówi:
- Przepraszam... Miałem właśnie trudne spotkanie, nie powinienem wylewać złości na ciebie. Dlaczego nie jesteś na treningu?
- Ja... Za bardzo się zmęczyłam. Zrobiło mi się słabo - kłamię.
Nie wiem dlaczego to robię, może nie chcę aby wrócił jego gniew...
Mój wzrok pada na jego dłonie, które wciąż są wyciągnięte w uspokajający sposób. Dostrzegam na jego knykciach ślady krwi, a on widząc na co patrzę, mówi tylko:
- To nic takiego...
- Jesteś ranny.
- Spokojnie to, to jest nic. Już w życiu przeżyłem gorsze rany...
- Ja nawet nie wiem co przeżyłam w swoim - z moich ust wyrywa się cichy szept.
Jednak jest to prawda, która dręczy mnie od samego początku już od miasteczka Bosk. Kim ja u licha jestem? To echo niepamięci odbija się wewnątrz mnie, jak o ściany i nie chce zamilknąć.
Mężczyzna wygląda na zaskoczonego moimi słowami. Marszczy brwi, przez chwile myśląc nad czymś po czy mówi:
- Chodź ze mną.
- Co? - pytam nie ukrywając nieufności w głosie.
- Jeśli chcesz poznać samą siebie, myślę że mogę ci w tym pomóc...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top