::..!..:: Łza Trzydziesta Ósma ::..!..:: Jednoogoniasty namierzony!
Cztery postacie powoli sunęły po pomarańczowym piasku. Wszystkie ubrane były jednakowo w ciemne płaszcze w wysokimi kołnierzami, na materiale których wymalowane były czerwone chmurki z białymi obwódkami. Na głowach piechurów widniały duże kapelusze z dzwoneczkami, których dźwięk przyjemnie roznosił się po okolicy.
-Jest już ciemno... Oooo...Wszystko jedno... Oooo... – usłyszeli cichy śpiew.
-Kat, przestań śpiewać –skarcił dziewczynę chłodny głos.
-Przepraszam, Sasori –odpowiedziała ze skruchą.
Chwilę szli w milczeniu, nie odzywając się do siebie. Słońce powoli zachodziło i skwar dnia ustępował chłodnej pustynnej nocy.
-Jest już jasno... Ooo... –usłyszeli cichy śpiew. – Kiedyś zasnę... Oooo...
-Tobi, przestań śpiewać –skarcił chłopaka lalkarz.
-Przepraszam, Sasori-san –odpowiedział ze skruchą maskmen.
Pomarańczowy piasek zmienił barwę na ciemny granat, gdy słońce zaszło już całkowicie. Dziewczyna wypatrzyła niewielkie skupisko skał, między którymi mogli się ukryć na noc. Skierowali się w tamtą stronę bez pośpiechu.
-Dei-kun... – zaczęła cicho dziewczyna. – Zaśpiewaj coś...
-Po co, un? – zdziwił się blondyn.
-Tylko jeszcze ty dzisiaj nie wykurzyłeś Sasori'ego śpiewaniem – przyznała Kat.
-Słyszałem – warknął lalkarz. – Nawet nie próbuj, Deidara...
Kat uśmiechnęła się pod nosem, a Deidara zamruczał coś niewyraźnie. W końcu doszli do skał i schronili się między nimi. Kat ściągnęła sakkat i wyjęła znikąd zwój. Rozwinęła go na skalnym podłożu i rozpieczętowała. Przed całą czwórką pojawiła się kolacja. Szarooka zabrała się za swoją porcję, podobnie zresztą jak Deidara. Tobi usiadł przy dziewczynie.
-Nee-chan... – zaczął.
-Bierzemy pierwszą wartę –powiedziała głośno Kat. – Tobi, bierz obiad, zjesz na zewnątrz. Dei-kun, powinieneś się wyspać. Sasori, później pomogę ci z Hiruko.
Dziewczyna wyszła z Tobi'm na zewnątrz, oboje zebrali ze sobą porcje swojego posiłku. Deidara skończył jeść i odłożył zwój na bok.
-Czemu ona może widzieć jego twarz, un? – zapytał z wyrzutem. – Jej się pokazuje...
-Może kiedyś ci powie –rzucił lakonicznie Sasori, wychodząc z marionetki. – Sądzę, że jak przyjdzie czas, dowiemy się wszystkiego.
-Taa... jasne... –zamruczał blondyn. – Chyba jak będę stary, un, Sasori no Danna.
-Zawsze mogę cię przerobić na marionetkę – zauważył lalkarz. – Będziesz nieśmiertelny...
-Nie dziękuję, nie skorzystam, un – odparł szybko Deidara. – Idę spać. Dobranoc, un.
Lalkarz nie odpowiedział.Nigdy nie odpowiadał, co i tak nie przeszkadzało Deidarze mówić mu co noc „dobranoc". Nie rozumiał tego, podobnie zresztą jak wielu innych rzeczy. W końcu wróciła Kat i razem naprawili zniszczoną w czasie podróży część Hiruko.
-Idź spać – poradził dziewczynie. – Ja wezmę wartę. Tobi też powinien się przespać.
-Dziękuję, Sasori –powiedziała, uśmiechając się do niego. – Miłego czuwania. Dobranoc.
Wyszedł spomiędzy skał i odnalazł Tobi'ego. Odesłał chłopaka do reszty i sam stanął na czatach. Nie potrzebował snu, nie on. Proponował dziś Deidarze zamianę w ludzką marionetkę. Proponował mu to, co sam ze sobą zrobił. Jednak nikomu tak naprawdę by tego nie życzył. Do niedawna, a dokładnie jakieś cztery lata wcześniej wierzył jeszcze, że przerobienie się na Ludzką Marionetkę to doskonały sposób na osiągnięcie nieśmiertelności. A potem? Spotkał Kat, która uświadomiła mu, że nieśmiertelność bez jakiegokolwiek czucia jest czcza.
-Dalej nad tym myślisz, Sasori? – usłyszał jej pogodny głos.
-Kat? – zapytał. – Co tu robisz? Miałaś spać...
-Nie chce mi się –przyznała. – Mogę z tobą posiedzieć? Będzie ci raźniej...
Nie odpowiedział, co dziewczyna uznała za zgodę. Lalkarz rzadko okazywał to, że także potrzebuje kontaktu z innymi ludźmi. W siedzibie uważany był za samotnika i odludka, co jednak Kat powoli i systematycznie obalała. Dziewczyna usiadła tuż obok chłopaka, obejmując ramiona rękoma.
-Dalej myślałeś nad nieśmiertelnością, Sasori? – zapytała go ponownie.
-Czcza nieśmiertelność... –przyznał z goryczą. – Głupi byłem.
-Sasori... – zaczęła Kat. –Ja muszę cię o coś... zapytać. Ale proszę, nie mów o tym nikomu i odpowiedz szczerze. Obiecujesz?
Spojrzał na nią, zdziwiony tonem jej głosu. Rzadko słyszał u niej tak poważny dźwięk. Skinął głową.
-Czy gdybyś mógł zrezygnować z nieśmiertelności, ale odzyskać ciało... – zaczęła. -...zgodziłbyś się?
Drgnął nieco. Zrezygnować ze swojej pracy, ze swoich marzeń, na rzecz tego, co nazywają niedoskonałością i skazą ludzi?
-Tak, zapewne tak –przyznał. – Gdybym mógł.
-To dobrze – rzuciła radośnie Kat. – Jak wrócimy do siedziby, to mi wszystko opowiesz...
-Ale że niby co? – zapytał zaskoczony.
-Dowiesz się później –przyznała.
Westchnął ciężko.
-Znowu masz tajemnice –zauważył. – Znowu coś ukrywasz. Jesteś zbyt zagadkowa...
-Ja też cię lubię, Sasori –przyznała.
Objęła go rękoma, wtulając się w miękki płaszcz. Drgnął nieco, ale nie odsunął jej od siebie. Nie chciał. Kiedyś zapewne odtrąciłby ją od siebie, ale teraz? Nie chciał. Lubił Kat, naprawdę ją lubił. Ona... zmieniła jego dotychczasowe życie. Lalkarz stawał się bardziej radosny, mimo wszystko garnął do innych, nie zamykał się już na cztery spusty w swoim pokoju. Dla Szarookiej stał się jak starszy brat i tak też go dziewczyna traktowała.
-Czy kiedyś mi powiesz? –zapytał.
-Powiem – przyznała. –Powiem wszystko wszystkim. Kiedy nadejdzie czas, nadejdzie też nowy dzień. Obiecuję, że ty dowiesz się pierwszy.
Spojrzał w gwiazdy, które zaczęły migać im obojgu nad głową.
„A co, jeśli ja już wiem?... – zapytał sam siebie. – A co, jeśli nie wiem nic?"
Rankiem zebrali swoje rzeczy i ruszyli w stronę Suna. Ich misją było złapanie jednoogoniastego demona, który zapieczętowany był w młodym Kazekage Wioski Piasku, Gaarze. Kat szła pomiędzy Tobiramą, a Sasori'm. Z drugiej strony lalkarza szedł Deidara.
-Będzie burza... –zauważyła Szarooka.
-Będzie padać, un? –zdziwił się blondyn.
-Oi minna... – jęknęła Kat, przeciągając ręką po własnej twarzy w geście zrozpaczenia. – Dei-kun... to jest pustynia. Tu naprawdę bardzo rzadko pada. Chodziło mi o burzę piaskową.
-Trzeba było tak od razu,un – fuknął artysta.
Kat uśmiechnęła się pod nosem. W kilka minut znaleźli się między szalonymi podmuchami wiatru, które nieznośnie nanosiły na nich piaskowy pył. Nie przejęli się tym jednak za bardzo, prąc uparcie na przód. W końcu wiatr uspokoił się i w promieniach pustynnego słońca stanęli przed bramą Suna-gakure.
-I co teraz, Nee-chan? –zapytał Tobi.
-Wchodzimy – zarządziła Szarooka.
Ledwo zrobiła jeden krok, a znikąd wyrósł przed nią shinobi Suna.
-Albo i nie – skwitowała jego pojawienie się Kat.
-Czego szukacie w Suna? –zapytał ich strażnik.
-Szczęścia... – mruknęła pod nosem Szarooka tak, że nikt, oprócz jej towarzyszy, nie miał prawa jej usłyszeć. – I może szklanki wody. Lepiej trzech.
Tobi parsknął cicho śmiechem. Rolę negocjatora szybko przejął Sasori.
-Przepuść nas do Suna –powiedział.
-Jesteście członkami Akatsuki – zauważył hardo strażnik. – Odejdźcie.
-I szlag trafił miłe podejście niedobrych przybyszów do dobrego strażnika – znów cicho mruknęła Kat.– Chłopaki... idziemy.
Dziewczyna odwróciła się i ku zdziwieniu pozostałych zaczęła iść przed siebie w drogę powrotną. Tobi szybko doskoczył do niej.
-Co jest, Nee-chan? –zapytał cicho swoim normalnym głosem.
-Nie przejdziemy przez bramę – zauważyła Kat. – Dei-kun!
Blondyn doskoczył szybko do niej.
-Zaatakujemy z powietrza –zarządziła Kat. – Tobi, Sasori. Zostajecie tutaj.
-Potrzeba nam Gaary, nie zdobycia Suna – zauważył lalkarz.
-Gaara to Kazekage Suna –spostrzegła Szarooka. – Będzie bronił Wioski Piasku przed atakiem. Dei-kun...jastrząb bez wybuchowy. Szybko.
Blondyn posłusznie zaczął tworzyć swoje dzieło. Po chwili przed czwórką stał duży biały ptak. Deidara wskoczył na niego, a za nim stanęła Kat.
-Czekajcie tutaj –zarządziła Szarooka, odrzucając wraz z Deidarą sakkaty.
Ptak wystartował szybko i wzniósł się ponad mury Suna. Tobi usiadł na piasku, wpatrując się w niebo nad sobą.
-Nie martwisz się? –zapytał go Sasori.
-Nie – powiedział pewnie Tobi. – Nee-chan Kat poradzi sobie ze wszystkim.
Lalkarz zmrużył oczy. Nie powiedział jednak nic. Tymczasem Kat i Deidara znajdowali się już nad Wioską Piasku. Szarooka złożyła szereg pieczęci.
-Lokacja! – szepnęła, a jej oczy pociemniały i stały się jak dwa głębokie tunele.
Dziewczyna, stojąca za kucającym na ptaku Deidarą, pochyliła się nad nim, opierając o jego ramię. Wskazywała mu po kolei miejsca, gdzie patrolowali strażnicy Suna. Blondyn szybko namierzał ich swoim urządzeniem, które nosił zamiast lewego oka. Jego ręce już przeżuwały glinę, którą po chwili uformował na kształt pająków.
-Milusie... – skwitowała Kat.
Deidara uśmiechnął się i wypuścił swoje zabaweczki. Pająki szybko odnalazły swoje cele i gdy tylko skoczyły na strażników, Deidara złożył swoją pieczęć i uaktywnił wybuch. Kilka huków rozniosło się po okolicy.
-Im większa rozróba, tym wcześniej przyjdzie Kazekage – zauważyła Kat. – Tamta trójka...
Deidara posłusznie wypuścił swoje cudeńka i następni shinobi Suna zostali rozerwani przez jego bomby. I Deidara i Kat zeskoczyli na jeden z szerokich dachów budynków, wprost przed stojącym tam chłopakiem.
Mógł mieć góra szesnaście lat. Czerwone włosy, seledynowe oczy i gurda na plecach dały do zrozumienia członkom Akatsuki, że przed nimi właśnie stoi Kazekage Suna.
-Osłaniaj mnie – rzuciła ku Deidarze Kat.
Wyciągnęła znikąd miecz o granatowej brawie i zaatakowała pewnie Gaarę. Chłopak nawet nie ruszył się, mimo to atak Kat nie przyniósł odpowiednich skutków. Ostrze ugrzęzło w piachu,który wyrósł pomiędzy Gaarą, a Szarooką. Kat puściła miecz i odskoczyła w tył, stając obok blondyna. Jej broń zamieniła się w granatowy obłok i zniknęła, co Kazekage skwitował zmrużeniem oczu.
-Na ptaka – zarządziła Kat.
Oboje skoczyli w górę, a za nimi poleciała chmura piasku. Kat i Deidara wylądowali na grzbiecie jastrzębia. Szarooka szybko zaczęła składać pieczęcie.
-Kibaku Nedo! – zawołała. –Dei-kun... steruj jastrzębiem, nic więcej! Resztę zostaw mnie.
Blondyn skinął głową i oddał dziewczynie jeden ze swoich woreczków z gliną. Szarooka szybko zaczęła tworzyć zabaweczki, takie same, jakie robił Deidara. Spokojnie obserwowała ścigającą ich chmurę piachu. Posłała pierwsze ptaki ku tumanowi kurzu, ale nie przyniosło to oczekiwanych przez nią efektów. Piach nadal ich ścigał.
-Leć w stronę Gaary –rzuciła ku blondynowi.
Deidara ostro skręcił. Kat musiała złapać się jego płaszcza, żeby przypadkiem nie spaść z ptaka. Prychnęła niechętnie, trzepiąc blondyna po jego kitce, co ten skwitował tylko uśmiechem. Szarooka szybko wypatrzyła Gaarę. Widziała, że jego gesty sterują ruchami piachu. Aby zniwelować ataki pyłu, należało pokonać Gaarę. Aby pokonać Gaarę, trzeba było pozbyć się piachu. Dziewczyna zmrużyła oczy na myśl o tym błędnym kole. Wysłała kilkanaście wybuchowych ptaków ku Gaarze, jednak wszystkie wybuchały zbyt wcześnie, atakowane przez strugi piachu.
-Wyżej – poleciła Kat.
Deidara wzniósł się w górę, a za nimi pomknęła fala piachu. W końcu unieśli się tak wysoko, że Gaara musiał skoczyć na swój piach i na nim wznieść się w górę, by móc dalej walczyć. Kazekage Suna stworzył dwie ogromne piaskowe kule, w których omal nie zamknął dwójki z Akatsuki. W ostatniej chwili Kat złapała Deidarę za ramię i razem zeskoczyli z jastrzębia, który został zmiażdżony w piaskowej kuli. Szarooka chwyciła blondyna za płaszcz, przyciągając do siebie. Jedną ręką utrzymywała go przy sobie, drugą próbowała coś sklecić z gliny. Blondyn też nie był bezczynny. Sam tworzył innego ptaka, na którym mogliby się znów unieść w powietrze. Kat posłała ku piaskowej fali jednego wybuchowego ptaka, który na chwilę powstrzymał atak.
Ciężko wylądowali na sowie, którą Deidara szybko stworzył swoją techniką.
-Dobry jest, un – zauważył z uśmiechem.
-Serio? Nie zauważyłam –parsknęła Kat.
Deidara przewrócił oczami.
-Otocz go śmigaczami –zarządziła Kat. – Ja zajmę się piachem.
-Jak, un? – zapytał.
-Czas na mojego demona –rzuciła.
Deidara skinął głową i zaczął przygotowywać szybkolotne ptaki o potrójnych skrzydłach. Kat złożyła pieczęć Demonicznego Wilka i wokół niej zaczęła się tworzyć chmura chaosu. Dziewczyna stanęła na ptaku i posłała swój chaos ku chmurze piachu. Pył zderzył się z pyłem, rozsiewając wokoło miliony drobin. Deidara otoczył wedle rozkazu Gaarę śmigaczami i czekał na decyzję Kat.
-Atakuj – zarządziła Kat, osłaniając ich oboje przed falą piasku.
-Katsu! – krzyknął blondyn.
Ptaki wybuchły przy Kazekage Suna. Chłopak zachwiał się na platformie z piasku, na której stał. Szarooka uderzyła go z boku chmurą chaosu tak, że chłopak stracił przytomność. Dziewczyna osłoniła siebie i Deidarę darem Wokamina, a blondyn złapał w ptasi ogon Gaarę. Piach powoli opadał na ziemię, nie utrzymywany już przez wolę czerwonowłosego. Z dołu poleciała na nich masa kunai, które jednak Kat zatrzymała przez chaos.
-Wracamy – zarządziła Kat.
Deidara skierował ptaka poza bramy Suna i wylądował przy Sasori'm i Tobi'm.
-Oi, już? – zapytał maskmen, podnosząc się z ziemi. – Co tak szybko?
-Siedź cicho, niewychowańcze jeden – ofuknęła go Kat. – I ja cię nazywam bratem?
Tobi wzruszył ramionami. Chwili ruszyć naprzód, jednak ktoś zaatakował ich falą kunai, którą jednak szybko odbił ogon Sasori'ego.
-Stójcie! – zawołał na nich jakiś chłopak w dziwnym stroju.
Miał pomalowaną na fioletowe pasy twarz i zwoje przyczepione na plecy.
-Tobi, Dei-kun... lećcie przodem – zarządziła Kat. – Do siedziby zamiennej. My się nim zajmiemy z Sasori'm.
-Hai! – zawołali posłusznie.
Skoczyli obaj na ptaka i wystartowali. Sasori osłonił ich przed kunai, które wypuścił obrońca Suna.
-Walczysz teraz ze mną –zauważył spokojnie lalkarz.
-Ty! – syknął shinobi Piasku. – Pożałujesz!
-Nie sądzę – mruknął Sasori. – Kat... zostaw to mnie proszę.
Szarooka tylko skłoniła się przed nim krótko i odskoczyła na bok. Obrońca Suna wyciągnął jeden z przewieszonych przez plecy zwoi i rozpieczętował go. Przed Sasori'm pojawiła się marionetka o kilku oczach. Kat uśmiechnęła się pod nosem. Pierwszy raz w życiu miała oglądać pojedynek dwóch lalkarzy, na dodatek obaj przecież byli z tej samej Wioski.
Shinobi z Suna zaatakował natychmiast swoją marionetką, posyłając ku Sasori'emu kunai i shuriken. Lalkarz Akatsuki osłonił się przed nimi szybko, nie pozwalając, aby jakiekolwiek ostrze go dosięgło.
-Marnie... – skwitował na tyle głośno, by usłyszał go obrońca z Suna.
-To dopiero początek –zauważył tamten.
Znów zaatakował, tym razem bezpośrednio swoją marionetką. Sasori odrzucił ją na bok swoim ogonem. Z trudem podniosła się, na jej torsie tkwiła głęboka bruzda zadana ogonem Akasuny.
-Jesteś lalkarzem? –prychnął Sasori. – Marnym. Do tego używasz nie swoich marionetek.
-To moje kukły! – warknął tamten.
-Twoje? – zapytał Sasori. –A kim ty jesteś? Nie, nie mów... Wiesz, jestem z Suna, może jeszcze cię pamiętam. Nazywasz się Konhuro? Kanturo? Karhuro?
-Kankurou! – warknął obrońca Suna. – Nazywam się Kankurou!
Zaatakował Sasori'ego swoją kukłą, ale lalkarz bez problemu się osłonił.
-A, Kankurou... możliwe – zamruczał.– Wiesz, twoje marionetki nie są twoim dziełem. Zostały wyprodukowane przez Akasunę.
Kat uniosła głowę. A więc to tak... wiedziała, że Sasori przed przystąpieniem do Akatsuki produkował marionetki na sprzedaż. Więc ten lalkarz z Suna też dostał swoje kukły od Sasori'ego.
-I co z tego?! – warknął tamten. – To moje marionetki!
Zaatakował ponownie, tym razem Sasori rozniósł w pył jego zabawkę. Obrońca Suna syknął, ale szybko wyciągnął inny zwój. W kłębie dymu pojawiła się kolejna marionetka. Potężną kukłą Kankurou tym razem nie zaatakował Sasori'ego, ale stojącą trochę na uboczu Kat. Zaskoczoną takim obrotem sprawy dziewczynę osłonił natychmiast lalkarz Akatsuki. Szarooka usłyszała nieprzyjemny zgrzyt metalu i zauważyła jak pęka na pół stalowy ogon Hiruko. Atak jednak został odparty, co mimo wszystko zadowoliło Sasori'ego. Kat złożyła pieczęć Demonicznego Wilka i chmura chaosu uderzyła w marionetkę shinobi Suna. Drzazgi rozprysły się wokoło. Zaskoczony tym Kankurou stał bez ruchu przez co Sasori mógł zaatakować go chmurą kunai. Jeden z nich drasnął w ramię obrońcę Suna.
-Popełniłeś błąd – zauważył Sasori. – Póki nie mieszałeś jej do walki, miałeś szanse przeżyć.
Kankurou wyciągnął kolejny zwój, nawet nie domyślając się w jakim jest niebezpieczeństwie. Kolejna marionetka zaatakowała Sasori'ego, który nie mając ogona już chciał użyć innej broni, jednak przed niego wyskoczyła Kat, która ciosem pięści sparowała atak kukły. Części marionetki rozsypały się po piasku pustyni. Szarooka szybko zaatakowała obrońcę Suna, aż w końcu jeden mocny kopniak posłał go na piach. Dziewczyna nieśpiesznie wróciła do Sasori'ego i złożywszy szereg pieczęci, naprawiła jego ogon. Lalkarz zwinął go szybko.
-Czas iść – zauważyła. –Sasori no Akasuna...
Ruszyła z Sasori'm w stronę tymczasowej siedziby zastępczej. Leżący na ziemi Kankurou posłał za nimi zdumione spojrzenie. Jego ciałem powoli zawładniała trucizna, w której zanurzone były kunai Sasori'ego.
Szybko opuścili tereny wokół Wioski Piasku. Podążali pewnie przed siebie, w milczeniu pokonując kolejne metry.
-Sasori... – zaczęła Kat. –Czemu mnie osłoniłeś?
-Czy to ważne? – zapytał ją wymijająco.
-Dla mnie tak –potwierdziła. – Nie musiałeś...
-Ale chciałem – przyznał. –Koniec tematu. Chodź, pewnie już na nas czekają, a ja...
-...nienawidzisz czekania –dokończyła za niego z uśmiechem Szarooka. – Tak, wiem.
Złożyła ręce przed sobą i chwilę stała w bezruchu. Sasori zatrzymał się, patrząc na nią zaciekawionym wzrokiem.
-Już są w siedzibie –zauważyła Kat.
-To się pośpieszmy – syknął Sasori.
-Dobrze, panie mrukliwe drewno – zaśpiewała Szarooka.
Ledwo co odskoczyła przed stalowym ogonem lalkarza.
-Nie przeginaj! – ofuknął ją. – Lubię cię, ale bez przesady.
Dziewczyna spojrzała zaszokowana na Akasunę. Pierwszy raz powiedział, że ją lubi. W ogóle pierwszy raz powiedział, że lubi cokolwiek, lub kogokolwiek.
-Oi minna... Sasori! –zawołała dziewczyna, doskakując do niego. – Wiedziałam, że mnie kochasz!
Zaczęła radośnie skakać wokół niego. On tylko złapał ją swoim ogonem w pasie i przyciągnął tak, że patrzyła prosto w zimne oczy Hiruko.
-Nie kocham cię i nic takiego nie mówiłem – warknął. – Nie zmyślaj i zachowuj się normalnie, bo już mnie denerwujesz.
Szarooka uśmiechnęła się tylko i pocałowała Hiruko w policzek, doskonale wiedząc, że podziała to także na samego Sasori'ego. Nie myliła się. Ogon marionetki opadł i sam się zwinął, a Sasori ruszył w milczeniu przed siebie.
-Sasori... – zaczęła cicho Kat, idąc obok niego. – Ja też cię lubię. Naprawdę.
Nie odpowiedział, ale i tak wiedziała, że siedząc w tej swojej marionetce uśmiecha się pod nosem z zadowolenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top