::..!..:: Łza Szósta ::..!..:: Mój Sensei. Na misję!
Szarooka obudziła się w środku nocy. Czuła się, jakby wciąż walili jej w głowę stalowym młotem. Jęknęła przeciągle i otworzyła szare jak stal oczy. Nikłe światło księżyca wpadało przez okno do pokoju. Dziewczyna zdołała zauważyć siedzącego w fotelu przy łóżku Tobiramę. Chłopak zasnął, podpierając głowę ręką. Kat wstała i roztarła skronie. Zwlokła się z łóżka i ściągnęła z niego koc, okrywając nim Nidaime. Była ciekawa, jak długo Hokage siedział przy niej.
Wyszła z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Cicho skierowała się do kuchni i otworzyła szafkę z herbatami. Ziół Hokage nie posiadali, co Kat skwitowała niechętnym pomrukiem. Wyjęła herbatę z melisy, mięty i rumianku. Rozdarła torebki i wsypała mieszankę na talerz. Ułożyła rękę nad herbatą i wyszeptała kilka zaklęć. Zioła natychmiast podzieliły się w równe stosiki. Dziewczyna wybrała stamtąd trochę czystego rumianku, melisy i mięty. Wsypała to do kubka ze szczyptą herbaty oraz kilku innych ziół i zalała wrzątkiem. Wiedziała, że nie bardzo to pomoże, ale nie chciało jej się teraz szukać ziół w pokoju.
Wypiła napar i odstawiła kubek do zlewu. Głowa nadal bolała ją niemiłosiernie, chociaż nie tak bardzo, jak wcześniej. Szarooka powoli weszła z powrotem do własnego pokoju i po ciemku wybrała z szafy jakąś koszulkę nocną. Rzuciła przelotne spojrzenie na nadal śpiącego Hokage i weszła do łazienki.
Gorąca kąpiel nieco ukoiła ból, zwłaszcza, że dziewczyna dodała do wody własne olejki lecznicze. Kat dopiero w łazience zauważyła siniaka na policzku. Zamruczała coś niechętnie i zebrała w sobie jeden z darów odziedziczonych po matce – możliwość samouleczania. Przyłożyła dłoń do twarzy i siniak zniknął po minucie.
-Głupi shinobi... –jęknęła, rozcierając skronie. – Nienawidzę tego świata...
Wyszła z łazienki ubrana jedynie w krótką koszulkę nocną szarego koloru. Podeszła do Nidaime. Zastanawiała się, czy warto budzić chłopaka. Widocznie siedział tu długo, a spanie na siedząco jest niezbyt wygodne. Kat uklękła przed nim i spojrzała na jego spokojną twarz, oświetloną jedynie światłem księżyca.
Nie przeczyła... Tobirama Senju był cholernie przystojny. Dziewczyna zarumieniła się na samą myśl o tym, że Drugi Hokage pociągał ją jako mężczyzna.
-Tobirama-san... – zaczęła cicho, trącając go w ramię. – Tobirama-san.
Powoli otworzył oczy i spojrzał półprzytomnie na Kat.
-Tobirama-san... – szepnęła. – Nie siedź już przy mnie. Idź spać.
-Kat? – zapytał, rozkosznie przecierając oczy. – Wszystko w porządku?
-Tak – odpowiedziała.
Wstała z podłogi, a Hokage zrobił to samo.
-Dobranoc, Kat – rzucił w drzwiach.
-Dobranoc, Tobirama-san – odpowiedziała.
Zamknął za sobą cicho drzwi, a Kat wślizgnęła się pod pościel. Po chwili zasnęła.
Obudziła się, gdy pierwsze promienie słońca zaczęły drażnić jej twarz. Niechętnie zamruczała coś pod nosem i zakryła głowę kołdrą. Usłyszała, że drzwi powoli się otwierając.
-Kat, wstań – powiedział radośnie Tobirama, zamykając drzwi nogą. – No nie śpij już tyle. Przyrośniesz do łóżka.
Odpowiedział mu niechętny pomruk i jakieś urywane słowa w nieznanym mu języku. Tobirama położył tacę ze śniadaniem dla dziewczyny na szafce nocnej i usiadł na brzegu łóżka.
-Wstaniesz? – zapytał.
-Nie... – usłyszał stłumiony głos spod pościeli.
-To rozkaz sensei – zauważył z uśmiechem Nidaime.
Kat w odpowiedzi ponakrywała się szczelniej kołdrą, cichym pomrukiem obwieszczając chęć dalszego snu.
-Rozkaz Hokage? – podsunął Tobirama.
Dziewczyna przyciągnęła mocniej do siebie pościel, jednak nie bardzo mogła, gdyż Tobirama siedział na jej części. Dziewczyna przesunęła się pod pościelą i strąciła z łóżka chłopaka. Obwinęła się szczelnie pościelą. Tobirama z powrotem usiadł na brzegu łóżka.
-Przyniosłem ci śniadanie – zauważył z wyrzutem.
Kat zamruczała coś niezrozumiale w odpowiedzi.
-Nie daj się prosić – ciągnął. – Zrób to dla swojego sensei... Dla Hokage... Dla brata Pierwszego Hokage... Uh! Zrób to dla mnie!
Dopiero wtedy dziewczyna odkryła głowę i spojrzała na Tobiramę. Usiadła na łóżku i wzięła do ręki tacę ze śniadaniem.
-Hm... Sensei nie, Hokage nie... – zamruczał do siebie Tobirama. – Zero szacunku dla wyżej postawionych osobistości. A mogłem wziąć na ucznia Sarutobi'ego...
-Wolna droga – zauważyła Kat, wgryzając się w kanapkę. – Zawsze możesz mnie wymienić.
-Jak skarpetki? – zapytał.
Rzuciła w niego poduszką, co skwitował bezczelnym uśmiechem, gdyż puchaty pocisk i tak przeleciał mu nad głową, uderzając o ścianę.
-A gdzie szacunek do Hokage? – zapytał. – Nie można tak w Hokage poduszkami rzucać!
-Było się wymądrzać? – warknęła.
Po chwili skończyła śniadanie i odłożyła tacę.
-I co ja mam z tobą zrobić? – zapytał Tobirama, patrząc na Kat. – Bezczelna i nieznośna uczennica...
-Zamień się z Hashiramą – podsunęła. – Weź Sarutobi'ego, a ja w tym czasie wykończę Pierwszego Hokage Wioski Liścia.
-Chcesz zabić mi brata?! – zawołał.
-A potem ciebie – skinęła głową.
-Dlaczego? – zapytał.
-Zero szacunku dla Hokage – zauważyła z uśmiechem.
Prychnął niechętnie, podpierając głowę ręką.
-A mówili bezstresowa papierkowa robota – zamruczał. – A tu pojawia się taka niewyżyta i już bezstresowość poszła się paść...
-Masz coś do mnie, Tobirama-san? – zapytała, mrużąc oczy.
-...a ja chciałem tylko spokojnego życia – ciągnął, ignorując jej pytanie. – I co? I nie ma! Dostaję za to niewychowanego dzieciaka i...
Tym razem poduszka trafiła idealnie w twarz Hokage. Kat uśmiechnęła się, gdy chłopak spojrzał na nią przymrużonymi oczyma. Po chwili jednak mina jej zrzedła.
-Tobirama-san... Nie... To był żart... – jęczała. – Tobirama!
Żadne jej słowa jednak nie pomogły i rozpętała się bitwa na poduszki. Z racji tego, że Hokage był silniejszy, zdobył znaczną przewagę. Kat zaczęła się szamotać w pościeli, aż wreszcie zdołała się z niej wydostać. Poduszki zaczęły latać po pokoju, a ani Tobirama, ani Kat nie chcieli tego przerywać. W końcu Nidaime zdołał złapać dziewczynę za nadgarstki i przyciągnąć do siebie. Kat jednak potknęła się i razem z Hokage wylądowali na łóżku.
-Zapłacisz za tą poduszkę! – zawołał Tobirama.
Dziewczyna zaczęła się śmiać, gdy Tobirama łaskotał ją po bokach, siedząc na Kat okrakiem. Z oczu Szarookiej zaczęły lecieć łzy. Dziewczyna starała się odepchnąć chłopaka, jednak nie za bardzo dawało to odpowiednie skutki.
-Tobirama... Nie... Dość... – jęczała. – Proszę... Dość...
-Nie! Nie masz szacunku do Hokage! – zauważył. – Nawet już z szacunkiem nie mówisz do Hokage. Gdzie się podziało san?
-Tobirama... Proszę... – jęczała, śmiejąc się. – Ja już... nie chcę...
Nidaime przestał ją łaskotać i pochylił się nad nią, opierając obie ręce po bokach jej głowy.
-Będziesz szanować Hokage? – zapytał.
Pokręciła głową, ocierając łzy z policzków.
-Nieznośna jesteś – zauważył. – Ale cię lubię.
-Ja też cię lubię, Tobirama-san – przyznała.
-Więc nie mów do mnie przez san – skarcił ją.
-Dobrze – odpowiedziała. – Też się lubię, Tobirama...
Uniosła się nieco i pocałowała chłopaka w policzek. Hokage poczuł, jak policzki zaczynają go palić niemiłosiernie. Kat zepchnęła z siebie Tobiramę i wyprowadziła go z pokoju.
-Czekaj! – zawołał. – Masz misję. Staw się w biurze za godzinę.
-Hai, hai... – zamruczała i zamknęła drzwi.
Tobrama przez chwilę wpatrywał się w drewno przed sobą, po czym dotknął wciąż palącego policzka.
Szarooka stawiła się w biurze Hokage o wyznaczonej godzinie. Posłała nieco nienawistne spojrzenie Madarze, który był jedyną osobą w gabinecie, oprócz samego Shodaime.
-Macie misję – zauważył Pierwszy.
-Moment... Jak to my? – zapytała.
-Wy, bo wy – rzucił Hashirama. – Ty i Madara.
-Ja z nim nigdzie nie idę! – warknęła.
Hashirama spojrzał na nią groźnie i dziewczyna nieco przystopowała.
-Idziesz – powiedział. – Razem macie dostać się do Suna-gakure. Tamtejszy Kazekage ma zamiar podpisać z nami pakt pokojowy. Nie spalcie tego, bo ja nie chcę wojny.
-Wojna jest już tutaj – mruknęła pod nosem Kat.
-Mówiłaś coś? – zapytał podejrzliwie Hashirama.
-Nie – odpowiedziała szybko.
-Wyruszacie za godzinę spod bramy – powiadomił Shodaime. – Czekajcie tam na mnie. A i jeszcze jedno. Macie udawać małżeństwo...
-Co?! – zawołała Kat. – Nie ma mowy! Nie będę udawać jego żony!
Shodaime westchnął ciężko i przejechał ręką po twarzy.
-Kat, to tylko misja – zauważył. – Madara i ty nadajecie się do niej najbardziej...
-Nie mogę iść z Tobiramą? – zapytała cicho.
-Tobirama? – powtórzył Pierwszy. – Nie, to nie przejdzie. O małżeństwie Hokage wiedziano by w innych gakure. Dlatego idziesz z Madarą.
-To też nie przejdzie – jęknęła. – Kto by uwierzył, że taki kretyn znalazł sobie żonę...
-I to taką głupią jak ty – warknął Madara, dotychczas stojący w milczeniu z boku.
-Masz coś do mnie? – syknęła.
-Dużo – odpowiedział.
-Kurde, Uchiha! Zaraz ci przywalę! – krzyknęła.
-Bo się przestraszę! – wrzasnął.
-DOŚĆ!!!
Krzyk Shodaime osadził i Madarę i Kat na miejscu. Oboje spojrzeli spode łba na Hokage.
-Idziecie i już! Żadnych sprzeciwów! Za godzinę macie być pod bramą! – powiedział chłodno. – A jak któreś nie przyjdzie... osobiście utłukę.
Szarooka z wściekłym pomrukiem zarzuciła plecak na ramię i wyszła z domu Hokage. Pieprzony Uchiha! Że też z nim ma mieć misję! I to jeszcze ma udawać jego żonę, żeby było śmieszniej! Panie i panowie! Ubaw na całego – Kat Dealupus, żona Madary Uchihy! O moment! Teraz to już nawet Kat Uchiha!
-C'jit! Pyode amedha! – krzyknęła.
Kat Uchiha. Brzmiało to tak głupio, że aż śmiesznie. Ona? Żoną Uchihy? Nawet we śnie by tak nie pomyślała. To chore samo w sobie.
Co z tego, że Madara cholernie się jej podobał? Był przy tym wkurzający i irytujący, pewny siebie i dumny. Wszystko to reasumując dawało niezbyt korzystny wynik Madary.
-C'jit! C'jit! C'jit! – mruczała wściekle.
Co ona by nie oddała, żeby na tą całą misję iść choćby z Tobiramą. Wolałaby iść z Nidaime, niż z tym Uchihą. Właściwie to chyba każdy byłby lepszy niż Madara. Kat zastanowiła się chwilę. Co by było, gdyby szła z Tobiramą? Wtedy nie byłoby Kat Uchiha, a Kat Senju.
-Hulij-Bpe! – skarciła samą siebie.
Tak. Całe swoje myślenie uważała teraz za co najmniej szalone. Jak nie Uchiha, to Senju. Powoli traciła nadzieję, że jeszcze z tego wyjdzie na prostą...
Pod bramą znalazła się punkt moment wyruszenia na misję. Shodaime stał obok Madary i pouczał go czegoś groźnym głosem. Uchiha skinął głową i mruknął coś niechętnie. Do obu mężczyzna podeszła Kat.
-Spróbujcie mi spalić tą misję, a żywcem ugotuję w smole – warknął Shodaime. – Macie zachowywać się jak przykładne, szczęśliwe małżeństwo z Konoha. Tylko wtedy Kazekage podpisze pakt. I na miłość boską, nie zachowujcie jak skłócona para gówniarzy! Jesteście shinobi, a to tylko misja.
Skinęli niechętnie głowami i po minucie, czy dwóch ruszyli w drogę traktem do Suna. Shodaime patrzył na ich oddalające się sylwetki z nadzieją w oczach.
-Oni się pozabijają – zauważył smutno Nidaime, stając obok brata.
-Oby nie – jęknął Hashirama. – Mam nadzieję, że nie...
-Dlaczego nie mogłeś wysłać mnie? – zapytał z wyrzutem Tobirama.
-Wiesz, że to by nie przeszło – skarcił go.
-Jestem idiotą – zauważył Drugi. – Mogłem od razu się z nią ożenić...
Hashirama posłał bratu pytające spojrzenie, ale ten tylko nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w ginący wśród drzew trakt. Tak bardzo chciałby być teraz na miejscu Madary Uchihy. Tak bardzo...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top