::..!..:: Łza Siódma ::..!..:: W Suna.

W całkowitym milczeniu przeszli pół drogi do Suna. Ani Kat, ani Madara nie odczuwali specjalnej potrzeby odezwania się do siebie. Kiedy zaczęło się ściemniać, dotarli do niewielkiej wioski. Weszli do jedynego hotelu i stanęli w recepcji.

-Pokój małżeński, proszę – zaczął Madara.

-Małżeński? – powtórzyła Kat.

-Tak, kochanie, małżeński – powiedział z naciskiem. – W końcu jesteśmy małżeństwem, prawda kochanie?

Skwitowała jego słowa jedynie odwróceniem głowy. Recepcjonista, starszy siwy pan, podał im klucze do pokoju. Ledwo Madara zamknął za sobą drzwi, a już usłyszał chłodny głos Kat.

-Nigdy więcej nie mów do mnie kochanie – powiedziała. – Nawet na misji.

-Ależ kochanie – zaczął z uśmiechem. – Małżeństwo tak do siebie mówi.

-Zrób wyjątek i nie mów! – syknęła.

Zniknęła w drzwiach łazienki, zostawiając w pokoju Madarę. Uchiha wzruszył ramionami i usiadł w fotelu, rozglądając się po pokoju. Pomieszczenie nie było duże, ale za to przytulne i stonowane w miłym, jasnoczerwonym kolorze. Pod ściana stało duże dwuosobowe łóżko, przykryte czerwoną pościelą. Obok stały szafki nocne. Naprzeciw znajdowała się szafa, a obok drzwi do łazienki. W jednym z kątów stał stolik z kilkoma fotelami, na których rozsiadł się Uchiha. Kruczowłosy nucąc cicho jakąś melodię pod nosem czekał aż Szarooka zwolni łazienkę. Po kwadransie dziewczyna wyszła stamtąd, ubrana jedynie w krótką koszulkę nocną. Szary kolor idealnie komponował się z stalą jej oczu. Materiał był lekki i delikatnie spływał po ciele dziewczyny. Spod ubrania Madara doskonale widział idealną sylwetkę dziewczyny – od smukłej szyi, przez wyraźnie zarysowane piersi i płaski brzuch, aż po zgrabne nogi. Mokre włosy w nieładzie opadały na ramiona. Krople wody, widniejące na policzkach, błyszczały w świetle lampy.

-Nie siedź tak, jak kretyn – usłyszał chłodny głos Kat. – Łazienka jest już wolna...

-C-co? – zająkał się. – A tak... Już.

Wstał i powoli doszedł do łazienki. Zamknął za sobą drzwi i zrzucił z siebie ubranie. Nawet zimna jak lód woda spod prysznica nie ostudziła dziwnego żaru w jego wnętrzu. Palący ogień trawił go od momentu, kiedy zobaczył ją w koszulce nocnej...

...a być może już w chwili, gdy widział ją pierwszy raz w lesie?

-Oi minna... – wyszeptał, opierając czoło o chłodne płytki prysznica. – Ja zwariuję...

Wyszedł spod prysznica, zakręcając wcześniej wodę. Wytarł się szybko i nałożył na siebie spodnie. Zastanawiał się, gdzie będzie spał. I czy podłoga jest dość miękka. Coś mu się wydawało, że Kat raczej niechętnie przystanie na wspólne nocowanie w jednym łóżku. Westchnął ciężko. Przynajmniej spróbuje, a jakby co zawsze są fotele...

Wyszedł z łazienki. Kat siedziała na podłodze, trzymając przed sobą rozwinięty zwój. Położyła papier na ziemi i zaczęła wodzić po nim ręką, mrucząc coś pod nosem. Za palcem pojawiała się czarna smuga, znacząca tor ruchu. Madara stanął nad dziewczyną, przyglądając się ciekawemu zjawisku. Po chwili smugi zaczęły przybierać bliżej określony kształt. Uchiha zdołał zauważyć smukły pysk smoka, silne łuskowate łapy, ogromne błoniaste skrzydła i długi ogon zakończony kolcem. Po chwili smok był już skończony. Dziewczyna wyszeptała jeszcze kilka słów, składając place prawej ręki tak, że kciuk i palec wskazujący były rozłożone, a reszta palców zagięta. Usłyszał urywane słowo: „Ur!" i w tym momencie smok nieznacznie poruszył się na papierze.

-Co? – zapytał Madara.

Kat wykonała jeszcze kilka gestów i wymruczała: „Yv!" oraz: „Tyr!". Smugi, z których powstał smok, rozjaśniły się. Kat szybko zwinęła zwój i szepnęła kilka kolejnych słów. Przedmiot najpierw zamienił się w chmurę granatowego pyłu, a po chwili zniknął całkowicie.

-Nie gap się tak – syknęła Kat, wstając z podłogi. – Oczy ci wypadną.

-Co to było? – zapytał autentycznie zainteresowany.

-Zwój, sadza i kilka prostych zaklęć – wyjaśniła. – Nie interesuj się. I tak nie dałbyś rady tego powtórzyć.

-Dlaczego? – zapytał.

-Nie masz w sobie ani trochę magii runowej i magii słów – powiedziała krótko. – Jeśli czegoś nie ma, to nie można się tym posługiwać. To podobnie jak z twoimi umiejętnościami i mózgiem. Nie ma, więc nie korzystasz.

Madara zmrużył oczy.

-Idiotka – skwitował.

-Debil – odpowiedziała mu.

Pokręcił głową, wzdychając głośno. Kat zignorowała go całkowicie i wcisnęła się po pościel na łóżku. Madara położył się z drugiej strony łóżka. Zdziwił się – myślał, że dziewczyna każe mu spać na podłodze.

-Kat... – zaczął cicho, odwracając się do niej. – Kat... Weź się odezwij... Kat...

Nakryła głowę poduszką, mrucząc coś niezrozumiale. Madara westchnął ciężko.

-Chcę z tobą porozmawiać – zaczął. – Weź się odezwij! Uh!

Kat całkowicie zignorowała Uchihę. Madara przysunął się do niej bliżej.

-Gdzie pchasz łapska?! – zawołała Kat, wstając gwałtownie. – Zboczeniec!

-Muszę się do czegoś przytulić – przyznał z niewinnym uśmiechem.

-Nie do mnie! – warknęła. – Tylko spróbuj się do mnie zbliżyć, a zginiesz śmiercią tragiczną i gwałtowną!

-No dobra, dobra... – mruknął. – Dobranoc.

-Branoc – rzuciła, kładąc się z powrotem.

Obudził się wcześnie, jeszcze nawet ptaki nie rozpoczęły swojego koncertu. Nie otwierał oczu, czując przyjemne ciepło. Dziwne. Tego ciepła było jakoś tak... za dużo?

-O kuso! – jęknął cicho, otworzywszy oczy.

Do jego klatki piersiowej przytulała się Kat. Właściwie to i Madara przytulał się do dziewczyny. Szarooka zamruczała cicho pod nosem, gdy Uchiha jęknął. Mocniej wtuliła się w chłopaka, naciągając pościel na głowę.

„Cholera! – zaczął w myślach Uchiha. – I co teraz? Przecież ona mnie udusi żywcem..."

Oddychał nierówno, czuł własne, szaleńcze bicie serca. Dziewczyna w każdej chwili mogła się obudzić i co wtedy?

-Oi minna... – jęknął Uchiha.

Delikatnie zdjął ręce dziewczyny z siebie i odsunął się od niej. Kat wymamrotała coś niezrozumiale i przyciągnęła do siebie poduszkę, mocno się w nią wtulając. Madara odetchnął z ulgą. Wszedł do łazienki i znów pozwolił, by lodowate strumienie opływały po jego ciele. Ciągle czuł ciepło ciała Kat, jej miękkie włosy, łaskoczące nieznacznie jego skórę, ciepły oddech, omiatający szyję. Żar...Gdy wszedł z powrotem do pokoju, już ubrany do wyjścia, Kat powoli otwierała swoje szare oczy.

-Wstawaj, już idziemy – rzucił w jej stronę.

Niechętnie zwlokła się z łóżka i weszła do łazienki. Szybki prysznic, ubranie się i już była z powrotem w pokoju. Zebrali swoje rzeczy i wymeldowali się w recepcji. Bez słowa ruszyli dalej traktem ku Suna. W Wiosce Piasku znaleźli się wieczorem. Od razu zameldowali się u Kazekage. Pierwszy siedział za zasłoną, wydając rozkazy dwóm zaufanym ludziom.

-Posłańcy z Konoha w sprawie podpisania traktatu pokojowego – zaanonsował jeden z nich. – Madara i Katharsis Uchiha.

Szarooka o mało co nie podeszła do chłopaka i nie przywaliła mu w łeb. Opanowała się jednak, idealnie ukrywając wściekłość zżerającą ją od środka. Katharsis Uchiha! By go tak trzasnęło! Kątem oka spojrzała na Madarę i nagle naszła ją nieprzemożona ochota uderzenia w Uchihę chaosem. Kruczowłosy stał spokojnie, ale lekki uśmiech na jego twarzy zdradzał, jak bardzo jest zadowolony z sytuacji.

-Witam państwo Uchiha – zaczął Kazekage. Kat odetchnęła głęboko. – Miło mi, że Konoha zdecydowała się na pokój z Suna. Traktat podpiszemy jutro wieczorem. Do tego czasu możecie zwiedzić Suna-gakure. Mój asystent odprowadzi was do waszego pokoju, a jutro pokaże wam wioskę.

Kat i Madara skłonili się przed Kazekage i wyszli za wysokim chłopakiem o czerwonych włosach i brązowych oczach. W ciągu kilku minut znaleźli się w swoim pokoju. Pomieszczenie było naprawdę duże, stonowane w kolorze piasku. Na środku, pod ścianą stało spore, dwuosobowe łóżko z brązową narzutą. Szafa, stolik, kilka krzeseł i półki stanowiły resztę umeblowania. Biała drzwi, teraz na wpół uchylone, prowadziły zapewne do łazienki. Szarooka rzuciła plecak na jedno z krzeseł i podeszła do okna. Za szybą szalała piaskowa burza, dość częste zjawisko w Suna. Kat podobał się widok ziaren piasku targanych wiatrem na wszystkie strony. Były podobne do jej chaosu, tak samo nieokiełznane i równie niebezpieczne.

-Mają inny kolor... – zauważył Madara, stając obok dziewczyny.

-Co? – zapytała głupio.

-Mają inny kolor niż chaos – powtórzył. – Ziarna piasku...

Kat zmrużyła wściekle oczy. Skąd Uchiha wiedział, o czym myślała.

-Ale są piękne – zauważył kruczowłosy.

-Skąd...? – zaczęła. – Skąd wiesz, o czym myślę?

-Eeee... A wiem? – zapytał, uśmiechając się zniewalająco. – Po prostu pomyślałem, że ziarna piasku są podobne do chaosu, ale mają inny kolor. To nie zbrodnia... Myślałaś o tym samym?

Nie odpowiedziała mu, znów zwracając twarz ku oknu. Tylko pomyślał...? Tak sobie? Dlaczego akurat o tym samym co ona? Nagle słowa Wokamina, który uczył ja osobiście telepatii, stanęły jej jak żywe przed oczyma...

-Musisz wiedzieć, droga Kat, iż telepatia to nie tylko czcza umiejętność – zaśpiewał wilk. – To także więź. Czasami jest bardzo silna pomiędzy niektórymi osobami.

-Co to znaczy? – zapytała zaciekawiona Kat.

-Azali czasami wystarczy stanąć tuż obok kogoś, z kim ma się silną więź, a nawet nie trzeba używać telepatii, by znać tudzież jego myśli – wyjaśnił Wokamina. – Ale takiej więzi wytworzyć wszak samemu nie można. Ona po prostu istnieje, albo nie... Tudzież są poglądy, iż ci, którym los przeznaczył razem wieść życie, więź takową posiadają...

...razem wieść życie. Różne znaczenie miały te słowa. Oznaczały więzi rodzinne, matki z córką, syna z ojcem, siostry z bratem. Oznaczały więzi przyjaciół, którzy gotowi są oddać za siebie życie. A także... Tych, którzy kochają siebie nawzajem.

„To głupie..." – pomyślała Kat.

Przecież nie kocha Madary! Nienawidzi go, Uchiha w końcu jest wkurzający i wredny. Jak można pokochać kogoś, kto ciągle szuka z tobą zwady?

Ale też nie jest jej rodziną, ani przyjacielem... Więc skąd ta więź?

„Żadna więź, po prostu fart – próbowała się uspokoić. – Szczęście... Akurat myślał o tym samym, nie ma tu żadnej więzi..."

Westchnęła głęboko. Dlaczego nigdy nie wierzyła temu, co sobie sama wmawiała?

Rankiem obudziła się, gdy promienie słońca wpadły do pokoju i zaczęły drażnić jej twarz. Swoim zwyczajem naciągnęła kołdrę na głowę, mrucząc coś z cicha. Nagle ktoś zdarł z niej pościel. Zerwała się, gdy poczuła na sobie przejmujący chłód.

-Hej! – zawołała.

Odpowiedział jej nikły pomruk z jej prawej strony. Prychnęła niechętnie, patrząc na Madarę, który obwinął się kołdrą. Chłopak spał niemal na brzegu łóżka. Wczoraj wieczorem mieli krótką kłótnię o to, czy Uchiha ma spać na podłodze, czy na łóżku. Pojedynek wygrał kruczowłosy, który „dla dobra misji" nie powinien spać z dala od żony. Kat westchnęła i przetarła oczy. Spojrzała na zegarek – za jakieś dwie godziny mieli zwiedzać Suna wraz z przewodnikiem. Dziewczyna przeciągnęła się i ruszyła w stronę łazienki. Całkiem przypadkiem musiała przejść nad Madarą, przy okazji strącając Uchihę z łóżka.

-Oi! – zawołał kruczowłosy.

Madara z zaspanym wzrokiem siedział na podłodze przy łóżku, rozcierając sobie bolący tyłek.

-Czas wstawać... – zaczęła Kat, mierzwiąc włosy Uchice. – ...kochanie.

Chłopak odtrącił jej rękę i spojrzał na nią zaskoczonym wzrokiem.

-Kat, dobrze się czujesz? – zapytał.

-Ależ oczywiście – zaśpiewała. – Nie siedź na podłodze, bo wszyscy się domyślą, że z ciebie skończony idiota... kochanie.

Zmrużył oczy, odprowadzając ją wzrokiem do łazienki. W ciągu godziny oboje zebrali się i wyszli z pokoju. Zjedli szybkie śniadanie na mieście i ruszyli w stronę siedziby Kazekage.

Zaczęli zwiedzanie Suna. Czerwonowłosy chłopak, ten sam, który zaprowadził ich wczoraj do ich pokoju, nazywał się Saori i był jednym z mistrzów marionetek w Wiosce Piasku. W pewnym momencie przeszli przez lekki, ale mocny łuk wykuty w skale.

-Zaczekajcie! – zawołał Saori.

Spojrzeli na niego zaskoczeni.

-To Łuk Miłości w Suna – wyjaśnił czerwonowłosy. – Aby wasze małżeństwo było udane musicie się pod nim pocałować.

Kat już chciała odpowiedzieć Saori'emu, że to i tak im się nie przyda, ale Madara ostrzegawczo złapał ją za rękę. Nagle Szarooka zdała sobie sprawę, co będzie musiała zrobić. I to dla dobra misji!

Uchiha delikatnie, ale stanowczo odwrócił ją ku sobie. Nawet nie zorientowała się, gdy jego ciepłe wargi przylgnęły do jej ust. Zmrużyła oczu, obejmując kruczowłosego za szyję i oddając mu pocałunek. Chłopak objął ją w talii, pogłębiając pocałunek.

Cieszyła się, że trzymał ją w pasie, bo inaczej pewnie zemdlałaby. Sama nie wiedziała czemu... Pocałunek Madary ogłuszał, doprowadzał wręcz do szaleństwa. Szarooka zatapiała się w jego miękkich i gorących wargach, mając dziką nadzieję, że ta chwila nie skończy się nigdy.

Odsunęli się od siebie dopiero, gdy zabrakło im obojgu powietrza. Kat spuściła głowę. Saori ruszyła dalej. Madara, wciąż trzymając za rękę dziewczynę, pociągnął Kat za sobą. Posłusznie ruszyła za nim, czując jak jej umysł i ciało nieco odmawiają jej posłuszeństwa. Słowa Saori'ego przepływały obok niej. Spojrzała na Madarę. Chłopak z udawanym zainteresowaniem przyglądał się czerwonowłosemu, ale Kat zauważyła w jego oczach dziwny wyraz.

W pewnym momencie trafili na targ. Saori w tym miejscu zakończył oprowadzanie i poinformował ich, że traktat podpiszą wieczorem u Kazekage. Madara obiecał, że stawi się wraz z Kat na miejscu. Dziewczyna skinęła głową na potwierdzenie słów Uchihy.

-Ej, co ci? – zapytał po chwili kruczowłosy, gdy Saori oddalił się od nich.

-Nic – odpowiedziała wymijająco.

-Chodź, przejdziemy się – zaproponował.

Pociągnął ją za sobą w tłum ludzi. Dopiero teraz Kat zdała sobie sprawę, że Uchiha trzyma ją za rękę. Wysunęła dłoń z jego uścisku. Kruczowłosy spojrzał na nią, ale nie powiedział nic. Po kilku minutach szwędania się w tą i w tamtą, stanęli przed dużym, granatowym namiotem. W środku siedziała starsza kobieta o miłym, acz nieco tajemniczym uśmiechu.

-Podejdź tu, dziecko – zachęciła Kat. – Widzę, że twa przyszłość usłana jest cierniami. Tobie powróżę za darmo. Nie bój się, chodź.

Dziewczyna spojrzała niepewnie na kobietę. Nie ufała wróżką. Według niej słowa wieszczki nie mogły nic zmienić w jej życiu. Madara jednak z lekkim uśmiechem popchnął ją do namiotu. Weszła, obrzucając Uchihę niezadowolonym spojrzeniem.

-Usiądź, dziecko – zachęciła ją stara. – A ty młodzieńcze, stań pod ścianą. O tobie też będzie tu mowa.

Kat posłusznie zajęła miejsce przed wróżką, a Madara stanął niedaleko niej. Wieszczka zaczęła rozkładać karty. Talia była całkowicie nieznana Szarookiej. Nie były to karty tarota, ani talia wróżek ze światów czarownic.

-Droga życia twego jest długa, a końca jej nie widać – zaczęła stara. – Splata się z innymi. Jesteś sama od początku, ale sama na końcu nie zostaniesz. Trzech mężczyzn będzie w twym życiu, którzy drożsi ci będą niż twe własne życie. Widzę pierwszego. Jego dusza nie jest jasna, ale tobie przeznaczone oczyścić ją ze zła. Drugi ma życie jasne, ale ono szybko ginie wśród twojej drogi. Trzeci jeszcze się nie pojawił, ale on ma związek z Ciemną Duszą. On będzie z tobą najdłużej. On połączy cię z tym, który był pierwszy.

Przetasowała karty i rozłożyła je ponownie.

-Twa droga pełna bólu i cierpienia, ale zakończona będzie sukcesem – ciągnęła stara. – Zyskasz wielki dar, gdy umrze ten, którego los obrał jako drugiego. Długi trud opłacony będzie, gdy pięćdziesiąt pięć ogonów stanie u twych stóp. Będziesz władać wieloma, choć sama nie wydasz żadnego rozkazu.

Stara zebrała karty. Podeszła do niewielkiej szafki i wyciągnęła z niej naszyjnik. W szklanym krysztale świeciło pustką.

-Wypełnij go tym, co dał ci potężny przyjaciel – poradziła czarownica. – A wtedy medalion wskaże ci tego, który będzie nazwany pierwszym.

Kat przyjęła dar i przyglądnęła mu się.

-Smoczy Kryształ – stwierdziła. – Skąd go masz, pani?

-To co posiadam, jest moją własnością – rzuciła.

Kat zrozumiała słowa – nie powinna pytać więcej o Kryształ. Zdała sobie także sprawę, skąd pochodzi wieszczka.

-Llamista... – szepnęła Kat. – Sybilla Llamista. Ty jesteś wieszczką, która znalazła mą matkę. Odeszłaś, gdy dałaś jej przepowiednię dziecka. Mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top