::..!..:: Łza Ósma ::.!.:: Przepowiednia przepełniona krwią. Powrót i poranek.


Stara uśmiechnęła się.

-A więc wróżba nie kłamała – powiedziała do siebie czarownica. – Twa inteligencja jest zdumiewająca.

-Czemu ja? – zapytała Kat. – Znalazłaś mnie w tym świecie. Czemu?

-Bo jesteś nadzieją i pogromem tego świata – wyjaśniła Sybilla. – Początkiem końca i nowym czasem. Nową historią shinobi. Nowym dniem.

-Co wiesz? – zapytała z naciskiem Kat.

-Ziemia spłynie krwią, aby nastał nowy dzień – wypowiedziała jak w transie wieszczka.

-Madara, wyjdź – rzuciła Kat.

Uchiha posłał jej zdumione spojrzenie, ale widząc jej determinację, opuścił pomieszczenie.

-A teraz mów – poleciła Kat. – Wszystko, co wiesz.

-Twój gniew zniszczy ten świat – wyszeptała Sybilla. – Dla martwej miłości krew napełni twe dłonie. Dla żywego uczucia sama odbudujesz wszystko. Stracona miłość powróci li, gdy spojrzysz na twarz martwego uczucia. Nazwiesz synem tego, który nie z twej krwi poczęty. On będzie ci najpierw bratem. Lecz uważaj, bo gdy padnie słowo pokoju, a ty je odtrącisz, będziesz tańczyć wraz z bogami upadłymi, a śmierć twa przyczyną twojego odbicia.

Wieszczka zwiesiła głowę, kończąc tym samym przepowiednię. Kat zebrała kryształ ze stolika i pozostawiła na nim wyjętą z kieszeni paczuszkę z ziołami. Wiedziała, że jej dar przewyższa wartość Kryształu, ale przepowiednia znaczyła dla niej o wiele więcej niż przypuszczała na początku. Wyszła z namiotu, mrużąc oczy przed światłem słonecznym. Niedaleko wejścia stał Madara. Widziała w jego oczach zaciekawienie, ale nie miała zamiaru spowiadać się z wróżby. Sama jeszcze nie do końca ją przetrawiła.

Na szczęście Madara nie zapytał o nic. Razem wrócili do swojego pokoju. Do spotkania z Kazekage zostało kilka godzin. Akurat na rozmowę z Wokaminem.

-Madara... – zaczęła Kat. Chłopak odwrócił się do niej. – Nie wołaj mnie, aż nie otworzę oczu.

Dziewczyna usiadła na szerokim parapecie okna i przymknęła oczy. Madara spojrzał na nią zainteresowany, a po chwili usiadł w fotelu, przyglądając się dziewczynie.

Dziesięć ogonów zafalowało fantastycznie.

-Azali z tymi wróżkami to problem nie lada – zaśmiał się Wokamina. – Każda ich przepowiednia pełna zawiłości, a więcej przysparza kłopotu niźli pożytku.

-Pomóż, Wokamina-san – zaczęła Kat.

-Słowa Sybilli trudne do rozszyfrowania – przyznał. – Tudzież niełatwą przyszłość ci wskazała.

-Wokamina-san... Ty słyszałeś przepowiednię, którą dała mej matce – zaczęła Kat.

-Lata płyną, a słowa wieszczki jak żywe – potwierdził. – Powiem co było. Co do słowa...

 

-Sybillo, ja mam złe przeczucie.

-I masz prawo do tego, dziecko – potwierdziła stara. – Twe dziecko pogromem i nadzieją świata. Twa córka...

-Mów – poleciał kobieta.

-Dla martwej miłości jej ręce krwią wypełnione. Dla żywego uczucia świat odbudowany – zaczęła Sybilla. – A jej koniec zależy od niej samej. Czy pax zapanuje, czy po oręż sięgnie. Czy będzie żyć wiecznie, czy tańczyć wśród upadłych bogów.

-Sybillo, kto jej przeznaczony?

-Nie jednego, a dwóch miłością obdarzy – poprawiła. – Drugi zginie i zawrze przez niego jej krew. Pierwszy ma Ciemną Duszę, ale ona oczyści serce zła. Oni obaj ze świata jej ojca...

-Shinobi... –jęknęła. – To shinobi. Dlaczego?

-Świat Shinobi pogrąży się w chaosie demona – zaśpiewała Sybilla. – Jej gniewie. Ona go zniszczy i odbuduje wraz ze swym odbiciem. Utopia przetrwa swą legendę...

 

-Wokamina-san... – zaczęła Kat. – To miało mi pomóc, a nie namieszać.

Wilk zaśmiał się.

-Azali wróżby to szalona sprawa – potwierdził. – Czyliż się nimi warto przejmować?

-Kochaj i szalej i nie myśl co dalej? – zapytała przekornie.

-Z tym kochaniem to bym się zastanowił – zaprzeczył. – Skoro masz świat zniszczyć przez miłość...

-Wiesz co... – zaczęła. – Chyba cię wypuszczę, Wokamina-san, a potem się utopię w kałuży.

Wilk zaśmiał się.

-Zdolności twe wielkie, ale żeby w kałuży się utopić to nawet ty nie potrafisz – zaprzeczył.

-Jeszcze zobaczysz – westchnęła z uśmiechem.

Wieczorem podpisali traktat pokojowy z Kazekage i w ciągu dwóch następnych dni wrócili do Konoha. Od razu skierowali się do gabinetu Hokage. W pomieszczeniu znajdował się tylko Hashirama. Pierwszy, widząc wchodzącą parę, rzucił im pełne nadziei, troski i strachu spojrzenie. Madara spokojnie wyjął podpisany przez Kazekage pakt i złożył go na biurku Hokage. Hashirama przeglądnął zwój i odetchnął z ulgą.

-Możesz wracać do siebie, Madara – rzucił. – Kat, ty zostań.

Uchiha posłusznie wyszedł z pokoju, a Szarooka opadła na fotel przed biurkiem Hokage.

-Nigdy więcej... – szepnęła cicho.

Hashirama uśmiechnął się pod nosem, ale nic nie powiedział.

-Gdzie Tobirama? – zapytała.

-Pałęta się – rzucił Pierwszy. – Od jakiś pięciu dni chodzi jak na wpół żywy. Kompletnie nie można na niego liczyć. Pewnie to ta zmiana pogody...

Kat uniosła wzrok, ale Shodaime z zapałem studiował zwój z paktem. Pięć dni? Dokładnie tyle trwała jej misja z Madarą. Od pięciu dni Tobirama chodzi jak na wpół żywy... Zmiana pogody? Od kilku tygodni nie padało, niebo było wręcz bezchmurne i nic nie zapowiadało zmiany.

-Ja już może pójdę... – zaczęła Kat.

Shodaime zamruczał coś pod nosem na zgodę. Kat wyszła szybko z gabinetu i skierowała swoje kroki w stronę domu Hokage, mając nadzieję spotkać Tobirama. Nie musiała nawet opuszczać budynku, gdyż na korytarzu wręcz zderzyła się z Nidaime.

-Przepraszam... – wyszeptał na wpół przytomny.

Ominął Kat i ruszył dalej korytarzem, kompletnie nie zdając sobie sprawy z otaczającego go świata. Szarooka pokręciła głową i złapała chłopaka za rękę.

-Tobirama, już wróciłam! – zawołała radośnie.

Nagle postawa Hokage obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. Tobirama uśmiechnął się i mocno przytulił do siebie Kat. Dziewczyna nieco zaskoczona ruchem Nidaime, ułożyła mu głowę na ramieniu, powoli wdychając zapach jego perfum.

-Tęskniłem... – szepnął wręcz niedosłyszalnie.

Przymknęła oczy, uśmiechając się nieznacznie.

-Kat... – zaczął Tobirama. – Gdzie Madara?

-Eee... On... – wymruczała.

-Nie żyje?! – zawołał Nidaime, odsuwając od siebie Kat. – Uchiha nie żyje?! Kat, spokojnie! Nic się nie martw, załatwimy to! Żeby się tylko Hashirama nie skapnął!...

-Tobirama, ale... – próbowała Szarooka.

-Co robić, co robić?! – panikował Drugi. – Musimy uciekać!

Złapał dziewczynę za rękę i razem wybiegli z siedziby Hokage. Nidaime, nie zważając na zainteresowanie gapiów na ulicach Konoha, ciągnął dziewczynę w bliżej nieznaną jej stronę. Nie było sensu tłumaczyć teraz chłopakowi błędu w jego myśleniu, toteż Kat posłusznie biegła za Tobiramą. W końcu dobiegli na polanę treningową i niewielkie jezioro. Szarooka sama nie wiedziała kto, ona czy Nidaime, potknął się i upadł jako pierwszy do wody, pociągając na sobą drugiego.

-Łaaaaa! Zimna! Zimna!!! – zawołała Kat.

Tobirama wynurzył się tuż za nią, parskając. Kat wypluła trochę wody. Woda sięgała obojgu nie wyżej niż do piersi.

-Tobirama? – zaczęła. – Tobirama!

-Tu jestem – szepnął.

Kat odwróciła się i spojrzała prosto w oczy Hokage.

-Tobirama... – szepnęła. – Madara żyje...

-A to pech – skwitował.

-Co? – zapytała głupio.

-Nic, nic – odpowiedział szybko.

Kat spojrzała na niego uważnie. Szare włosy uroczy przykleiły się do czoła i policzków, na skórze widniały połyskujące w blasku wschodzącego księżyca krople wody. Szarooka sama nie wiedząc czemu zaczerwieniła się mocno. Tobirama oparł swoje czoło o jej czoło, patrząc jej głęboko w oczy.

-Zimno ci? – zapytał cicho.

Pokręciła przecząco głową. Przysunął się jeszcze bliżej niej, obejmując jej twarz w swoich dłoniach. Delikatnie uniósł jej głowę, patrząc prosto w jej szare oczy.

Nie odepchnęła go, gdy delikatnie musnął jej usta swoimi wargami. Wręcz przeciwnie – objęła go mocno za szyję, zachęcając do dalszego pocałunku. Z początku nieśmiało, z każdą chwilą coraz bardziej namiętnie zatapiali się w swoich wargach. Czuła jego gorące wargi na swoich ustach, jego język delikatnie masował wewnętrzną stronę jej policzków.

Odsunęli się od siebie dopiero wtedy, gdy obojgu zaczęło brakować powietrza. Patrzyli sobie głęboko w oczy i żadne nie chciało nic mówić.

W takich chwilach słowa nie tylko, że są zbędne, ile niszczą to, co buduje miłość.

Kat obudziła się, gdy pierwsze promienie słońca wpadły do jej pokoju. Dziewczyna trochę niechętnie zwlokła się z łóżka i weszła do łazienki. Po pół godzinie zeszła na dół do kuchni. Hashirama właśnie kończył jeść śniadanie.

-Ohayo, Hashirama-sama – przywitała się.

-Hej! – odpowiedział jej.

Dziewczyna usiadła obok Hokage na krześle i przyłożyła głowę do stołu. Shodaime spojrzał na nią kątem oka.

-Po co wstałaś? – zapytał.

-Bo nie chce mi się spać – odpowiedziała.

-Acha... – zamruczał z uśmiechem Hashirama. – To dlaczego wyglądasz tak, jakbyś chciała?

-Bo mi się chce spać – stwierdziła.

Shodaime zmarszczył brwi, ale nijak nie mógł zrozumieć toku myślenia dziewczyny.

-Hashirama-sama... – zaczęła Kat. – Gdzie Tobirama?

-Chyba jeszcze śpi – odpowiedział jej Hokage. – Nie wiem dlaczego, ale wieczorem o mało co nie rozniósł mi salonu. To na pewno ta zmiana pogody... Jeszcze wczoraj rano chodził jak ostatnie nieszczęście. Dziwne, nieprawdaż?

Kat uśmiechnęła się tylko pod nosem w odpowiedzi, czego oczywiście Hashirama nie zauważył. Hokage wcale jednak nie oczekiwał słów Szarookiej. Spokojnie skończył śniadanie.

-Jak Tobirama się obudzi, przekaż mu, że nie musi dzisiaj ze mną pracować – rzucił w drzwiach. – Może jak odpocznie, to wszystko wróci do normy... Eh... Cześć.

-Miłego dnia, Hashirama-sama – pożegnała się z nim.

Hokage wyszedł z domu, a Kat siedziała jeszcze kilka minut przy stole. W końcu zebrała się w sobie i zaczęła przygotowywać śniadanie. Swoje zjadła szybko, natomiast drugą porcję włożyła na tacę i wyszła z nią na piętro. Zdołała jakoś otworzyć drzwi i wejść do pokoju szarowłosego. Chłopak jeszcze spał, wtulając twarz w poduszkę. Nieco zgrzebana pościel odsłaniała jego nagie plecy, na które padało światło słoneczne z zewnątrz. Kat położyła tacę ze śniadaniem na szafce nocnej. Weszła do łazienki chłopaka i nalała do jakiegoś kubka zimnej wody. Z wrednym uśmiechem stanęła nad łóżkiem Tobiramy.

-Łaaaaaaaaaa! Zimna! Zimna!!!

Kat strząsnęła resztki wody z kubka na i tak już mokre plecy Tobiramy. Chłopak zerwał się jak oparzony, spadając z łóżka. Kat odstawiła kubek i usiadła na łóżku, przyglądając się jak Drugi próbuje przystosować się do nagłej zmiany temperatury.

-Usz ty, wredna! – zawołał, zauważywszy w końcu przyczynę porannej pobudki.

-Też cię lubię, Tobirama – wyszczerzyła się do niego.

Prychnął niechętnie, strącając z siebie krople wody. W końcu wstał z podłogi i zebrał pościel, rzucając ją na łóżko.

-Przygotowałam ci śniadanie, Tobirama! – zwołała radośnie Kat, ściągając z siebie koc, który Tobirama rzucił także i na nią.

Spojrzał na nią podejrzliwie, jakby doszukując się w tym ukrytego haczyka. Takowego jednak nie znalazł, więc wziął tacę z posiłkiem i powoli zaczął go jeść, cały czas patrząc na Szarooką. Dziewczyna siedziała na łóżku, podpierając głowę rękoma.

Nie przeczyła, że Tobirama Senju był cholernie przystojny i nie mniej sexowny. Do tego naprawdę ja pociągał.

Zamyślona nawet nie zauważyła, gdy chłopak skończył jeść i odłożył tacę. Teraz oboje wpatrywali się w siebie, podpierając głowę rękoma. Pierwsza otrząsnęła się Kat. Z nikłym rumieńcem odwróciła twarz.

-To ja już może pójdę... – zaczęła, schodząc z łóżka i zabierając pustą tacę. – Hashirama mówił, że masz dzisiaj wolne...

-Kat, zaczekaj – poprosił ją.

Posłusznie stanęła, choć nie miała śmiałości spojrzeć chłopakowi w twarz.

-Czy ty... Chciałabyś pójść gdzieś dzisiaj ze mną? – zapytał.

-Gdzie? – spojrzała na niego.

-Ja... Może... Moglibyśmy pójść na lody? – zaproponował, czerwieniąc się nieco.

Kat uśmiechnęła się i skinęła głową. Po chwili wyszła z pokoju, zostawiając w środku zaszokowanego i jednocześnie zadowolonego Tobiramę.

Kat weszła do swojego pokoju i szybko przebrała się. Nie wiedziała dlaczego, ale chciała ładnie wyglądać dla Tobiramy...

„Usz, głupia! – skarciła sama siebie. – Przecież nie idziesz na randkę!"

...chyba nie idzie. Bo właściwie to i tak nie za bardzo wiedziała, jak wygląda chodzenie z kimś na randki. Była Wyzwańcem, osobą, która stworzona jest do walki, nie do romansów. Trzasnęła głową o drzwiczki szafy. Szybciej stanęłaby do walki ze smokiem niźliby teraz ubrała się w coś normalnego! Usz, głupia!

W końcu jednak przygotowała się i wyszła z pokoju. Na korytarzu wpadła na Tobiramę, przez co oboje wylądowali na podłodze. Szarooka leżała zdezorientowana pomiędzy zgiętymi w kolanach nogami Hokage. Natomiast szarowłosy wpatrywał się zaciekawionym wzrokiem w Kat.

-Niebezpieczna jesteś czasami – skwitował.

Kat odskoczyła od niego natychmiast.

-Przepraszam! – zawołała.

-Nic się nie stało – powiedział. – Idziemy?

Skinęła głową, czerwieniąc się mocno. Razem wyszli z domu, powoli kierując się uliczkami Konoha-gakure.

Madara Uchiha wstał dzisiaj wyjątkowo późno, ale jakość niezbyt tym się przejął. Jeszcze miesiąc temu pewnie by mu się to nie zdarzyło, ale różne przypadki ludzi zmieniają. Czasami wystarczy jedno spotkanie, a człowiek już jest inną osobą.

Wyszedł z domu, chcąc po prostu powłóczyć się trochę po mieście. Bez żadnego konkretnego celu, bez obranej dokładnie drogi... Tak po prostu, dla zbicia czasu. I dla oderwania się od zatroskanych pytań siostry.

Ludzie, których mijał na ulicach Konoha, przyglądali mu się z zaciekawieniem. No tak... W końcu nieczęsto widywali go na ulicach miasta. Co najdziwniejsze, dzisiaj Madara kompletnie nie przejął się spojrzeniami mieszkańców Liścia, tak jak to miał w zwyczaju.

Nagle jego uwagę przykuła obecność dwóch dobrze znanych mu osób. Już z daleka rozpoznał jasne włosy i szarą czuprynę. Mimowolnie zacisnął pięści, sam nie rozumiejąc, dlaczego akurat tak reaguje na widok Kat i Tobiramy, którzy razem przechadzali się po uliczkach Konoha. Mimowolnie podążył za nimi, starając się, aby go nie dostrzegli.

Słyszał radosny śmiech dziewczyny, jej rozmowę z Drugim i wręcz czuł emanujące od nich dwojga zadowolenie.

„By go ścięło! – warknął w myślach, pomstując na Tobiramę. – Cholerny Senju!"

Kat przyjęła z uśmiechem truskawkowe lody, które podał jej Hokage. Dziewczyna od razu spróbowała specjału – słodki smak truskawek strasznie jej posmakował.

-Więc dlaczego Suiton? – powtórnie zapytała Tobiramę.

-Bo jest najbardziej ofensywny zaraz po Katonie – wyjaśnił szarowłosy. – Poza tym jest naprawdę potężny.

-Trudny do stworzenia – zauważyła.

-I kto to mówi? – zaśmiał się.

-Nie potrafię stworzyć żywiołu, potrafię nad nim tylko panować – zauważyła z wyrzutem.

-Jasne, że tak... – zamruczał. – W końcu to nie ty wylałaś znikąd dziesięć litrów wody na swojego ukochanego i najdroższego senseia.

Kat parsknęła śmiechem.

-No co? – zapytał, udając obrażonego.

-Ukochanego i najdroższego – zaśmiała się.

Tobirama prychnął niechętnie, uśmiechając się jednocześnie pod nosem. Skończyli jeść lody i stanęli nad niewielkim jeziorkiem. Nagle Kat poczuła na swoim policzku rękę Tobiramy. Spojrzała na niego zaskoczona.

-Lody – wyjaśnił.

Skinęła nieznacznie głową, patrząc prosto w ciepłe oczy Drugiego Hokage. Tobirama także wpatrywał się w oczy dziewczyny, nawet nie dopuszczając do siebie myśli, aby cofnąć rękę z policzka Szarookiej. Powoli pochylił się nad nią i już miał ją pocałować gdy...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top