::..!..:: Łza Osiemnasta ::..!..:: W drodze do nowego domu.


Jashinista spojrzał spode łba na idącą przed nim dziewczynę. Mimo jego usilnych prób nawiązania kontaktu, Szarooka zawsze zbywała go półsłówkami, wracając do rozmowy z Kakuzu. Sam Hidan nie bardzo rozumiał o czym mówią, właściwie to nawet nie chciał rozumieć. Jedyne, czego chciał w tym momencie, to odrobina uwagi. Potem to by już poszło z górki...

-Uważam jednak, że Mokuton jest nieco silniejszy od Doton – zauważyła Kat. – Mimo wszystko to połączenie dwóch żywiołów.

-Jest równorzędne ze zwykłymi – odparł Kakuzu. – Jest tylko jedno połączenie, które uważam za silniejsze od zwykłych. Nigdy jednak nie spotkałem kogoś, kto by tym panował.

-Czym mianowicie? – zainteresowała się Kat, patrząc na ptaki, które zaczęły wyśpiewywać do niej dziwne wiadomości.

-Chaos – powiedział Kakuzu. – Połączenie wszystkiego.

-Chaos... – powtórzyła Szarooka. – Nic nadzwyczajnego.

Spojrzał na nią z przymrużeniem oczu. Dziewczyna jednak była nazbyt pochłonięta rozszyfrowaniem wiadomości od słowika. Poruszała nieco ustami, odczytując przesłanie z ptasiego śpiewu, aż w końcu sama zagwizdała do słowika. Ten odpowiedział jej swoim śpiewem i zniknął w gęstwinie leśnej.

-Dlaczego uwa...? – zaczął Kakuzu.

-Czym jest grupa Oranai? – zapytała nagle Kat.

-Ruch oporu, działający wokół Konoha-gakure, mniej więcej w tych terenach, w których się teraz znajdujemy – wyjaśnił nieco zaskoczony jej pytaniem. – Nie są nam przychylni...

-Zauważyłam – szepnęła Kat, lustrując otoczenie dookoła. – To około ośmiu ludzi, jeden jest z klanu Hyuuga, jeden potrafi wyczuwać chakrę, dwie dziewczyny mają pierwszy poziom oczu Gejszy, reszta bez określonych zdolności.

Stanęła w miejscu, przez co idący za nią Hidan wpadł na nią i zaliczył artystyczne lądowanie na tyłku.

-Hej! – zawołał.

-Są, po kolei i po jednym, tu... – wskazywała kolejno miejsca w zaroślach. – ...tu, za tamtym drzewem, obok skały, za strumieniem, w zaroślach dwa metry dalej, na drzewie, trzy metry nad ziemią i na kolejnym drzewie metr od tamtego i dwa metry wyżej. Plus panoszące się wszędzie klony.

Kakuzu i Hidan natychmiast zlustrowali wzrokiem otoczenie i dopiero teraz zdali sobie sprawę, że faktycznie są otoczeni przez drużynę Oranai.

-Kuso... – szepnął Hidan.

Kakuzu był nie w lepszym humorze. Mieli walczyć przeciwko ośmiu ludziom i ich klonom we dwójkę, przy okazji pamiętając o sakryfikantce. Kat natomiast z całkowitym opanowaniem przyglądała się, jak shinobi Taki próbuje wymyślić jakiś sensowny plan.

-Atak przeprowadzą za minutę, może dwie – zauważyła Kat, uśmiechając się nieco. – Jak chcecie mogę ich pokonać...

-Phi! – parsknął Hidan. – Ośmiu ludzi?! Poza tym jesteś naszym jeńcem i nie masz prawa do... Ała! Kuso!

W jego pierś wbił się kunai. Hidan z wściekłą miną wyjął go z ciała, zalewając sobie ręce ciepłą posoką. Następne ostrza pomknęły ku nim z zawrotną prędkością. Kakuzu minął je wszystkie, a widząc, że Kat stoi nieruchomo, pociągnął ją na ziemię.

-Cholera, życie ci niemiłe?! – warknął.

-I tak zginę, jak mnie zapieczętujecie – zauważyła, wzruszając ramionami.

-Cwaniara – syknął. – Masz być żywcem dostarczona do siedziby.

-Fajnie wiedzieć – wyszczerzyła się do niego.

Kakuzu rzucił ku niej kilka dobrze dobranych przekleństw, co dziewczyna skwitowała nagłym i niezwykłym zainteresowaniem topografii terenu rozciągającego się przed jej nosem o wymiarach dziesięć centymetrów na dwadzieścia. Shinobi Taki wstał na równe nogi i odbił kilka kunai. Z zarośli wyskoczyło kilku członków Oranai. Od razu zajął się nimi Hidan, a potem i Kakuzu. Kat wstała spokojnie i otrzepała się z prochu. Złapała lecący w jej stronę kunai i odrzuciła go dokładnie w miejsce skąd wyleciał. Z drzewa spadł martwy członek Oranai.

-Głupia męska duma... – szepnęła Kat, patrząc jak Hidan i Kakuzu popadają w genjutsu dziewczyn z oczami Gejszy. – A ja myślałam, że tylko Madara to idiota...

Szarooka złożyła pieczęć, której nie znalazłby w żadnym podręczniku shinobi – pieczęć Demonicznego Wilka. Wokół jej ciała zaczęła formować się chakra Wokamina, która zmieszała się z żywiołem chaosu.

-Sztuka ninja! Wilczy skowyt!

Kilka pasm chaosu uformowało się w postaci siedmiu wilków i natychmiast zaatakowało żywych członków Oranai. Mimo, że rzucali w demony kunai, nie mogli im nic zrobić, ostrza płynnie przechodziły przez chaos, nie robiąc krzywdy wilkom. Demoniczne zwierzęta rzuciły się na wrogów i po chwili wszyscy członkowie Oranai leżeli martwi.

Szarooka złamała pieczęć Demonicznego Wilka, a jej oczy, dotychczas granatowo-szare, zalśniły swoją zwykłą stalą. Kat westchnęła i podeszła do Kakuzu i Hidana. Obaj nadal tkwili w genjutsu.

-Oi minna... – szepnęła Kat. – Mieli być najlepsi shinobi. Tobi i tyś się zgodził na nich? Usz...

Dziewczyna wyjęła sztylet i zraniła się w policzek. Po chwili stanęły przed nią dwa wilki. Na jednego z nich wpakowała Kakuzu i Hidana, a drugiego, o wiele mniejszego i szybszego, wysłała z wiadomością do Tobiramy.

Tobi radośnie wyszedł ze swojego pokoju i o mało co nie upadł na posadzkę korytarza.

-Oi! – zajęczał. – Sethin!

Wilk spojrzał na niego, przechylając nieco łeb. Tobi zerknął na zwierzę i wyjął mu z pyska wiadomość od siostry.

List Katharsis Dealupus do Tobiramy Uchihy.

Drogi braciszku!

To idioci...

...

Dali się złapać w oczy Gejszy. Eh..., czy wy faceci tak już macie, czy co? Mniejsza z tym. Przyślij im posiłki, bo to trochę głupio by wyglądało, gdyby sakryfikant przywiódł do siedziby członków Brzasku.

Najlepiej przyjedź sam.

Będziemy na granicy Kraju Rzeki i Ognia, niedaleko Tanzaku Gai. Pośpiesz się i bądź wieczorem.

Kocham cię.

Kat.

Tobi przejechał nieco ręką po masce. Oi minna... Dlaczego jego siostra zawsze musi wszystkich pobić?

Przekazał Sethin'owi wiadomość i kazał ją zanieść do Pein'a. Skierował się do wyjścia z organizacji. Na zewnątrz dokładnie sprawdził, czy nie ma nikogo i przywołał do siebie swojego lisa – Kynumadę. Zwierzę było duże, prawie czterokrotnie większe od zwykłego lisa. Tobirama wskoczył mu na grzbiet i od razu zaczęli biec w stronę Tanzaku Gai.

Dotarł na miejsce wieczorem i po kilkunastu minutach poszukiwań oraz uaktywnieniu Byasharingan znalazł niewielkie obozowisko. Przed ogniskiem nie siedział nikt, a pod drzewem niedaleko siedzieli na wpół przytomni Kakuzu i Hidan, wciąż pod działaniem genjutsu. Tobi podszedł do nich i sprawdził w jakim są stanie – Przytomni, ale nie zdolni do żadnej reakcji...

-Prawie żadnej – usłyszał głos Kat, która zeskoczyła z drzewa. – Hidan to chyba zawsze jest zdolny do TEJ reakcji.

Tobi zerknął w krytyczne miejsce Jashinisty i przejechał ręką po masce. Wstał z ziemi. Kat złapała go za ramiona i odwróciła tak, że mogła dokładnie przyjrzeć się jego masce i całej postawie brata.

-Faktycznie pomarańczowa – zaśmiała się.

Tobi zamruczał coś pod nosem, ale Kat szybko przytuliła się do niego. Uchiha westchnął nieco i uśmiechnął się, tuląc do siebie siostrę.

Hidan otworzył oczy i jęknął przeciągle, trzymając się za głowę. Czemu aż tak bolała?! Do jego uszu doszedł dziewczęcy śmiech. Zerknął w stronę, skąd on dobiegał i rozszerzył nieco oczy ze zdumienia.

Nad ogniskiem siedziała Kat, sakryfikantka, którą „złapali" z Kakuzu. Obok niej siedział... Tobi?! Co najdziwniejsze na ziemi obok chłopaka leżała jego pomarańczowa maska. Hidan mimo to nie mógł dostrzec twarzy chłopaka, gdyż ten był odwrócony do niego plecami.

-Oi! Obudziliście się już! – zawołała może trochę za głośno Kat.

Reakcja Tobi'ego była wręcz natychmiastowa. W jednej chwili maska znalazła się na jego twarzy. Hidan skrzywił się nieco. Usłyszał pomruk niezadowolenia siedzącego obok Kakuzu – jemu też głowa pękała na dwoje.

-Wypijcie, przestanie was boleć głowa – powiedziała radośnie Kat, podając obu kubki z jakąś parującą cieczą.

Obaj spojrzeli na nie nieufnie. Kat wzruszyła ramionami, dając im do zrozumienia, że jak chcą, mogą nie pić. Wróciła do ogniska, gdzie nad płomieniem gotowała się pachnąca zupa. Dziewczyna zaczęła rozmawiać z Tobi'm, ale rozbili to tak cicho, że mimo usilnych prób ani Hidan, ani Kakuzu nie zdołali nic usłyszeć.

-Hidan-san! Kakuzu-san! Czemu nie pijecie? – zapytał maskmen, patrząc na nich zza swojej maski.

Kakuzu wzruszył ramionami i po chwili ściągnął maskę, wypijając napój. Płyn był gorący i słodkawy w smaku. Po chwili shinobi z Taki poczuł, że ból łowy mija. Hidan po chwili poszedł za jego przykładem.

-Chodźcie, jest już śniadanie – zawołała ich Szarooka.

-Tobi pójdzie po drewno! – zawołał maskmen. – Tobi to dobry chłopiec!

Kat mimowolnie parsknęła śmiechem, a Hidan usłyszał cichy chichot Tobi'ego. Razem z Kakuzu Jashinista usiadł przy ognisku. Kat podała obu zupę i sama zajęła się swoją porcją. Jadła powoli, od niechcenia, obserwując przy tym płynące po niebie obłoki. Po chwili zjawił się Tobi z dwoma patykami w ręce.

-To ma być zapas drewna? – zapytał Hidan.

-Tobi to dobry chłopiec – zauważył dumnie maskmen, rzucając patyki do ogniska.

Kakuzu zauważył nikły uśmiech na twarzy Szarookiej. Ledwo skończyli jeść, a z krzaków ktoś wypadł, lądując na ziemi tuż pod nogami Tobi'ego.

-Oi! Deidara sempai! – zawołał radośnie Tobi.

Poniósł leżącego na ziemi blondyna, tylko po to, żeby rzucić się na niego, przytulając go w pasie i razem z nim znów wylądować na ziemi.

-Tobi, idioto! – zawołał blondyn. – Złaź ze mnie! Baka!

Maskmen posłusznie zszedł z Deidary. Teraz Kat mogła dokładnie przyjrzeć się chłopakowi. Miał długie blond włosy. Część z nich spięta była w kitkę na czubku głowy, część opadała swobodnym pasmem na lewą część twarzy, zasłaniając oko. Drugie było lazurowo błękitne i wpatrywało się uważnie w Kat.

-Czemu nie jest w więzach? – zapytał nagle.

-Bo idzie dobrowolnie – zauważył leniwie Kakuzu.

-Bredzisz – usłyszeli przymulony głos.

Po chwili z zarośli wyszedł mały karzeł. Kat przyglądnęła się mu dokładnie.

-Oi, Sasori-san... – zaczął Tobi swoim słodkim głosikiem. – Co robicie tutaj? Tobi chce wiedzieć...

-Przyszliśmy po sakryfikanta – odparł Sasori. – Ktoś inny się z tym nie uwinął jak widać.

Hidan momentalnie chwycił za rączkę swojej kosy, a Kat zauważyła, że za Sasori'm rozwija się długi stalowy ogon. Jashinista ruszył na lalkarza, a ten drugi posłał ku niemu swój ogon. Nagle między nimi wyrosła jasnowłosa postać. Kat prawą ręką przytrzymała ogon Sasori'ego, drugą blokując cios kosy.

-Spadaj, mała – rzucił Hidan. – Nie mieszaj się w nie swoje sprawy.

-Walka między swoimi to czysta głupota – zauważyła Kat. – Co tym osiągniecie? Nawet satysfakcji nie będzie... Głupie rozróby w środku lasu, czy to przystoi shinobi? Widać jesteście marnymi wojownikami, skoro jedno słowo wystarczy, by pchnąć was do boju, w którym nie macie szans. Atak w złości to najgorszy ruch, jaki może popełnić walczący.

Dziewczyna spojrzała w oczy Hidana. Jashinista po chwili namysłu opuścił kosę i schował ją za plecy. Szarooka spojrzała na karła, którego ogon wciąż był przytrzymywany przez jej rękę. Po palcach dziewczyny zaczęła spływać fioletowa trucizna, z którą jednak chakra Wokamina radziła sobie bez problemu.

Sasori Akasuna...

-Twój przodek... Cztery pokolenia wcześniej – zaczęła Kat, patrząc w ciemne oczy Sasori'ego. – Nazywał się Saori, prawda?

Sasori mimowolnie cofnął nieco ogon. Szarooka czuła jego zaskoczenie, choć nie mogła nic wyczytać z jego oczu. Źrenice lalkarza były nieprzeniknione jak oczy jego dzieł.

-Skąd wiesz? – zapytał w końcu.

-Wiem o wiele więcej niż przypuszczacie – rzuciła. – Cofnij broń.

Po kilku minutach milczenia Sasori zwinął ogon i schował go pod płaszczem.

-Oi! Oi! Oi! – wydarł się nagle Tobi. – Czy Tobi może polecieć na ptaku z Deidarą sempai?

-Nie – rzucił niechętnie blondyn.

-Ale sempai... – zaczął płaczliwie Tobi.

-Nie – powtórzył Deidara.

-Wracamy do siedziby – zarządził Sasori, odwracając się. – I niech wam tylko nie ucieknie.

Szybko zwinęli obóz i ruszyli. Na przedzie szedł Sasori, za nim podążała Kat, a za nią Hidan wraz z Kakuzu. Tobi biegał od jednego końca pochodu do drugiego, drąc się niemiłosiernie. Szarooka zauważyła, że Deidara wykonał jakieś jutsu i dzięki temu latał teraz spokojnie ponad nimi na swoim białym jastrzębiu. Dziewczyna chwilę przypatrywała się blondynowi, aż przeniosła swój wzrok na idącego przed nią Sasori'ego. Akasuna – czerwony piach. Marionetkarz z Suna-gakure. Jego pradziad oprowadzał kiedyś ją i Madarę po Suna. Pamiętała to... Kazał jej pocałować się z Uchihą pod Łukiem Miłości.

-Sasori-san... – zaczęła cicho tak, by tylko lalkarz i być może przebiegający obok Tobi, mógł ją usłyszeć. – Kiedy ostatni raz byłeś w Suna?

-Jedenaście lat temu – powiedział krótko.

-Czy był tam wtedy jeszcze... Łuk Miłości? – zapytała. – Ten leżący niedaleko wschodniego muru?

Czuła, że lalkarz mimowolnie się zmieszał. Dziwiło go to, że dziewczyna wie tyle o Suna, tyle o nim. Do tego była naprawdę inteligentna i szybka.

-Był – rzucił. – Jeszcze wtedy był.

-Dziękuję, Sasori-san – szepnęła, znów zatapiając się we wspomnieniach.

Hm... Jeszcze był. Ale czy jest teraz?

„Czy to ma znaczenie?" – skarciła samą siebie w myślach.

Dla niej miało. Sama nie wiedziała do końca jakie, ale miało.

Maszerowali cały dzień bez wytchnienia. Szarooka nie czuła zmęczenia, podobnie zresztą jak pozostali. Tobi miał nadal siły by skakać wokoło nich, wyśpiewując jemu tylko znane piosenki. Nagle Kat zdała sobie sprawę, że mają kogoś jeszcze przed sobą. Ledwo co zdołała wyskoczyć przed Sasori'm i złapać lecący w stronę jego twarzy kunai.

-ANBU... – szepnęła, kucając przez lalkarzem.

Sasori natychmiast rozwinął ogon i rozłożył go przed dziewczyną, osłaniając ją tym samym przed kolejnymi ostrzami. Z drzew zeskoczyła dziesiątka ANBU. Kat nie wyczuła, by było ich więcej. Zza stalowego ogona Sasori'ego widziała cała drużynę.

-Stójcie! – zawołał dowódca, podchodząc o krok do przodu. – Jesteście zatrzymani przez ANBU Konoha.

-Kto was szkolił? – zapytała nagle Kat, wstając z ziemi.

ANBU widocznie zmieszało się jej pytaniem. Nie takiego odzewu się spodziewali. Podobnie zresztą zaskoczeni byli członkowie Akatsuki, być może z wyjątkiem Tobi'ego.

-Trzeci Hokage – powiedział dumnie dowódca.

-Czyli styl Senju – szepnęła do siebie Kat, co nie uszło jednak uwadze stojącego najbliżej Sasori'ego.

Dziewczyna już chciała wyjść do walki, ale powstrzymał ją ogon Sasori'ego.

-Nie twoja walka – zauważył spokojnie.

-Skąd wiesz, co mi do ANBU – rzuciła przez ramię.

-Nie twoja walka – powtórzył.

Chwilę później zza Sasori'ego wyskoczył Hidan i Kakuzu, atakując oddział ANBU. Minutę, może dwie później Szarooka zauważyła niewielkie ptaki z gliny, które usadowiły się na ramionach kilku z ANBU. Huk wybuchu rozległ się po polanie i ANBU upadli martwi na ziemię. Po chwili wszystko było już skończone.

-Idziemy – zarządził Sasori, popychając lekko Kat ogonem.

Dziewczyna posłusznie ruszyła naprzód, gdy nagle zdała sobie sprawę ze swojego błędu, który nieopatrznie mogła popełnić. Zatrzymała się i spojrzała na Sasori'ego.

-Nie wiem gdzie iść – zauważyła.

-Miałem inne wrażenie – rzucił, wymijając ją.

Kat przełknęła ślinę, ale nie powiedziała nic. Ruszyła posłusznie za lalkarzem, ganiąc siebie za własne niedopatrzenie. Spojrzała na plecy Sasori'ego. Był inteligentny, nawet bardzo. Szarooka miała nadzieję, że utrzyma w tajemnicy swój status dopóty, dopóki nie nadejdzie czas na ujawnienie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top