::..!..:: Łza Dziewiętnasta ::..!..:: Zapieczętować dziesięć ogonów!
Szarooka była coraz bardziej podenerwowana, gdy z każdą chwilą siedziba Akatsuki zbliżała się do nich. Od razu mieli wyciągnąć z niej demona, tak umówiła się z Pein'em. Byli pewni, cała trójka, że Wokamina jest niewyciągalny, ale...
Ale. Zawsze to cholerne „ale". Dziś sprowadzało się do faktu, że w momencie wyciągania demona sakryfikantowi ukazują się wizje przeszłości. Zazwyczaj te bolesne. A takich Kat miała całkiem sporo w zapasie. Szarooka nie bała się bólu fizycznego, który zresztą także towarzyszył wyciąganiu demona. Bała się, że znów ujrzy jego twarz... Jakby mało jej było, że nawiedza ją w każdej myśli i każdym śnie.
Była tak zamyślona, że całkowicie zapomniała o otaczającym ją świcie. Przez to nie zauważyła, że Sasori już się zatrzymał i wpadła na niego, rozpłaszczając się na jego plecach.
-Złaź ze mnie! – warknął lalkarz.
Posłusznie odskoczyła od niego, patrząc na niego przepraszająco. Stojący dotychczas z tyłu Kakuzu, wystąpił na przód i zaczął składać pieczecie przed wysoką skalną ścianą. Po chwili głaz rozstąpił się przed nimi na dwoje.
-Wchodź! – zarządził Sasori.
Posłusznie weszła do środka. Minęli kilkanaście metrów wilgotnego korytarza i doszli do suchej części mieszkalnej siedziby. Nie zmieniło się tu nic, odkąd Kat tworzyła wraz z Pein'em to miejsce. Teraz jednak mogła go spokojnie pooglądać na żywo, a nie tak jak wcześniej tylko w wizji tworzenia.
-Stój! – zarządził Sasori, gdy dziewczyna prawie minęła pokój Lidera.
Lalkarz zapukał do drzwi i po krótkim „Wejść!" cała grupa wkroczyła do środka.
-Czemu nie jest w więzach?! – wydarł się natychmiast Pein.
-Przyszła dobrowolnie – odparł Sasori.
-Bredzisz – rzucił stojący obok Pein'a czarnowłosy chłopak.
Szarooka spojrzała na niego i zamarła. Od razu rozpoznała charakterystyczne rysy twarzy, ciemne włosy i czarne oczy. A także ten zimny wzrok.
„Uchiha... – pomyślała. – To musi być Itachi."
-Mniejsza z tym – rzucił nieco spokojniej Pein. – Zaprowadźcie ją do Sali. I zbierzcie resztę. Za dziesięć minut zaczynamy.
Wyszli z gabinetu. Sasori pchnął Kat w stronę masywnych drzwi na końcu korytarza. Po chwili dziewczyna zalazła się w środku wraz z lalkarzem.
-Szkoda, że zginiesz – rzucił.
-Żal ci mnie? – zapytała.
-Trochę – przyznał. – Jesteś dobrą kunoichi. A poza tym... Jesteś jakaś dziwna.
Kat uśmiechnęła się pod nosem.
-Mnie też miło cię poznać – powiedziała.
Sasori zaprowadził ją pod pomnik Pieczętowania i podniósł metalowy łańcuch.
-Nie trzeba – zaprzeczyła Kat. – Nie ucieknę wam.
-Dlaczego niby mam ci wierzyć? – zapytał.
-Przyszłam tu z własnej woli, wiedząc, że to pewna śmierć – zauważyła cierpko. – Czy jest jakiś sens uciekać teraz, w waszej siedzibie? Poza tym... Ja nie opuszczam już raz obranej drogi. Nie ja.
Skończyła mówić dokładnie w momencie, gdy drzwi sali otworzyły się i do środka wkroczyła jeszcze ósemka shinobi. Kat zauważyła stojącego na korytarzu Tobi'ego, który zakreślił tylko dłonią koło w lewą stronę – indiański znak „Do zobaczenia". Kat uśmiechnęła się i niezauważalnie dla reszty przyłożyła prawą dłoń do lewego barku – gest Yautja, który oznaczał tyle co „Spotkamy się znów".
-Na miejsca! – zarządził Pein.
Dziewiątka shinobi stanęła na placach rzeźby. Drzwi do Sali Pieczętowania zamknęły się z trzaskiem.
-Zaczynamy! – zarządził Lider.
I wtedy wszystko się zaczęło.
Krzyk... To był jej krzyk... Wtedy, gdy Tobirama...
...i krew... Krew Senju na jej rękach. Czerwona posoka wypływająca z jego rany.
I to dziwne uczucie, że jest jeszcze ktoś, ktoś kogo znała.
Na wpół martwe usta Tobiramy, szepczące w kółko dwa słowa...
...kocham cię...
A potem?... Cisza. Przeraźliwa cisza. Bo on już odszedł. Zasnuły się mgłą jego oczy, usta zamarły, a serce przestało bić. Śmierć... Nie była łagodna, nie dla niej. Zabrała jej miłość, zabrała życie.
...zabrała jej Tobiramę.
Jej kolejny krzyk. Tym razem wściekłości, chorej determinacji, gniewu... Widziała JEGO ciemne oczy, JEGO drwiący uśmiech, widziała JEGO...
Dolina Końca... Koniec? O nie!
ON obiecał jej, że to dopiero początek.
Była wściekła, więc dlaczego zgodziła się, gdy JEGO usta zetknęły się z jej wargami?
..chciała?
Być może.
Nie obiecał, że wróci. A ona czekała? Zapewne... Czeka... Nie chce się przyznać, ale czeka... Na NIEGO. Na to, co do NIEGO żywiła.
I znów krzyk. Kolejny Senju umierający na jej rękach.
Zakrwawione usta szepczą ciche podziękowania.
Ratujesz świat... Nadzieją... Jesteś nadzieją...
Nadzieją? Ona? Nie... Ona ma być pogromem tego świata. Nie nadzieją... Drogi Hashirama, wybacz, że zawiodłam twoje oczekiwania.
Kolejna fala wściekłości. Starszyzna... Dziecko... Gniew...
Pytanie Tobiramy Uchihy...
...jesteś moją mamą?...
Nie... Nie jestem... Nie byłam i nie będę. Twój ojciec nie wybrał mnie na twoją matkę. Odszedł ode mnie. Wybrał inne życie. A ty...? Ciebie też zostawił...
Chodźmy więc razem, bo razem zostawieni byliśmy przez tego samego człowieka.
I znów ON. JEGO czarne oczy, JEGO czarne włosy, JEGO ciepły uśmiech... ON... Jej MIŁOŚĆ... Przecież GO kochała, całym sercem. A ON? Czy pokochał ją choć trochę?
Kocham cię...
...szare oczy zalały się mimowolnie łzami...
...kocham cię i nigdy o tobie nie zapomnę...
...Madara.
Siedział w kuchni. Od trzech dni chodził jak na wpół żywy.
-Nee-chan... – szepnął. – Co z tobą, moja Nee-chan?
Usłyszał jak drzwi do Sali Pieczętowania otwierają się. Zerwał się z ławy jak oparzony i wybiegł na korytarz. Sasori, Deidara, Itachi, Kisame, Zetsu, Hidan, Kakuzu, Konan, Pein – wszyscy zmęczeni ponad miarę.
-Nee-chan... – szepnął.
-Tobi! Chodź tu – zarządził Pein.
Od razu doskoczył do Lidera.
-Zabierz dziewczynę – rzucił zmęczony Pein. – Weź ją połóż do jakiego chcesz pokoju. I nie wydzieraj się, chcemy odpocząć.
Skinął głową i wbiegł na salę pieczętowania.
Od razu doskoczył do leżącej pomiędzy kamiennymi rękoma Kat. Była nieprzytomna, oddychała płytko, ale żyła. Żyła! Udało się! Nie wyciągnęli demona!
-Nee-chan... – szepnął, tłumiąc w sobie radosny płacz.
Wziął ją ostrożnie na ręce i powoli wyszedł z Sali. Na korytarzu stał jedynie Sasori. Tobi zmieszał się nieco, ale nie dał tego po sobie poznać.
-Sasori-san... – zaczął słodkim głosem.
-Pokaż ją – zarządził lalkarz.
Maskmen posłusznie podszedł do Sasori'ego.
-Może ty wiesz, dlaczego wciąż tkwi w niej ten demon? – zapytał podejrzliwie Sasori.
-A tkwi? – rzucił radośnie Tobi.
-Tkwi – potwierdził lalkarz. – Zabierz ją i daj jej odpocząć. Jak się obudzi, daj jej coś do picia. Tylko coś normalnego, najlepiej wodę. I powiadom mnie, jak się już obudzi, zrozumiałeś?
-Tak, Sasori-san – odpowiedział.
Tobi zniknął za drzwiami swojego pokoju. Lalkarz, który snu nie potrzebował, poszedł do biblioteki. Chciał znaleźć coś, co pomogłoby mu zrozumieć, kim była ta tajemnicza dziewczyna.
Tymczasem Tobirama Uchiha położył Kat na swoim łóżku, okrywając ją nieco kocem. Usiadł obok niej, ściągając maskę. Dopiero teraz, kiedy został sam w swoim pokoju tylko ze swoją Nee-chan, dał upust swoim emocjom. Po jego policzkach spłynęło kilka łez... troski, szczęścia, ulgi. Udało się. Mimo wszystko Kat przeżyła wyciąganie demona.
-Nee-chan... – szepnął.
Siedział przy niej kilka godzin, ale on nie liczył czasu. Nagle drzwi otworzyły się i ledwo co zdołał nałożyć maskę.
-Oi, Sasori-san... – zaczął z wyrzutem. – Tobi źle się czuje, jak ktoś wchodzi do jego pokoju bez pukania...
-Co z nią? – zapytał od razu lalkarz.
-Śpi – przyznał Tobi.
Sasori stanął przy Kat i obrócił jej twarz tak, że zobaczył widniejącą na jej szyi nikłą bliznę. Spojrzał na twarz Szarookiej i jej już równy oddech.
-Jak się obudzi podasz jej to – zarządził Sasori, dając Tobi'emu szklankę z czerwonym płynem. – I nie budź jej specjalnie.
-Dobrze, Sasori-san – szepnął Tobi.
Lalkarz wyszedł z pokoju. Tobi siedział jeszcze kilka minut przy Kat, aż w końcu dziewczyna zaczęła się budzić. Czarnowłosy zdziwił się – myślał, że czeka go jeszcze co najmniej dwa dni czuwania przy łóżku dziewczyny.
-Tobirama... – szepnęła, widząc chłopaka. – Nie łaź w tej masce, straszysz ludzi.
Zaśmiał się i ściągnął pomarańczowy przedmiot z twarzy. Kat uniosła się nieco na łokciach. Tobi od razu podał jej napój od Sasori'ego.
-Oi minna... – szepnęła Kat. – Boli...
Wzięła od niego szklankę i powąchała zawartość.
-Czerwień – stwierdziła. – Wzmacnia. Skąd masz?
-Sasori przyniósł – odpowiedział. – Wypij.
Przytknęła szklankę do ust i z trudem przełknęła zawartość. Oddała mu puste naczynie.
-Co on taki troskliwy? – zapytał, opadając na poduszki.
-Też mnie to dziwi – przyznał Tobi . –Może po prostu go zainteresowałaś. Rzadko kto powstrzymuje go od ataku. A Sasori nie lubi, kiedy ma się przed nim tajemnice. Ty jesteś dla niego zagadką, którą musi rozwiązać.
-Byleby nie rozwiązał za szybko – zaczęła Kat. – Jeszcze nie czas. To dopiero początek...
-Wiem, Nee-chan – rzucił. – Kazał mi powiadomić się, gdy się obudzisz.
-Co zrobiłby Tobi? – zapytała Kat z uśmiechem.
-Tobi słucha się innych – powiedział swoim dziecięcym głosikiem. – Tobi to dobry chłopiec.
-Który chce opanować cały świat – dogryzła mu. – Idź.
Skinął głową i naciągnął na twarz maskę. Po chwili wyszedł z pokoju, i wrócił po kilku minutach, prowadząc za sobą lalkarza.
-Wypiłaś? – zapytał Sasori.
-Hai – potwierdziła.
-To dobrze – zauważył. – Ciekaw jestem, dlaczego tak wcześnie się obudziłaś. Według mnie powinnaś poleżeć jeszcze z dzień, nawet dwa.
-Chakra demona mnie leczy – wyjaśniła mu. – Niewyciągalnego demona o dziesięciu ogonach, którego wy nie daliście rady zapieczętować.
Zdziwił się, gdy usłyszał jej ostatnie słowa, przepełnione niejako goryczą i zawodem. Dziesięć ogonów? Niemożliwe... Nie istniał demon o dziesięciu ogonach.
-Dziesięcioogoniasty? – zapytał. – Nie istnieje taki.
-Istnieje – przerwała mu. – Nazywa się Wokamina, przyjmuje postać czarnego wilka, jego elementem jest chaos. Coś jeszcze chcesz o nim wiedzieć?
-Dużo – przyznał. – Ale nie czas na to.
Drzwi do pokoju znowu otworzyły się i do środka wpadł Pein. Omiótł wzrokiem pomieszczenie, aż zatrzymał się na Sasori'm. Tobi tymczasem uderzył głową w oparcie łóżka.
-Dlaczego Tobi nie ma prywatności w pokoju? – zapytał płaczliwie. – Przecież Tobi to dobry chłopiec. Czemu nie zapukają do drzwi Tobi'ego?
-Nie jęcz – skarcił go Pein. – Sasori, idź do reszty i daj im coś na wzmocnienie. Niech się zbiorą w kuchni za pół godziny.
-Hai – rzucił lalkarz.
Wyszedł zamykając za sobą drzwi.
-Pukać nie umiecie, czy jak? – rzucił Tobirama, siadając na łóżku i ściągając maskę. – Szlag mnie trafi, jak jeszcze ktoś wejdzie bez pukania.
Kat parsknęła śmiechem, a Pein uśmiechnął się nieznacznie.
-A weźcie się bujajcie – syknął na nich.
-Jak się czujesz? – zapytał rudy Kat.
-Znośnie – powiedziała. – Da się wytrzymać to wyciąganie. Wokamina też ma się dobrze.
Pein skinął głową.
-Jesteś już w Akatsuki – powiedział. – Trzeba tylko powiadomić resztę. Zapewne z początku nie będą ci ufać, ale przyzwyczają się. Ale musicie się oboje hamować, w końcu się nie znacie. Będą chcieli sprawdzić, co umiesz, więc pojutrze, najpóźniej za dwa dni będziesz musiała walczyć z kimś na treningu. Jesteś w drużynie z Tobim, nie dziw się, jak będą się śmiać, gdy im to powiem.
Tobi zamruczał coś pod nosem w odpowiedzi. Kat przygarnęła go do siebie, mierzwiąc mu włosy.
-I na koniec... – zaczął Pein. – Dobrze byłoby, gdybyś na pierwszym treningu pokazała coś niezwykłego. U nich najszybciej zyskać szacunek, gdy któregoś porządnie pobijesz.
-Nie ma sprawy, Nagato – rzucił z uśmiechem.
-Jakieś pytania? – zaproponował, krzywiąc się na dźwięk imienia.
-Kilka – potwierdziła. – Czemu się nie tolerują?
-Sam nie wiem – przyznał. – Ciężko im idzie współpraca w drużynach, pewien jestem, że raczej nie rzucili by się za drugim w ogień. Jedno słowo czasami wywołuje kłótnie.
-Trzeba to zmienić – stwierdziła Szarooka. – W nocy pokażesz mi wszystkie zdobyte informacji i resztę spraw, Nagato.
Skinął głową na zgodę.
-Co z Rinnenganem? – zapytał.
-Zero postępów – przyznała cierpko. – Kompletnie nie wiem, jak się do tego zabrać.
-Mamy czas – rzucił rudy. – Jakieś dziewięć demonów czasu.
Kat uśmiechnęła się i zeszła z łóżka.
-Chodźmy – powiedziała. – Chcę już poznać resztę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top