::..!.:: Łza Dziesiąta ::..!..:: Przypadek Madara.


Nieco zły szybko opuścił polanę, zostawiając za sobą brata i siostrę. Nie chciał słuchać paplaniny Shiny, wiedział, że w jej słowach kryje się nie tyle co ziarno, ale prawie cała prawda o nim.

Zakochał się! Jak ten skończony idiota się zakochał! Jak?! Przecież on, założyciel klanu Uchiha, najsilniejszy posiadacz sharingan nie mógł się od tak zakochać!

Więc czemu to zrobił?

„Uh! Jestem debilem!" - zganił się w myślach.

Stanął przed pierwszym lepszym drzewem i zaczął tłuc o jego pień czołem.

-Baka... Baka... Baka... - szeptał przy każdym uderzeniu. - Baka... Baka... Baka...

-Aż tak nie lubisz drzew? - usłyszał dobrze znajomy mu głos.

Odwrócił się i przetarł zaczerwienione od uderzeń czoło. Spojrzał krzywo na Kat, która spokojnie stała oparta o pień innego drzewa.

-Nienawidzę siebie - stwierdził ponuro.

-Czemu? - zapytała. - Myślałam, że jesteś zapatrzonym w sobie narcystycznym idiotą. Skąd taka nagła zmiana?

Nawet nie zareagował na dość dobrze dobrana obrazę jego osobowości.

-Przypadki ludzi zmieniają - rzucił. - A co ty nagle taka zainteresowana moją osobą?

-Wydaje ci się - stwierdziła. - Po prostu zaciekawił mnie fakt niszczenia zieleni w taki sposób, jaki zaprezentowałeś przed chwilą.

Więcej nie powiedziała, a on nie odgryzł się, aby zatrzymać ją tutaj. Jakoś dziwnie nie chciał. Szarooka szybko zniknęła między drzewami, a Madara usiadł ciężko pod tym, które jeszcze przed chwilą posłużyło mu jako „czołowy odzwierciedlasz uczuć".

Zakochał się w dziewczynie, która miała go za narcystycznego idiotę... Usz, lepiej już być nie mogło! Kat działała mu czasami na nerwy, ale to w niej się zakochał, nie w żadnej innej. Zakochał się w tej, co miała go za nic, w tej, która obrzucała go dobrze zresztą dobraną wiązką słów, tą, która nawet nie mogła znieść jego obecności. Zakochał się w aniele wojny, dziewczynie, która władała wilkami i chaosem...

...i sama zrobiła mu niezły chaos w głowie.

„Nazwała mnie narcystycznym idiotą..." - przypominał sobie cierpko.

Nie uważał się za narcyza. Za idiotę? No może... Ale nie za narcyza! On był...

Właśnie... Kim był?

„Nazywam się Madara Uchiha - zaczął pogardliwie. - Jestem synem dziewczyny z klanu Hyuuga i Sojobo, króla Tegu, demona. Jestem półdemonem... Żyć nie umierać!"

Nagle zachciało mu się właśnie umierać. Półdemon - oto kim był. Był pieprzonym półdemonem! Przeklętym...

„Dlaczego ja? - zapytał sam siebie, patrząc w jasne niebo nad sobą. - Czemu mnie tak pokarałeś?"

Jak się spodziewał, odpowiedzi nie otrzymał. Nigdy nie otrzymywał na to pytanie. Dlaczego?... Dlaczego akurat on był synem demona? Shina i Urutet też byli półdemonami, ale oni prawdy nie znali. Znał tylko on. Tylko on wiedział, że Sojobo Tegu był ich ojcem. Był... Bo nie może być ojcem ktoś, kto spładza dzieci jedynie po to, by potem przejąć ich ciała.

Sojobo Tegu oczarował matkę Madary, dziewczynę z klanu Hyuuga. Ta szybko wyszła za niego za mąż. Urodził im się pierwszy syn. Dla ojca był on tylko idealnym ciałem, które chciał posiąść, aby zyskać dla siebie nieśmiertelność.

Madara jednak dowiedział się o tym. Poznał ojca, po pierwszym spotkaniu ledwo co uszedł z życiem. Ale wtedy dostrzegł w sobie dar - sharingan, wzrokową technikę, Linię Krwi, zarezerwowaną tylko dla Uchiha. Rozwinął ją szybko. Zawarł pakt z Kyuubi'm, bogiem ognia i posiadł techniki Katon. Znów stanął do walki z ojcem i...

..nie dał rady go pokonać. Po tylu trudach i ćwiczeniach nie dał rady zabić ojca, Sojobo był za silny. Jedyne co zrobił Madara to zapieczętował ojca w Ukrytym Ołtarzu Świątyni Kobe, mając nadzieję, że pieczęć, która opatrzył więzienie ojca, wystarczy, aby o nim zapomniano.

On sam o nim nie zapomniał. Chciał, ale nie mógł... Wiatr zbyt często niósł syk jego rodzica, najczęściej wypowiadając jedno słowo: „Uchiwa" - liść, wachlarz.

„Tyle poświęceń i nic." - zauważył gorzko.

Uważał, że zbyt wiele poświęcił w walce z ojcem. Aby rozwinąć sharingan jego własny brat, Izuna, bliźniak Urutet'a, który także wiedział o tajemnicy pochodzenia Uchiha, oddał mu swoje oczy. Madara zawarł pakt z Kyuubi'm. W zamian za techniki Katon miał uwolnić demona, gdyby ten został złapany, a ponad to pod opiekę lisa miał oddać własnego syna. Jeśliby takiego miał.

„Dlaczego ja...?" - znów zapytał gorzko.

Wiedział, że jest półdemonem. Ale czy półdemon nie może czuć, nie może kochać? Czy nie zasługuje na miłość innej osoby?

„Być może i zasługujesz... - stwierdził. - Ale kto będzie chciał miłości półdemona? Kto przyjmie i pokocha przeklętego?"

Przed oczyma stanęła mu Kat. Ją kochał... Całym sercem, ale... Ona nie zasługiwała na nic nie wartą miłość półdemona. Zasługiwała na inną miłość, czystą, niczym niezmąconą.

...miłość Tobiramy.

„Jestem szalony - stwierdził, wstając. - Ale ty z nią będziesz... Tobirama."

Shina wbiegła do domu. Zobaczywszy, że Madary jeszcze nie ma, szybko pobiegła do jego pokoju. Zerknęła na biurko, gdzie walały się stosy kartek i planów Konoha. Przeglądnęła ostrożnie papiery, aż wreszcie dostrzegł to, co chciała.

-Wybaczcie mi wszystkie przypadki naruszania osobistości przez rodzeństwo - szepnęła. - Robię to dla ciebie, Madara.

Wyjęła kartkę i schowała ją do kieszeni spodni. Szybko zbiegła na dół do kuchni. W sam raz, bo Madara właśnie wchodził do środka. Na jego twarzy widniał nikły uśmiech człowieka, który właściwie nie ma już nic do stracenia.

-Oi, Nii-san! - zawołała na niego. - Kolacja zaraz będzie!

-Zejdę za minutę, Shina - rzucił do niej.

Dziewczyna zaczęła robić posiłek. Po kilku minutach zszedł Madara i pomógł jej w tym. Prawie skończyli, gdy w drzwiach pojawił się Urutet. Cała trójka spokojnie zjadła kolację. Po posiłku Madara wstał pierwszy od stołu.

-Idę do siebie - rzucił.

-Jasne, nie przeszkadzaj sobie, braciszku - odpowiedziała mu Shina. - Miłej pracy.

Spojrzał na nią nieco przymrużonymi oczyma, ale nic nie powiedział. Wszedł do swojego pokoju, a Shina usiadł obok Urutet'a.

-Masz coś? - zapytał.

Skinęła głową i wyjęła z kieszeni kartkę papieru.

-Co to za bazgroły? - spytał Urutet, patrząc na całkiem zamazaną kartkę.

-Wyznania miłosne - zauważyła. - Facet jesteś, to wszystkiego nie zobaczysz.

-Tyle że to napisał facet - dogryzł jej.

-I co z tego? - syknęła. - Napisać to sobie mógł, ale odczytać to żaden facet nie potrafi, a już na pewno nie on sam. Patrz i ucz się...

Spojrzała na kartkę i powiodła palcem po plątaninie kresek.

-Niepewność, zwątpienie, mała samoocena - zauważyła. - To chyba nie mojego brata...

-Albo czytać nie umiesz - rzucił.

-Baka, umiem! - zawołała. - On się boi prawdy. I swoich uczuć. Nie chce niczego wyznawać, trzyma to w tajemnicy.

-To już bardziej przypomina Madarę - zauważył Urutet.

-Ale gdzie tu jest jej imię? - zapytała siebie samą Shina.

-Może tu - stwierdził spokojnie jej brat, wskazując na dość duży napis na środku kartki.

-No co ty! - zawołała. - Kat to nie jest...

Urwała i nagle spojrzała na brata.

-Kat! - zawołali oboje.

-Co Kat? - usłyszeli głos brata.

Shina natychmiast schowała kartkę, którą wzięła z pokoju Madary i uśmiechnęła się do niego samego.

-Kat... Kat jest... - zaczęła Shina. - Ona jest...

-...bardzo miła! - dokończył za nią Urutet. - Pewnie świetnie walczy.

Madara spojrzał na nich uważnie, opierając się barkiem o framugę drzwi.

-Całkiem dobrze - stwierdził. - A co wy nagle tacy nią zainteresowani? Urutet, przypominam, że ty masz już żonę.

Chłopak zaczerwienił się mocno. Madara skwitował to nikłym uśmiechem.

-Bo my... - zaczął Urutet. - Chcieliśmy...

-...z nią trenować! - zakończyła Shina.

-Kat jest pod opieką Hokage - zauważył spokojnie Madara. - Zazwyczaj trenuje ją Tobirama Senju. Może zgodzi się jeszcze was wziąć pod opiekę, zapytam go przy najbliższej okazji.

-Tak, to świetnie - rzuciła z ulgą Shina.

-A i jeszcze jedno - stwierdził Madara, wychodząc z kuchni. - Co byście nie knuli i tak wam się nie uda.

Urutet jęknął przeciągle, natomiast Shina zaczęła zarzekać się, że nic złego nie zrobią, bo przecież nawet o niczym złym nie myślą. Madara skwitował jej wyjaśnienia machnięciem ręki i nikłym uśmiechem. Najstarszy Uchiha poszedł do swojego pokoju. Zastanawiał się, co znowu przyszło na myśl jego rodzeństwu... Miał nadzieję, że nic związanego z Kat. On już zadecydował.

Jutro pójdzie do Tobiramy. Zapyta go o treningi dla rodzeństwa, może Senju zapominał o tym incydencie z lodami, pocałunkiem i kamieniem w krzakach, może da radę z nim trochę pogadać.

Miał tylko nadzieję, że nie spotka Kat. Wiedział, ze wystarczy obecność Szarookiej, a jego postanowienia mogą obrócić się w perzynę.

Madara westchnął ciężko i wszedł do gabinetu Hokage.

-Ohayo, Tobirama-san - przywitał się z Drugim.

-Hashiramy nie ma - odpowiedział mu natychmiast, nawet nie odwracając się od półki z dokumentami.

-Wiem - zauważył Uchiha z ciężkim westchnięciem. - Przyszedłem do ciebie.

Nidaime odwrócił się i spojrzał zaciekawiony na kruczowłosego.

-Shina i Urutet pytali, czy nie mógłbyś ich także trenować - wydusił z siebie wreszcie.

-Niech przyjdą jutro rano na polanę treningową - odparł mu.

-Dziękuję, Tobirama-san - rzucił jeszcze Uchiha.

Wyszedł z gabinetu Hokage, i stanąwszy na korytarzu, odetchnął głęboko. Myślał, że będzie o wiele gorzej, ale jakoś przeszło. Nawet się zgodził. Eh... Zabije Shinę i Urutet'a jeśli jeszcze raz przez nich będzie musiał rozmawiać z Tobiramą!

„Normalnie skaza na honorze - pomyślał cierpko, wychodząc z biura. - I pomyśleć, że ja go jeszcze mam swatać! Ja naprawdę jestem szalony..."

Stanął na ulicy Konoha i włożył ręce do kieszeni kurtki. Miał już dość... Całego swojego marnego życia, całej tej wioski, tych wszystkich ludzi. Chciał się wyrwać stąd, ale wiedział, że nie bardzo może. Kiedy szedł na misję z Kat cieszył się jak dziecko, nie tylko dlatego, że była z nim, ale też dlatego, że wreszcie mógł opuścić choć na chwilę mury Konoha. Był przywódcą klanu, współtworzycielem wioski, jednym z najlepszych shinobi Konoha... Nie mógł sobie tak po prostu gdzieś pójść, nie on. Żałował, że jest tym, kim jest. Z racji tego, że był półdemonem chciał choć trochę odkupić swoje przekleństwo. Pomógł Senju w założeniu wioski, dba o Uchiha, broni Konoha... Ale źle mu z tym. Wolałby być zwykłym człowiekiem, który nie martwi się o jutro, który jest wolny i może chodzić, gdzie jego dusza zapragnie.

Skręcił w najbardziej niedostępny las w obwodzie Konoha i zagłębił się w półmrok. Być może chociaż tu odzyska trochę swojej wolności... Przeszedł już spory kawałek, gdy nagle potknął się i jak długi wylądował na ziemi.

-Usz, kuso! - warknął. - Wszystko przeciwko mnie!

Wstał i z jękiem zauważył, że rozciął sobie ramię o ostry brzeg jakiegoś kamienia. Westchnął ciężko i rozerwał rękaw kurtki, odsłaniając ramię.

-Pięknie... - stwierdził, widząc poszarpaną ranę. - Ja się zatłukę, jeśli ktoś nie zrobi tego wcześniej!

Z rany zaczęła cieknąć jasnoczerwona krew. Madara otarł ją i przyłożył do rany kawałek oddartego wcześniej materiału. Wstał i chciał pójść do domu, opatrzyć cięcie, ale ktoś go zatrzymał.

-Poczekaj... - usłyszał cichy dziewczęcy głos. - Niebezpiecznie zostawiać taką ranę samą sobie...

Odwrócił się i spojrzał nieco zaskoczony na osobę, która stała przed nim. Była to dziewczyna o ciemnych włosach i dziwnych, białych oczach bez źrenic. Wydawała się tak krucha i słaba, a mroczny las potęgował dodatkowo to uczucie. W ręku trzymała kosz wypełniony masą ziół i traw.

-Kim jesteś? - zapytał, patrząc na nią uważnie.

-Hiabi Hyuuga - przedstawiła mu się, podchodząc do niego. - Usiądź, opatrzę ci to.

Posłusznie usiadł na jakimś zwalonym pniu i odsłonił ranę. Dziewczyna wyjęła z butelkę z wodą i jakieś czyste, białe jak jej oczy kawałki materiału. Szybko oczyściła ranę. W rękach roztarła kilka ziół z kosza i zrobiła Madarze szybki opatrunek. Uchiha wpatrywał się w jej kocie wręcz ruchy i spokojną, skupioną na pracy twarz. Hyuuga... Jego matka pochodziła z klanu Hyuuga. Tyle o niej wiedział. Jej ojciec nigdy jej nie kochał. Madara zdziwił się... Jak można nie kochać tak pięknych dziewczyn?

-Dziękuję... - szepnął Madara, gdy dziewczyna skończyła go opatrywać. - Nawet cię nie znam, a ty mi pomagasz...

-Już mnie przecież znasz - zauważyła z uśmiechem.

-No, całkiem możliwe - zaśmiał się. - Nie przedstawiłem ci się. Mam na imię Madara.

-Wiem - powiedziała, spuszczając oczy i wstając z ziemi. - Jesteś z klanu Uchiha.

-Znasz mnie? - zapytał.

Dziewczyna skinęła tylko głową, uśmiechając się nieco. Ruszyła powoli między drzewami, a zaintrygowany Madara podążył za nią.

-Co tu robisz? - zapytał, zrównując się z nią. - To najbardziej niedostępny las w Konoha. I najniebezpieczniejszy...

-Tylko tu rosną niektóre z ziół leczniczych - zauważyła, wskazując na swój koszyk. - Choćby te, które są na twoim opatrunku.

-Umiesz leczyć - zauważył.

-Prawie każda dziewczyna z klanu Hyuuga potrafi - wyjaśniła mu.

Pochyliła się nad jedną z kęp traw i zerwała część z nich, wkładając zioła do swojego koszyka. Madara spojrzał z uznaniem na jej zwinne ruchy. Chwilę później dziewczyna znów ruszyła przed siebie, dokładnie lustrując wzorkiem otoczenie.

-Dlaczego masz białe oczy? - zapytał zanim zdążył ugryźć się w język.

-To moje Kekkei Genkai - wyjaśniła z uśmiechem. - Byakugan. Pozwala widzieć punkty chakry i sieć chakry. Dzięki niemu członkowie klanu Hyuuga potrafią widzieć praktycznie wszystko wokoło siebie.

-Niezłe - rzucił Madara.

-Przydatne - zauważyła.

Chwilę jeszcze szli w milczeniu, aż w końcu Madara zauważył, że wyszli całkowicie z lasu. Stanęli przed szeregiem domów, których rozłożenie było podobne do dzielnicy Uchiha.

-To mój dom - wskazała na pierwszy budynek. - Dziękuję za spacer. Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy.

-Na pewno - potwierdził. - Do zobaczenia, Hiabi.

Szarooka spojrzała niechętnie na Shinę. Niby, że nic do niej nie miała, nawet patrząc na jej pochodzenie i zidiociałego brata. Ale to było do wczoraj... No, może do dzisiaj do ósmej rano.

„Jeszcze na niego wleziesz!" - syknęła w myślach.

Posłała nieco wściekłe spojrzenie Tobiramie, który uśmiechnął się nieznacznie. Shina od jakiś kilku godzin treningu ostro przystawiała się do drugiego Hokage. Jej brat nie zauważał, albo nie chciał tego zauważać, przejawiając wobec tego całkowitą obojętność. Szarooka odwróciła obrażony wzrok, wpatrując się pustym spojrzeniem w las w oddali.

-Przerwa! - zarządził Nidaime. - Za pięć minut będziemy trenować dalej.

Szarooka od razu odeszła kawałek od reszty, gwiżdżąc głośno na palcach. Po chwili pojawił się przy niej wilk, jeden ze stada Akeli. Dziewczyna przekazała mu szybko odpowiednie instrukcje dla watahy i zwierzę opuściło polanę.

-Jesteś zazdrosna? - zapytał nagle Tobirama, pojawiając się obok niej.

-O co? - rzuciła niechętnie.

-Nie udawaj - zaśmiał się. - Jesteś zazdrosna, Kat.

-Bredzisz - stwierdziła szybko.

Objął ją w pasie i pocałował w czoło.

-Na pewno? - zapytał.

-Na pewno - powiedziała, odsuwając go od siebie. - Idź lepiej do Shiny, bo się dziewczyna załamie bez ciebie.

-Aha... Czyli jest zazdrosna - zauważył z uśmiechem, gdy Kat wróciła do reszty.

On także doszedł do Urutet'a i Shiny.

-Oi, Tobirama-kun, możemy walczyć? - zapytała radośnie Shina.

-Eee... No dobrze - stwierdził. - To może...

-Niech Urutet walczy z Kat - poprosiła go Uchiha.

-Nie - odpowiedziała szybko Szarooka. - Ja chcę walczyć z tobą. Teraz.

Shina spojrzała na nią. Po chwili skinęła głową i obie dziewczyny ku lekkim przerażeniu Tobiramy wyszły na środek polany.

-Dam ci fory i nie będę używać chaosu - powiedziała Kat z wrednym uśmiechem.

-Nic się nie martw - zaczęła Shina. - Zakończę to szybciej, niż ty pomyślałabyś o tym swoim chaosie.

-Zobaczymy... - rzuciła już nieco zła Szarooka.

Pojedynek sędziował Urutet, zważywszy na stan Tobiramy, który nie bardzo mógł to robić. Dziewczyny zaczęły walczyć. Szybkie ciosy, idealne bloki, zwodnicze ataki. Obie były doskonałe w taijutsu, żadna nie chciała ustąpić drugiej.

-Matko... - jęknął Tobirama. - Pozabijają się...

-Kto się pozabija? - usłyszał znajomy głos.

-Co? - zapytał Senju, odwracając się. - Madara, to ty? Co tu robisz?

-Przyszedłem sprawdzić, jak idzie Shinie i Urutet'owi - odpowiedział. - O, widzę, że walczą... Co?! Pozwoliłeś im walczyć?!

-A co ja mogę zrobić przy Kat? - usprawiedliwił się szybko.

-One się pozabijają - zauważył Madara.

Tobirama jęknął nieco. Dziewczyny tymczasem ostro się biły.

-Głupia, i tak przegrasz! - syknęła Shina.

-Idiotka! Myślisz się dam Uchiha? - warknęła Kat. - Dla mnie jesteś niczym.

Zwarły się w mocnym ataku, patrząc sobie wściekle w oczy.

-On jest mój - zauważyła Shina. - Tobirama jest mój.

-On nie jest rzeczą - warknęła Kat.

-Nie zbliżaj się do niego - syknęła Uchiha. - Jesteś za głupia na niego...

-Nie wiem w takim razie jak nazwać twój iloraz inteligencji - odgryzła się Kat. - Mniej niż zero? Gorsza jesteś niż Madara, bo on przynajmniej trzyma się na dnie, a nie pod nim!

-Uszy ty! - warknęła Shina. - Zabiję cię!

Złapała Szarooką za włosy i pociągnęła mocno. Kat jęknęła, ale kopnęła ją w brzuch. Shina uderzyła Szarooką w twarz, a ta odegrała się jej mocnym ciosem w brzuch. Zaczęły się tak bić, że powoli traciły nad sobą kontrolę.

-Tobirama... - zaczął Madara.

-Weź Shinę, ja zajmę się Kat - zarządził Senju.

Obaj skoczyli i z trudem oderwali od siebie dziewczyny. Obie wyrywały im się, rzucając ku przeciwniczce kaskadę wyzwisk i oszczerstw. Musieli mocno je trzymać, dodatkowo związując nićmi chakry, aby te przypadkiem nie uwolniły się i nie rzuciły na siebie znowu. Madara trzymał Shinę za ręce, odciągając ją od Kat, którą to Tobirama z trudem utrzymywał, obejmując w pasie.

-Uspokój się, Kat - jęknął Senju.

-Shina, opanuj się! - zawołał Madara.

Po chwili i jeszcze około setki rzuconych przez obie słów, dziewczyny opanowały się na tyle, że chłopcy mogli je puścić.

-Koniec treningu! - zarządził Senju.

-Na zawsze - rzucił ku Shinie Madara.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top