::..!..:: Łza Dwunasta ::..!..:: Niespodzianki. Błąd...
Madara wrócił do domu i od razu zauważył, że coś jest nie tak. Wszedł do salonu i zauważył siedzącą wściekle na kanapie Shinę.
-Co się stało? – zapytał Urutet'a, który stał nad siostrą.
-Sierota złamała nogę – powiedział Uchiha, wskazując na gips na nodze dziewczyny. – Miesiąc misji ma z głowy...
Shina prychnęła cicho, a Madara westchnął.
-Pięknie... – skwitował. – Jak to się stało?
-Poślizgnęła się na misji – wyjaśnił Urutet. – Na Hyotonie shinobi z Kiri.
-Łamaga – rzucił Madara.
-Głupek! – warknęła Shina. – Sam jesteś łamaga!
Madara spojrzał na nią z uśmiechem.
-Powód? – zapytał.
-Tylko łamaga nie potrafi powiedzieć komuś tego, co czuje – wyjaśniła. – Łamaga...
Madara zmrużył nieco oczy, ale nie drążył dalej tego tematu.
Kat obudził się o północy, czyli idealnie tak, jak chciała. Delikatnie wysunęła się z objęć Tobiramy i wyszła z pokoju. Szybko znalazła się w salonie i obudziła wilka. Zwierzę spojrzało na nią nieco zmęczonymi oczyma.
-Już dobrze, malutki... – szepnęła.
Podała zwierzęciu lekarstwa i zmieniła mu opatrunki. Okryła go kocem i weszła na górne piętro, wchodząc do pokoju Tobiramy.
-Gdzie byłaś? – zapytał, unosząc nieco głowę.
-Musiałam podać leki Paj'de – wyjaśniła.
-Paj-co? – zapytał.
-Oj, wilczkowi – zaśmiała się. – Paj'de to jego imię. Nie czepiaj się, śpij.
Wślizgnęła się pod pościel i przytuliła się do Tobiramy. Chłopak zerknął na nią spod półprzymkniętych powiek. Kat wpatrywała się w jego spokojną twarz, wsłuchując się w głośne bicie jego serce. Tobirama zbliżył twarz do twarzy Kat, pocierając nosem o jej nos.
-Kocham cię – szepnął.
-Wiem – powiedziała. – Ja ciebie też.
Uśmiechnął się i pocałował ją namiętnie w usta. Oddała mu pocałunek, zanurzając jedną rękę w jego szare włosy. Zjechał dłonią od jej talii przez biodro, aż po jej udo. Wsunął rękę pod jej koszulkę nocną, powoli sięgając coraz wyżej. Zadrżała z podniecenia, gdy poczuła jego palce na swoim brzuchu. Tobirama ułożył ją delikatnie pod sobą tak, że klęczał nad nią. Obdarzał jej usta krótkimi pocałunkami, cały czas podwijając materiał jej koszulki nocnej. Przeniósł się na jej szyję, zostawiając na niej mokre ślady pieszczot. Wzdychała rozkosznie pod nim, zachęcając go do kolejnych działań. Wodziła rękoma po jego mięśniach, dokładnie badając każdy z nich.
Nagły huk sprawił, że odskoczyli od siebie. Tobirama podbiegł do okna i jęknął przeciągle. Szybko zaczął się ubierać. Kat zerknęła przez szybę i rozszerzyła nieco oczy. Także zeskoczyła z łóżka.
-Zostań – powiedział Tobirama.
-Ale... – zaczęła.
-Zostań – rozkazał stanowczo. – Masz tu zostać, Kat.
Wypadł z pokoju, a Kat przez okno widziała, jak razem z Hashiramą biegną ulicą w stronę, skąd biła w okna pokoju łuna pożaru. Szarooka zauważyła na tle płomieni walczących shinobi.
-Usz... – warknęła. – Ależ ja jestem nieposłuszna własnemu sensei.
Ubrała się błyskawicznie i wyskoczyła przez okno. Zagwizdała przeciągle i w ciągu minuty stanęła obok niej wataha wilków. Szybko wydała im odpowiednie rozkazy, biegnąc w stronę, skąd rozpoczął się atak. Zaatakowana została na kilka ulic przed płonącym budynkiem. Szybko uporała się z napastnikiem, rozpoznając po opasce, że atak przeprowadził ruch oporu Suna.
-No, no, no... – usłyszał czyjś głos. – Co my tu mamy? Dziecino, nie powinnaś się schować?
Odwróciła się i ujrzała za sobą ponad dwudziestu shinobi ruchu oporu.
-Choć właściwie... – ciągnął jeden z nich. – ...już za późno.
Zaatakowali ją wszyscy na raz, a Kat nie uchyliła się, ani nie odskoczyła. Mimo to wszyscy shinobi zostali posłani na ziemię po uderzeniu chmurami chaosu.
-Popełniliście błąd – powiedziała. – Atakując wioskę, w której jestem ja.
Szybko wykonała wodną technikę i shinobi zostali zalani przez Wodnego Smoka. Dziewczyna wykonała Klon Jutsu, który natychmiast zajął się związywaniem już nieprzytomnych wrogów.
-Kat! – usłyszała znajomy głos. – Czemu mnie nie słuchasz?!
Odwróciła się i zobaczyła Drugiego Hokage, który biegł w jej stronę. Na ramieniu, udzie i policzku miał kilka płytkich cięć, poza tym całe ubranie było osmalone, a on sam był równie mokry, jak ubłocony. Tobirama złapał Kat za ramiona i przyciągnął do siebie.
-Miałaś zostać w domu – powiedział.
-Nigdy cię nie słuchałam – zauważyła.
-Mała idiotka – stwierdził. – Nie rób tak więcej.
Przytulił ją do siebie, a ona mimowolnie wtuliła się w jego rozgrzane ciało. Właściwie to było już po ataku, shinobi ruchu oporu byli pokonani, a pożar powoli gaszono. Ninja Konoha zbierali tych ludzi z ruchy oporu, którzy zostali zatrzymani przez wilki. Kat zerknęła na Tobiramę.
-Jesteś ranny – powiedziała. – I kto tu powinien zostać w domu?
-Nie denerwuj mnie – rzucił na wpół zły, na wpół rozbawiony. – I zacznij się mnie słuchać w końcu.
-Stawiasz mi zbyt trudne wymagania – powiedziała.
Tobirama ujął jej twarz w dłonie i pocałował krótko w usta.
-Nie zniósłbym, gdyby coś ci się stało – powiedział poważnie. – Kat...
-Tobirama... – przerwała mu. – Nie jestem dzieckiem.
-Ale jesteś moja – powiedział. – I kocham cię całym sercem. Gdyby coś ci się stało...
Przerwała mu wypowiedź, patrząc na niego z wyrzutem. Szarowłosy uśmiechnął się i pocałował ją czule w usta.
-Tobirama! – usłyszeli głos Hashiramy. – Miała zostać w domu!...
-Nie słucha się mnie – stwierdził z wyrzutem Nidaime.
-O matko... – jęknął Pierwszy. – Wracajcie do domu, Tobirama i tak wyglądasz jak ostatnie nieszczęście.
-Mówiłam... – szepnęła Kat. – Sierota...
Tobirama westchnął ciężko i razem z Kat wrócił do domu. Chłopak szybko zrzucił z siebie brudne ubranie i umyty wyszedł z łazienki.
-Siadaj – zarządziła Kat, wskazując mu łóżku.
Wykonał polecenie, a dziewczyna opatrzyła jego wszystkie rany, nakładając na cięcia swoje specyfiki. Potem sama przebrała się i położyła do łóżka. Tobirama ułożył się obok niej, z jękiem zauważając, że rany mimo wszystko sprawiają mu ból.
-Nie ruszaj się – poradziła mu. – Nie będzie boleć...
-Co za różnica – rzucił.
-Duża – zauważyła. – Nie ruszaj się.
Westchnął ciężko i przymknął oczy. Kat położyła mu głowę na ramieniu, obejmując go ręką w pasie. Przechylił nieco głowę tak, że dotykał jej czoła swoim policzkiem.
-Dobranoc... – szepnął.
-Branoc – rzuciła radośnie. – Sierotko...
Uśmiechnął się nieco, przymykając oczy. Po chwili oboje już spali.
Następnego dnia Tobirama obudził się jako pierwszy. Z zaskoczeniem zauważył, że wszystkie rany zniknęły, pozostawiając po sobie zaledwie praktycznie niewidoczne blizny. Szarowłosy delikatnie wysunął się z objęć Kat. Dziewczyna zamruczała coś cicho, wtulając twarz w poduszkę. Senju umył się i ubrał szybko. Zszedł do kuchni, gdzie już siedział Hashirama.
-Jak tam po nocy? – zapytał starszy z braci.
-Dobrze, a co? – rzucił Tobirama.
-Nic, kompletnie nic – odpowiedział mu tamten. – Żadnych aluzji...
Tobirama dopiero teraz załapał o co chodziło bratu. Posłał mu złowieszcze spojrzenie.
-Ruch oporu Suna został pokonany, ale tylko w części – zmienił nagle temat Pierwszy. – Ktoś musi iść do Kazekage i dać mu raport z walki z ruchem oporu, zapewne mu się to przyda...
-Ciekawe co napisałeś? – zapytał Tobirama, wskazując na dokumenty, leżące przed bratem. – W środek walki wpadła nienormalna dziewczyna i pobiła na raz dwudziestu shinobi. Ale to nic, bo ona może tak codziennie...
-Bardzo śmieszne – warknął Pierwszy. – To co napisałem, nie jest ważne. Ktoś musi te dokumenty przekazać... Ruch oporu będzie chciał je zdobyć.
Tobirama usiadł obok brata i zaczął przeglądać akta.
-Poślij mnie – powiedział.
-Samego? – zapytał Hashirama. – Nie ma mowy. To misja rangi S.
-To przydziel mi kogoś jeszcze – poradził Tobirama.
-Myślałem nad tym – przyznał Pierwszy. – I chyba faktycznie dam ci obstawę. Najlepszą...
Drugi spojrzał na brata, oczekując wyroku.
-Pójdziesz z Kat, Urutet'em i Madarą – powiedział Hashirama.
-Co? – zapytał Tobirama. – Czemu z nimi?
Pierwszy wzruszył ramionami.
-Są doskonałymi shinobi, dawno już nie mieli misji, nadają się najlepiej... – wymieniał. – Poza tym dogadacie się... jakoś... może.
Tobirama pokręcił głową powątpiewająco.
-Madara i Urutet już wiedzą – powiedział Pierwszy. – Idź obudź Kat, bo ruszacie za dwie godziny spod bramy Konoha. Tobirama... Liczę na ciebie. Nie daj się ponieść uczuciom. To misja, a nie ring dla walczących...
-Jakieś aluzje? – syknął niechętnie.
-Po prostu... uważaj – poradził mu brat.
Wyszedł z kuchni, a po chwili i z domu. Tobirama zebrał dokumenty i wszedł na górne piętro do swojego pokoju. Kat właśnie przeciągała się na łóżku. Tobirama podszedł do niej i przywitał ją czułym pocałunkiem.
-Dzień dobry, kochanie – powiedział.
-Cześć... – zamruczała rozkosznie. – Sierotko...
Tobirama skrzywił się nieco.
-Za dwie godziny mamy misję – powiedział. – Idziemy do Suna z... braćmi Uchiha.
-Co? – zapytała Kat. – Czemu z nimi?
-Tak zarządził Hashirama – powiedział Nidaime. – Nie czepiaj się. Przyjdź za chwilę na śniadanie.
Pocałował ją w policzek i wyszedł z pokoju. Kat zwlokła się z łóżka. Umyła się i ubrała, a po chwili zeskoczyła na dół do kuchni. Zjadła śniadanie z Tobiramą i po krótkim przygotowaniu, Szarooka pożegnawszy się z Paj'de, wyszła wraz z szarowłosym z domu. Stanęli pod bramą Konoha, gdzie czekali już na nich obaj bracia Uchiha.
-Ohayo, Ututet-san – przywitał młodszego Tobirama. – Ohayo, Madara-san...
Obaj bracia skinęli głowami ku Drugiemu. Po chwili cała czwórka ruszyła przed siebie. Na początku szedł Madara, za nim Kat i Tobirama, a pochód zamykał Urutet. Szarooka w milczeniu wpatrywała się w plecy Uchihy.
Zastanawiała się, czemu kapryśny los tak ją pokarał? Niby, że już wszystko było dobrze, Kat nie widywała się z Madarą, była z Tobiramą, a tu... nagle... nagle miała spędzić z Uchihą kilka dni na misji. I nic tu nie zmieniał fakt, że w podróży uczestniczyli także Tobirama i Urutet.
-Kat, wszystko w porządku? – zapytał ją Tobirama.
-Tak, nic mi nie jest – powiedziała, uśmiechając się do niego. – Martwię się tylko, co będzie z Paj'de... Został sam w domu.
-Hashirama się nim zajmie – zauważył Drugi. – Razem z Moku dadzą sobie jakoś radę. Chyba... Mam nadzieję, że tak.
Kat uśmiechnęła się nieco, pokrzepiona odpowiedzią szarowłosego i także tym, że był przy niej, kiedy tego potrzebowała. W końcu po całym dniu podróży zatrzymali się w jednym z hoteli. Tobirama zamówił dwa pokoje dwuosobowe i jeden z kluczy rzucił Urutet'owi.
-Miłej nocy – powiedział.
Wziął Kat za rękę i razem poszli do swojego pokoju. Było to niewielkie, ale przytulne pomieszczenie, stonowane w odcieniu złota. Pod ścianą stała szafa, naprzeciw stolik, obok drzwi do łazienki. Najwięcej miejsca zajmowało jednak...
-Jedno łóżko? – zapytała Kat. – Tobirama...
-Hm...? – zapytał słodko, obejmując dziewczynę w pasie.
-Już nic – uśmiechnęła się, odwracając do niego.
Pocałowała go namiętnie w usta, obejmując za szyję. Chłopak oddał pocałunek, delikatnie przegryzając wargę dziewczyny.
-Kocham cię – powiedział.
Rankiem wyruszyli jeszcze zanim zaczęło świtać. Ledwo przeszli przez granicę wioski, a już poleciała na nich masa kunai. Większość ominęli, resztę złapali lub zmienili tor ich lotu. Przed nimi wyrosła ponad dziesiątka członków ruchu oporu Suna.
-Kuso... – syknął Madara.
Stał jako pierwszy przed wrogami. Za nim byli Kat i Tobirama, a na końcu, plecami do reszty stał Urutet. Kat zraniła się w palec, przecinając sobie skórę ostrzem, które nosiła przy boku. Tobirama zasłonił ją nieznacznie. Ruch oporu zaatakował natychmiast. Madara przyjął pierwszy atak i rozpoczął regularną walkę z trzema przeciwnikami na raz. Tobirama i Urutet także ruszyli do walki. Kat sparowała cios jednego z shinobi, odpychając go na bok. Drugiemu wykręciła rękę tak, że ten klęknął przed nią. Szarooka jedną ręką zaczęła składać pieczęcie Przywołania. Uderzyła ręką w ziemię i przed nią w kłębie dymu pojawił się Seth. Z głośnym warczeniem rzucił się na pierwszego lepszego przeciwnika, rozgryzając mu kark. Kat uderzyła otwartą dłonią w tył głowy trzymanego shinobi, a ten upadł natychmiast u jej stóp. Dziewczyna sięgnęła za plecy i wyjęła miecz o szerokim ostrzu, który na rękojeści miał zawiązane pióra o granatowej barwie. Dziewczyna odparła atak jednego z shinobi i zraniła go w nogę. Ponownie wykonała uderzenie usypiające i shinobi upadł obok swojego kamrata.
Po kilku minutach walka była już zakończona. Kat miała zaledwie jedno rozcięcie na ramieniu. Z chłopakami było trochę gorzej. Urutet miał sporo ran, które na szczęście nie były groźne. Madara i Tobirama mogli pochwalić się niewielkimi zadrapaniami.
Starszy Uchiha przeszukał nieprzytomnych shinobi i znalazł kilka przydatnych dokumentów. Kat odwołała Setha, kłaniając się przed nim w pas.
-Hashirama powinien zobaczyć to jak najszybciej – zauważył Tobirama, biorąc do ręki dokumenty znalezione przez Uchihę.
-Mamy wracać? – zapytał Madara.
-Nie – powiedział Urutet. – Rozdzielmy się.
-Jak? – zapytał Tobirama.
-Dwóch niech wraca do Konoha, reszta idzie naprzód – powiedział Urutet.
-Ty wracasz – zwróciła się do niego Kat. – Przed nami dzień drogi. Jesteś ranny, musisz wracać.
Skinął głową na zgodę.
-Madara pójdziesz z nim – powiedział Tobirama.
-Nie sądzę, że to dobry pomysł – zauważył Uchiha. – Jesteś Hokage, rzucasz się w oczy, a dwoje ludzi mniej zdziałają. Potrzeba kogoś, kto jest praktycznie nie znany. Poza tym... Hashirama i ty musicie pomyśleć nad tym ruchem oporu, Pierwszy będzie cię potrzebował.
Tobirama obrzucił Madarę nieco posępnym spojrzeniem. Uchiha miał rację... ale przecież nie zostawi Kat sam na sam z nim. Spojrzał na Szarooką, ona jednak wpatrywała się w niego z mieszaniną zawodu i dzikiej prośby. To mu wcale nie pomogło.
-Madara ma rację – zauważył Urutet. – Razem z Kat przemkną się szybciej niż nasza czwórka, czy nawet trójka. A Hashirama będzie potrzebował pomocy w Wiosce. Tobirama, powinniśmy wracać do Konoha.
Drugi westchnął ciężko, a po chwili skinął głową. Minutę, może dwie później rozdzielili się na dwie drużyny. Kat posłała nieco tęskne spojrzenie ku Tobiramie. Kilka minut później chłopak zniknął za zakrętem i Kat zwróciła swoją twarz ku traktowi, prowadzącemu do Suna.
Szli w milczeniu, aż wieczorem znaleźli się w Suna. Oddali dokumenty Kazekage, który przyjął je z wdzięcznością. Zatrzymali się w pobliskim hotelu, gdzie Madara zmówił...
-Jeden pokój?! – warknęła na niego. – Oszczędzasz na mózg, czy co?!
-Nie krzycz – upomniał ją. – Wyjaśnię ci w pokoju.
Zaprowadził ją do pomieszczenia. W środku znajdowała się jedno duże łóżko, przykryte czerwoną pościelą.
-Ciebie już całkiem pogrzało – powiedziała, wskazując na łóżko. – Madara!
-Nie krzycz – poprosił ją jeszcze raz. – Musiałem. Kazekage powiedział o nas państwo Uchiha, on jeszcze pamiętał poprzednią misję. Kat... Przecież tu chodzi o Konoha.
-Matko... – jęknęła, siadając na łóżku. – Ja chcę rozwodu. Ja chcę rozwodu...
-Przesadzasz – stwierdził, znikając w łazience.
Zaczęła coś mruczeć do siebie, co wcale nie pomogło jej tak, jak myślała. Co najgorsze rozdrażniło ją chyba jeszcze bardziej. W końcu gdy Uchiha wyszedł z łazienki, ona sama poszła wziąć szybki prysznic. Wyszła ubrana w krótką koszulkę nocną. Stanęła przed oknem, wpatrując się w złote budynki Suna. Madara, który poprawiał znaki w swoich zwojach spojrzał na jej plecy.
Czuł się nieco podle. W końcu stary Kazekage nawet nie zorientował się, że są tymi samymi wysłannikami Konoha, którzy kiedyś podpisywali jeden pakt. Ale on... nie potrafił się powstrzymać. Żałował tego teraz? Nie wiedział... Z jednej strony każdy moment, gdy była przy nim Kat był jak zbawienie. Kiedy wczoraj poszła z Tobiramą o mało co nie rozniósł własnego pokoju. Kochał ją... Wiedział, że jest z Tobiramą, ale mimo to ją kochał.
-Kat-chan... – zaczął, stając za nią.
Odwróciła się do niego i spojrzała mu w oczy. Zdziwił się, widząc ich wyraz. Patrzyła na niego spokojnie, jakby z oczekiwaniem. Wiedział, że głupotą byłoby teraz nic nie zrobić. Lecz czy głupie zapomnienie nie będzie miało tu katastrofalnych sutków? A co z Tobiramą...? Jeśli znów zrobi coś nie tak? Zrani Kat? Jeśli ona go powstrzyma...? Co jeśli nie?
Nie myśląc już dłużej o konsekwencjach, przyciągnął Kat do siebie i mocno wpił się w jej wargi. O dziwno oddała pocałunek, obejmując go rękoma. Jej usta... tak orzeźwiające, że mógłby już nigdy się od nich nie oderwać. Musiał jednak zaczerpnąć powietrza. Oboje odsunęli się nieco od siebie, patrząc sobie w oczy.
-Madara... – zaczęła.
Wciąż targały nią wątpliwości. Nie chciała?... Idiotyzmem byłoby wmawiać to sobie... Pragnęła go, Madara pociągał ją i to bardzo. Chciała... bardzo.
Kolejna fala jego pocałunków odsunęła na bok wszystko. Cisza, panująca na zewnątrz, sprawiła, że chwila ta wydawała się być jakby wyrwana z czasu, istniejąca tylko dla nich dwojga. Madara, odrywając się na chwilę od jej warg, przeniósł się na szyję, zalewając ją setką pocałunków. Przez jej ciało przeszedł dreszcz, jakiego jeszcze w życiu nie doznała. Oddychali coraz szybciej, pragnąc połączyć się w tej jedyny sposób. Poddali się chwili, nie myśląc o przeszłości, czy przyszłości. Byli tu i teraz... razem.
Spojrzeli sobie w oczy. Mogli jeszcze zawrócić, ale... co by to dało?... nadal pożądaliby siebie. Uchiha delikatnie, choć stanowczo ułożył ją pod sobą na czerwonej pościeli. Jego usta znaczyły ślady mokrych pocałunków na szyi, ręce centymetr po centymetrze podwijały materiał jej koszulki nocnej. Kat wiła się pod nim, potęgując doznania obojga. W końcu Madara odrzucił lekki materiał, który z cichym szelestem opadł na podłogę przy łóżku. Dziewczyna poczuła na swoich piersiach jego gorące usta. Czuła, że dłużej nie wytrzyma. Pragnęła go tak bardzo, chciała, by byli razem w ten szczególny sposób, by się w końcu połączyli, by stali się jednością. Uchiha jednak nie miał zamiaru tak szybko tego wszystkiego kończyć. Starannie całował każdy skrawek jej ciała, błądząc dłońmi po rozgrzanej od podniecenia skórze. Jego dotyk był elektryzujący, wręcz ogłuszający jej zmysły. Chciała trwać w tej chwili przez wieczność, a jednocześnie pragnęła więcej... o wiele więcej.
Madara... Właśnie w tej chwili zsuwał z niej ostatni materiał, który zakrywał jej ciało. Znów patrzył jej w oczy, całując usta, policzki, szyję. Nawet nie wiedział, kiedy pozbawiła go bokserek. Spojrzał jej w oczy i pocałował namiętnie.
Wszedł w nią delikatnie, a mimo to krzyknęła. To był jej pierwszy raz. Ból rozniósł się po jej ciel, jednak szybko odsunęła od siebie myśl o nim, skupiając się na tym, że zadawany on jest przez osobę, którą kocha. Madara poruszą się w niej delikatnie, chcą sprawić jak najmniej cierpienia Szarookiej. Scałował każdą łzę która spłynęła z jej szarych jak stal oczu.
Z każdym ruchem ból odchodził w zapomnienie. Sam znikał? Czy może po prostu przestawała o nim myśleć? Nie wiedziała. Nie liczyło się to.
Wzdychała cicho, co jeszcze bardziej go pobudzało. Poruszał się w niej płynnie, jednocześnie wpijając się ustami w jej szyję. Ich oddechy były nierówne, serce biły jak oszalałe. Kat pierwsza osiągnęła spełnienie. Krzyknęła głośno, mocno zaciskając pięści na pościeli. Madara doszedł zaraz po niej. Nie potrafił zdusić w sobie krzyku rozkoszy. Oboje zmęczeni, trwali w słodkiej chwili przyjemności, w raju rozkoszy. Żadno z nich nie chciało wracać do realnego świata, do życia, codzienności, do rzeczywistości, w której nie potrafili, nie mogli być razem. Leżeli oddychając ciężko i powtarzając swoje imiona, jakby w strachu, że jeszcze je zapomną.
Wpatrywali się w siebie z lekkim zawstydzeniem. Popełnili błąd? Być może. Ale czasu cofnąć się nie da. Nie można. Teraz muszą żyć z tym, co się stało. Ze świadomością, że razem przeżyli rozkosz, a mimo to... nadal są zbyt daleko od siebie. Kat przymknęła zmęczona oczy, po chwili zasypiając. Madara odgarnął z jej twarz kosmki niesfornych złotych pasm i chwilę się jej jeszcze przyglądał. Wreszcie pogrążył się w swoich sennych marzeniach, czując, że już nic nie będzie tak, jak było kiedyś.
Kat otworzyła oczy, obudzona złotymi promieniami słońca. Z ulgą stwierdziła, że w pokoju nie ma Madary. Powoli wstała z łóżka, wciąż wspominając wspólnie spędzoną noc. Narzuciła na siebie koszulkę i weszła do łazienki, wciąż czując na sobie kuszący smak Uchihy. Stanęła przed lustrem i oparła się ciężko o umywalkę.
Co ją napadło? Jak mogła tak ponieść się uczuciom, głupiej chwili?... Przecież...
...przecież go kochała. W lustrze widziała teraz dziewczynę, która kocha całym sercem Madarę Uchihę. Kocha...
„Tobirama..." – jęknęła.
Oparła się ciężko o ścianę i zsunęła się po niej na podłogę. Boże! Przecież zraniła Tobiramę! On... przecież też ją kochał, kochał do szaleństwa. Jak mogła przespać się z Madarą?!
Z ciężkim sercem weszła pod prysznic, pozwalając by ciepła woda nieco ukoiła jej zszargane nerwy.
Wszedł do pokoju z myślami, że Kat jeszcze śpi. Nie zauważył jej na łóżku, za to usłyszał szum wody w łazience. Wypuścił powietrze z ust, dziękując losowi, że choć na chwilę jeszcze nie musi patrzeć w jej szare oczy. Wczoraj dał się ponieść emocjom, zapominał się... To nie było w jego stylu. Nie powinien... A jednak czuł się w pewien sposób szczęśliwy, jego pragnienia, myśli wciąż krążyły wokół Kat. Usiadł na łóżku, ukrywając twarz w dłoniach. Musiał coś wymyślić. Wiedział, ze nic nie będzie łatwe, jednak wrócą do Konoha i staną przed Hokage tak samo, jak stawali przed nim, gdy wyruszali. Przecież oboje są dorośli, a nawet dorośli ludzie popełniają błędy. Najlepiej będzie zignorować całe to zajście, wrócić do dawnego stanu rzeczy, zapomnieć... Bez wyjaśnień, bez rozmowy, bez myślenia o tym, to oczywiste i... najlepsze.
Podniósł głowę w tym samym momencie, gdy Kat wyszła z łazienki.
-Cześć – powiedziała, sięgając do plecaka i chowając w nim swoje rzeczy.
-Cześć – odpowiedział beznamiętnie.
Beznamiętnie... Tak jak powinni zachowywać się Uchiha. Bez emocji, nie ukazując swoich myśli. Chłodny, opanowany ton, profesjonalizm...
Te słowa brzmiały nawet w jego umyśle tak głupio, że zaraz je od siebie odsunął. Bez emocji? Nie... Teraz targały nim tysiące emocji. Czuł zażenowanie, zawstydzenie, niezręczność sytuacji i... dystans?
Oboje pamiętali sytuację, której dali się ponieść wczorajszego wieczoru, ale... zignorowali ją? Udawali, że nic się nie stało. Zapomnieć... Zignorować... Zbagatelizować... Tak, to chyba będzie najlepsze rozwiązanie. Najodpowiedniejsze.
-Jestem gotowa, możemy iść – usłyszał jej głos.
Skinął głową i razem wyszli z pokoju. Pozostał im powrót do Konoha. Już tylko powrót.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top