::..!..:: Łza Dwudziesta Piąta ::..!..:: Katsu!... Koszmar i ból.
Szarooka zapukała do pokoju Deidary. Po usłyszeniu pozwolenia, weszła do środka.
-Ohayo, Dei – przywitała się.
-Mam na imię Deidara, un – zauważył.
-Wiem, Dei – rzuciła Kat. – Co robisz?
Pokazał jej kartkę papieru, na której widniał niedokończony jeszcze krajobraz z Iwa-gakure. Szarooka stanęła obok blondyna i przyjrzała się jego dziełu.
-Iwa... – stwierdziła. – Tęsknisz za nią, prawda?
-To moja Wioska, un – przyznał. – Ale nie za nią tęsknię. Raczej za skałami, un. Je kochałem najbardziej...
-...wysadzać? – podsunęła Kat.
-Też – uśmiechnął się. – Coś się stało, ze przyszłaś, un?
-Miałeś nauczyć mnie Kibaku Nedo – zauważyła.
-Tego się nie da nauczyć, un – rzucił. – To uwarunkowane Kekkei Genkai, un.
Kat uśmiechnęła się do niego.
-Copygan... – jęknął Deidara. – No dobra, un...
Szarooka złapała chłopaka za rękę i wyciągnęła go na bojówkę. Gdy spojrzała mu w oczy, Deidara poczuł się dość dziwnie, ale nie powiedział nic. Szarooka chwilę stała w bezruchu, aż w końcu podniosła oczy i ujęła dłoń Deidary.
-Urodziłeś się z ustami na rękach? – zapytała.
-To Linia Krwi, un – zauważył. – Tak, urodziłem się z nimi, un.
-Hm... Ciężko będzie – rzuciła Kat. – Copygan nie zmienia ludzkiej fizjonomii aż tak bardzo. Potrafi przemianować źrenice w inne wzrokowe Kekkei Genkai i sięga do poziomu skóry właściwej. W przypadku Shitotsumyaku także do kości. Kibaku Nedo to zbyt skomplikowane Kekkei Genkai. Nie wytworzę ust na dłoniach...
-Śmiesznie byś wyglądała, un – zauważył z uśmiechem Deidara.
-Mówisz, bo przeżyłeś – dogryzła mu. – Un...
-No wiesz co... – rzucił obrażony.
Kat uśmiechnęła się.
-Przepraszam, Dei – powiedziała. – Weź się nie obrażaj...
-Co chcesz z tym zrobić, un? – zapytał. – Z Kibaku Nedo?
-Jeszcze nie wiem – przyznała. – Pokaż mi jak robisz figurki.
Deidara sięgnął ręką woreczka z gliną i jego usta na rękach zaczęły ją intensywnie przeżuwać. Kat aktywowała Byasharingan i zauważyła, że usta mieszają chakrę z gliną. Deidara skończył swoje dzieło i pokazał Kat małego motylka.
-Słodki – przyznała. – Zwłaszcza jak wybucha komuś przed twarzą.
Deidara uśmiechnął się w odpowiedzi i wypuścił owada. Gdy ten odleciał kawałek, blondyn złożył nieznaną Kat pieczęć.
-Katsu! – krzyknął
Motyl wybuchł, zalewając Kat i Deidarę chmurką czerwonych fajerwerków.
-Zielone też potrafisz? – zapytała radośnie Kat.
Skinął głową, uśmiechając się. Szarooka pożyczyła od niego trochę gliny. Chwilę poruszała palcami prawej ręki, aż Deidara zauważył, że zaczęła ona nieznacznie błyszczeć na granatowo.
-Chakra Wokamina jest o wiele potężniejsza od mojej – zauważyła Kat. – Wystarczy jej odrobina, a można wykonać najtrudniejsze jutsu. Jest też jej jeden plus. Mogę jej używać kiedy chcę i bez ograniczeń, dodatkowo potrafię wydostać ją na zewnątrz. Miejmy nadzieję, ze to wystarczy do Kibaku Nedo.
Zaczęła gnieść glinę w rękach. Deidara zauważył, że nabrała ona lekko granatowej barwy – znak, że została zmieszana z inną chakrą. Kat po chwili pokazała Deidarze niewielkiego wilka ze skrzydłami.
-Phi! Dziwny jakiś, un – zauważył blondyn.
-Bo mój – zaśmiała się.
Wypuściła wilka, a ten zaczął latać po sali. W końcu Kat złożyła pieczęć Kibaku Nedo.
-Katsu! – krzyknęła.
Wilk wybuchł z hukiem, zalewając dwójkę granatowymi iskrami.
-Jasne, ja sobie nie poradzę, Copygan nie potrafi przekopiować Kibaku Nedo, un, to zbyt skomplikowane Kekkei Genkai, un – zaczął ją przedrzeźniać Deidara. – Ja się tego nauczyłam tylko w ciągu pół godziny, un. A skąd, ja nie dam rady.
-Też cię lubię, Dei – zaśmiała się, gdy razem już wychodzili z bojówki. – Co tam z nowymi projektami ładunków?
Wyjął z kieszeni gotowego ptaka, który miał potrójne skrzydła i długi ogon.
-I co z nim? – zapytała Kat.
-Sama zobacz, un – rzucił.
Wypuściła ptaka, a ten zaczął latać wokoło korytarza.
-Znosi go w dół – zauważyła Kat.
Złapała ptaka i przyglądnęła mu się dokładnie. Poprawiła mu głowę i dziób, wydłużając go i nadając mu bardziej opływowy kształt.
-Był zbyt duży opór powietrza – zauważyła. – Narysuję ci to na projekcie.
Wypuściła ptaka, a ten zaczął latać o wiele szybciej niż poprzednio. Szarooka odczekała chwilę i złożyła pieczęć.
-Katsu! – zawołała.
Ptak wybuchł, ale tym razem nie jako fajerwerki, ale jako ładunek wybuchowy. Kat spojrzała przerażona na Deidarę.
-Nie mówiłeś, ze to bomba – rzuciła.
-Bo nie pytałaś, un – odpowiedział.
-DEIDARA! – usłyszeli wrzask Pein'a.
-Ups! – zawołała Kat. – Poszły drzwi od gabinetu Lidera.
-Co?! – zawołał Deidara. – Zabije mnie, un! A to ty! Liderze to Kat, un!!!
-ZABIJĘ WAS OBOJE! – wykrzyczał Pein.
Szarooka i Deidara zaczęli krzyczeć. Z pokojów wyszli niektórzy członkowie Akatsuki. Sasori i Itachi spojrzeli zaszokowani na idącego wściekle Pein'a, całego w kurzu i drzazgach, oraz na biegających wokoło Kat i Deidarę. Kisame rzucił im nieco rozbawione spojrzenie.
-ZABIJĘ!!!... – wysyczał Pein.
-Ratuj się kto może! – krzyknęła Kat.
Złapała Deidarę za rękę i pociągnęła go w stronę Sali Pieczętowania. Szybko opuścili organizację bocznym wyjściem. Biegli przez las, omijając drzewa i słysząc za sobą wściekłe krzyki Pein'a. W końcu zatrzymali się zdyszani.
-Przez ciebie zginę, un – zauważył Deidara.
-Pociesz się tym, że ja zginę z tobą ale przez siebie samą – poklepała go po ramieniu.
Chwilę jeszcze odpoczywali, aż w końcu ruszyli przed siebie, bez żadnego określonego celu podróży. Nagle z krzaków wyskoczył mały lis. Przyglądnął im się uważnie i wrócił tam, skąd przyszedł.
-Lis... – zauważył Deidara.
-Acha... – potwierdziła Kat. – Jednoogoniasty. Nie tego szukamy.
-To my szukamy Kyuubi'ego, un? – zapytał nieco zaskoczony Deidara. – Teraz?
-A skąd – odpowiedziała mu Szarooka. – Ogólnie tak, ale nie teraz. Teraz staramy się przeżyć jakoś w lesie.
Nagle Kat pociągnęła Deidarę w krzaki. Upadli razem na ziemię, Szarooka leżąc na blondynie spojrzała spomiędzy liści na drogę.
-Kat... – zaczął Deidara, czerwieniąc się. – Jesteś za blisko, un.
-Cicho... – skarciła go. – Dwóch ANBU.
Ostrożnie zeszła z niego i razem spojrzeli na drogę. Faktycznie szło tamtędy dwóch członków ANBU. Kat aktywowała sharingan, ale nie dostrzegła nikogo więcej.
-Są sami – powiedziała. – Powinni nas minąć.
Deidara skinął głową. Nagle Kat zachciało się kichać. Deidara w ostatniej chwili przytrzymał jej nos palcami, kładąc dłoń na jej ustach, aby nie kichnęła. ANBU minęło ich bez podejrzeń. W końcu Kat zaczęła się dusić.
-A sorry... – szepnął Deidara.
Kat odetchnęła głęboko i otarła usta wierzchem dłoni. Nie wiedząc czemu, zaczerwieniła się mocno, uciekając wzrokiem wokoło.
-Co ci, un? – zapytał Deidara.
-Eee... No... – zaczęła. – Dei... Bo ty masz te usta na swoich dłoniach, a one przed chwilą...
-Kuso! – jęknął Deidara, zaczerwieniwszy się mocno. – Przepraszam...
-Tylko ci mówię, żebyś następnym razem wiedział – zauważyła, wstając. – Wiesz co... Jeszcze nigdy nie całowałam się z ręką. Nie ma to jak nowe doświadczenia.
Krążyli po lesie, aż zrobiło się ciemno. Wtedy z krzaków, okalających leśną ścieżkę, wyskoczył...
-Tobi! – zawołała Kat, przytulając się do maskmena. – Przyszedłeś nas uratować.
-Tobi to dobry chłopiec – potwierdził. – Pein-sama mówi, że możecie wrócić, jeśli naprawisz mu drzwi i będziesz gotować wszystkie posiłki przez miesiąc. Codziennie.
-Usz, wredny rudzielec – szepnęła mu do ucha.
-Czyli się zgadzacie, Tobi się cieszy! – zawołał maskmen. – Możemy wracać? Tobi chce już iść spać.
Szybko wrócili do siedziby. Kat od razu naprawiła Pein'owi drzwi, starając się nie śmiać pod naporem jego nienawistnych spojrzeń.
Egzamin na chuunina w Konoha nie odbył się tak, jak Trzeci Hokage by sobie tego zażyczył. Akurat teraz stał na dachu jednego z budynków, naprzeciw swojego dawnego ucznia, Orochimaru. Sannin uśmiechał się złowieszczo.
-Zobaczmy, drogi Sarutobi sensei, jak poradzisz sobie z innymi przywódcami Konoha – zaśmiał się wężowaty. – Kuchiyose: Edo Tensei!
Przed nim z nikąd zaczęły wyłaniać się trzy trumny Hokage. Sarutobi z trudem zdołał powstrzymać trzecią, należącą do Czwartego. Dwie z nich otworzyły się ukazując braci Senju. Orochimaru zaśmiał się i oczy Nidaime oraz Shodaime się otworzyły, a każda z komórek zaczęła na nowo żyć...
Kat obudziła się w swoim pokoju zlana potem.
-Tobirama... – szepnęła. – Hashirama...
Ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Czemu znowu te sny? Kiedy się od nich uwolni? Dziś jednak koszmar był inny, bardziej realistyczny... Obaj bracia Senju patrzyli na nią żywymi oczyma, uśmiechali się do niej, smutno, ale jednak. Ich obraz zasłaniała kurtyna krwi, ich krwi.
-Nee-chan... – usłyszała cichy szept.
-Tobirama! – zawołała.
Objęła mocno chłopaka, wypłakując się w jego ramię. Uchiha przytulił ją do siebie, gładząc po złotych włosach. Kołysał ją lekko, pozwalając uspokoić się Szarookiej.
-Oni... Braciszku... Oni byli... – łkała.
-Już dobrze, Nee-chan – uspokoił ją. – To tylko sen.
Nie potrzebowała jej wyjaśnień. Dziewczyna powoli uspokajała się, wypłakując w jego ramię. Kochała Tobiramę, Hashiramę traktowała jak brata... Każdy koszmar z ich udziałem był ciosem w serce, był jak rozoranie dopiero co zasklepionej rany, która na nowo krwawiła i bolała. Dziewczyna zasnęła dopiero o trzeciej nad ranem, wciąż tulona w ramionach brata. Tobi położył ją na łóżku i przykrył szczelnie kołdrą. Pocałował ją w czoło, odgarniając kosmki włosów z jej twarzy. Wiedział, że dziewczyna będzie spać już do rana. Wyszedł z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi.
-Mamy kłopoty – usłyszał głos Pein'a.
-O co chodzi? – zapytał natychmiast.
-A Kat? – rzucił Lider.
-Śpi, nie warto jej budzić – zauważył Tobi. – Co się stało?
-Chodź – polecił rudy.
Razem weszli do gabinetu, gdzie znajdował się Itachi, Kisame, Sasori, Deidara, Kakuzu, Hidan, Konan i Zetsu.
-W czasie egzaminu na chuunina w Konoha Orochimaru zaatakował Wioskę – poinformował Pein. – Zginął Trzeci Hokage. Podobno Orochimaru użył zakazanej techniki wskrzeszania, ożywiając ciała dwóch poprzednich Hokage...
Tobi podniósł wzrok. Więc dlatego... W tej sytuacji koszmar Kat nabierał sensu.
-...to jawny atak na Konoha – zauważył rudy. – Mało tego... Podobno młody Sasuke otrzymał przeklętą pieczęć od wężowatego...
Tobi poczuł, jak stojący obok niego Itachi drgnął nieznacznie.
-...nie wiemy co planuje Orochimaru – ciągnął Lider. – Zetsu ma ograniczone możliwości w jego twierdzy, a żadnego z was tam nie wyśle. Możemy czekać tylko na dalszy rozwój wydarzeń i przygotować się na walkę. Od dziś dzielicie się swoimi technikami między sobą, a Kat zostaje waszą główną trenerką.
-Ta małolata, un? – rzucił Deidara.
-Nie nazwałbym jej tak – zaprzeczył Pein. – Historia Kat Dealupus sięga dalej niźli byście przypuszczali. Ona była trenowana przez Drugiego Hokage Konoha, ma dar wieczności, siłę Copygana, włada wilkami i nosi w sobie najpotężniejszego z demonów. Radzę wam wszystkim czuć przy niej choć odrobinę respektu. Będziecie się od niej uczyć. To mój rozkaz. A teraz wracajcie do swoich pokoi, bo od jutra zaczyna się ciężka praca każdego z was nad samym sobą.
Tobi obudził się o szóstej. Zamruczał niechętnie, wciskając głowę pod poduszkę.
Ktoś zapukał do jego pokoju. Hm... Dziwne. Zazwyczaj nikt nie pukał. Kat nie pukała, zresztą on sam do niej też nie pukał. Zazwyczaj parowali do drugiego jak do siebie, z czego czasem wynikały dość dziwne sytuacje. Więc kto mógł pukać? Pein pukał, jak mu się chciało. A! Był jeszcze jeden...
-Tobi, to ja, Itachi, otwórz – powiedział przez drzwi Uchiha.
-Wejdź – rzucił Tobi.
Usłyszał odgłos otwieranych i po chwili zamykanych drzwi. Spomiędzy pościeli i swoich rąk zauważył, że to faktycznie Uchiha. Podniósł się nieco, siadając na łóżku.
-Nie masz maski – zauważył Itachi.
-I tak wiesz, kim jestem, po co nosić maskę – odpowiedział mu Tobirama. – O co chodzi?
-Orochimaru zabił Trzeciego Hokage – zauważył Itachi, stając przed biurkiem Tobi'ego. – Wiesz co to oznacza... Sasuke... Jeśli Starszyzna będzie chciała dokończyć dzieła. Przecież nie po to go wtedy ratowałem, by teraz zginął z ich ręki.
-Przypomnij im o sobie – poradził Tobirama.
-Jak? – zapytał Itachi.
-Pein wyśle was na misję do Konoha – powiedział Tobi, wstając z łóżka. – Wystarczy, że pokonasz kilku jouninów, użyjesz Mangekyo, a gdy Starszyzna się o tym dowie, wspomni twoje słowa.
Itachi parsknął cicho.
-To oznacza ujawnienie – zauważył.
-O Akatsuki i tak już jest za głośno – przerwał mu Tobi. – Poza tym... Moglibyście spróbować złapać sakryfikanta lisa. A przynajmniej ocenić jego możliwości.
-Pein nas nie wyśle – zauważył Uchiha.
-On może nie, ale ja i Kat owszem – rzucił Tobi. – Pamiętaj, kto tu tak naprawdę ma władzę. Szarooka zna wasz los, zgodzi się bez problemu. Poza tym... – urwał na chwilę. – ...ona widzi w Sasuke potencjał.
-Chce go w Akatsuki? – zdziwił się Itachi.
-Jeszcze nie teraz – zaprzeczył. – Ale kiedyś, kto wie... Plany Szarookiej to nawet jak dla mnie zbyt skomplikowana sprawa. Ale zaufaj jej, ona cię nie zawiedzie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top